‘Just
give me a reason
Just
a little bit's enough
Just
a second we're not broken just bent
And
we can learn to love again
It's
in the stars
It's
been written in the scars on our hearts’
Pink
Jak
codzień jej powieki otworzyły się wraz z dźwiękiem budzika,
ukazując w pełnej okazałości oczy, które niegdyś zachwycały
wszystkich swą intensywną barwą zieleni. Teraz jednak były one
pozbawione tego blasku sprzed kilku lat. Mimowolnie spojrzała na
drugą stronę łóżka. Było puste jak niemalże każdego poranka.
Nie spodziewała się niczego innego. Przyzwyczaiła się już, że
każdego wieczoru kładzie się sama i budzi ównie osamotniona. Ale
mimo wszystko głupio łudziła się, że dzisiaj będzie inaczej. W
końcu to dziś jest ich kolejna rocznica ślubu. Wstając z łóżka,
wydobyła z siebie ciężkie westchnięcie. Chwyciła za biały
jedwabny szlafrok, znajdujący się na pobliskim fotelu, który
następnie zarzuciła na siebie. Powolnym krokiem schodziła po
drewnianych hebanowych schodach, przyglądając się uważnie
zdjęciom wiszącym na karmelowej ścianie. Ile by oddała, by
powrócić do błogich, radosnych czasów z początku ich małżeństwa.
Pierwsze pięć lat po złożeniu przysięgi było niczym wyciągniąte
z pięknej baśni. Oboje po skończonych studiach, oddali się w ręce
stażu, podróżując w wolnych chwilach po świecie. Zwiedzili
niemalże połowę świata i wszystko to z czystej przyjemności.
Szczupłymi
palcami przejechała po szybce, zza której radosne małżeństwo
spoglądało na nią ze swego ślubnego zdjęcia. Promienieli jak
nigdy. Nawet on, wiecznie obojętny i chłodny pan Uchiha uśmiechał
się czule i szczerze. Oddałaby wszystko, żeby ponownie ujrzeć ten
uśmiech na jego twarzy. A póki co ledwo widuje go w domu. Nie
skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie widziała go od tygodnia,
może dwóch, a może trzech. A może i nawet dłużej. Nie była w
stanie określić. Jednak za każdym razem, gdy wstawała, wiedziała,
że był w domu. Zawsze coś świadczyło o jego nocnej obecności -
brudne naczynia w zmywarce, czy też zwykła wymiana ubrań. Nie było
nocy, by czegoś po sobie nie zostawił. Pewnego wieczoru, nie kładła
się spać, chcąc wreszcie wymienić się z nim choć słowem, ale
niestety Morfeusz objął ją swymi ramionami w godzinach wczesno
porannych. Gdy się przebudziła na skórzanej kanapie, miała na
sobie wełniany pled w jakże znienawidzoną kratę, a wcześniej nie
nakrywała się nim. Na kuchennym blacie, zastała natomiast jeszcze
gorący kubek z fusami kawy na dnie. Innym razem natomiast wstała
wcześniej, jednak zbyt późno - on zdążył już wyjść. Miała
wrażenie, że ostatnimi miesiącami komunikowali się ze sobą,
jedynie za pomocą swoich sekretarek. Po chwili rozmyśleń,
kontynuowała schodzenie z pierwszego piętra, kątem oka zerkając
na rozweselone twarze, spoglądające na nią z kolorowych
fotografii. Ile by dała, by ponownie wrócić do tamtych czasów, w
których liczyli się tylko i wyłącznie oni.
Przechodząc
przez hol, wyciągnęła z obszernej torebki gruby, skórzany
kalendarz i trzymając go zdecydowanie w dłoni, skierowała kroki ku
kuchni. Kiedyś to pomieszczenie było dla niej niczym eden, w którym
uwielbiała się zatracać, gotując przeróżne potrawy na kolacje,
które niegdyś jedli wspólnie. Kiedyś sprawiało jej to czystą
przyjemność, jednak z czasem ta przyjemność zamieniła się w
katorgę gotowania jedynie dla siebie. W rezultacie przestała
gotować cokolwiek. Bo po co? Dla samej siebie równie dobrze może
zamawiać codziennie fast foody, tak jak robiła to za czasów
studenckich, bądź też jadać w restauracjach, na które w obecnej
chwili było ją stać.
Na
kuchennym krześle wisiał jeden z krawatów Sasuke, kolejna oznaka
tego, że pojawił się w domu. Coraz częściej zastanawiała się:
po co w ogóle wraca na chwilę? Czemu po prostu nie zakończy tej
farsy, jakim było ich małżeństwo od ostatniego roku. A z dnia na
dzień robiło się coraz gorzej. Jeszcze dwa lata temu, ujrzała
pudełeczko z biżuterią na poduszce tuż po przebudzeniu, rok temu
był bukiet soczystych kwiatów, a dziś nic. Trzęsącą się ręką
złapała za krawat i niepewnie przystawiła go do twarzy. Gdy tylko
woń kobiecych perfum dotarła do jej nozdrzy, wykrzywiła się w
grymasie. To nie był pierwszy raz, gdy wyczuła zapach innej kobiety
na ciuchach męża. Zdażało się również, że dostrzegła ślady
szminki na jego koszuli. Pomimo iż nigdy jej tego nie powiedział,
ani nie przyłapała go na jakże haniebnym uczynku, była prawie
pewna, że ją zdradza od dłuższego czasu. W momencie, gdy owa
perspektywa pojawiła się w jej umyśle, była załamana. Przecież
mówił, że kocha - a teraz zdradza, nie mając nawet odwagi
spojrzeć jej prosto w oczy. Miała jedynie nadzieję, że podczas
jej wyjazdów na sympozja, Sasuke nie był zdolny sprowadzić swojej
kochanki tutaj. Z każdym kolejnym powrotem, zaczynała brzydzić się
domem, który niegdyś tak bardzo kochała. Gdyby nie przyjaciel,
który był, gdy go najbardziej potrzebowała, prawdopodobnie
wpadłaby w depresję. Z początku była mu wdzięczna za to, że po
prostu był. Był, gdy Sasuke nie było, gdy ją unikał i odsuwał
od siebie na każdym kroku. Sasori pocieszył ją. Podniósł na
duchu. A co najważniejsze objął przyjacielskim ramieniem. Jednak z
czasem i ona oddała się chwili. Nie wiedziała czemu zaczęła z
nim sypiać. Przyłapywała się na myśleniu, że to rewanż na
Sasuke - w końcu skoro on może ją zdradzać, to czemu jej nie
wolno? Czy ona już nie może zaznać choć odrobiny szczęścia?
Nawet jeśli jest ono przelotne? Odłożyła krawat męża, tam gdzie
go zostawił i skierowała się ku kuchennym blacie. Z górnej półki
wyciągnęła duży kubek i zalała go do pełna świeżo zaparzoną
kawą. Gdy była mała nigdy by nie przypuszczała, że za jej czasów
wymyślą urządzenie, które wystarczy nastawić czasowo a wraz z
pobódką, będzie czekała na nią aromatyczna kawa.
Z
kubkiem w ręku usiadła przy solidnym drewnianym stole, po czym
otworzyła swój kalendarz, chcąc dowiedzieć się, co na dzisiaj
miała zaplanowane. Jednak pierwsze co rzuciło jej się w oczy to
zaznaczona na czerwono dzisiejsza data z podpisem: ósma
rocznica ślubu.
Musiała chyba być nieźle pijana, że to napisała. Ignorując swój
wcześniejszy wpis, spojrzała jakie spotkania i operacje ustawiła
dla niej jej sekretarka. Jednak ku jej niezadowoleniu nie było tego
zbyt wiele. Miała dziwne wrażenie, że Misa widząc wzmiankę jak
bardzo dziesiąty czerwca jest dla niej ważnym dniem, ustawiła jak
najmniej spotkań. Jedynie co miała zaplanowane to spotkanie z
Tsunade.
Sakura
przeczesała dłonią gęste różowe włosy i upiła większy łyk
kawy, której aromatem najpierw się zachwyciła. Już miała zamykać
kalendarz, gdy ujrzała, że cały czas dłonią zasłaniała kolejną
wzmiankę, napisaną przez nią samą. Widząc, co napisała pół
roku temu, zachłysnęła się gorącą kawą. Kaszląc odstawiła
kubek na stół, próbując złapać oddech. Z drobnymi łzami w
kącikach oczu, zaczęła przekartkowywać swój kalendarz, by tylko
dowiedzieć się, że na najbliższe trzy tygodnie jest pusty. I
niespodziewanie przypomniała sobie rozmowę z mężem sprzed sześciu
miesięcy.
Sasuke
wszedł do salonu, trzymając telefon komórkowy w ręku. Wolnym
krokiem skierował się ku żonie, siedzącej wygodnie w fotelu. W
jej dłoniach znajdowała się książka medyczna, którą uważnie
studiowała.
-
Itachi dzwonił. Pozdrawia cię - powiedział ze stoickim spokojem,
opierając się o bok skórzanej kanapy.
Sakura
uniosła swój szmaragdowy wzrok z ponad książki i spojrzała na
męża. Wątły uśmiech zawitał na jej twarzy.
-
Co u nich? - spytała, mimikując jego spokój.
-
Wiedzie im się. Ale nie po to dzwonił - odparł, przyglądając się
uważnie żonie, z którą tak mało czasu spędzał ostatnimi
tygodniami.
Pani
domu zmarszczyła brwi, powodując iż drobne zmarszczki pojawiły
się na jej czole. - Coś się stało? - spytała zaniepokojona.
Sasuke
pokręcił przecząco głową.
-
Nic z tych rzeczy, ale przyjadą w czerwcu nas odwiedzić na trzy
tygodnie. Prosili byśmy oboje wzięli urlop, bo chcieliby spędzić
ten czas z nami - wytłumaczył.
Zamknęła
najnowszą książkę swojej mentorki ze studiów, w której była
tak zaczytana i odłożyła ją na boczny stolik.
-
Dasz radę wziąć wolne? - spytała niepewnie, doskonale pamiętając
jak bardzo był zapracowany ostatnimi miesiącami. I jak dużo czasu
spędzał ze swoją kochanką, zamiast z nią.
-
Urlop każdemu się przyda. Nam również. Mam nadzieję, że Tsunade
pozwoli ci spasować na czas ich przyjazdu.
Nie
spodziewała się owych słów z jego strony. Ale była mu wdzięczna
za nie. Po tej krótkiej konwersacji, Sasuke wyszedł z domu,
twierdząc, że musi wrócić do biura na kilka godzin. Czekała pół
nocny na jego powrót. Jednak, gdy wybiła godzina druga w nocy,
położyła się spać, mając przeczucie, że był u tej drugiej. Po
przebudzeniu się, jedyne co świadczyło o tym, że wrócił do
domu, były jego wczorajsze ciuchy w koszu na brudną garderobę.
Kolejne
ciężkie westchnięcie wydobyło się z jej krtani. Musiała
przyznać, że kompletnie zapomniała o przyjeździe szwagra i jego
rodziny. A także o urlopie, który wzięła wraz z mężem. Była
święcie przekonana, że skoro jej te odwiedziny wypadły z głowy,
to tym bardziej Sasuke zapomniał. Dumała dłuższą chwilę nad
tym, jak będą wyglądać następne trzy tygodnie i czy jej mąż
nadal będzie przychodził do domu, gdy ona będzie głęboko
pogrążona we śnie. Najgorszy jednak w tym wszystkim był fakt, że
nie dość, że lodówka była kompletnie pusta tak samo jak i
spiżarnia, to na dodatek obiecała, że zaopatrzy się w łożeczko
dla młodszego z dzieci, a także zabawki, by nie nudziły się
podczas swego pobytu.
Ponownie
złapała za kubek z kawą i ciurkiem wypiła jego zawartość.
Musiała się pośpieszyć, miała więcej dzisiaj na głowie niż
przypuszczała.
W
biegu weszła do ich wspólnej garderoby, wyciągając pierwszą
lepszą ołówkową spódnicę, sięgającą jej do kolan szarego
koloru. Na górę natomiast ubrała białą koszulę z delikatnym
dekoltem. Podchodząc do toaletki, chwyciła za maskarę i nałożyła
kilka warstw na długie rzęsy, a następnie przejechała raz
delikatną czerwoną szminką po swych pełnych ustach.
Tuż
przed wyjściem z domu nałożyła na nogi charakterystyczne czarne
klasyczne szpilki od Louboutin’a z czerwoną podeszwą, a także
chwyciła za torebkę, wcześniej upewniając się, że ma ze sobą
swój kalendarz i wszystkie potrzebne klucze.
Ze
względu na poranne korki, dojazd do pracy zajął jej ponad godzinę.
Klnęła pod nosem, stojąc w poruszającym się żółwim tempie
sznurze samochodów na tokijskiej obwodnicy. Gdy wreszcie znalazła
się na szpitalnym parkingu, dziękowała samej sobie, że opuściła
dom w tak ekspresowym tempie. Tym samym uchroniając się od
spóźnienia.
Będąc
na przedostatnim piętrze, gdzie znajdował się jej gabinet, czym
prędzej podeszła do swojej sekretarki, prosząc ją do siebie na
słówko. Kobieta z uśmiechem na twarzy, wykonała prośbę
przełożonej. Sakura weszła do gabinetu z małym hukiem ściągając
szpilki i rzucając je pod ścianę; torebkę natomiast zawiesiła na
wieszaku i wyciągnęła z niej po raz kolejny obszerny kalendarz,
który po chwili znalazł się na jej machoniowym biurku.
-
Masz dzieci, prawda? - spytała nieco zaspana, zasiadając na
wygodnym krześle, w którym ostatnimi czasie przesiadywała długie
godziny.
Sekretarka
nie kryła zdziwienia pytaniem pani ordynator. - Mam córkę -
odpowiedziała Misa.
-
W jakim wieku jest? - zapytała, włączając w między czasie
komputer.
-
Ma sześć lat.
Sakura
spojrzała na swoją sekretarkę w zamyśleniu, aż po chwili
powiedziała: - Potrzebuję twojej pomocy, Misa.
Czarnowłosa
kobieta zamrugała kilka razy, zastanawiając się, o czym jej
przełożona dokładnie mówi. Pierwsze, co jej przyszło do głowy,
to to, że pani ordynator neurochirugii jest w ciąży, już miała
zapytać o to, gdy Uchiha postanowiła kontynuować swoją
wcześniejszą wypowiedź:
-
Jak widziałaś pewnie w kalendarzu, dziś szwagier z rodziną do
mnie przyjeżdża. A ja nie mam nic; ani kojca, ani przewijaka, ani
zabawek, mogłabym wyliczać tak bez końca, ale nie mam nawet na to
czasu. Starszy ma pięć lat, a młodszy chłopczyk niecały roczek.
Nie pomińmy jakże ważnego faktu, że dom nie jest w najlepszym
stanie, nie wspominając już o zawartości lodówki, która wynosi
minus dziesięć - wyjaśniła załamanym głosem. - Kompletnie
zapomniałam o tej wizycie - mruknęła pod nosem, klnąc w myślach
na samą siebie, że wcześniej nie sprawdziła kalendarza.
Misa
po raz kolejny uśmiechnęła się ciepło do swojej przełożonej.
Sakurze czasami się wydawało, że tej kobiecie ktoś uśmiech
przykleił na superglue.
-
Zadzwonię do firmy sprzątającej, tej co zawsze. Moja znajoma jest
tam także kierowniczką, która na dodatek wisi mi przysługę, więc
pewnie nie obrazi się, jak poproszę ją o zrobienie większych
zakupów.
Sakura
słysząc propozycję sekretarki, była w siódmym niebie. - Jesteś
aniołem! - powiedziała zachwycona. - Znasz mój numer karty, a
także masz wszystkie czeki - dopowiedziała, na co Misa skinęła
potwierdzająco głową.
-
A jeśli chodzi o rzeczy dla dzieci, mogę pozarezerwowywać
najpotrzebniejsze przedmioty z pobliskiego sklepu i może pani je
później odebrać - zaproponowała.
Różowowłosa
jednak pokręciła głową. - Zrób dokładną listę. Sama się
przejdę i wybiorę coś dla nich. To byłoby tyle na teraz.
Misa
skinęła, a następnie opuściła gabinet przełożonej.
Sakura
zaczęła przeglądać teczki pacjentów, jakie zostały jej
pozostawione po wczorajszym obchodzie. Ku jej uciesze, stan
dziewięciu osób podlegających pod jej nadzór był dobry, nie
wymagający żadnej interwencji. Także była wolna niemalże do
czasu, aż Tsunade wpadnie ze swoją zaplanowaną wizytą. Nie chcąc
tracić czasu, wyciagnęła ostatni inwentraż medykamentów zrobiony
przez pielęgniarki w zeszłym tygodniu i zaczęła akceptować każdy
zakup, od czasu do czasu zwiększając ilość. Chciała mieć
pewność, iż nim pójdzie na swój trzy tygodniowy urlop, zostawi
oddział w stanie idealnym. Wątpiła jednak, że zdoła przez ten
czas nie przyjść choć raz do szpitala, na małą kontrolę. No
może dwa, albo pięć, pomyślała
z westchnięciem.
Po
dłuższej chwili, spojrzała na zegar wiszący na ścianie - wybiła
godzina jedynasta - i nie wiedząc czemu, od razu pomyślała o mężu.
Nie potrafiła wyobrazić sobie jak będą wyglądać kolejne dni i
czy rzeczywiście Sasuke także wziął urlop. To, co ją najbardziej
niepokoiło, było dogłębne przekonanie, że i on zapomniał o
wizycie własnej rodziny.
Niepewnie
nacisnęła na intercom w stacjonarnym telefonie i złapała za
słuchawkę, chcąc po raz kolejny poprosić Misę o przysługę.
-
Tak, pani Uchiha? - spytała.
