niedziela, 24 sierpnia 2014

Jednopartówka "?" 2

Kiedyś nie wierzyłem w miłość. Myślałem, że to bajka. Na początku jest poznanie się, randki, zauroczenie, wielka miłość, która kończy się ślubem. Finałem jest szara codzienność albo skakanie sobie do gardeł. Nie mówiąc już o tym, że potem on albo ona zdradza. Zresztą wszystko na tym świecie opiera się na jednym, a mianowicie na pieniądzach. Myślałem, że za pieniądze można kupić wszystko, ale myliłem się. Bo mnie się udało. Jednemu z niewielu ludzi na świecie spotkałem tą jedną, jedyną. Wkroczyła do mego życia niczym promyk słońca, który rozjaśnił moje jałowe i szare życie wprowadzając do niego światło i ciepło. To czego mi brakowało. Jej uśmiech był niczym tęcza na niebie po deszczu dający nadzieję. Nigdy nie zapomnę jej zielonych, wnikliwych oczu lśniących niczym dwa przejrzyste jeziora. Czułem się wtedy jakby prześwietlały moją duszę na wylot. Ale od początku. Zacznę od dnia kiedy ją spotkałem, a to był 20 marca początek astronomicznej wiosny. Pamiętam jakby to było dziś...

Wracałem z kolejnej zakrapianej imprezy, którą wyprawił Kiba podczas nieobecności swoich rodziców. Nigdy nie było ich w mieście i zostawiali syna samego obdarzając go zaufaniem. Grał przed nimi potulnego i posłusznego synalka. Oni cieszyli się i ufali mu bezgranicznie, a potem wyjeżdżali. Wtedy zrzucał maskę i imprezował dzień w dzień. Tak czy owak: były panienki, seks, alkohol i narkotyki. Oj było warto pomyślałem. Byłem nieźle nawalony, ale w dobrym humorze. Moi rodzice nie mówili mi nigdy, o której mam wracać. W sumie nie interesowało ich to. Byli wiecznie zajęci swoją pracą i rzadko bywali w domu. Nasza willa była teraz pusta, bo służba już dawno poszła do domów. Czknąłem głośno. Czułem, że zaraz się zrzygam. Popatrzyłem na nocne niebo uproszone gwiazdami.
- Idealna noc dla kochanków.- zaśmiałem się. Znając życie jakieś parki zaszyły się w parku i dawały upust swoim namiętnościom. Nieraz natykałem się na takie pary. Ciekawe czy dzisiaj będzie tak samo? Zadałem sobie pytanie w duchu. Ruszyłem przez park, gdyż przechodząc skracałem sobie drogę do domu. Szedłem alejką, ale na nikogo nie trafiłem jak na razie. Zatrzymałem się raptownie. Na ławeczce pod rozłożystą sakurą, której gałęzie pod ciężarem kwiatów zwieszały się ku dołowi siedziała dziewczyna, zwrócona do mnie tyłem, więc nie widziałem twarzy. Jej skóra wydawała się blada w blasku księżyca. Różowe włosy sięgające ramion bawił się wiatr niczym pieszczotliwa dłoń kochanka. Potrzasnąłem głową nie wiedziałem skąd przyszło mi do głowy to określenie nie jest z natury romantyczny od razu przechodzę do rzeczy. Skupiłem ponownie na niej swój wzrok. Na ramiona miała narzuconą chustę. Najdziwniejsze było to, że siedziała tutaj sama i się nie bała.
Czyż nie jest piękna? – usłyszałem jej melodyjny głos. Był ciepły i pełen rozmarzenia jak i nostalgii. Zmarszczyłem brwi.
- Skąd wiesz, że ktoś za tobą stoi? – padło z moich ust. Byłem ciekaw odpowiedzi. Nawet się nie odwróciła.
- Czułam jak ktoś się we mnie wpatruje.- usłyszałem odpowiedź. Nic nie powiedziałem. Zamierzałem się oddalić, lecz odezwała się po chwili:
- Wielcy poeci umieszczali w swych wierszach kwiat sakury, który symbolizował krótkotrwałe i piękne życie niczym kwiaty wiśni.- gadała jakieś bzdury i miałem to gdzieś. Przewróciłem oczami. Zachciało się jej pogawędki ze mną. – i jest w tym prawda. Nie zawsze nasze życie jest piękne, ale krótkie. Dlatego powinniśmy cieszyć się z każdej minuty życia na ziemi, bo nie znamy daty i godziny naszej śmierci.- byłem coraz bardziej zirytowany. Wygląda na to, że spotkałem studentkę filozofii, który zastanawia się nad sensem życia. Po prostu pięknie pomyślałem. Jeszcze tego mi brakowało. Obrzuciłem obojętnym wzrokiem drzewo. Nie dostrzegłem nic nadzwyczajnego. Zwykłe drzewo i tyle. Wzruszyłem ramionami. Miałem gdzieś co myśli. Jedyne o czym myślałem w tej chwili to ciepłe łóżko, które na mnie czekało.
- Masz mnie za dziwaczkę? – to pytanie zbiło mnie z tropu. Wyglądało na to, że nie byłem pierwszy który tak myślał.- nie szkodzi. Ludzie zazwyczaj właśnie tak myślą i patrzą. Zwłaszcza, że się nie odzywasz. – dodała nieznajoma. Wstała z ławeczki i spojrzała w moim kierunku. Teraz mogłem się jej przyjrzeć bliżej. Miała owalną twarz i zadarty nos. Biust dość sporawy, szczupła i wysoka jak na dziewczynę. Ubrana była w ciemnozieloną bluzkę z długimi rękawami i dżinsy. Nie była specjalnie ładna czy brzydka taka przeciętna. Ale w jej wyglądzie rzucały się przede wszystkim jej oczy. Intensywnie zielone przypominały mi szmaragdy lśniące w słońcu. – nie będę ci już przeszkadzać.- jej spojrzenie spowodowało, że drgnęło „coś” w mojej duszy. Nie wiem dlaczego to powiedziałem. Może to było coś w jej spojrzeniu albo tak podziałał na mnie romantyczny nastrój lub księżyc.
- Wcale nie uważam, że jesteś wariatką. Po prostu człowiek się nad tym nie zastanawia tylko pędzi przez życie nie zatrzymując się, a powinien się zatrzymać i zastanowić.- na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Widocznie nie tylko ja. – odparła z uśmiechem. Poprawiła chustę na ramionach i ruszyła.- mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.- dodała, omijając mnie. Szła w kierunku, z którego przyszedłem. Odwróciłem się. Roztaczała wokół siebie taką ciepłą aurę. Wyczułem to teraz. Odprowadziłem ją spojrzeniem dopóki nie zniknęła mi z oczu. Potrzasnąłem głową. – Co to było? – mruknąłem pod nosem, po czym ruszyłem do domu.

Zapomniałem o dziwnym spotkaniu w parku i nieznajomej dziewczynie pochłonięty imprezowaniem. Spotkałem ją dwa tygodnie później. To była nietypowa sytuacja. Wracałem wieczorem pijany z klubu, gdzie zabawiałem się z kumplami i podrywałem dziewczyny. Były całkiem niezłe. Szybki numerek w toalecie i koniec znajomości. Właśnie skręcałem , gdy poczułem mocne uderzenie w brzuch. Złapałem się za brzuch. Kompletnie nie wiedziałem co się dzieje. Przyszedł drugi cios tym razem w szczękę. Poleciałem do tyłu. Zakręciło mi się w głowie. Wokół mojej głowy zatańczyły gwiazdki jak w kreskówce. A szczęka bolała. Było ich trzech. Spojrzałem na swego oprawcę. Dostrzegłem szyderczy uśmiech Satsukiego i jego kumpli. Imion nie pamiętałem. Zaskoczył mnie tym atakiem. Zupełnie się nie spodziewałem. Gdybym nie był pijany to dałbym im radę, ale tak to siedziałem z kręcącymi gwiazdeczkami, które nie chciały zniknąć.