-
Proszę, połącz mnie z kancelarią mojego męża - powiedziała
dość niepewnym głosem. Zawsze mogła poprosić, by to jej
sekretarka przekazała Sasuke informację, ale z drugiej strony
chciała mieć pewność, że usłyszy to od niej samej.
-
Już łączę - odparła.
Sakura
czekała cierpliwie przy słuchawce, musiała przyznać, że dawno
nie dzwoniła do niego. On zresztą do niej też. Po dość krótkiej
chwili, telefon po drugiej stronie został odebrany.
-
Biuro pana Uchihy, słucham - usłyszała.
Słysząc
głos starszej kobiety, Sakura uśmiechnęła się pod nosem.
Doskonale wiedziała z kim rozmawia. Od samego początku kobieta
przypadła jej do gustu. Była pracowita i życzliwa, tak samo jak
jej Misa.
-
Witaj Chiyo, tu Sakura. Potrzebuję jak najszybciej skontaktować się
z mężem. Jeśli możesz przełącz mnie do niego - powiedziała
ciepłym tonem.
-
Witam pani Sakuro - odparła kobieta wesoło. Jakby szczerze cieszyła
się, że słyszy głos żony swego szefa. - Chętnie bym to zrobiła,
ale niestety Sasuke jest na spotkaniu i nie kazał łączyć żadnych
rozmów, dopóki nie skończy - dopowiedziała, tym razem zmieszana.
Brzmiała, jakby rzeczywiście przykro jej było z tego powodu.
Różowowłosa
wydobyła z siebie lekkie westchnięcie. - O której mniej więcej
skończy? - spytała ze stoickim spokojem.
-
Podejrzewam, że za godzinkę, może dwie. Ciężko określić -
usłyszała.
Sakura
wykrzywiła usta w grymasie. Mniej więcej w tych godzinach miała
wizytę Tsunade, a nie chciała przeprowadzać rozmowy z mężem przy
niej. Wystarczy już, że jej przełożona wystarczająco martwi się
o jej rozpadające się małżeństwo.
-
Będę zajęta - odparła, jednak nie zamierzała na tym kończyć
rozmowy z sekretarką męża. - Wiem, że zabrzmię teraz jak zwykła
suka, ale proszę cię byś wyciągnęła go stamtąd na dwie minuty.
Jeśli powie, że oddzwoni do mnie, to przekaż mu, że wiem, że
tego nie uczyni, bo nigdy nie oddzwania. Powiedz mu także, że jeśli
zaraz nie odbierze ode mnie tego cholernego telefonu to obiecuję mu,
że sama tam przyjadę i wejdę siłą na to spotkanie. Nawet
ochroniarze mnie nie powstrzymają. Możesz mu mnie zacytować. - Nie
wiedziała kiedy złość zdążyła ją ogarnąć, nie potrafiła
się opanować. Słowa niekontrolowanie wypłynęły jej z gardła.
-
Nie ma problemu. Spróbuję zrobić co w mojej mocy i nie martw się,
na pewno przekażę, to co powiedziałaś. - Sakura miała wrażenie,
że kobieta uśmiecha się do niej serdecznie przez słuchawkę.
-
Dziękuje - odpowiedziała o wiele spokojniej.
Czekając,
aż Sasuke odbierze, czuła jak jej dłonie zaczęły się
niemiłosiernie pocić. Nie miała pojęcia, dlaczego tak się
denerwowała przed rozmową z mężem. Może dlatego, że nie miała
z nim kontaktu od dłuższego czasu? A może dlatego, że obawiała
się usłyszeć głos innej kobiety w tle. Ciężkie westchnięcie
wydobyło się z jej krtani. Paznokciami zaczęła stukać o solidny
blat biurka, zaczynając niecierpliwić się. Nie miała wątpliwości
co do słów Chiyo, była przekonana, że kobieta przekaże Sasuke,
każde nawet najmniejsze jej słowo. Kątem oka zerknęła na zegar -
minęło już pięć minut, od jej rozmowy z sekretarką. Nagle
wiedziała, że słuchawka, po drugiej stronie została podniesiona.
Słyszała jego równomierny oddech. Odebrał i to szybciej niż
mogłaby się tego spodziewać. Przypuszczała, iż będzie kazał
jej czekać co najmniej pół godziny, a i tak później wymyśli
jakąś wymówkę, aby z nią nie rozmawiać. Miała wątpliwośći
czy rzeczywiście odbierze od niej telefon. Owe wątpliwości właśnie
zostały rozmyte.
-
Sakura? - Usłyszała wreszcie jego jak zawsze chłodny głos, w
którym także kryła się nutka zdziwienia. Wiedziała, że nie
spodziewał się telefonu od niej. - Coś się stało?
Różowowłosa
przełknęła głośno zalegającą ślinę i zacisnęła dłoń,
doprowadzając ją do białości.
-
Nic się nie stało - odparła jak gdyby nigdy nic. - Dzwonię tylko
przypomnieć ci, że dziś późnym wieczorem przylatuje twój brat
ze swoją rodziną - powiedziała z fałszywą spokojnością. Nie
wiedziała, jak mogłaby być spokojna po kilku tygodniach nie
rozmawiania z nim.
Sasuke
milczał.
Wiedziała,
że jest zaskoczony jej słowami. Wiedziała, że zapomniał. Gdyby
pamiętał o Itachim, skarcił by ją za bezpodstawne przeszkadzanie
mu w pracy. A tak to nie odpowiedział słowem.
-
O której przylatują? - spytał po dłuższej chwili ze swoją
oschłością.
-
Ich samolot ląduje tuż przed dziesiątą w nocy na Naritę -
odparła beznamiętnie. Skoro on może być dla niej nieczuły, to
ona dla niego też.
-
Odbiorę ich, a potem przywiozę do domu.
Sakura
uniosła brwi w zdziwieniu, nie spodziewając się takiej odpowiedzi
z jego strony. Jeśli miałaby obstawiać co powie, stawiałaby
raczej na zdanie w stylu: “Nie zdążę. Odbierz ich jeśli
możesz.” Jednak to, co najbardziej w nią uderzyło był fakt z
jaką łatwością wypowiedział słowo “dom”.
-
Jesteś pewien? - spytała, chcąc upewnić się, że wie na co się
zgadza.
-
Tak. To mój brat - powiedział ze swoim stoickim spokojem.
Zielonooka
wbiła paznokcie w zaciskającą dłoń, tak bardzo pragnęła
odpowiedzieć, że ona jest jego żoną. Tylko czemu przestał ją
traktować jak na męża przystało?
Po
raz kolejny nastała pomiędzy nimi krępująca cisza, jak za czasów
studenckich.
-
Sakura...? - spytał z dziwną, wręcz niepasującą do niego
niepewnością.
-
Tak? - zapytała drżącym głosem, a serce przyśpieszyło. Czyżby
uświadomił sobie jaki dziś był dzień? Albo, że następne trzy
tygodnie mają spędzić w radosnej rodzinnej atmosferze, udając
zgodne małżeństwo?
Słyszała
jego jakże ciężkie westchnięcie przez słuchawkę.
-
Nie, nic - powiedział. - Wybacz, muszę kończyć mam ważne
spotkanie.
-
Ja też muszę iść na operację, a później również mam
spotkania - skłamała, ale nie chciała być gorsza. Miała
wrażenie, że Sasuke skina właśnie głową, jak to miał w
zwyczaju robić.
-
W takim razie, do... do zobaczenia w domu - dodał niespodziewanie,
powodując, iż rozluźniła nerwowo swą dłoń.
-
Tak. Do zoba... - sygnał się urwał - ...czenia. - Rzuciła
słuchawka w złości, gdy zorientowała się, że nie dał jej nawet
dokończyć.
~***~
Całe
spotkanie nie potrafił się skupić na sprawach zawodowych.
Cokolwiek powiedział jego klient, wpadało jednym uchem i wypadało
drugim. W głowie cały czas analizował rozmowę, jaką odbył z
żoną półtorej godziny temu. Czarne pióro delikatnie przewracał
w dłoni, udając, że skrupulatnie przysłuchuje się długiemu
monologowi swojego długoletnigo klienta. W rzeczywistości
jednak jego myśli były oddalone hen, hen daleko.
W
połowie ważnej rozmowy rozległo się głośne pukanie do sali
konferencyjnej, po czym Chiyo pewnym krokiem weszła do środka. Trzy
pary oczu zwróciły się ku niej z pytąjącym spojrzeniem.
-
Prosiłem, by nam nie przeszkadzano - powiedział spokojnie,
aczkolwiek wiedział, że kobieta rzadko kiedy w jakikolwiek sposób
się mu sprzeciwała. Zazwyczaj była posłuszną sekretarką,
doskonale pilnującą jego interesów.
-
Wiem, przepraszam - odpowiedziała ze skruchą. - Jednak pańska żona
nalega na rozmowę - wyjaśniła spokojnie.
Jego
brwi powędrowały ku górze, nie spodziewając się usłyszeć owych
słów. Sakura nie miała w zwyczaju dzwonienia do niego w czasie
pracy. Z resztą ona jako ordynator oddziału neurochirugii potrafiła
zrozumieć brak możliwości odebrania telefonu.
-
Niech poczeka. Mamy tu pilne sprawy do omówienia - wtrąciła
niespodziewanie jego asystentka.
Sasuke
od razu posłał jej karcące spojrzenie, by się nie odzywała.
-
Przekaż jej, że oddzwonię, jak skończę - odparł ze spokojem,
sądząc, że to zakończy przerwę w spotkaniu.
Ale
Chiyo nie była zbyt długo cicho.
-
Przewidziała to i kazała przekazać, że wie, że tego nie
uczynisz. Prosiła również bym zacytowała jej słowa... - zaczęła
pewnym siebie głosem, po czym odchrząknęła, jakby przygotowywała
się do długiego przemówienia. - ...“Jeśli powie, że oddzwoni
do mnie, to przekaż mu, że wiem, że tego nie uczyni, bo nigdy nie
oddzwania. Powiedz mu także, że jeśli zaraz nie odbierze ode mnie
tego cholernego telefonu to obiecuję mu, że sama tam przyjadę i
wejdę siłą na to spotkanie. Nawet ochroniarze mnie nie
powstrzymają.” To były jej słowa - powiedziała z szerokim
uśmiechem na twarzy, uważnie przyglądając się asystentce swojego
szefa, na której twarzy pojawiła się niespodziewana złość.
-
Przepraszam, panie Matsumoto. Coś musiało się stać - powiedział
niespodziewanie, opuszczając salę konferencyjną. Mężczyzna w
odpowiedział, posłał mu porozumiemawcze spojrzenie wraz ze
skinięciem - zrozumiał.
Podniósł
słuchawkę bez najmniejszego zawahania, jednak niemalże od razu
poczuł, jak słowa uwięzły w jego gardle. Tak dawno z nią nie
rozmawiał, że nie wiedział, jak dobrać słowa. Wyczuwał, że
różowowłosa wstrzymuje cały czas swój oddech, wiedząc, że
odebrał. Nie zamierzał dłużej milczeć. Wypowiedział jej imię,
a następnie zadał krótkie pytanie, które zmusiło go do odebrania
telefonu. W końcu Sakura nie miała w zwyczaju dzwonić do niego z
błahostką, gdy pracuje. On również trzymał się tej zasady,
wiedząc, że jego żona w każdej chwili może próbować ratować
pacjentowi życie. Zawsze twierdził, że ona ma bardziej
szlachetniejszy zawód od niego i raczej nigdy nie zmieni zdania na
ten temat. Usłyszawszy, że wszystko jednak jest w porządku,
odetchnął z ulgą. A więc po co dzwoniła? I nagle wyjaśniła
powód ich konwersacji.
Itachi.
Kompletnie
zapomniał o planowanej wizycie rodziny. Przeczuwał, że Sakura
musiała być święcie przekonana, że nie pamięta, inaczej by nie
dzwoniła. Oświeciło go, że brat prosił ich oboje o długi urlop,
by wszyscy mogli spędzić ten czas razem, zwłaszcza, że nie widują
się zbyt często. W rzeczywistości nawet nie widział jeszcze
najmłodszego bratanka, pomimo iż dziecko będzie miało niedługo
roczek. Sakura natomiast, poleciała na prośbę jego szwagierki do
Nowego Jorku, gdzie narodził się kolejny Uchiha. Już wtedy mieli
problem z komunikowaniem się ze sobą. Teraz natomiast rzadko kiedy
potrafili ze sobą porozmawiać. Dzisiejsza telefoniczna rozmowa była
pierwszą od kilku tygodni. Na dodatek, żadne z nich nie było zbyt
wylewne. Stwierdził bez kłopotu, że to on odbierze rodzinę z
lotniska, a później zawiezie ich do ich wspólnego domu. Nie
wierzył, że słowo “dom”, tak lekko wydobyło się z jego
gardła.
Dom
to schronienie, miejsce, w którym są ukochane osoby, do których
chce się codziennie wracać. Co noc wracał, gdy ona była pogrążona
w głębokim, ale jakże niespokojnym śnie. Przez te noce potrafił
przesiadywać na fotelu nieopodal łóżka w ich wspólnej sypialni,
przyglądając się jej uważnie. Porozrzucane kosmyki włosów na
poduszce, na jego poduszce. Wiedział, że kilka razy czekała na
niego cierpliwie, aż wreszcie zasnęła wykończona po dyżurze w
szpitalu. Jednak nie potrafił spojrzeć w jej oczy. Nie potrafił
stawić czoła tej zieleni, która zaczęła przygasać z dnia na
dzień. Wiedział, że ją ranił, że już ją zranił. I nie mógł
znieść tej myśli.
Nie
wiedząc czemu, ponownie wypowiedział jej imię, chcac jej
powiedzieć, że... Nie wiedział nawet co, ale tak bardzo pragnął
zepewnić ją, że wszystko będzie dobrze, żeby się już nie
martwiła.
Gdy
odpowiedziała drżącym głosem, oparł się o biurko. W głowie
potrafił wyobrazić sobie żonę siedzącą w swoim gabinecie,
wyczekującą na jego dalszą wypowiedź. Biorąc głęboki wdech,
przymknął powieki na sekundę, po czym pragnął powiedzieć to, co
zamierzał, gdy niespodziewanie ujrzał swoją asystenkę zbliżającą
się do niego. A więc powiedział kolejną beznadziejną wymówkę.
Wiedział,
że dzisiejszy dzień, zakończy się inaczej niż poprzednie.
Dzisiaj będzie musiał spojrzeć w jej szmaragdowe tęczówki. I tak
przez najbliższe trzy tygodnie. Pożegnał się z nią, a gdy ona to
robiła, jego asystenka rozłączyła ją w połowie zdania,
naciskając wystający guzik w aparacie telefoniczym.
-
Pan Matsumoto się niecierpliwi. - Nami odparła oficjalnym tonem.
-
Nigdy więcej tego nie rób - warknął poirytowany, po czym wyminął
ją i wrócił do sali konferencyjnej.
Znał
Sakurę wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że gotuje się ze
złości, po tym jak nie mogła dokończyć zdania. Będzie święcie
przekonana, że to on się rozłączył i nie zdziwiłby się, gdyby
na zakończenie rzuciła słuchawką.
Widząc,
jak wreszcie jego klient zakończył swój jakże długi i nudny
monolog, wstał oznajmiając, iż w najbliższym czasie odezwie się
do niego z dalszymi instrukcjami, jak zamierzają rozwiązać kolejny
problem, w jaki pan Matsumoto się uwikłał. I nie zwracając uwagi
na pytające spojrzenie asystenki wrócił do gabinetu, przekręcając
zamek, by nikt nie zdołał wejść za nim. To samo zrobił z
głównymi drzwiami. Chciał mieć chwilę spokoju, którą zamierzał
wykorzystać na kolejną rozmowę z żoną.
Mając
nadzieję, że Sakura skończyła operację, o której napomknęła,
chwycił za słuchawkę i wybrał numer do jej biura, który znał na
pamięć. W tej samej chwili usłyszał, jak Nami próbuje dostać
się do jego biura - bezskutecznie.
Po
dwóch tonach sekretarka pracująca dla jego żony odebrała i nim
zdążyła cokolwiek powiedzieć, Uchiha wtrącił się jej w zdanie.
-
Jest w swoim gabinecie? - spytał bez zbędnych ogródek, wiedząc,
że Misa od razu będzie zdawać sobie sprawę, z kim rozmawia.
Nie
mylił się.
-
Pan Uchiha - usłyszał zdziwiony głos kobiety. - Niestety pani
Sakura wyszła.
-
Wyświadczysz mi przysługę i gdy wróci skontaktuj mnie z nią.
Moja sekretarka będzie czekać na twój telefon - powiedział
oficjalnym tonem, zasiadając w fotelu i luzując krawat wokół
szyi. Nie wiedział, czemu tak bardzo zależało mu na tej rozmowie,
po prostu raz jeszcze pragnął usłyszeć jej głos. I nie chciał
zwlekać z tym do późnych godzin wieczornych, w których na pewno
ją dziś spotka.
-
Z tego, co mi wiadomo, to nie wróci już dziś do szpitala. A od
jutra ma urlop - wyjaśniła niespodziewanie Misa.
Sasuke
siedział w osłupieniu przez chwilę, w głowie analizując końcówkę
ich ostatniej rozmowy sprzed prawie dwóch godzin.
-
Co z operacją i jej spotkaniami? - spytał ze stoickim spokojem,
pomimo iż w jego głowie toczyła się bitwa zaprzeczających sobie
nawzajem myśli.
Usłyszał
przez słuchawkę jak kobieta dokładnie kartkuje coś; przypuszczał,
że to był kalendarz należący do Sakury. - Jedyne spotkanie na
dziś, jakie miała zaplanowane jest z panią Senjuu. Powinno zacząć
się za godzinę, ale w ostatniej chwili pani Sakura przełożyła
miejsce spotkania, więc odbędzie się ono poza szpitalem -
odpowiedziała, gdy upewniła się, że jedynie przekaże prawdę.