- To za moją dziewczynę Ayame.- wysyczał. No tak. Ubzdurał sobie, że ją mu odbiłem i porzuciłem. Kiedy sama ona do mnie przyszła i flirtowała. Ja tylko się z nią przespałem, a gdy ją odtrąciłem poleciała do niego i powiedziała jak ją wykorzystałem. Wredna suka pomyślałem.- teraz już nie jesteś taki pewny siebie Uchiha co? – spytał z szyderczo.
- Wal się Satsuki. Jesteś tchórzem skoro przyszedłem z obstawą. Gdybyś się mnie nie bał to przyszedłbyś sam.- dostałem w twarz kilka razy. Poczułem coś lepkiego na ustach. Przejechałem językiem po wargach. Poczułem metaliczny smak. To była moja krew. Nagle w jego dłoni pojawił się scyzoryk kieszonkowy.
- Trochę upiększymy twoją twarz. Po tym „upiększaniu” żadna dziewczyna na ciebie nie spojrzy.- zaśmiał się. Wyglądał jak czarny charakter z kreskówki. Opis i zachowanie się zgadzały. Czułem jak jego pieski stawiają mnie na nogi. Trzymali mnie za ręce bym się nie wyrywał. Byłem w kiepskiej sytuacji. Podszedł do mnie i uniósł scyzoryk ku mej twarzy. Poczułem chłód stali. Już było po mnie.
- Satsuki co ty robisz? – usłyszałem znajomy głos. Gdzieś go już słyszałem. Chłopak znieruchomiał i spojrzał za siebie.
- Senpai.- padło z jego ust, wpatrywał się w dziewczęcą sylwetkę.
- Natychmiast opuść scyzoryk i odejdź.- powiedziała spokojnym i stanowczym głosem. Nie była przerażona.
- Bo co? – spytał zaczepnie.
- Wiesz co się stanie. – rzuciła.
- Satsuki mamy ją...? – odezwał się z jeden jego piesków.
- Nie.- przerwał mu.- opuścił scyzoryk i schował go.- Spadamy stąd.- puścili mnie, a ja opadłem na kolana. Zasyczałem z bólu. Patrzyłem jak odchodzą. Dziewczyna podbiegła do mnie. Po chwili poczułem delikatny dotyk na policzku.
- Nic mi nie jest.- odtrąciłem jej dłoń, choć jej dotyk przyniósł mi ukojenie. Z trudem wstałem. Bym się przewrócił, gdyby mnie nie objęła w pasie i nie zrzuciła mojego ramienia na swoje.
- Zabiorę cię do szpitala- oznajmiła.
- Żadnych szpitali. Nigdzie nie pójdę.- nie ma mowy. Moja noga tam nie powstanie. Przekonywała mnie, ale ja byłem nieugięty. W końcu westchnęła i powiedziała zrezygnowana:
- Jesteś uparty jak osioł. Zabiorę cię do domu i opatrzę ci rany.- już miałem zaprotestować, lecz mnie uprzedziła:
- Nie ma żadnego ale.- rzuciła. Skapitulowałem wiedząc że nie wygram i skupiłem się na tym by nie jęczeć przy każdym kroku.

- Auć.- syknąłem, gdy przemywała mi ranę. Akurat zdążył mi ten dupek zrobić lekkie nacięcie na policzku czego nie poczułem. Przylepiła mi plaster i dokonywała dalszych oględzin. Czułem jej jaśminowo- piżmowy zapach z nutką pomarańczy. Nie wiem dlaczego, ale pasował do tej dziewczyny. Taki delikatny i kwiatowy jak ona sama. Pogrążony w myślach nie zauważyłem kiedy skończyła. Dopiero jak mnie poklepała po ramieniu poczułem ból i lekko się skrzywiłem.
- Gotowe. – uśmiechnęła się. Zastanawiało mnie teraz jedno.
- Skąd znasz Satsukiego? – spytałem się jej. Ten świr nie wyglądał na faceta udzielającego się towarzysko zwłaszcza że uwielbiał bójki. Nieraz mu przywaliłem, a tu wystarczyło jej jedno słowo i proszę facet zmył się szybko.
- Byliśmy kiedyś sąsiadami.- wyjaśniła pokrótce. Nie zagłębiała się w szczegóły.
- To dziwne, że go powstrzymałaś. Tylko powiedziałaś kilka słów i po sprawie.- drążyłem temat.
- Widocznie mam na niego wpływ. Znamy się wszak od dziecka.- coś czułem, że ta sprawa ma drugie dno, ale nie zamierzałem się wtrącać i drążyć tego. Gdyby chciała to by mi powiedziała. Wzruszyłem ramionami i wstałem.
- Będę już szedł.- odezwałem się. Nic mnie tu nie trzymało. Opatrzyła mnie i byłem wolny. Skierowałem się ku drzwiom, ale zawahałem się przez chwilę i odwróciłem się. I wtedy nasze spojrzenia się skrzyżowały. Poczułem się tak jakoś lekko i radośnie. Przestał liczyć się czas i to co znajduje się wokół nas. Była tylko ona. Jej zielone oczy przyciągały i hipnotyzowały. Coraz bardziej zanurzałem się w morzu zieleni. Czułem się tak jakbym ją znał od zawsze. Ruszyłem w jej kierunku, gdy coś spadło na podłogę i przerwało tą magiczną chwilę. Oderwałem wzrok od niej i popatrzyłem na podłogę, na której leżały nożyczki. Nie wiem jak się tam znalazły, ale to był sygnał by iść, choć moje „ja” nie miało ochotę. Skierowałem się ku drzwiom, gdy moje dłonie spoczęły na klamce powiedziałem:
- Dziękuję.- należało się jej. Pomogła mi. Korciło mnie by spojrzeć. Nie mogłem się powstrzymać i zrobiłem to. W odpowiedzi otrzymałem jej uśmiech, który sprawił, że moje serce zabiło szybciej. Wyglądała ślicznie z tym uśmiechem na twarzy. Otrząsnąłem się i pożegnałem się szybko. Wyszedłem na świeże powietrze i wziąłem głęboki oddech. To mnie otrzeźwiło. To był już drugi raz gdy mnie oczarowała. Nie flirtowała ze mną, nie posyłała żadnych zalotnych spojrzeń, a zrobiła na mnie duże wrażenie. Nigdy czegoś takiego nie czułem. To było dziwne jak i fascynujące. Zepchnąłem tą myśl w najgłębsze zakamarki mego umysłu i ruszyłem do domu.

Dwa dni później stałem pod drzwiami jej domu. Po powrocie od niej uświadomiłem sobie dwie rzeczy; po pierwsze nie znam jej imienia, a drugie chciałem ją lepiej poznać. Tłumaczyłem sobie, że chcę jej należycie podziękować, choć wiedziałem jaka jest prawda. Dobra to był pretekst. W ręku trzymałem bukiet czerwonych róż. Nawet nie wiedziałem czy je lubi, ale wychodziłem z założenia że wszystkie kobiety kochają czerwone róże. W końcu zadzwoniłem. Otworzyła mi różowowłosa. Była zaskoczona moim widokiem, ale po chwili uśmiechnęła się.