Sakura
okłamała go.
Sasuke
zacisnął pięść w złości i delikatnie zaczął nią stukać o
blat biurka.
-
Wiesz może, gdzie poszła? - spytał, próbując nie okazać
sekretarce żony swojej wściekłości.
-
Przypuszczam, że poszła zaopatrzyć się w rzeczy potrzebne dla
pana bratanków - odpowiedziała życzliwie. - I niech pan się nie
martwi, państwa przyjaciel jej towarzyszy.
-
Jaki przyjaciel? - Tym razem wycedził przez zaciśnięte zęby, nie
potrafiąc dłużej się opanować. Sakura jeszcze nigdy go nie
okłamała, aż do teraz.
-
Pan Akasuna - powiedziała Misa.
Tyle
Sasuke wystarczyło; nie chcąc dłużej wypytywać kobiety na temat
żony, pożegnał się i rozłączył się.
-
Przeklęty Sasori - warknął w niezadowoleniu. Nigdy nie przepadał
za przyjacielem brata, zwłaszcza, iż odkąd tylko się poznali,
uwielbiał kręcić się przy Sakurze, chcąc czegoś więcej.
Żelazną pięścią uderzył w drewniany blat, a jego kare tęczówki
spoczęły na zdjęciu śmiejącej się żony stojącym tuż przy
ekranie komputera.
~***~
Nieobecnym
wzrokiem spoglądała na dziecięce zabawki. Duży, pojemny wózek,
jaki pchała, był wypełniony przeróżnymi rzeczami z listy
sporządzonej przez Misę. Miała już foteliki samochodowe dla obu
bratanków, kojec dla młodszego, przewijak i masę rzeczy, które
wzięła “na wszelki wypadek”, gdyby Mio przez przypadek czegoś
nie wzięła albo nie zmieściło się do i tak obszernego bagaża.
Kupiła również spacerówkę, którą ewentualnie można oddać z
powrotem, jeśli okaże się nieużyteczna. Nie brakowało również
dodatkowych butelek, plastikowych kubków na soczki i dziecięcej
zastawy z tego samego tworzywa.
-
Może to? - spytała czerwonowłosego mężczyzny wskazując na dużą
kolejkę, którą planowała podarować najstarszemu z chłopców
Itachiego.
Sasori
uniósł jedną ze swych brwi.
-
Przemyślałaś może, jak z tym się zabiorą z powrotem? - zapytał
nie potrafiąc ukryć zdumienia. Odkąd tylko przekroczyli próg
sklepu z rzeczami dla dzieci, Sakura od razu rzuciła się w wir
zakupów, biorąc niemalże wszystko, co dostrzegły jej wyraziste
oczy. Za każdym razem tłumaczyła się, że zamierza kupić tylko i
wyłącznie rzeczy z listy sporządzonej przez jej sekretarkę,
jednak zdążył zauważyć, że w rzeczywistości rzadko kiedy na
nią zaglądała.
Sakura
raz jeszcze przyjrzała się zabawce, zastanawiając się nad
idealnym rozwiązaniem. Szeroki uśmiech ukazał się na niej twarzy,
po czym odparła: - Dobra ciocia może im wszystko wysłać pocztą.
- I nim Akasuna zdążył się obejrzeć, zabawka znalazła się w i
tak przepełnionym wózku. Z resztą tak jak dziesięć kolejnych, na
które jedynie przekręcił oczami. Wiedział, że nic w tej chwili
nie było w stanie odciągnąć różowowłosej od kosztownych
zakupów, a zdawał sobie sprawę, że to nie koniec.
-
Jeszcze bramki bezpieczeństwa na schody - powiedział, gdy
dostrzegł, jak kobieta zaczyna powolnym krokiem kierować się w
kierunku kasy.
-
I elektroniczne niańki! - dopowiedziała entuzjastycznie,
zostawiając wózek i pobiegła w stronę odpowiedniego działu.
Sasori
pokręcił z dezprobatą głową, jednak na jego ustach widniał
szczery uśmiech. Uwielbiał ją taką widzieć - szczęśliwą,
przepełnioną energią i cieszącą się życiem. Dawno nie widział,
jak uśmiechała się tak szeroko, jak po wejściu do tego sklepu.
-
Sakura, naprawdę sądzisz, że to wszystko będzie im potrzebne? -
spytał, widząc jak wychodzi z alejki i niesie jeden zestaw
elektronicznej niańki, a także cztery pary specjalnych barierek. -
A co najważniejsze, czy zmieścisz się z tym wszystkim w
samochodzie? - dopowiedział, nie mogąc powstrzymać swego śmiechu.
-
Trzymaj i nie denerwuj mnie, człowieku - powiedziała zadziornie,
podając mu barierki. - Nie po to mam samochód terenowy - dodała
swym melodyjnym głosem, wystawiając mu przy okazji język.
Niespodziewanie przypomniała sobie, jak kilka lat wcześniej
przechadzała się z mężem po salonach samochodowych z zamiarem
wybrania odpowiedniego pojazdu mechanicznego dla niej. Musiała
przyznać, że to był ciężki orzech do zgryzienia, zwłaszcza, że
Sasuke nie miał zamiaru kupywać jej czegoś, w czym nie będzie
bezpieczna. Pomimo iż tego nie powiedział na głos, ona wiedziała.
Z resztą tak jak zawsze przeczuwała, co chodzi po jego glowie.
Jednak teraz, gdy oddalili się od siebie, ciężko było jej
cokolwiek stwierdzić. Kolejne ciężkie westchnięcie wydobyło się
z jej krtani. Czemu
to jest wszystkie tak cholernie skomplikowane?, warczała
w myślach.
-
Sakura, wszystko w porządku? - zapytał Sasori, któremu uwadze nie
umknęła nagła zmiana humoru u różowowłosej.
Uchiha
spojrzała na kochanka z delikatnym uśmiechem.
-
Zastanawiam się... - urwała, nie za bardzo wiedząc, jak dobrać
dalsze słowa, a co najważniejsze czy powinna mu to mówić. - Po
prostu nie potrafię wyobrazić sobie, jak będą wyglądać te trzy
tygodnie pobytu Itachiego, Mio i dzieciaków - powiedziała wreszcie.
Sasori
przeczesał dłonią gęste czerwone włosy, wypuszczając przy tym
większą ilość powietrza. Nie potrafił odpowiedzić tak, by jej
do siebie nie zrazić. Wiele razy powtarzał jej, że małżeństwo z
Sasuke z dnia na dzień traci jakikolwiek sens. Za każdym razem
przytakiwała, ale żadne słowo nie potrafiło przedrzeć się przez
jej krtań. Któregoś dnia powiedziała mu o niepodpisanych
papierach rozwodowych, które od dłuższczego czasu znajdują się w
jej domowym biurku, zamknięte w szufladzie na klucz. Wiedział, że
codziennie biła się z myślami, czy je wreszcie podpisać i odesłać
do prawnika, którego znalazła po kryjomu, czy też nie.
-
Odbierasz ich z lotniska? - spytał, widząc, że Sakura nie jest
chętna do kolejnej rozmowy na temat jej w zasadzie nieistniejącego
już małżeństwa.
Ku
jego zdziwieniu różowowłosa pokręciła przecząco głową.
-
On ich odbiera - odparła na podziw spokojnie.
-
Widziałaś się z nim? - zapytał, nie potrafiąc kryć się ze
zdziwieniem, jakie go ogarnęło. Z tego, co opowiadała wiele razy,
to Sasuke nagminnie jej unikał. A żaden mąż nie powinien tego
robić swojej żonie. Wiedział również, iż niemalże każdego
poranka, Sakura znajdowała oznaki jego obecności. Zastanawiał się
tylko, po co to robi? Po co tyle starań, by Sakura była przekonana,
że nie porzucił jej na pastwę losu? W jego głowie kotłowały się
tysiące przeróżnych myśli, próbujących rozgryźć tok myślenia
karookiego.
-
Zadzwoniłam do niego - wyjaśniła niechętnie, wprowadzając go w
osłupienie. - Tak, wiem! - wtrąciła podniesionym głosem, widząc
wyraz twarzy Sasoriego. - Zarzekałam się, że pierwsza tego nie
zrobię, ale byłam przekonana, że zapomniał o Itachim. I miałam
stu procentową rację.
Mężczyzna
nie potrafił ukryć swego zdziwienia tymi słowami.
-
Zapomniał o bracie?
-
A żeby tylko - mruknęła pod nosem od niechcenia, przypominając
sobie jaki jest dzisiaj dzień. Widząc jego pytające spojrzenie,
dodała: - Osiem lat temu przygotowywałam się właśnie do ślubu -
a wspomnienia zaczęły napływać do jej głowy, przejmując władzę
nad wszelkimi racjonalnymi myślami.
Ino
z Hinatą krzątały się przy niej od kilku godzin, bez przerwy
próbując doprowadzić ją do idealnego stanu. Ona sama natomiast
trzęsła się od samego ranka jak osika. Tak cholernie bała się
tego dnia. Miała obawy, że jest zbyt wcześnie na taki wielki krok,
jak małżeństwo w tak młodym wieku... Ale właśnie teraz stoi
przed ogromnym trzyskrzydłowym lustrem w sukni ślubnej, z
niedowierzaniem spoglądając we własne odbicie. Jej włosy były
delikatnie spięte z tyłu, w skromnego, luźnego koka, gdzie były
wplecione dojrzałe kwiaty wiśni. Kilka kosmyków, które specjalnie
zostały pominięte, opadały delikatnie na jej policzki.
-
Przestań się trząść - skarciła ją Ino srogim tonem. - Próbuje
ci welon przyczepić.
-
Nie wiem, czy to jest dobry pomysł - powiedziała z paniką w
głosie.
-
Welon czy ślub? - spytała Yamanaka, zaprzestając swych czynności.
-
Wszystko będzie w porządku - wtrąciła Hinata, obdarowując ją
szczerym uśmiechem.
Przerażona
Sakura wzięła głęboki wdech.
-
Mam dwadzieścia lat, a wychodzę za mąż; boję się - podsumowała
pokrótce swoje najskrytsze obawy. - A co jeśli po roku okaże się,
że nie pasujemy do siebie i skończy się na rozwodzie? Albo
znudzimy się sobą? Statystycznie...
-
Zapomnij o statystykach, Sakura - powiedziała Hyuga, podchodząc do
przyjaciółki i obejmując ją czule. - Kochacie się, a to się
liczy.
Kochała
go i to bardzo.
-
Muszę z nim porozmawiać - odezwała się nagle, wprowadzając
przyjaciółki w osłupienie.
-
Po moim trupie! - odparła Ino półkrzykiem. - Nie ma mowy, by
ujrzał cię przed ceremonią w sukni ślubnej! To przynosi pecha!
Hinata
przytaknęła blondynce, całkowicie się z nią zgadzając.
Jednak
Sakura nie wyglądała ani nie była co do tego przekonana. Musiała
z nim porozmawiać teraz, a nie, gdy powiedzą sobie sakramentalne
“tak”. Wiedząc, że nic nie wskóra przez rozmowę z
przyjaciółkami, chwyciła za materiał sukni ślubnej i zeszła z
podwyższenia, kierując się ku drzwiom.
-
Hola, hola a ty gdzie? - spytała zaniepokojona Ino, doganiając
różowowłosą w ostatniej chwili i blokując jej wyjście.
-
Muszę z nim porozmawiać - powtórzyła z istną desperacją w
głosie. A szmaragdowe tęczówki zaczęły błyszczeć, przez
niebezpiecznie zbierające się w nich łzy. - Muszę - dodała,
spoglądając na przyjaciółki, które patrzyły się na nią
zdezorientowane.
-
Przyprowadzimy go - powiedziała Hinata, posyłając Ino
porozumiewawcze spojrzenie.
-
Ale będziecie rozmawiać przez uchylone drzwi. On nie może cię
zobaczyć - dopowiedziała blondynka stanowczym tonem, po czym obie
opuściły pokój.
Kilka
minut chodziła w kółko, prawie wydeptując dziurę w podłodze.
Potrzebowała z nim niezwłocznie porozmawiać, by mieć
niezaprzeczalną pewność, że podejmują rozważny i przemyślany
krok. Zawsze wyobrażała sobie, że ten moment nastąpi na kilka lat
po studiach i ukończonym stażu w szpitalu. Nigdy nie
przypuszczałaby, że będzie brać ślub w wieku dwudziestu lat. I
nie, nie była w ciąży, by zdecydować się na taki krok. Była
zakochana.
-
Sakura...?
Ten
głos. Jego głos!
-
Sakura?
Głos
Sasoriego przywrócił ją do rzeczywistości.
-
Spytałem się, czy chcesz ten wieczór spędzić razem, skoro on
nawet o tym dniu zapomniał? - powtórzył pytanie, którego za
pierwszym razem nie była w stanie usłyszeć przez błądzenie w
wspomnieniach sprzed ośmiu lat.
-
Czemu nie - odparła z uśmiechem, wiedząc, że pewnie tuż po
rozpakowaniu wszystkich zakupów jedyne, co by robiła, to z
mieszanymi uczuciami wyczekiwała na przyjazd męża i rodziny. - O w
pół do dziewiątej w Radissonie? - spytała z nutką szczęścia w
głosie.
Nie
zamierzała się łudzić, że Sasuke będzie czekał na nią z
ogromną niespodzianką z okazji ich rocznicy ślubu. Wiedziała, że
zapomniał, tak samo jak i zapomniał o Itachim i jej urodzinach,
które były prawie trzy miesiące temu. Zachowywał się, jakby nie
istniała już w jego życiu, ale nadal pojawiał się nocami w domu.
A ona sama nie miała odwagi, by otworzyć szufladę biurka,
wyciągnąć z niej papiery rozwodowe, a następnie je podpisać i
odesłać do prawnika. Nie potrafiła tego zrobić. Nie potrafiła
się zmusić. Raz o mało co tego nie zrobiła, jednak trzymając
długopis w ręku nad papierami, wrzuciła je z powrotem do szuflady,
a potem z hukiem wyszła ze swojego gabinetu i od tamtej pory tam nie
weszła. Właśnie w obawie, że ponownie będzie zastanawiać się
nad złożeniem podpisu na tak ważnych dokumentach.
Sasori
przytaknął.
-
To jak idziemy do kasy, czy jeszcze masz zamiar coś dorzucić do i
tak przepełnionego wózka?
Uchiha
wyszczerzyła się, ukazując rządek białych zębów.
-
Ka... - zaczęła, jednak od razu w jej oczy rzucił się domowy
pompowany basen. Czym prędzej chwyciła za obszerne pudełko, które
pchała po sklepowej posadzce. - Kasa. - Powiedziała stanowczym
głosem. - Zaraz jestem umówiona z Tsunade - mruknęła, spoglądając
na swój zegarek.
Mężczyzna
zaśmiał się pod nosem i skierował kroki wraz z wózkiem ku kasom,
gdzie stały ekspedientki. Opróżnienie zapchanego wózka i
upewnienie się, że niczego nie zapomnieli, zajęło im pietnaście
minut.
Bip,
bip, bip.
Rachunek
z każdym zeskanowanym produktem wzrastał, a Sakura uważnie
śledziła wzrastające cyferki. Wiedziała, że gdyby miała nadal
normalne, małżeńskie relacje z Sasuke, nie ominęłaby ją
reprymenda odnośnie rachunku, jednak w obecnej chwili mało ją to
obchodziło. W końcu nie często widuje się z dziećmi Itachiego i
Mio, z resztą jej wypłata także zostaje transferowana na ich
wspólne konto.
-
Państwa dzieci będą mieć niezłą frajdę, gdy zobaczą tyle
ciekawych zabawek - powiedziała ekspedientka, uśmiechając się do
nich obojga.
Speszona
Sakura schowała twarz w gęstych włosach, chcąc ukryć zażenowanie
tą sytuacją. Nie dość, że była bezdzietna, to jeszcze Sasori
nie był jej mężem. Nigdy nie ukrywała chęci posiadania własnych
dzieci. Prawdę mówiąc, zawsze sądziła, że w tym wieku będzie
miała już co najmniej jedno i że to Sasuke będzie ojcem. A póki
co nic nie zapowiadało się, że prędko zajdzie w ciąże; męża
praktycznie nie miała, a dopóki nie dostanie rozwodu, nie chciała
dziecka z innym. Z resztą nie była w stanie powiedzieć, czy
cokolwiek czuła do Sasoriego, oprócz tego, że potrzebowała jego
bliskości. Wiedziała, że zachowywała się egoistycznie i
samolubnie w stosunku do niego, ale po prostu chciała czuć się
przez kogoś kochana.
Jestem
cholerną egoistką,
warknęła wściekła na samą siebie.
Sasori
także nie skomentował wypowiedzi sprzedawczyni, zwłaszcza, gdy
ujrzał speszoną różowowłosą. Przeczuwał, iż nie była to dla
niej miła sytuacja.
Sakura
włożyła karte do czytnika, chcąc zapłacić za obszerne zakupy,
gdy Akasuna kończył pakować rzeczy z powrotem do wózka.
Niespodziewanie ujrzała na małym ekraniku, iż jej karta została
odrzucona. Ściągnęła ze sobą brwi, zastanawiając się, co się
u licha dzieje.
-
Przepraszam, zły pin pewnie - rzuciła, po czym raz jeszcze zaczęła
wbijać odpowiednie cyferki, aczkolwiek cały czas nie potrafiła
oprzeć się przeczuciu, że coś jest nie tak. I widząc, jak
ponownie jej karta nie zostaje przyjęta, westchnęła ciężko,
jeszcze bardziej utwierdzając się w przekonaniu, że coś tu nie
gra. Wszelakie środki na koncie były, a więc co było nie tak? Nie
chcąc tracić więcej czasu, włożyła inną kartę do czytnika,
tym razem jej własną, którą nie używała od bóg wie ile lat. W
końcu to było jej stare konto, jeszcze na panieńskie nazwisko.