- Wejdź.- przesunęła się by mnie wpuścić. Wszedłem do środka. Po chwili usłyszałem trzask zamykanych drzwi, minęła mnie a ja zrozumiałem że mam za nią podążyć. Znaleźliśmy się w salonie. Przypomniałem sobie o różach. Nawet nie wiedziałem co tu robiłem, nie przemyślałem tego. Po prostu kupiłem róże i do niej przyszedłem. Nie mogłem wyrzucić jej ze swojej głowy. Zaintrygowała mnie w jakiś sposób. Podszedłem do niej. – To dla ciebie.- podałem jej bukiet róż.- to podziękowanie. Wiesz za co.- co za głupi tekst pomyślałem. Moja mowa wyszła słabo. Jakby nie potrafił rozmawiać z dziewczyną. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje, ale miałem ochotę poznać ją lepiej. Nie wiem czemu mnie naszło, ale już wtedy pod drzewem wiśni poczułem tą dziwną magię, która mnie do niej przyciągała. Zaczynałem to zauważać. Działo się ze mną coś dziwnego jak i niesamowitego. – Dziękuję.- przyjęła ode mnie bukiet i powąchała.- ładnie pachną. Ale najlepsze są dopiero co zerwane.- oczy się jej śmiały. Zarejestrowałem w swym umyśle, aby następnym razem zerwać jej z ogrodu. Jak szybko przyswoiłem sobie fakt, że ponownie ją odwiedzę. Jakby to było dla mnie oczywiste. – Nie przedstawiłaś się. Nawet nie znam twego imienia.- zamyśliła się. – Faktycznie. Ja nawet twego nie znam. Więc zacznijmy od nowa. Jestem Sakura Haruno.- wyciągnęła do mnie dłoń, a ją uścisnąłem. Była ciepła i taka delikatna. Moje ciało przeszedł przyjemny prąd. – Sasuke Uchiha.- padło z moich ust. Z niechęcią puściłem jej dłoń, chcąc potrzymać ją dłużej. – Możesz się napijesz kawy? – zaproponowała. Pokiwałem głową. I tak się zaczęła nasza znajomość.

I tak mijał dzień za dniem, a my spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu, a raczej każdą wolną chwilę. Przestały mnie interesować imprezy wolałem słuchać melodyjnego głosu Sakury albo jej cudownego śmiechu, który brzmiał jak dzwoneczki na wietrze. Zieleń jej oczu przeszywała mą duszę na wylot. Moje serce biło na jej widok niczym dzwon. Moje oczy zawsze szukały jej spojrzenia, a moja ręka jej dłoni. Wszystko zaczynało się mnie w jej podobać. Do dziś nie mogę zapomnieć naszego pierwszego pocałunku pełnego słodyczy i niewinnego. To było coś cudownego. Czułem się wtedy jak w niebie. Serce biło mi jak oszalałe, a przecież nieraz się całowałem, ale to było coś zupełnie innego. Nasze usta muskały się delikatnie jakby się bały, że zranią tą drugą osobę. Nigdy tego nie zapomnę. Zakochiwałem się w niej coraz bardziej. Nie wiem nawet kiedy, a zostaliśmy parą. Byłem najszczęśliwszym facetem na świecie. Ale nic nie trwa wiecznie. Raz na naszej randce Sakura zemdlała. Nie mogła biegać i często nosiła tą chustę mówiąc że jest jej w niej cieplej. Nie komentowałem tego. W końcu jednego razu złapała się za serce i zaczęła się osuwać na chodnik. Przerażony zadzwoniłem na pogotowanie. Zdenerwowany modliłem się by przyjechali jak najszybciej. Minuty wlokły mi się niemiłosiernie. Nie wiedziałem co się dzieje z mą ukochaną. Byłem przerażony. Zrobiła się blada, ale uśmiechnęła się do mnie i powiedziała, że wszystko będzie dobrze. W końcu przyjechała karetka i zabrała ją. Chciałem z nią jechać, lecz mi nie pozwolono, więc pojechałem taksówką. Zdezorientowany pobiegłem do recepcji i wypytywałem o Sakurę. Dowiedziałem się, że jest na badaniach i zostanie przewieziona na oddział kardiologii. W końcu mogłem ją zobaczyć. Nie rozumiałem czemu ją tu przywieźli. Popatrzyła na mnie i powiedziała:
- Sasuke muszę ci coś powiedzieć. – wzięła głęboki oddech.- jestem chora na serce. Ja umieram.- to mi wystarczyło. Zamierzała mi powiedzieć dawno, ale zwlekała. Dowiedziałem się, że jest od małego chora na serce. Robiono jej niedawno przeszczep i nie przyjął się. Szukano ponownego dawcy, ale na próżno. Umierała i nic nie dało się zrobić. Poczułem się tak jakbym dostałem obuchem po głowie. Nagle zrobiło mi się zimno. Nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem. Myślałem, że to żart ale jej mina mówiła co innego. To była prawda. Mój cały świat się zawalił. Moja ukochana umierała!!! Nie chciałem tego. Byłem zrozpaczony. Nie wiem jakim cudem znalazłem się w domu. Otępiały poszedłem do pokoju. Przez kilka dnia jadłem i chodziłem jak robot wyprany z uczuć. Nic do mnie nie docierało prócz bólu w sercu. Nie chciałem jej stracić, ale w końcu uzmysłowiłem jedną rzecz. Nie mogłem żyć bez Sakury. Tak bardzo ją kochałem i chciałem spędzić z nią każdą minutę życia i nie zostawić jej. Bez niej byłem nikim. Poszedłem do niej do szpitala i oświadczyłem:
- To nie ma znaczenia Sakura. Chcę być z tobą.- byłem poważny. Zielone oczy spojrzały na mnie.