Odetchnęła z ulgą, gdy po wciśnięciu pinu, karta nie została i
tym razem odrzucona. Jednak cały czas głowiła się, czemu nie
mogła skorzystać z ich małżeńskiego konta bankowego. Po
zapłaceniu nieszczęsnego rachunku wraz z Sasorim skierowali się na
podziemny parking, gdzie stał zaparkowany jej Range Rover. Z glową
w chmurach zaczęła wpakowywać zakupy do bagażnika. Oczywiście
nie obyło się bez złożenia tylnich foteli, by wszystko mogło się
bez problemu zmieścić. Czuła na swych plecach zatroskane
spojrzenie Sasoriego, który wyraźnie wyczuł, że coś jest nie
tak. Ale nie zadawał zbędnych pytań i za to była mu wdzięczna.
-
To co, widzimy się wieczorem? - spytał tuż po tym, jak zatrzasnął
bagażnik jej samochodu.
Zmusiła
się do małego uśmiechu, po czym dłonią przeczesała swoje gęste
włosy.
-
Tak - odpowiedziała z ciężkim westchnięciem. Nie tak wyobrażała
sobie którąkolwiek rocznicę ślubu. W końcu to powinno być
święto małżonków, którzy z szerokimi uśmiechami na twarzy
cieszyliby się, że spędzili ze sobą kolejny cudowny rok swojego
życia. A Sasuke zapomniał kompletnie o ich rocznicy i tylko cud był
w stanie mu to uświadomić. Niespodziewanie w jej głowie zawitała
nowa myśl. A co, jeśli nie chciał pamietać? Co wtedy? Czy to
wreszcie znaczyło o zakończeniu ich i tak nieistniejącego w tej
chwili małżeństwa? Gdy spojrzała na to wszystko z tej
perspektywy, od razu poczuła, jak w jej oczach zaczynają zbierać
się nowe pokłady łez. Pociągnęła mocno nosem i pośpiesznie
zaczęła przecierać oczy, nie chcąc ponownie płakać przez niego.
Mężczyzna
zbliżył się do niej, obejmując ją swymi umięśnionymi
ramionami, w których już niejednokrotnie odnajdywała pociechę.
Dłonią zaczął gładzić jej plecy uspokajającym gestem,
szeptając co rusz kojące: - Ciii.
-
Jeśli chcesz odwołać kolację, to tylko pow…
-
Przyjdę - powiedziała nieobecnym głosem, spoglądając w pusty
punkt. - Obiecuję, że przyjdę.
Nie
chciała spędzić tych kilku następnych godzin w pustym domu, jak
grzeczna żona czekając na męża, który tym razem na pewno wróci.
Pytanie tylko: na jak długo? Czy po tych trzech tygodniach, w ciągu
których prawdopodobnie będą starać się tworzyć obrazek
kochającego się małżeństwa, wszystko wróci do teraźniejszego
stanu? Czy nadal będzie unikana przez niego w tak ostentacyjny
sposób? Czy on naprawdę łudzi się, że ona nie jest świadoma, iż
ją zdradza, możliwe nawet, że na lewo i prawo? To wszystko tak
cholernie bolało, że nie wie, co by zrobiła, gdyby nie ciepłe
ramiona czerwonowłosego. Wiedziała, że czym prędzej musi
doprowadzić się do porządku. Otarła nos i policzki, a następnie
uśmiechnęła się do niego szczerze, po raz kolejny dziękując mu
za tę chwilę otuchy.
-
To co, do później? - spytała, wysilając się na radosny ton
głosu, jednak wiedziała, że jego nie oszuka.
Sasori
przytaknął drobnym skinieniem głowy, a następnie obdarzył ją
czułym całusem w czoło, mówiącym, aby na siebie uważała i
oddalił się w stronę własnego samochodu. Sakura natomiast wsiadła
do pokaźnego Range Rover’a, opierając głowę o skórzany
podgłówek. Przymknęła powieki, a dalsze wspomnienia sprzed ośmiu
lat zaczęly ponownie napływać do jej głowy.
Słysząc
jego głos nawołujący ją przez uchylone drzwi, obróciła się na
pięcie i czym prędzej podbiegła do podwójnych drzwi, stając tuż
przy nich.
-
Sakura, coś nie tak? - spytał swym chłodnym, aczkolwiek
zaniepokojonym głosem.
Wzięła
głęboki wdech, zastanawiając się nad doborem słów. Wszystko
było nie tak, a zwłaszcza to, że w jej sercu tliły się
wątpliwości, których nie powinno tam być. Jak miała wyjść za
mąż za mężczyznę, którego, owszem, kochała z całego serca,
skoro coraz więcej gdybań zaprzątało jej umysł. Była na siebie
wściekła za te głupie, niedorzeczne wątpliwości, które nie
dawały jej spokoju.
-
Ja... - zaczęła niepewnie, kładąc dłoń delikatnie na masywnych
drewnianych drzwiach. - ...czy my postępujemy rozsądnie? - spytała
przyciszonym głosem, próbując powstrzymać zbierający się w niej
płacz.
Nie
spodziewał się usłyszeć takich słów, a zwłaszcza nie dziś.
Nie w dzień, w którym planowali się pobrać. Mimowolnie zaczął
napierać na drzwi, chcąc je otworzyć szerzej, a najlepiej wejść
do środka z zamiarem przytulenia jej i ukojenia wszelakich
wątpliwości, ale ona mu nie pozwoliła. Zablokowała drzwi.
-
Sakura, co ty...? - spytał zdziwiony.
Haruno
pociągnęła nosem.
-
Ino i Hinata mnie zabiją, jeśli zobaczysz mnie w sukni ślubnej
przed ceremonią - wytłumaczyła, domyślając się, iż
przyjaciółki czychają gdzieś za rogiem, zerkając od czasu do
czasu, czy przez przypadek przyszli małżonkowie nie zamierzają
złamać tradycji. Jednak już po chwili usłyszała coś, czego się
nie spodziewała. Sasuke krzyknął na cały korytarz, chcąc, by jak
najszybciej Naruto się przy nim zjawił. Gdy ten to uczynił, Uchiha
kazał mu ściągnać krawat i zakryć jego oczy, ze względu, iż on
sam posiadał muszkę.
-
Wpuść mnie, mam zawiązane oczy - powiedział, naciskając
dłonią na klamkę.
Sakura
westchnęła ciężko, a następnie uchyliła drzwi zerkając przez
drobną szparę na narzeczonego. Jego oczy rzeczywiście były
zasłonięte przez krawat Uzumakiego, którego dostrzegła niedaleko
z szerokim uśmiechem. Chwyciła czarnowłosego za dłoń, a
następnie pomału wprowadziła go do środka, zamykając za nim
dokładnie drzwi. Nie chciała, by ktokolwiek z zaproszonych gości
usłyszał ich konwersację.
-
Co się dzieje? - spytał zaniepokojny, stojąc po środku pokoju
niczym ślepiec. Wyciągnął dłonie przed siebie, chcąc natknąć
się na różowowłosą, która, miał nadzieję, była tuż obok
niego.
-
Odpowiedz mi na moje wcześniejsze pytanie - powiedziała z
desperacją w głosie, zbliżając się do niego drobnymi kroczkami.
Jej suknia szeleściła przyjemnie dla ucha, gdy tylko zrobiła
jakikolwiek ruch. Będąc tuż obok niego, chwyciła go delikatnie za
dłonie. - Proszę. - Ponownie poczuła, jak jej oczy napełniają
się łzami.
Sasuke
wyczuwając niepokojącą aurę bijącą od dziewczyny, przutulił ją
do siebie.
-
Nie płacz - poprosił ją i czując, że jej twarz znajduje się
zaledwie kilka centymetrów od niego, na oślep ułożył dłoń na
jej poliku, kciukiem ścierając łzę jaką właśnie uroniła.
-
Kochasz mnie? - spytał szeptem.
Nie
musiała się zastanawiać nad odpowiedzią, gdyż doskonale ją
znała. Przytaknęła cicho.
-
W takim razie czego się obawiasz? - ponowne pytanie wydobyło się z
jego krtani.
-
Że z czasem bańka pryśnie, a ty mnie zostawisz - wyjawiła mu
swoją najpoważniejszą wątpliwość. Czuła, jak ramiona Sasuke
zaciskają się jeszcze bardziej na jej ciele.
-
Nawet tak nie mów - powiedział z udawanym spokojem, pod którym
znajdował się wulkan emocji. - Nie żenię się z tobą tylko po
to, by po kilku latach wnieść do sądu papiery rozwodowe. Żenie
się z tobą, bo chcę spędzić z tobą resztę życia. Chcę, byś
była przy mnie zawsze i wszędzie - wyszeptał jej subtelnie do
ucha, a następnie złożył czuły pocałunek na jej karmazynowych
ustach.
Na
same wspomnienie tego dnia, łzy ponownie zaczęły pojawiać się w
jej oczach. Zapewniał ją, że wszystko będzie w porządku. Robił
wszystko, by uwierzyła w jego słowa. A gdy wreszcie się to stało,
minęło zaledwie kilka lat, a jej wątpliwości sprawdziły się w
pełnej okazałości. Jednak do tej pory nie była w stanie
odpowiedzieć sobie na pytanie, czy żałowała, iż równo osiem lat
temu złożyła przysięge małżenską. Był okres, gdzie dumała i
zastanawiała się gorączkowo, czy jeśli namówiłaby go do
wstrzymania się ze ślubem bądź też przełożeniem daty o rok,
może dwa, czy wszystko teraz wyglądałoby zupełnie inaczej? Gdy
teraz o tym wszystkim pomyślała, mogła bez problemu odpowiedzieć,
że nie żałowała tych lat spędzonych z Sasuke. W końcu człowiek
uczy się cały czas i to na własnych błędach. Jedyne, czego
żałowała w tej chwili, to tego, iż nie była w stanie odważyć
się podpisać papierów rozwodowych.
Pokręciła
głową, odrzucając wszelkie myśli na bok. To nie był odpowiedni
czas na przypominanie sobie przeszłości. Miała jeszcze służbowe
spotkanie z Tsunade, nie wspominając już o rozpakowaniu dziecięcych
zakupów z samochodu. Na dodatek wiedziała, że to na nią spadnie
brzemię latania po domu z wkrętarką, by zamocować barierki w
domu. W końcu Sasuke w ich czterech kątach nie zastanie, tego była
w stu procentach pewna.
-
Poradzę sobie sama. Wkrętarka nie jest mi straszna - powiedziała
hardo, odpalając silnik samochodu.
Dojechanie
do kawiarni, w której spotykała się dzisiejszego popołudnia ze
swoją przełożoną, zajęło jej niecałe dzisięć minut. Tsunade
czekała już na nią przy skromnym stoliku, popijąc świeżo
parzoną kawę. Niemalże od razu przeszły do spraw szpitala, który
ostatnimi laty coraz lepiej funkcjonował. Na dodatek szykowało im
się kolejne sympozjum, które Tsunade chciała, by to Sakura
poprowadziła.
-
Nie nadaję się - wtrąciła, będąc jakże pewna swych słów.
W
odpowiedzi pani Senjuu posłała jej pobłażliwe spojrzenie.
-
Wystarczy, że wywołałaś niemały skandal w całym środowisku
lekarskim, nominując mnie na ordynatora neurochirugii - skwitowała,
zatapiając karmazynowe usta w gorącej czekoladzie. - Mam ci
przypomnieć, jak zostałam nazwana “kobietą przed trzydziestką
bez jakiegokolwiek doświadczenia na to stanowisko”? - spytała z
uniesionymi brwiami.
Tamte
dni nie były dla niej pod żadnym względem przyjemne. Nie dość,
że była zaskoczona niespodziewanym awansem, to niemal wszyscy
współpracownicy zaczęli wytykać ją palcami. Wiedziała, że
gdyby Tsunade w rzeczywistości była mężczyzną, niejednokrotnie
zostałaby posądzona o “awans przez łóżko”, jednak, ku jej
zadowoleniu, ominęło ją to.
-
Miałaś i masz moje kompletne zaufanie. Minęły dwa lata, w których
cała lekarska śmietanka przekonała się, iż dokonałam trafnego
wyboru - powiedziała ze stoickim spokojem, uważnie przyglądając
się różowowłosej. - Sympozjum odbędzie się za pół roku, więc
masz czas na przygotowanie się do niego. Wszystkie detale wyślę ci
na e-mail. Gdybyś miała jakieś pytania, bądź potrzebowała
pomocy wiesz gdzie mnie szukać - dopowiedziała. - A tak w ogóle,
co tam u ciebie? Sasuke...? - urwała zastanawiając się jak ma
sformuować dalszą część pytania. Doskonale zdawała sobie sprawę
z kłopotów, jakie przechodziło od jakiegoś czasu małżeństwo
Uchiha.
-
Wszystko bez zmian - szepnęła nieobecnym głosem, bełtając
łyżeczką w kubku z resztkami gorącej czekolady. - A nawet
gorzej... - mruknęła niechętnie, przypominając sobie sytuację ze
sklepu.
Tsunade
zmarszczyła delikatnie brwi, a jej wzrok nieco wyostrzył się.
-
Co masz na myśli? Czyżby przestał już wracać do domu całkowicie?
- spytała.
Sakura
pokręciła przecząco głową.
-
Moja karta została zablokowana. Robiłam zakupy z Sasorim dla
dzieciaków, a przy kasie za każdym razem karta była odrzucana.
Gdybym nie miała ze sobą starej karty z własnymi oszczędnościami,
chyba spaliłabym się ze wstydu - wyjaśniła z grymasem na twarzy.
Nie miała pojęcia, co ma myśleć o tej sytuacji. Karta czy też
chip nie mogły być popsute, gdyż akurat tą kartę dostała
miesiąc temu, ponieważ stara straciła datę ważności. Używała
ją dzień w dzień. Ba! Wczorajszego wieczoru zapłaciła u
chińczyka za kolację, a dziś ujrzawszy tylko słowa “transakcja
odrzucona”, wiedziała,
że coś jest nie tak. A innego wytłumaczenia niż zablokowanie
karty przez Sasuke nie dostrzegała na horyzoncie.
Tsunade,
czytając w jej myślach, powiedziała hardo:
-
Idź do niego teraz i poproś o wyjaśnienia. Staw mu wreszcie czoła,
Sakura. Nie możesz ciągle udawać, że wszystko jest w porządku.
Te trzy tygodnie będziecie zachowywać się jak szczęśliwe
małżeństwo? To jest chore.
Ciężkie
westchnięcie wydobyło się z krtani różowowłosej. Wiedziała, że
jej przełożona ma całkowitą rację. Nie może zachowywać się
tak w nieskończoność. Ale z drugiej strony, bała się
konfrontacji. Tak samo jak i bała się dzisiejszego wieczora, gdy
będzie musiała stanąć z nim twarzą w twarz. Jednak Tsunade
rzuciła solidnym argumentem, któremu nie potrafiła zaprzeczyć -
to wszystko było chore.
-
Jeżeli nie pojedziesz do niego zaraz i nie wyjaśnisz z nim kilku
spraw, uwierz mi, zadzwonię do Yamanaki i Hyugi. A mogę się
założyć, że ta pierwsza, gdy tylko usłyszy, co się dzieje w
twoim małżeństwie, wsiądzie do pierwszego samolotu do Tokio -
zagroziła Tsunade, spoglądając ostro na różowowłosą.
Uchiha
wydęła policzki, gdy tylko usłyszała groźbę przełożonej. I
tym razem to Tsunade zagrała asem, wiedząc, iż ona nie pisnęła
słowem przyjaciółkom na temat jej obecnej sytuacji. Tak samo, jak
bała się reakcji Sasuke na zbliżającą się konfrontacje, tak
samo bała się reakcji Ino i Hinaty, gdyby dowiedziały się, że
jej idealne małżeństwo, nie jest takie wcale idealne, jak wszyscy
wokół sądzą.
-
Zajadę do kancelarii po drodze do domu - mruknęła, rozsiadając
się wygodniej na krześle. - Masz rację, lepiej to załatwić przed
przylotem Itachiego, który wraz z rodziną powinni być już w
powietrzu - dopowiedziała, spoglądając przez duże kawiarniane
okno na tokijskie uliczki i przechadzających się po nich ludzi. Jej
uwagę przykuła wesoła czteroosobowa rodzina, która wyraźnie
cieszyła się z możliwości spędzenia czasu razem. Na każdej z
twarzy znajdował się szeroki uśmiech. Och, jak bardzo im w tej
chwili zazdrościła.
-
Wiedziałam, że wychodzę za mąż za szybko - szepnęła rozżalona,
przenosząc wzrok z powrotem na swoją przełożoną. - Miałam
przeczucie, że powinnam zaczekać, ale on mnie zapewniał, że
wszystko będzie w porządku - powiedziała wyraźnie zasmuconym
głosem.
Tsunade
chwyciła dłonie różowowłosej.
-
Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, Sakuro - wtrąciła
pocieszająco. - Musisz wziąć się w garść i najpierw spróbować
z nim dojść do porozumienia, jeśli to nic nie da, nie zwlekaj z
podpisaniem papierów rozwodowych. W obu przypadkach zwlekanie tylko
pogarsza sprawę.
Sakura
westchnęła ciężko, a na jej twarzy zawitał grymas. Wolałaby
pierwszy wariant, aczkolwiek nie potrafiła wyobrazić sobie, jakby
to wyglądało. W końcu oboje mieli kogoś na boku, na dodatek do
dzisiejszego dnia nie odezwali się do siebie przez kilka długich
tygodni. Nie wspomniając już o ich chłodnych stosunkach.
Wiedziała, że spędzenie kolejnych trzech tygodni razem, udając
szczęśliwą rodzinkę, będzie niemożliwe. Żadne z nich nie
posiadało wystarczającego talentu aktorskiego, żeby móc oszukać
Itachiego i Mio.
Tak
jak powiedziała, tak też zrobiła. Po skończonym spotkaniu z
Tsunade, w drodze do domu, podjechała pod kancelarię Sasuke.
Zaparkowała auto naprzeciwko pnącego się w nieboskłon pokaźnego
wieżowca, których w rzeczywistości roiło się w bogatej okolicy.
Po przejęciu firmy od ojca Sasuke był w stanie postawić ją na
nogi, powodując, iż w ciągu zaledwie kilku lat stała się jedną
z najlepiej prosperujących kancelarii prawnych w kraju, zajmujących
się niemalże każdą sprawą. Dobrej passie służył jeszcze fakt,
że jej mąż nie przegrał ani jednej sprawy, sprawiając, iż stał
się jednym z najbardziej porządanych i opłacalnych prawników w
całej Japonii. Jednak ona oddała by wszystko, by Sasuke stał się
taki jak kiedyś, by powrócił do bycia sobą. Chwilowo odrzucając
na bok wątpliwości, wyszła z samochodu i, ściskając mocno
torebkę, skierowała się na przejście dla pieszych, z którego od
razu zwróciła swe kroki ku drzwiom obrotowym. Przechodząc przez
nie przystanęła na chwilę, zastanawiając się, czy jak zwykły
człowiek ma podejść do recepcji prosząc o przepustkę, czy też
jak za dawnych starych czasów skierować się ku bramkom, przez
które była przepuszczana bez żadnej formy identyfikacji. Chcąc
sprawdzić czy tak samo jak karta, jej wejście do biura będzie
zablokowane, zaczęła iść pewnym krokiem w stronę bramek, przy
których stała dwójka ochroniarzy. Jednego z nich pamiętała,
drugi natomiast był dla niej nowością. Zresztą ponad rok nie
stawiła kroków w tym budynku. Będąc niecały metr od nich
widziała, jak nowy otwiera już swoje usta, jednak został
uprzedzony przez swojego kolegę, który przywitał się z Sakurą
skieniem głowy, a następnie powiedział odblokowując bramkę, by
mogła przejść bez problemu.
-
Witam, pani Uchiha.
Sakura
w odpowiedzi posłała mu szczery uśmiech i wyminęła ich, życząc
im miłego dnia.
-
Siostra? - usłyszała za sobą, zdziwione pytanie nowego nabytka
firmy ochroniarskiej.
-
Nie siostra - zaprzeczył starszy mężczyzna. - Żona. Żona szefa -
dopowiedział poważnym głosem, a na jej twarzy wysunął się
mimowolnie uśmiech zadowolenia. Jeszcze jest ktoś na tym świecie,
kto nie przekreślił ich małżeństwa. Może jednak jest światełko
w tunelu?
Wchodząc
do jednej z trzech pokaźnych wind, od razu nacisnęła przycisk
ostatniego piętra, na którym znalazła się w przeciągu kilku
minut. Gdy metalowe drzwi rozsunęły się, wzięła głęboki wdech,
powtarzając w głowie niczym mantrę, że da radę i stawi mu
wreszcie czoła, jak powinna już to dawno zrobić. Pewnym krokiem
zmierzała z głową uniesioną wysoko ku recepcji, gdzie z dala
widziała siedzącą Chiyo wpatrzoną w ekran komputera. Mijała
przeróżnych ludzi, wszystkich ubranych w garnitury, nie znała
praktycznie nikogo z nich. Jednak wiedziała, że przykuła ich
zainteresowanie, zwłaszcza, że nigdzie nie widniała jej
przepustka, którą jako zwykły człowiek powinna dostać. Z
szerokim uśmiechem na twarzy podeszła do biurka sekretarki męża,
witając się z nią.
-
Hej, Chiyo.
Starsza
sekretarka uniosła głowę w zdziwieniu, słysząc głos pani
ordynator.
-
Co za kolejna miła niespodzianka z pani strony - powiedziała
rozradowana.
-
Już ci mówiłam wiele razy, byś mówiła mi po imieniu -
stwierdziła przysiadając delikatnie na krawędzi biurka.
-
Pamiętam, Sakuro. Jednak nadal pozostajesz panią Uchiha i wątpie,
by pański mąż był zadowolony z tego powodu - zaargumentowała
sekretarka i od razu posłała karcące spojrzenie przechodzącym
młodym starzystom. - Nie macie co robić, tylko szwendać się po
ostatnim piętrze? - spytała, mierząc każdnego z nich z osobna.
-
Wow, jest pani żoną szefa? - spytał jeden z nich, kompletnie
ignorując Chiyo.
-
Gówniarze, zaraz mnie popamiętacie - powiedziała zdenerwowana,
wstając od biurka.
Sakura
zachichotała pod nosem, po czym uśmiechnęła się do sekretarki
męża.
-
Spokojnie Chiyo. - Swój wzrok następnie przeniosła na małolatów,
którzy bacznie się jej przyglądali. - Tak, tak sie składa, że
jestem jego żoną - powiedziała z rozbawieniem.
-
Nie chwalił się, że ma taką żone. A powinien, oj, powinien -
odparł jeden z nich.
-
No już, smarkacze, wracać mi do swoich zajęć, bo inaczej powiem
szefowi, że podrywacie jego żonę, a wątpie by był zadowolony z
tego powodu! - powiedziała podniesionym głosem starsza kobieta.
Pomimo
iż sytuacja nie była dla niej całkowicie komfortowa, nie potrafiła
powstrzymać się od perlistego śmiechu. Dwójka nastolatków,
którym jakimś cudem udało dostać się na staż do kancelarii
Sasuke, zrobiła naburmuszone miny i oddaliła się w kierunku wind.
-
A jeśli chodzi o mojego męża, to jest u siebie? - spytała
niepewnie, biorąc wcześniej głęboki wdech.
Chiyo
jednak w odpowiedzi pokręciła głową.
-
Pojechał do sądu załatwić kilka spraw - wyjaśniła.
Sakura
napowietrzyła policzki, wiedząc, ile zajęło jej zebranie
odpowiedniej ilości odwagi, by postawić tu swoją nogę, a jego nie
ma.
-
Ale wydaje mi się, że zaraz powinien wrócić, jak pa.. chcesz, to
możesz poczekać na niego w gabinecie - dopowiedziała z uśmiechem
na twarzy. - Ja niestety muszę iść i skserować stertę papierów,
a następnie wszystko odpowiednio posegregować, więc nie będę
mogła ci towarzyszyć.
Rożowowłosa
przytaknęła i zaczęła kierować się ku gabinetowi Sasuke, jednak
bedąc już przy drzwiach zatrzymała się i jeszcze raz spojrzała
na sekretarkę męża.
-
Nie mówił może, czy ostatnio były jakieś problemy z naszym
bankiem?
-
Z tego co mi wiadomo, to nic takiego nie miało miejsca -
odpowiedziała, biorąc do ręki kilkanaście grubych teczek. - Ale
jeśli był jakiś kłopot, to wydaje mi się, że Nami na pewno
powinna o tym wiedzieć. To ona się babra w takich rzeczach -
dopowiedziała niechętnie, a na imię kobiety wyraźnie skrzywiła
się.
Sakura
zmarszczyła brwi, nie mając kompletnego pojęcia, o kim Chiyo mówi.
-
Nami? - spytała zdawkowo.
-
Asystentka pani męża.
Musiała
przyznać, że nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Z tego, co
jej było wiadome, Sasuke nie miał asystenki, a gdy ona mu
proponowała, by kogoś zatrudnił, wręcz twierdził, że nikogo
takiego nie potrzebuje. Pytanie “od kiedy?” siedziało jej na
języku, jednak zamiast je wypowiedzieć, skinęła i weszła do
gabinetu. Oparła się o drzwi, dokładnie przyglądając się
wnętrzu, w którym od jej ostatniej wizyty praktycznie nic nie
uległo zmianie. Wolnym krokiem zaczęła kierować się ku solidnemu
biurku, jakie znajdowało się przy wysokim panoramicznym oknie tuż
naprzeciwko drzwi. Opuszkami palców delikatnie przejechała po
mahoniowym blacie, przechodząc na drugą stronę biurka. Znużona
tym wszystkim, usiadła na jego skórzanym fotelu, wbijając wzrok na
widok drapaczy chmur za oknem. Zastanawiała się nad reakcją
Sasuke, gdy wróci do pracy i ujrzy ją wyraźnie na niego czekającą.
Nigdy jeszcze nie zdarzyło jej się czekać na niego w taki sposób.
Paznokciami zaczęła stukać o kolano w wymyślonym przez siebie
rytmie. Przez jej głowę zaczęły przechodzić przeróżne myśli
zwiazanę z obecną sytuacją. Przeklinała pod nosem swoją
przełożoną, przez którą, zamiast montować bramki w domu, siedzi
i czeka na Sasuke w jego gabinecie.
Czekała
i czekała, bez przerwy wpatrując się w budynki za oknem.
Westchnęła ciężko, a następnie obróciła się z krzesłem w
stronę biurka, chcąc pobazgrać coś na papierze dla zabicia czasu.
W końcu ile można czekać? Gdy zaczęła odgarniać papiery Sasuke
na biurku w poszukiwaniu jakiejś czystej kartki, dłońmi uderzyła
o coś metalowego. Odkładając sterte papierów na bok, zastygła w
miejscu, a trzęsącymi się tęczówkami spoglądała na ramkę ze
zdjęciem. Przełknęła głośno zalegającą ślinę, nie potrafiąc
oderwać spojrzenia od własnego zdjęcia, zrobionego cztery lata
temu na ich wspólnych wakacjach w Meksyku. Nigdy nie wiedziała, że
Sasuke zrobił duplikat, który trzymał w biurze. Nic nie
powiedział. Wyciągnęła drżącą dłoń i chwyciła nią za
metalową ramke. Nie sądziła, że kiedykolwiek znajdzie własne
zdjęcie w jego posiadaniu, a, co ważniejsze, w jego gabinecie. Jej
myśli stały się z sekundy na sekundę puste, w końcu nie miała
pojęcia, co ma o tym wszystkim sądzić. Od tygodni unika ją dniami
i nocami, jakiekolwiek rozmowy również ledwo co się ze sobą
kleją, a teraz znajduje własne zdjęcie pod kilkoma papierami z
dzisiejszą datą. Poczuła niesamowite ukucie w serce, jakby ktoś
właśnie próbował przebić je igłą. Odłożyła ramkę z
powrotem na biurko, a twarz oparła na dwóch zaciśniętych w pięści
dłoniach, uważnie przyglądając się zdjęciu.
Niespodziewanie
drzwi do gabinetu otworzyły się.
Przestraszona
Sakura uniosła głowę wyżej, spodziewając się Sasuke, który
najprawdpodobniej spoglądałby na nią teraz z ogromnym zdziwieniem.
Jednak to nie on wszedł do gabinetu. Szmaragadowymi tęczówki
wpatrywała się w wysoką kobietę, która spoglądała na nią z
równym szokiem.
-
Kim jesteś? - warknęła nieprzyjemnie blondynka, wchodząc w głąb
gabinetu.
Sakura
oparła się wygodnie w krześle Sasuke, jakby od samego początku
należało ono do niej. Z uniesioną wysoko głową splotła ramiona
na klatce piersiowej, a jej brew niekontrolowanie uniosła się.
-
O to raczej ja powinnam się spytać Ciebie - powiedziała spokojnym,
lecz oficjalnym głosem.
Nieznana
Sakurze kobieta z wściekłością wypisaną na twarzy zrobiła kilka
kolejnych kroków w jej kierunku.
-
Pokaż mi swoje akredytację, albo wzywam ochronę - rozkazała.
Kolejny
perlisty śmiech wydobył się z krtani różowowłosej.
-
Takowych nigdy nie dostałam i raczej nie dostanę, gdyż mój mąż
nigdy nie chciał, bym musiała pokazywać za każdym razem jakąś
głupią plakietkę. Zamiast tego kilka lat temu przedstawił mnie
wszystkim pracownikom i kazał doskonale zapamiętać moją twarz, bo
inaczej, ku mojemu niezadowoleniu zostaliby zwolnieni. - Jej głos
emonował spokojnością, co nawet ją samą zaskoczyło, w
pozytywnym tego słowa znaczeniu. - A teraz poproszę o twoje
akredytację, bo inaczej to ja zadzwonię po ochronę -
dopowiedziała, łapiąc dłonią za telefon na biurku Sasuke.
Na
twarzy blondwłosej zawitał grymas wyraźnego niezadowolenia, gdy
tylko zorientowała się, z kim właśnie rozmawia.
-
Więc? - ponaglała ją Uchiha.
Kobieta
mruknęła coś pod nosem, a następnie ze swojej marynarki
wyciągnęła przepustkę na smyczy i rzuciła ją Sakurze na biurko.
Żona
Sasuke spojrzała na plastikową karte, gdzie widniały dane kobiety,
jej zdjęcie, a także kod kreskowy. Widząc jej imię, Sakura
przygryzła delikatnie wargę.
-
A więc, Nami dobrze się składa, że tu jesteś, gdyż powiedziano
mi, iż ty możesz mi wyjaśnić moje problemy z płatnością kartą
bankową - powiedziała, wstając z fotela i zaczęła krążyć po
gabinecie. - Zwłaszcza, że karta jest nowa, a konto wspólne -
skwitowała, przyglądając się licznym książkom na drewnianych
regałach. Zdawała sobie sprawę, że może trochę przesadzać w
obecnej chwili, jednak miała nieprzyjemne przeczucie, co do
asystenki męża.
-
Zostało mi zlecone przejrzenie wszystkich transakcji i sprawdzić
nieścisłości, które natomiast miałam rozwiązać i tak też
zrobiłam - odparła zuchwale.
Sakura
zastygła na chwilę w miejscu, szczerze nie spodziewając się
usłyszeć takich bezpośrednich słów. Tym bardziej, że niemalże
przyznała jej się prosto w twarz, że zamieszanie z kartą bankową
to jej sprawka.
-
Chcesz powiedzieć, że zablokowałaś moją karte? - wycedziła,
spoglądając na nią chłodno przez ramię.
-
Nie tobie jest mi się tłumaczyć.
Różowowłosa
wzięła głęboki wdech.
-
Dopóki i moje zarobki lądują na tym koncie, mi też się
wytłumaczysz - skwitowała. - Jeśli chcesz, możemy tu poczekać
na... - nie była w stanie wypowiedzieć jeszcze jego imienia. -
...mojego męża i przy nim możesz się wytłumaczyć, ale
wiedz, że ja się stąd nie ruszę ani na krok.
Nami
spojrzała na Sakurę z istną wściekłością.
-
Zaraz zadzwonię do banku i wszystko odwołam - warknęła, a
następnie wyszła z gabinetu Sasuke, głośno trzaskając za sobą
drzwiami.
Sakura
oparła się o biurko i wzieła jakieś pierwsze lepsze papiery,
którymi zaczęła się wachlować, chcąc nieco ochłonąć.
-
Boże, jaka ze mnie suka - mruknęła pod nosem. Jednak musiała
przyznać, że była zadowolona z efektów jakże owocnej rozmowy;
ponownie uzyska dostęp do środków pieniężnych na ich wspólnym
koncie. Z drugiej strony, nie pasowało jej coś w tej kobiecie, co
skończyło się tak chłodną konwersacją, gdzie musiała pokazać
swoją wyższość, bo jakże mogłoby być inaczej. Teraz
pozostawało pytanie, co z Sasuke, który lada moment powinien
wrócić. Spojrzała na zegar wiszący na ścianie, który wskazywał
zbliżającą się nieubłaganie godzinę czwartą popołudniu.
-
Jeśli nie będzie go o pełnej godzinie, to idę - obiecała sobie
szeptem, ponownie zasiadając w jego fotelu i tak jak wcześniej
zaczęła przyglądać się własnemu zdjęciu.
Po
pietnastu minutach wybiła czwarta i tak, jak powiedziała, chwyciła
za torebkę, a następnie zaczęła kierować się ku wyjściu.
Pożegnała się z Chiyo, informując ją, że nie jest w stanie
dłużej czekać na Sasuke, gdyż ma też swoje zobowiązania. Będąc
przy windzie, po raz kolejny spotkała stażystów sprzed godziny,
którzy ponownie prawili jej komplementy. Gdy tylko metalowe drzwi
rozsunęły się, weszła do windy i czekała, aż zacznie zjeżdżać
w dół. Jednak gdy drzwi miały się z powrotem zamykać, ktoś
wsadził teczke powodując iż ponownie się rozsunęły.
-
Przepraszam - powiedział zdyszany mężczyzna, któremu wyraźnie
śpieszyło się na dół.
Sakura
uśmiechnęła się do niego i wpatrywała się, jak drzwi w żółwim
tempie ponownie się zasuwają. Niespodziewanie jej źrenice
zadrżały, widząc, jak korytarzem przeszedł jak gdyby nigdy nic
Sasuke. Nagle przystanął w miejscu i zaczął obracać się w
stronę windy, jakby coś przykuło jego uwagę, jednak w tej chwili
metalowe drzwi zasunęły się.
~***~
Od
momentu, w którym dowiedział się, że Sakura go okłamała,
wściekłość targała nim na wszystkie strony, nie pozwalając tym
samym normalnie funkcjonować. W głowie bił się z przeróżnymi
myślami, zastanawiając się nad powodem, dla którego w tak
perfidny sposób potrafiła go okłamać. Nigdy wcześniej tego nie
zrobiła, a wiedział, że kłamstwo nie łatwo jej przychodziło.
Powodu, dlaczego tak postąpiła, także nie potrafił wykreować.
Najpierw go okłamała, a później bez zapowiedzi zjawiła się w
kancelarii, co również nie było do niej podobne. Jakby stała się
marionetką, a ktoś z góry pociągał za ledwo widoczne sznureczki,
kierując każdym, nawet najmniejszym jej ruchem.
Przystanął
w miejscu, mając dziwne wrażenie, że powinien spojrzeć w bok.
Nieco zdziwiony swoim zachowaniem, zaczął się obracać i nim winda
zdążyła się zamknąć, kątem oka dostrzegł kosmyk różowych
włosów. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy czasami mu sie
nie przywidziało. W końcu co ona by tu robiła? Nie miała żadnego
powodu, by składać mu wizyte. Wznowił krok, chcąc jak najszybciej
znaleźć się w gabinecie, by odpocząć trochę po nużącym dniu.
Nim Chiyo, która stała odwrócona do niego plecami, zdążyła
zauważyć jego obecność, wszedł niemal bezdźwięcznie do
gabinetu.
Spoglądając
na biurko, od razu wiedział, że coś jest nie tak. Papiery i
przeróżne dokumenty leżały uporządkowane na jednej kupce,
zamiast być porozrzucane chaotycznie po mahoniowym blacie. Krzesło
natomiast było odwrócone w zupełnie inny sposób, niż miał w
zwyczaju je zostawiać. Pośpiesznym krokiem podszedł bliżej
biurka, a widząc leżące na środku blatu zdjęcie Sakury, chwycił
za ramkę i zaczął zastanawiać się czy rzeczywiście się
przewidział, czy jednak wzrok wcale nie płatał mu figli. Ściskając
mocniej metalową ramkę, wyszedł w pośpiechu z gabinetu.
-
Chiyo, ktoś był u mnie w gabinecie? - spytał bezpośrednio.
Sekretarka
podskoczyła i odwróciła się od szuflad z licznymi dokumentami,
spoglądając bezpośrednio na szefa.
-
Przestraszył mnie pan - powiedziała, łapiąc się za serce. - I
tak, pańska żona przed chwilą tu była. Czekała na pana ponad
godzinę i nie mogła dłużej czekać. Niedawno wyszła, musieliście
się minąć.
Słysząc,
jak długo Sakura przesiadziała w gabinecie, nie potrafił ukryć
swego zdziwienia.
-
Mówiła po co przyszła?
Chiyo
pokręciła głową w odpowiedzi.
Powinien
za nią iść. Powinien zadzwonić do ochrony i kazać im ją
zatrzymać. Powinien do niej zadzwonić. Ale nie, on jak zaklęty
wrócił do gabinetu, bez przerwy kontemplując nad powodem jej
wizyty.
W
zamyśleniu oparł twarz na zamkniętej dłoni i nieobecnym wzrokiem
zaczął błądzić po talerzu. Widelcem zaczął grzebać bezcelowo
w jedzeniu, jakie przed chwilą zostało im zaserwowane.
Czując
czyjś dotyk na swojej dłoni, odruchowo spojrzał w czekoladowe oczy
kobiety siedzącej tuż naprzeciw.
-
Wszystko w porządku? - spytała zaniepokojona Nami. - Odkąd
wróciłeś z sądu nie jesteś sobą. Nie wspominając już o tym,
że poszedłeś tam sam, zamiast wysłać któregoś ze starzystów.
Sasuke
nie odpowiedział, jedynie machnął dłonią, zbywając ją tym
samym. Nie wiedział, czemu zgodził się na kolejną z rzędu
kolację z kobietą, ale nim wróci dzisiejszego wieczoru do domu,
chciał w spokoju przemyśleć sprawy, które od dłuższego czasu
zaprzątały jego myśli. A Nami była idealną towarzyszką do
błogiej ciszy. Do tego cały czas w głowie kotłowały mu się
urywki rozmowy z Sakurą.
Co
ja, kurwa wyrabiam?!, wrzasnął
niespodziewanie w myślach, gdy zaczął pomału pojmować, iż nie
tu powienien się znajdować. Zamiast przesiadywać z nic nie
znaczącą kobietą, powinien być teraz w domu z żoną. Jednak bał
się. Bał się spojrzeć w te intensywne szmaragdowe tęczówki,
które niegdyś błyszczały za każdym razem, gdy w nie spojrzał.
Swym
bezuczuciowym spojrzeniem zaczął rozglądać się bez celu po
ekskluzywnej restauracji, wszystko, by tylko nie nawiązać kontaktu
wzrokowego ze swą asystentką. Wiedział, że na własne życzenie
spartaczył swoje życie i nadal nie wiedział, dlaczego to zrobił.
A teraz jak zwykły tchórz, nie potrafi spojrzeć w elektryzujące
szmaragdowe tęczówki żony. Od dłuższego czasu zastanawiał się,
dlaczego w ostatnim czasie popełnił tyle błędów. Przecież był
Sasuke Uchiha, który nie przegrał ani jednej sprawy sądowej! Był
tym cholernym skurczybykiem, któremu wszystko udawało się niemalże
od razu! Był Sasuke Uchiha, który całym sercem kochał żonę i
nigdy nie chciał, by było jej źle. Ale wystaczyło jedno kiwnięcie
palcem. Wystraczyła jedna kobieta, której zawdzięczał swój
obecny stan psychiczny i rozgarnięcie. A co najważniejsze... nie
była to jego żona, nie była to Sakura.
I
jak na zawołanie, dostrzegł tak dobrze znaną sobie kobietę,
przechadzającą się pomiędzy stolikami. Czarna, koronkowa sukienka
do połowy uda idealnie przylegała do jej ciała, a różowe włosy
miała spięte w luźnego koka, którego tak często nosiła
wychodząc z nim na kolacje.
Jego
spierzchnięte usta rozchyliły się minimalnie w zdziwieniu, a kare
tęczówki śledziły każdy jej ruch. Dostrzegając ją, stał się
zaklętym człowiekiem, który nie potrafił skoncentrować się na
niczym innym, jak tylko na niej. Ostatnimi tygodniami widział ją
jedynie jak śpi, a teraz przechadza się pięć metrów od niego ze
znikomym uśmiechem na twarzy. Tak dawno nie widział jej
szczęśliwej, że zaczynał coraz bardziej żałować swojej
głupoty.
Nie
wiedząc nawet kiedy, wstał od stolika, pozostawiając towarzyszkę
i niczym zahipnotyzowany zaczął kierować się w kierunku Sakury,
która niespodziewanie zniknęła mu z oczu. Taksował spojrzeniem
stoliki, chcąc odnaleźć ją jak najszybciej. W koło dostrzegał
śmiejących się, bądź też pogrążonych w dyskusjach ludzi, ale
znalezienie jej
w
restauracji wielkości boiska piłkarskiego, nie było czymś
prostym. Po dłuższej chwili wreszcie jego kare tęczówki ją
odnalazły. Siedziała obrócona do niego plecami, widział, jak jej
ramiona unoszą się w śmiechu. Kieliszek z czerwonym winem
przystawiła do ust, zaczynając delektować się alkoholem.
Zmarszczył brwi, mając nadzieję, że nie przyjechała tu własnym
samochodem. Jednak gdy tylko odchyliła delikatnie głowę w bok,
jego spojrzenie spoczęło na czerwonowłosym, który od razu go
zobaczył. Jego wzrok przykuł gest Sasoriego, który od razu nie
przypadł mu do gustu. W końcu nie powinien trzymać dłoni jego
żony w taki a nie inny sposób.
-
Sasuke, co...? - szepnęła Nami, która niespodziewanie znalazła
się przy jego boku. Ale widząc kobietę siedzącą nieopodal,
urwała wypowiedź.
Uchiha
zignorował asystenkę i z zaciśniętą dłonią zaczął kierować
się ku żonie, która delektowała się kolacją ze swoim
przyjacielem, którego on nie akceptował.
~***~
Widziała,
jak Sasori niespodziewanie się spina, spoglądając na coś, bądź
też na kogoś tuż za nią. Z uśmiechem na twarzy odstawiła
kieliszek i odwróciła się, spodziewając się ujrzeć jakąś
ciekawą scenkę, jednak to, co, a raczej kogo ujrzała, niemal
przyprawiło ją o palpitację serca. Sasuke stał tuż za nią. Jej
źrenice rozszerzyły się gwałtownie w zdziwieniu, a ciało
przeszły zimne dreszcze. Kare tęczówki intensywnie przyglądały
się jej, od czasu do czasu rzucając wściekłe spojrzenia ku
Sasoriemu. Pomimo iż nie powiedział nic, widziała, jak jego
szczęka zaciska się z każdą nowo przebyłą sekundą.
Był
wściekły.
Był
zdezorientowany.
Był
zazdrosny.
Bała
się.
Bała
się jego przenikliwego chłodnego spojrzenia, jakim ją obdarowywał,
jednak gdy tylko ujrzała stojącą nieopodal blondynkę, obawy
przeminęły, a zastąpiły je te same emocję, które szargały
karookiego.
Była
wściekła.
Była
zdezorientowana.
Była
zazdrosna.
W
kółko pytała samą siebie, co on tu robi, aczkolwiek żadna
sensowna odpowiedź ją nie satysfakcjonowała na tyle, by w nią
uwierzyć. Wiedziała, że nie powinno go tu być, już od jakiegoś
czasu powinien być na międzynarodowym lotnisku oczekując na
przylot brata i jego rodziny.
Kątem
oka zerknęła na nadgarstek, gdzie znajdował się skromny zegarek z
białego złota. Było w pół do dziesiątej w nocy. Z tego, co
wiedziała, samolot, na którego pokładzie była ich wspólna
rodzina, miał wylądować lada moment. I jakie będzie ich
zaskocznie, gdy w hali przylotów nie zastaną nikogo, kto by
przyjechał ich odebrać.
Spojrzała
na Sasoriego przepraszającym wzrokiem, a następnie wstała od
stolika tym samym ścigając jego dłoń ze swojej. Wiedziała, że
czerwonowłosy idealnie rozumie zaistniałą sytuację. A także to,
że Sasuke ponownie zapomniał o jakże ważnej rzeczy.
-
Wybacz - powiedziała, czule całując go w policzek i nie zwracając
uwagi na wściekłe kare tęczówki, które bacznie się jej
przyglądały. Wzięła kopertową torebkę i spokojnym krokiem
zaczęła oddalać się ku wyjściu. Lecz nim zdążyła przejść
pół metra, poczuła na nadgarstku chłodną dłoń Sasuke. Szarpnął
nią delikatnie, zmuszając całe jej ciało do obrócenia się o sto
osiemdzisiąt stopni, gdzie ponownie natknęła się na kare
tęczówki, które emonowały negatywnymi emocjami.
-
Gdzie się wybierasz? - spytał hardo.
Wściekła
wyrwała rękę z jego uścisku, dostrzegając kątem oka Sasoriego
przygotowanego, by w kążdej chwili się wtrącić. Jednak ona
pokręciła tylko głową, by nie robił tego. Nie chciała robić
niepotrzebnego zamieszania w restauracji, do której uwielbiała
przychodzić.
-
Tam, gdzie powiedziałeś, że ty pojedziesz. Na lotnisko po
Itachiego, Mio i dzieciaki - odpowiedziała z przekąsem. - A ty
sobie nie przeszkadzaj, najwyraźniej towarzystwo asystentki bardziej
ci odpowiada - skwitowała i nie czekając na jego ripostę, zwróciła
swoje kroki ku wyjściu, tym razem o wiele szybciej. Nim odeszła,
widziała, jak Sasori posyła jej zadowolone spojrzenie. Wreszcie po
jego namowach, potrafiła stawić czoła Sasuke, choćby nawet przez
ułamek sekundy.
Szła
w stronę wyjścia na parking, nie odwracając się ani razu za
siebie. Bała się, że gdy ujrzy go za sobą, nie będzie w stanie
powstrzymać potoku ostrych słów. Bała się również nie ujrzeć
go za sobą, gdyż miała przeczucie, że wtedy z pewnościa po raz
kolejny będzie zawiedziona. Na swojej drodze mijała nowoprzybyłych
gości restauracji. Przechodząc przez szklane drzwi, poczuła
uderzająco chłodne wieczorne powietrze. Nie przyjmując się
nieprzyjemnym uczuciem, zaczęła rozglądać się za swoim
samochodem, który, jak dobrze pamiętała, znajdował się
nieopodal. Widząc czarnego Range Rover’a, zaczęła szperać w
torebce w poszukiwaniu kluczyków.
Czując
pęk kluczy uśmiechnęła się pod nosem, a następnie wyciągając
je z kopertówki nacisnęła na drobny guzik, który odblokował
drzwi samochodu.
-
Daj kluczyki. Ja prowadzę - usłyszała niespodziewanie, gdy
naciskała już na klamkę. Jego ton nawet teraz pozostawał
nieprzyjemnie chłodny.
-
Potrafię sama prowadzić samochoód. Jeśli tak bardzo chcesz teraz
odebrać brata, użyj własnego samochodu - stwierdziła, otwierając
drzwi, które zaraz z powrotem zostały zamknięty przez mocną dłoń
Uchihy.
-
Piłaś. Nie pozwolę ci prowadzić - odparł, mierząc ją karymi
tęczówkami.
Salwa
śmiechu wydobyła się z krtani Sakury.
-
Uważasz mnie za głupią, Sasuke? - spytała, po raz pierwszy od
kilku tygodniu odważając się wypowiedzieć imię męża. - Jako
prawnik doskonale wiesz, jaki jest limit odnośnie wina. A ja
wypijając zaledwie kilka łyków, nie przekroczyłam go. Ba!
Musiałabym wypić co najmniej dwie lampki, by to zrobić. Więc
łaskawie nie praw mi kazań - skwitowała ostro, po raz kolejny
próbując dostać się do samochodu. Ku jej zdziwieniu, tym razem
udało się bez zbędnych przeszkód. Pośpiesznie włożyła
kluczyki do stacyjki i odpaliła silnik. Naciśnęła na mały
przycisk pomiędzy jej siedzeniem a pustym siedzeniem pasażera,
powodując iż szyba zaczęła się rozsuwać.
-
Terminal drugi - powiedziała oficjalnym tonem, a następnie
wyjechała z miejsca parkingowego, kierując się prosto na lotnisko.
Będąc
na autostradzie, po chwili dostrzegła w tylnim lusterku siadzącego
na jej ogonie srebrnego lexusa, który należał nie do kogo innego
jak do Sasuke. Wyjeżdżając z parkingu, nie przypuszczała, że tak
prędko ją dogoni, jednak on również miał turbo w swoim
samochodzie. Wykrzywiła usta w grymasie, a następnie stopą
bardziej nacisnęła pedał gazu, przyśpieszając tym razem.
Przypuszczała, że tak jak niegdyś Sasuke nie będzie zadowolony z
jej szybkiej jazdy, jednak w obecnej chwili miała go gdzieś. Nie
dość, że trzy miesięce temu zapomniał kompletnie o jej
urodzinach, to dziś niepamiętał o ich ósmej rocznicy ślubu,
a teraz zapomniał o odebraniu brata z lotniska, pomimo iż sam to
zaproponował. Z medycznego punktu widzenia zastanawiała się, czy
czasami nie wysłać go na badania, by następnie móc przepisać mu
stertę tabletek na zaniki pamięci. Jak bardzo chciała wierzyć w
kłopoty zdrowotne Sasuke, tak doskonale wiedziała, że to zwykły
mit. Kątem oka dostrzegła w tylnim lusterku, jak karooki, co rusz
zmienia światła z długich na krótkie, sygnalizując tym samym, by
zwolniła. Prychnęła złowieszczo pod nosem, nie mając
najmniejszego zamiaru wykonywać jego komendy.
-
Teraz niby się martwi - wycedziła przez zaciśnięte zęby,
skupiając się na niemal pustej drodze. Stopą jeszcze bardziej
naparła na pedał gazu i zaczęła zmieniać pasy ruchu. Po krótkiej
chwili muzyka ścichła, a zastąpił ją dźwięk dzwoniącego
telefonu z samochodowych głośników. Nie przejęta niczym nacisnęła
odpowiedni przycisk na kierownicy, odrzucając dzwoniącego męża.
Nie miała najmniejszej ochoty z nim rozmawiać, wiedząc, że i tak
najprawdopodobnie powie jej swoim oschłym rozkazującym tonem, że
ma zwolnić. Widząc go w restauracji z Nami, zrozumiała, że ma
dość.
Ma
dość jego cholernego opryskliwego zachowania w stosunku do niej. Ma
dość tego, że na każdym kroku jej unika. Ma dość bycia
ignorowaną przez własnego męża. Ma dość tego, że pojawia się
w domu w środku nocy zaledwie na chwilę. Ma dość tego
wszystkiego. Ma dość tego nieszczęśliwego małżeństwa, w którym
tkwi od kilku lat.
Po
powrocie do domu, miała najszczerszą ochotę wejść do swojego
małego gabinetu, usiąść przy biurku, odkluczyć pierwszą górną
szufladę, wyciągnąć z niej papiery rozwodowe, a następnie je
podpisać. Była tak cholernie zmęczona tym wszystkim, że miała
ochotę powiedzieć sobie “dość”.
Nie
była już szczęśliwa z Sasuke, którego i tak od kilkunastu
tygodniu przy niej nie było, gdyż wolał ten czas spędzić z
kochanką. Zresztą musiała spojrzeć prawdziwe w oczy - Sasuke
jadący samochodem tuż za nią nie był tym samym Sasuke, którego
poznała kilkanaście lat temu i za którego wyszła równo osiem lat
temu.
Widząc
zbliżający się zjazd na Naritę, ponownie zmieniła pas w
zastraszającym tempie. Zerknęła na tylnie lusterko, nadal
dostrzegając Sasuke w swoim lexusie dwa metry za nią. Wiedziała,
że kipi w tej chwili ze złości, ale wcale się tym nie
przejmowała. Nie miał prawa robić jej żadnych wyrzutów. Nie po
tym, jak ją praktycznie porzucił. Bo jak inaczej miała nazwać tą
jego ciągnącą się nieobecność? Zachowywał się irracjonalnie i
infantylnie jak na dwudziestoośmiolatka.
Po
chwili wjechała na potężny piętrowy parking i zaparkowała na
wolnym miejscu, tuż obok windy. Wychodząc z samochodu, słyszała
ryk silnika innego samochodu, zdecydowanie należącego do Sasuke.
Nie mając najmniejszej ochoty na niego czekać, z torebką
zawieszoną na ramieniu podeszła pośpiesznym krokiem do otwartej
windy. Oparła się o lustrzaną ściane, a lewą dłoń ułożyła
na metalowej barierce, paznokciami pomalowanymi na krwistą czerwień,
zaczęła pośpiesznie stukać o nią, niecierpliwie czekając, aż
drzwi windy wreszcie się zasuną.
Widziała,
jak Sasuke kroczy w jej stronę z wymalowaną wściekłością na
twarzy. Najwyraźniej miała rację, iż styl jej jazdy a także
prędkości nie przypadły mu do gustu. Oj, czuła w kościach
zbliżającą się reprymendę z jego strony. Nie przejmowała się
tym. Ku jej szczęściu drzwi zdążyły się zamknąć, nim Sasuke
dobiegł do niej. Jednak tuż przed tym, uniosła prawą dłonią i
pomachała mu. A usta w międzyczasie wyszeptały pozbawione uczuć
“papa”.
Oboje
wiedzieli, że mogła zatrzymać windę, jednak tego nie zrobiła.
Zjeżdżając
windą kilka pięter niżej, zastanawiała się, jak i czy w ogóle
przetrwa te trzy tygodnie. Z każdą kolejną sekundą wątpiła, by
mogli grać udane małżeństwo. Zresztą nawet nie wiedziała czy
nadal ma prawo witać się z Itachim jako bratowa, czy powinna to
uczynić jako zupełnie obca kobieta, która tylko i wyłącznie ich
odbiera. Z myślami pogrążonymi w istnym harmiderze opuściła
windę z ciężkim westchnięciem, kierując się do hali przylotów
w drugim terminalu. Nie przejmowała się chłodem, jaki panował w
środku, bo i tak nie zrobiłoby się jej cieplej, a zbędne
zrzędzenie mogłoby tylko pogorszyć sprawę. Będąc na miejscu,
spojrzała na ogromną tablicę przylotów wiszącą tuż naprzeciw
niej. Odetchnęła z ulgą, gdy dostrzegła, że lot rodziny Uchiha
jest opóźniony o co najmniej kolejne dziesięć minut.
Usiadła
na kiczowatym lotniskowym krzesełku. Nachyliła się, opierając
łokcie o kolana a twarz kładąc na otwartych dłoniach. Z jednej
strony cieszyła się z opóźnienia samolotu - przynajmniej
Itachi z rodziną nie będą musieli czekać, aż ktoś łaskawie ich
odbierze. Z drugiej natomiast strony wcale się nie cieszyła. A
powód właśnie kroczył w jej stronę z nienajlepszym wyrazem
twarzy. Przysiadł się tuż obok niej.
-
Zapomniałem - powiedział wyraźnie poirytowany tym faktem. - Jednak
to nie powód do brawurowej jazdy.
-
Zdążyłam zauważyć - fuknęła pod nosem. - Ale to nie jest żadna
nowość - dopowiedziała z przekąsem, ignorując komentarz na temat
jej stylu jazdy.
Czuła
na sobie jego pytające spojrzenie, aczkolwiek pod żadnym pozorem
nie zamierzała udzielać mu odpowiedzi. Nie chciała zamieniać się
w żonę wypominającą mężowi byle “drobnostkę”, zwłaszcza,
że problemy w ich małżeństwie nie pojawiły się z dnia na dzień.
-
Co masz na myśli? - spytał swym oschłym tonem, zerkając na nią
kątem oka.
Wyprostowała
się, opierając się o krzesło.
-
Sam powinieneś wiedzieć - mruknęła, splatając ramiona na klatce
piersiowej i od czasu do czasu pocierając je dłońmi. Szmaragdowe
tęczówki wbijała w tablicę informacyjną, wyczekując, aż
samolot z Nowego Jorku wyląduje.
Niespodziewanie
poczuła na swoich ramionach przyjemny materiał, spojrzała kątem
oka na karookiego, który okrył ją właśnie swą marynarką. Nie
skomentowała jego gestu, pomimo iż tony cierpkich słów cisnęło
się jej na język. Zamiast tego, przewróciła jedynie lakonicznie
oczyma.
-
Czemu byłaś z nim na kolacji? - spytał nagle, a gdyby głos
potrafił mrozić krew w żyłach, jej już dawno byłaby
zamarznięta.
Nie
przypuszczała, że zada jej tak bezpośrednie pytanie. Dobrze
zdawała sobie sprawę, że Sasuke nigdy nie pałał zbytnią
sympatią do Sasoriego, gdyż ten miał w zwyczaju podrywać ją na
niemalże każdym kroku, odkąd tylko się poznali, ale pytanie i tak
ją zadziwiło.
-
Nie mogłam? - spytała, robiąc zdziwioną minę. - Ja tobie nie
wybieram towarzyszek, z którymi jadasz wspólnie kolacje -
stwierdziła bez najmniejszych ogródek, spoglądając w jego kare
tęczówki.
Jego
szczęka ponownie zacisnęła się, a mimika twarzy wyostrzyła się.
-
Sakura... - wycedził przez zaciśnięte zęby, wyraźnie
poddenerwowany jej słowami.
-
Nie mów tylko, że to była kolacja biznesowa, bo ci nie uwierzę -
powiedziała hardo, wstając z zajmowanego przez siebie miejsca i
odchodząc kawałek. Stojąc niemalże na środku hali, rozpuściła
włosy, a następnie przeczesała je, próbując przy okazji
powstrzymać zbierające się w jej oczach łzy. Włożyła ręce w
jego marynarkę i raz jeszcze spojrzała na tablicę informacyjną,
która tym razem pokazywała iż samolot z Nowego Jorku właśnie
podchodzi do lądowania. Odetchnęła z ulgą, wiedząc, że już
bliżej niż dalej.
-
Jeszcze chwilka - szepnęła pod nosem, kręcąc się bez celu po
hali przylotów.
Po
chwili poczuła na ramieniu jego mocną dłoń. Zatrzymała się i z
ciężkim westchnięciem, obróciła się w jego stronę.
-
Nie, to nie była kolacja biznesowa, tylko zwykły posiłek ze
znajomą z pracy - powiedział tym razem o wiele spokojniejszym
tonem, którego się nie spodziewała.
Sakura
prychnęła złowieszczo pod nosem.
-
Z wredną asystentką, która zablokowała mi dostęp do naszego
wspólnego konta! - warknęła zła, próbując powstrzymać się od
krzyku.
Karooki
zmarszczył brwi.
-
Co? - spytał wyraźnie zdziwiony. - Kto ci tak powiedział? -
burknął, sądząc, że to zwykłe nieporozumienie.
Kobieta
splotła ramiona na piersi, a następnie z wyższością powiedziała:
-
Ona. Ona mi to powiedziała. A przy okazji chyba nie poinformowałeś
jej jak wszystkich innych, że masz żonę, bo chciała mnie
wylegitymować.
-
Nie jesteś głupia Sakura, dobrze wiesz, że nigdy przed nikim bym
nie ukrył, iż jesteś moją żoną. Nami pewnie uniosła się dumą,
widząc cię w biurze - odparł.
Szmaragdowe
tęczówki zadrżały.
-
Bronisz jej? Ty jej kurwa bronisz?! - krzyknęła, nie potrafiąc
dłużej tłumić w sobie emocji. - Poszłam na zakupy dla
dzieciaków, a przez tę pizdę nie byłam w stanie zapłacić za
zakupy! Myślałam, że zaraz spalę się ze wstydu!
-
Sakura, uspokój się - wtrącił ostro Sasuke, czując na sobie
wzrok ludzi, którzy także czekali na krewnych bądź też
znajomych. Jednak różowowłosej jakoś to nie przejmowało.
-
A później jeszcze miała czelność powiedzieć mi prosto w twarz,
że to jej sprawka! - wrzasnęła. - Gdybym nie miała wtedy przy
sobie swojej starej karty z czasów panieńskich, która mnie
uratowała, wierz mi albo nie, ale bym ją rozszarpała na drobne
kawałeczki - wycedziła, zakleszczając dłonie w żelazne pięści.
- Może jak wrócę do swojej dawnej karty i nazwiska, będzie to
najlepszą opcją dla nas obojga.
Jego
oczy rozszerzyły się gwałtownie.
-
O czym ty bredziesz, Sakura? - spytał, spoglądając intensywnie w
jej zaszklone szmaragdowe oczy.
Nagle
drzwi tunelu, jaki prowadził do hali bagażowej otworzyły się, a
liczna liczba pasażerów zaczęła wychodzić z niego obładowana
bagażami. Ku zadowoleniu różowowłosej, Itachi wraz ze swoją
rodziną byli jednymi z pierwszych osób, które wyszły. Ze szczerym
uśmiechem na twarzy zaczęła kierować się w ich stronę, nie
przestając machać ku nim energicznie. Widziała już z dala, jak
oboje byli wyczerpani po czternastogodzinnej tułaczce w samolocie,
nie wspominając już o śpiących dzieciach, które
najprawdopodbniej niejednokrotnie dały im w kość. Wiedziała, że
Sasuke idzie tuż za nią, aczkolwiek ani razu nie spojrzała w jego
stronę.
-
Nareszcie - powiedziała zadowolona Sakura i od razu poczuła, jak
starszy z braci Uchiha obejmuje ją dużymi umięśnionymi ramionami.
-
Witam moją kochaną bratową - odparł rozbawiony.
-
No już Itachi, bo Mio będzie zazdrosna, a przy okazji... dusisz
mnie - powiedziała ze śmiechem, a gdy tylko brat Sasuke ją puścił,
przywitała się z Mio, której niestety nie mogła mocno ścisnąć,
gdyż na rękach niosła śpiącego Akihiro.
-
Ale Aki-chan urósł - stwierdziła z uśmiechem od ucha do ucha.
-
Taichi także - wtrącił dumny tatuś, pokazując na śpiącego w
spacerówce czarnowłosego chłopczyka.
~***~
Po
dłużących się w nieskończoność powitaniach wreszcie zaczęli
kierować się w stronę parkingu. Sakura od momentu ich zagorzałej
rozmowy na środku hali przylotów, nie odezwała się do Sasuke ani
słowem. Nawet nie zaszczyciła go przelotnym spojrzeniem. Cały czas
zastanawiał się nad jej słowami i ich gorzkim znaczeniem. Ale był
święcie przekonany, że nie zamierzała powiedzieć tego, co
powiedziała, to dlaczego to zrobiła? Miał najszczerszą ochotę
zatrzymać czas wokół nich i porozmawiać z nią, tym razem na
spokojnie. Niestety magikiem nie był i nie posiadał takich
zdolności.
-
To co, Itachi, ja biorę Mio i dzieciaki, a ty zabierzesz się z
Sasuke i bagażami? - spytała nagle różowowłosa, spoglądając na
jego brata, który już po chwili przytaknął zgadzając się z jej
propozycją.
Bez
najmniejszego słowa do niego jego żona zaczęła oddalać się z
Mio, prowadząc przed sobą spacerówkę. Jego uwadze nie umknęły
ciche śmiechy i chichy, jakie kobiety wymieniały pomiędzy sobą.
Granatowowłosa pomachała na odchodne do męża, wiedząc, że już
za chwilę ponownie się ze sobą spotkają.
Wraz
z Itachim skierowali się ku jego samochodowi, który znajdował się
w zupełnie innej części parkingu niż Sakury. Otworzył bagażnik
i oboje zaczęli wpakowywać liczne bagaże.
-
Wybacz Sasuke, że akurat dzisiaj musieliśmy przyjechać,
zabukowałem bilety zanim spojrzałem w kalendarz - stwierdził z
grymasem na twarzy, wkładajac jedną z większych walizek na dno
bagażnika. - A widząc po waszych strojach na pewno musieliście
skrócić swoje świętowanie - dopowiedział, drapiąc się w
zażenowaniu po głowie.
-
Jakie świętowanie? - burknął pod nosem. - Dzień jak dzień.
Itachi
odstawił małą walizkę na bok i pytającym spojrzeniem spojrzał
na brata.
-
Ty chyba sobie żartujesz - stwierdził prosto z mosto. - Nie codzień
obchodzi się ósmą rocznicę ślubu.
Sasuke
słysząc dwa ostatnie słowa, zamarł w bezruchu.
-
Co powiedziałeś? - spytał półprzytomnym tonem. W głowie
kotłowało mu się multum myśli, które wreszcie zaczynały
nabierać jakiegoś sensu. To opryskliwe zachowanie Sakury w stosunku
do jego osoby zwłaszcza. Nie wierzył, że zapomniał. Nie o tej
dacie.
Długowłosy
uważnie obserwował reakcję brata, który wyglądał na zdziwionego
jego słowami. I wcale mu się to nie podobało.
-
Ty, Sasuke, tylko nie mów, że zapomniałeś.
Młodszy
z braci w odpowiedzi uderzył zaciśnietą pięścią w klape od
bagażnika, potwierdzając tym samym jego obawy.
Itachi
syknął w niezadowoleniu.
-
No, braciszku, spartoczyłeś na całej lini. Bo z tego, co mi się
wydaje, to ona na ciebie najwyraźniej czekała, a ty ją olałeś.
Radzę po drodze do domu zatrzymać się na stacji benzynowej i kupić
jej jakieś kwiatki. Lepsze to niż nic - skwitował, chcąc poprawić
reputację Sasuke w oczach Sakury.
-
Tak, czekała w restauracji w towarzystwie twojego koleżki - warknął
wściekły, wznawiając pakowanie bagaży. - A zresztą, nieważne -
burknął pod nosem, nie mając najmniejszej ochoty rozmawiać z
bratem na ten temat. Był wściekły i na siebie i na Sakurę. Na
siebie za to, że zapomniał o jak ważnej dla nich obojga dacie. A
na Sakurę, że cały dzień nie pisnęła słówka, nawet gdy
wrzeszczała na niego na lotnisku. Chociaż z drugiej strony był
święcie przekonany, że daty takie jak ta ma skrupulatnie wpisane
do kalendarza jak i w telefonie. Tymczasem komórka ani razu nie
poinformowała go o tym, a w kalendarzu z rana nie dostrzegł żadnej
wzmianki o ich rocznicy. Wiedział, że musiał jak najszybciej to
wyjaśnić, jednak jego priorytetem była w tej chwili rozmowa z
Sakurą, do której ona raczej nie była aż taka skora.
Po
wpakowaniu wszystkich bagaży do bagażnika jak i na tylnie siedzenia
luksusowego lexusa, bracia Uchiha wsiedli do samochodu. Zdając sobie
sprawę, że ich żony najprawdopodobniej są już od jakiegoś czasu
w drodze do domu.
-
Sasuke, co się dzieje? - spytał Itachi, gdy tylko wyjechali z
piętrowego parkingu. - Z tobą i Sakurą, mam na myśli.
Młodszy
z braci zacisnął mocniej dłonie na kierownicy.
-
Nie wiem - burknął. - Sam już nie wiem, co się z nami dzieje.
Jesteśmy inni. Oboje - powiedział szczerze, nie mając zielonego
pojęcia, co o tym wszystkim myśleć.
~***~
-
Że co proszę? - spytała Mio podniesionym głosem, po czym z
przerażniem obróciła się na tylnie siedzenia spoglądając na
zapięte w foteliki dzieci. Gdy ujrzała, że wcale ich nie zbudziła,
odetchnęła z ogromną ulgą. Jeszcze tego brakowało, by po ciężkim
dniu zbudziły się w nieznajomym dla siebie miejscu.
Sakura
natomiast westchnęła ciężko. Po licznych pytaniach
granatowowłosej, nie wytrzymała i jak zwykła, bezbronna kobieta
wypaplała wszystko, no, może pomijając nowinkę o kochankach, gdyż
ta byłaby najprawdopodobniej zbyt wielkim szokiem dla szwagierki
Sasuke. Ale nie miała wątpliwości, iż w niedługiej przyszłości
i o tym się dowie.
-
Jak to zapomniał o rocznicy i o tym, że miał nas odebrać z
lotniska? - pytała nadal przejęta żona Itachiego. - To zdecydowane
oznaki sklerozy. Ale że bronił tej swojej asystentki, to po prostu
nie potrafię uwierzyć. Jak mógł się tak zachować i potraktować
cię tak przedmiotowo? - spytała oburzona.
Różowowłosa
wzruszyła beznamiętnie ramionami.
-
Najwyraźniej mógł i tak się właśnie zachował - skwitowała.
-
Oj, już mi się ta paniusia nie podoba - wtrąciła Mio splatając
ramiona na klatce piersiowej. - Jak wygląda? - spytała, spoglądając
kątem oka na kierowce.
Sakura
uniosła brew.
-
Nie chcesz wiedzieć - mruknęła niezadowolona, przypominając sobie
walory blondwłosej asystentki męża. Jak na kobietę, musiała
przyznać, że była niczego sobie. Niczego jej nie brakowało.
-
Wybacz, że zamartwiam cię swoimi problemami - szepnęła,
zmieniając w miedzyczasie pas ruchu, a następnie zjechała z
autostrady.
-
Przestań, Sakura - skarciła ją Mio. - W końcu komuś musiałaś
się wyżalić i wierz mi albo nie, ale ja w podobnej sytuacji
również bym tak zrobiła - dodała, pragnąc podnieść ją na
duchu. - A z Sasuke musisz porozmawiać i wyjaśnić kilka spraw. Nie
możecie tak dłużej tego ciągnąć.
Żona
młodszego z braci przytaknęła jedynie, rezygnując tym samym z
krótkiego komentarza, który brzmiałby: to nie będzie takie
proste.
-
Zresztą mam dziwne przeczucie, że Sasuke już wie o waszej rocznicy
- mruknęła z grymasem na twarzy Mio.
Sakura
zamarła, jednak po chwili kątem oka zerknęła na kobietę siedzącą
na miejscu pasażera.
-
Co? - spytała z przerażniem w głosie.
Nie
wiedziała, czy po krótkiej, ale nieprzyjemnej rozmowie na lotnisku,
byłoby dobrym rozwiązaniem, gdyby Sasuke dowiedział się o
zapomnianej przez niego rocznicy. Jeszcze tego jej brakowało, by
miał wyrzuty sumienia. Chociaż nie, on nigdy nie miał żadnych
wyrzutów sumienia, czy też skrupułów. Więc czego się obawiała?
Tego, że zacznie przepraszać, czy też wymyślać jakieś
absurdalne wymówki? Nie, to w ogóle nie byłby wtedy Sasuke.
-
Gdy uświadomiłam Itachiemu na jaki dzień zabukował nasze bilety,
był dość niepocieszony. I w kółko twierdził, że nie tak
powinniście spędzać ten dzień, dlatego mam dziwne wrażenie, że
coś powiedział Sasuke albo zaraz to zrobi - wytłumaczyła na
spokojnie Mio.
Na
twarzy różowowłosej pojawił się grymas niezadowolenia.
-
Już widzę, jak jego mózg przegrzewa się od pytań, dlaczego w ten
wieczór byłam z Sasorim, zamiast z nim - fuknęła rozdrażniona
pod nosem. - I mogę się założyć, że jeśli a nuż poruszy ten
temat ze mną, spyta z ogromnym oburzeniem, dlaczego czegoś mu nie
powiedziałam. - Na samą tę myśl przygryzła dolna wargę.
Perspektywa tłumaczenia się w jakikolwiek sposób Sasuke
doprowadzała ją pomału do szaleństwa. W końcu dlaczego miałaby
mu o tym przypominać, skoro on sam powinien pamiętać o tak ważnej
dla nich obojga dacie. Coraz bardziej zaczynała sobie uswiadamiać,
że to małżeństwo nie skończy się jak w baśniach, a raczej
skończy się na sali rozpraw, gdzie sędzia zadecyduje o rozpadzie
ich związku.
-
A niby jakim prawem masz się mu tłumaczyć? - spytała żona
Itachiego, która najwyraźniej podzielała jej zdanie na ten temat.
- To, że byłaś na kolacji z Sasorim w ten dzień nic nie znaczy.
Może miałaś spędzić cały wieczór w domu, dołujac się tym, że
on łaskawie nie był w stanie zapamietać tak prostej daty? Zresztą
wtedy my byśmy koczowali na lotnisku, probując dodzwonić się do
was. Jesteś silna, nie wątpię, że poradzisz sobie podczas rozmowy
z nim i przemówisz mu w jakiś sposób do rozsądku.
Kolejne
cieżkie westchnięcie wydobyło się z jej krtani.
-
Nie chodzi tylko o jego zaniki pamięci - szepnęła wyraźnie
zmieszana. Jednak nie wiedziała, czy jest dłużej w stanie ukrywać
swe obawy przed bliskimi jej ludźmi. Tak, Tsunade i Sasori
wiedzieli, ale tylko oni. Nie odważyła się nawet zadzwonić do Ino
ani Hinaty, które również od dłuższego czasu przebywały ze
swoimi małżonkami za granicą.
-
Co masz na myśli? - W jej głosie Sakura wyraźnie była w stanie
usłyszeć pewnego rodzaju obawę. I chyba była ona na miejscu.
-
Nie widziałam się z nim od kilku tygodni, zjawia się w nocy
bodajże na chwilę, zmienia ubrania i ponownie wychodzi. Rozmawiamy
jedynie przez sekretarki. Dzisiaj był pierwszy dzień, w którym nie
tylko odbyliśmy drętwą rozmowę przez telefon, ale także w ogóle
się spotkaliśmy. Mam cholerne przeczucie, że mnie zdradza. I nawet
chyba już wiem z kim. Zresztą ja też nie jestem lepsza -
powiedziała na jednym oddechu rozchisteryzowanym głosem. Łzy,
które niebezpiecznie zbierały się w jej oczach, zaczęły spływać
po jej polikach, rozmazując cały staranny makijaż. Czując, jak
nie jest w stanie dłużej prowadzić samochodu, zatrzymała się na
poboczu. Zgasiła silnik, pozostawiając jedynie zapalony reflektor i
wysiadła z samochodu, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza.
Ukucnęła przy aucie, opierając się plecami o czarną karoserię,
chwytając się mocno dłońmi za włosy. Szlochała. Szlochała jak
małe dziecko. I wcale się tego nie wstydziła.
Po
chwili poczuła jak Mio obejmuje ją drobnymi ramionami. Naparła na
nią własnym ciałem, chcąc wypłakać się na czyimś ramieniu.
Pociągneła mocno nosem, zakleszczając dłonie na sportowej bluzie,
jaką miała na sobie granatowowłosa. Nie mówiła nic. Nie pytała
o nic. I za to w tej chwili była jej wdzięczna. Wiedziała, że Mio
ją w tej chwili rozumie i, że poczeka cierpliwie z dalszą
opowieścią, aż ona sama będzie na to gotowa.
-
Wsiadaj do samochodu, ja poprowadzę dalej - szepnęła spokojnie
małżonka starszego z braci, przerywając ciszę.
Sakura
w odpowiedzi przytaknęła jedynie i niczym duch powędrowała na
drugą stronę samochodu. Będąc w środku, nacisnęła tylko na
nawigacji przycisk 'dom', by wrazie czego Mio nie zgubiła się.
Oparła głowę o skórzany podgłówek i nieobecnym wzrokiem
spoglądała na nocny tokijski krajobraz.
~***~
Podróż
do domu spędzili w ciszy i w spokoju, nie odzywając się
praktycznie do siebie. W głowie Sasuke toczyła się burza myśli.
Itachi zadał mu bardzo dobre pytanie, na które on odpowiedział
najszczerzej jak tylko potrafił. Jednak nie był zadowolony z
odpowiedzi, jakiej udzielił bratu. O wiele bardziej wolał
powiedzieć, że pomiędzy nim a Sakurą wszystko w porządku, a
obecne ich zachowanie to nic wielkiego; zwyczajna małżeńska
kłótnia. Ale wiedział, że to nie prawda. Wiedział, że sam się
od niej oddalił, za co nie był z siebie wcale dumny. Spartolił
najważniejszą rzecz, a teraz tak cieżko było mu spojrzeć jej w
oczy. Cały czas słyszał w myślach ostatnie pytanie, jakie
wykrzyczała mu w twarz na środku lotniska. I nie, nie podobało mu
się. Wolał nie usłyszeć go z jej ust, a jednak. Wykrzywił usta w
znacznym grymasie, na samo wspomnienie ich kłótni. Musi z nią na
spokojnie porozmawiać, jednak z jej temperamentem wiedział, że
będzie ciężko. Jednak przede wszystkim musi rozmówić się z
Nami, chcąc dowiedzieć się, co miało znaczyć to zablokowanie
karty Sakury. Nie podobało mu się to.
Będąc
niedaleko domu, jaki tuż po ślubie kupił z Sakurą, dostrzegł
czarny samochód należący do żony. Ściągnął brwi ze sobą w
zdziwieniu, gdyż już dawno powinny być w domu. W końcu to im pół
godziny zajęło pakowanie sterty walizek, gdzie one tylko musiały
wsiąść do auta. W skupieniu prowadził samochód, nie spuszając
wzroku z pojazdu tuz przed nim. Po chwili oba samochody, wjechały na
szeroki podjazd, który był oświetlony lampami ogrodowymi. Parkując
auto tuż obok żony, dopiero teraz zauważył, że to wcale nie ona
prowadziła. Itachi spojrzał na niego pytająco, gdy tylko dostrzegł
Mio za kierownicą.
-
Nie mam pojęcia, co się dzieje - odparł, odpinajac pas i wychodząc
z pojazdu razem z bratem.
-
Coś się stało? - spytał zaniepokojony Itachi żony, gdy ta
opuszczała pojazd.
Mio
spojrzała na swego szwagra, zamykajac za sobą drzwi.
-
Nic takiego - odpowiedziała, obdarzając męża czułym uśmiechem.
- Dzieciaki na szczęście przespały całą droge - powiedziała,
będąc jakże zadowoloną z tego faktu.
-
Gdzie Sakura? - wtrącił zaniepokojony Sasuke.
-
Zasnęła na miejscu pasażera - wyjaśniła pokrótce, nie mając
zamiaru zatapiać się w szczegółach. Po słowach Sakury sama musi
ochłonąć i przyswoić informacje, jakich jej udzieliła w akcie
rozpaczy.
Zdziwiony
Sasuke podszedł na drugą strone samochodu, gdzie przez lekko
przyciemnioną szybę dostrzegł zarys sylwetki różowowłosej.
Otwierając drzwi jego tęczówki ujrzały, tak jak się spodziewał,
śpiącą żonę obróconą w jego stronę. Jednak to, co najbardziej
przykuło jego uwagę, był rozmazany makijaż na jej twarzy. Czarna
maskara była rozmyta pod jej oczami, a także na polikach, gdzie
pozostawiła po sobie paskudne ślady. Dłonią przejechał przez
swoje gęste włosy, zastanawiając się, co takiego stało się
podczas drogi powrotnej, że płakała. Poczuł niemiły uścisk
wokół serca, jakby ktoś zaczął wbijać mu tysiące igieł naraz.
Spojrzał na Mio, jednak ona wydawała się go kompletnie ignorować.
Miał dziwne przeczucie, że kobiety odbyły pewną rozmowę na jego
temat. Odrzucając ową myśl, odchylił subtelnie kosmyk różowych
włosów, jaki zsunął się na jej twarz i nachylając się nad nią
odpiął pas, jakim była zabezpieczona. Wsunął jedną z dłoni pod
jej kolana, a drugą za plecy, po czym delikatnie ją dźwignął
starając się jej nie zbudzić. Sakura mruknęła przez sen,
wtulając się w jego klatke piersiową. Poprawił ją w swoich
ramionach, a następnie zaczął kroczyć ku drzwiom frontowym.
Niespodziewanie
tuż koło niego znalazł się brat. Spoglądając na niego kątem
oka, dostrzegł jak w dłoni trzyma pęk kluczy Sakury. Rozumiejąc
jego intencję, ponownie zwrócił wzrok ku śpiącej żonie.
-
Położe ją i pomogę ci z bagażami, a także pokaże wam wasz
pokój - powiedział spokojnie, nie odrywając spojrzenia od
różowowłosej.
Itachi
uśmiechnął się pod nosem.
-
Spokojnie, póki dzieciaki śpią nie ma pośpiechu.
-
Wy też potrzebujecie trochę snu - odparł, wchodzą po trzech
schodkach na drewniany taras. - Klucz z niebieską obwudówką.
Starszy
z braci znalazł odpowiedni klucz i włożył go do zamka.
-
Tobie też on się przyda - skwitował, popychając i otwierając
drzwi na oścież i po zapaleniu światła wszedł do środka. Dwie
pary karych tęczówek w zdumieniu zlustrowały całe pomieszczenie,
które było wyraźnie przygotowane na przybycie małych dzieci.
-
No, braciszku, widzę że miałeś kupę roboty - powiedział z
uśmieszkiem, przyglądając się bramkom blokującym dzieciom
wejście w nieodpowiednie miejsca.
-
To Sakura latała całe późne popołudnie po domu z wkrętarką w
ręku - wtrąciła Mio, niespodziewanie znajdując się tuż za nimi.
Oboje
obrócili się za siebie, spoglądając na granatowowłosą, która
trzymała w foteliku młodszego z synów.
-
Itachi weź Taichiego, trzeba ich położyć. Aki i tak pewnie obudzi
się lada moment - powiedziała, spoglądając czule na męża. - A
ty pokaż mi naszą sypialnię - zwróciła się chłodniej do
szwagra, który wchodził wgłąb domu.
Trzymając
pogrążoną we śnie Sakurę na rękach, szedł przodem, cały czas
czując na sobie przenikliwy wzrok kobiety, który, gdyby mógł,
wywierciłby mu dziurę w plecach. Wchodząc po hebanowych schodach,
kątem oka zerknął na zdjęcia rozwieszone na ścianie. Widząc
śmiech różowowłosej, który został uwieczniony na aparacie, jego
kącik ust uniósł się mimowolnie. Byli tacy szczęśliwi, a teraz?
Ostatnimi tygodniami nie poznawał samego siebie, nie wspominając
już o Sakurze, która również się zmieniła.
-
Sasuke... - zaczęła niespodziewanie Mio z wyraźna niechęcią.
Karooki,
nie przerywając swego kroku, spojrzał się przez ramię na
szwagierkę, chcąc, by pomimo swojej nieprzyjemnej tonacji
kontynuowała.
-
Dorośnij i cokolwiek masz jej do powiedzenia, nie zwlekaj z rozmową.
Przestań ją ranić do cholery - warknęła wyraźnie poirytowana
zachowaniem brata męża.
-
Co ci powiedziała? - spytał z uniesioną brwią.
Mio
parsknęła cicho pod nosem.
-
Wystarczająco, by wiedzieć, że oboje zachowujecie się jak dzieci
- skwitowała hardo. - Dlatego porozmawiajcie i podejmicie decyzję
co dalej zamierzacie zrobić z waszym małżeństwem. Jak sam widzisz
po jej twarzy, ona ma już serdecznie tego dość. I wcale jej się
nie dziwię.
Sasuke
zerknął kątem oka na zapłakaną żonę, która opierała głowę
o jego tors. Niechętnie musiał przyznać szwagierce rację. Sakura
nie wyglądała najlepiej. Nawet przez sen wyglądała na wyraźnie
podłamaną. Przystanął w miejscu, odwracając się do
granatowowłosej.
-
Pokój gościnny jest tu - powiedział, wskazując głową w bok.
Mio
przytaknęła jedynie, a następnie weszła do pomieszczenia
wskazanego przez kruczowłosego. Sasuke, widząc, jak kobieta
zniknęła z niemal rocznym synkiem za drzwiami, kontynuował swoją
przechadzkę po pierwszym piętrze, kierując się ku głównej
sypialni.
Będąc
w środku położył delikatnie Sakure na łóżku i zaczął
przyglądać się jej z góry. Musiał przyznać, że jeszcze ani
razu nie zapadła w tak głęboki sen jak teraz. Początkowo sądził,
iż pomimo jego starań, zbudzi się w połowie drogi, aczkolwiek
mylił się. Ściągnął z jej stóp drogie szpilki, odkładając je
na bok. Delikatnie złapał ją za ramię, zaczynając ściągać z
niej swoją marynarkę, którą cały czas miała na sobie. Gdy i ją
udało mu się z niej ściągnąć, nie budząc przy tym kobiety,
odrzucił ją na pobliski fotel. Następnie nakrył ją kołdrą i,
jak co noc, złożył czuły pocałunek na jej czole.
~***~
Otwierając
powieki, nie pamiętała, jak znalazła się w łóżku, ani też o
której wrócili z lotniska. W głowie miała pustkę, jakby film
urwał jej sie po zbyt dużej ilości alkoholu. Ale z tego co
pamiętała, to upiła zaledwie kilka łyków czerwonego wina.
Zmierzwiła włosy, siadając na łóżku, po czym rozszerzyła usta
szeroko, ziewając. Już miała wychodzić z łóżka, gdy
niespodziewanie dostrzegła, iż miejsce tuż obok niej, pierwszy raz
od kilku tygodni było zajęte. Niepewnie spojrzała na pogrążonego
we śnie męża, który jak gdyby nic leżał koło niej. W głowie
pośpiesznie zaczęła analizować wczorajsze wydarzenia,
zastanawiając się, co pamięta jako ostatnie.
-
Restauracja, lotnisko, samochód... - mruczała pod nosem, starając
sobie przypomnieć, w jakim momencie urwał jej się film. Jednak
dostrzegając na sobie wczorajszą sukienkę, wiedziała, że nie
położyła się sama. Pośpiesznie wyszła z łóżka i na bosaka
pognała do przypokojowej łazienki. Widząc się w lustrze, zrobiła
krok w tył w akcie przerażenia. Cała jej maskara była okropnie
rozmazana przez wczorajsze łzy, jakie były spowodowane jej
wieczorną chwilą słabości. Czym prędzej chwyciła za mokre
chusteczki kosmetyczne i zaczęła zmywać rozmazany makijaż z
twarzy. Była przerażona. Nie stanem, w jakim się znajdowała, a
faktem, że są bardzo duże szanse, że Sasuke widział ją
zapłakaną. Co gorsza, miała przeczucie, iż ten aspekt również
zostanie poruszony podczas ich zbliżającej się nieubłaganie
rozmowy. Siadając na krawędzi wanny, wydobyła z siebie ciężkie
westchnięcie. Wiedziała, że owa rozmowa najprawdopodobniej
odbędzie się dzisiaj. Nie wiedziała jednak, jak ma z nim rozmawiać
i co mu powiedzieć. Odkręciła kurek z gorącą wodą i zaczęła
ściągać z siebie koronkową sukienkę, którą kupiła niemal rok
temu. Wlała aromatyczne olejki i płyn do kąpieli, który niemal od
razu przemienił się w białą pianę. Gdy wody była odpowiednia
ilość, ściągnęła z siebie czarną bieliznę i nie zważając na
temperaturę cieczy, weszła do wanny bez najmniejszego zawahania.
Otuliła się pianą, zanużając się w wodzie po podbródek.
Chciała się zrelaksować i odprężyć, jednak gorąco nie
pozwalało jej na zbytnie pole do popisu.
Godzinę
spędziła w wannie, rozmyślając o wszystkim i o niczym. Wychodząc
z wanny