- Naprawdę? – spytała cicho.
- Naprawdę.- rzekłem i położyłem dłoń na jej.- będę cię wspierał.- dodałem.

Od tamtej pory zająłem się szukaniem jakiegoś leku czy dawcy dla Sakury, ale na próżno. Lecz nie poddawałem. Jej uśmiech dodawał mi odwagi. Szukałem jak mogłem. W końcu zdecydowałem się na pewien krok. Poszliśmy na ławeczkę blisko wiśni, gdzie się spotkaliśmy. Byłem zdenerwowany jak nigdy w życiu. Ręce aż mi się spociły. W głowie miałem pustkę i przyznam, że się bałem lecz jak na mężczyznę przystało nie uciekłem, choć miałem ochotę. Za to przyklęknąłem na jedno kolano i wyjąłem pudełeczko z kieszeni.
- Sakura wyjdziesz za mnie? – padło z moich ust. Serce biło mi jak oszalałe. W końcu ją spytałem. Teraz czekałem na jej odpowiedź, ale milczała w końcu odezwała się:
- Sasuke jesteś pewien...
- Tak.- przerwałem jej.- jak niczego w życiu. Kocham cię całym sercem i chcę byś została moją żoną.- oczy się jej zaszkliły, aż w końcu wzruszona powiedziała:
- Tak, wyjdę za ciebie.- wsunął pierścionek na palec, po czym wstałem i chwyciłem w ramiona. Byłem taki szczęśliwy. Zaśmiała się. Ale najgorsze było przede mną. Powiedziałem rodzicom, a oni wyrzekli się mnie i wyrzucili mnie z domu. Na szczęście pomogła mi ciotka Tsunade. Pozwoliła nam u siebie zamieszkać. Wzięliśmy ślub i cieszyliśmy się swoim szczęściem. Ale Sakura zaczęła gasnąć w oczach, schudła. Ale jej oczy nadal pozostały żywe. Byłem z nią do samego końca. Głaskałem ją czule po dłoni, szepcząc słowa miłości. Myślałem, że byłem przygotowany. Jednak nie. Moje serce płakało. Spojrzała na mnie i powiedziała:
- Sasuke dziękuję ci za to, że byłeś przy mnie. Byłam z tobą szczęśliwa.- po tych słowach zamknęła oczy. Na jej ustach kwitł delikatny uśmiech. Wyglądała jakby spała. W moich oczach pojawiły się łzy. Pochyliłem się i pocałowałem ją lekko w usta. Nie chciałem dopuszczać do siebie myśli, że ją stracę i nigdy nie ujrzę. Patrzyłam na tą kruchą kobietę i myślałem ile ona dla mnie znaczy. Nie wiem jak mogłem uważać, że życie jest cudowne za nim ją spotkałem? Gdybym wcześniej ją poznał, zapewne bym nie chodził na te wszystkie imprezy i nie podrywał dziewczyn. Byłbym innym człowiekiem, ale...
- Śpij dobrze kochanie.- wyszeptałem. Pogrzeb pamiętam jak przez mgłę. Byłem na środkach uspokajających. Jednak tabletki nie spowodowany, że zapomniałem jak ją poznałem. Przed moimi oczami przesuwały się obrazy naszych wspólnych spędzonych chwil . Słyszałem jej melodyjny śmiech, który dźwięczał mi w uszach. Uśmiechałem się lekko, słysząc jej piękny głos. Ludzie zapewne uznali, że zwariowałem, jednak nie obchodziło mnie to wcale. Liczyła się tylko ona. Nagle się wszystko skończyło. Trumna została spuszczona w głęboki dół. Moje oczy nabrały ostrości. Zauważyłem jak mężczyźni zaczęli zakopywać otwór. Monotonny głos kapłana wdzierał się do mojej głowy. Ostatnie słowa, krótka modlitwa... Chciałem się rzucić na obcych mężczyzn. Co oni robili? Jak mogli grzebać moją miłą. Czyjeś mocne dłonie złapały mnie za ręce.
-Puść mnie.- wrzeszczałem jak szaleniec, pragnąć dostać się do ukochanej.
-Sasuke, nie. – odwróciłem głowę i spostrzegłem smutne błękitne oczy. To był Naruto, mój przyjaciel.
-Nie? – powtórzyłem głucho.
-Nie. – Pokiwał głową. „Nie” – pomyślałem, patrząc jak kolejna porcja ziemi zakrywa trumnę.
-Nie...
Odeszła ta, którą kochałem lecz musiałem się pozbierać i wziąć w garść. Wyjechałem z kraju. Po kilku latach wróciłem jako doktor. Rozglądałem się po miasteczku, które nic się nie zmieniło. Ale mojego nogi podążyły w jedno konkretne miejsce, a mianowicie cmentarz. Furtka zaskrzypiała lekko gdy ją popchnąłem i wszedłem na żwirowaną ścieżkę. Czułem chrzęst pod stopami. Dawno mnie tu nie było. Prawo, potem lewo. W końcu stanąłem przed grobem żony.
- Witaj kochanie. Dawno mnie tu nie było.- odezwałem się.- jestem teraz kardiologiem. Ratuję ludzi. Robię co w mojej mocy. Tak bardzo za tobą tęsknię.- popatrzyłem na złote litery. Na jej grobie położyłem bukiet róż.- twoje ulubione. Pójdę już, ale będę tu przychodziłem często by z tobą porozmawiać.- moja tęsknota ożyła. Chciałem zobaczyć jej uśmiech, dotknąć. Odepchnąłem bolesne wspomnienia na bok. Za to w mojej głowie pojawił się jej żywy obraz.- do zobaczenia.- odwróciłem się i odszedłem. Gdy wyszedłem z cmentarza moje nogi poniosły mnie na ławeczkę, gdzie pierwszy raz się spotkaliśmy. Wspomnienia ożyły. Pamiętałem co powiedziała. Usiadłem na niej i popatrzyłem na przekwitłe kwiaty wiśni, które wirowały niesione przez wiatr.
- Życie jest krótkie i piękne jak kwiaty sakury.- przypomniałem sobie. W końcu stałem i odwróciłem się. Zrobiłem kilkanaście kroków, gdy powiał wiatr. Doleciał do mnie jaśminowo- piżmowy zapach. To niemożliwe pomyślałem ale naprawdę go czułem. To był jej zapach. Dobrze go zapamiętałem.
- Sasuke.- usłyszałem melodyjny głos. Odwróciłem się, ale nikogo nie widziałem. Rozczarowany ruszyłem. To było złudzenie. Nie mogłem czuć jej zapachu perfum, które tak uwielbiała. Do moich uszu doleciał śmiech brzmiący jak dzwoneczki. Uśmiechnął się lekko. Choć nie widziałem jej to czułem, że jej przy mnie i zawsze będzie. To ona nauczyła mnie miłością. Była moją bratnią duszą. Wniosła do mojego jałowego życia tyle ciepła i radości, że nigdy tego nie zapomnę. Wiedziałem, że kiedyś znów się spotkamy. Byliśmy sobie przeznaczeni i jesteśmy. Choć nasze szczęście nie trwało długo to cieszyłem się, że mogłem spotkać Sakurę i poznać smak miłości. Byłem za to wdzięczny losowi.
- Kiedyś znów się spotkamy.- powiedziałem na głos. – w innym życiu.- dodałem, odprowadzany jej śmiechem, który dał mi nadzieję i wiarę że kiedyś znów ją ujrzę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz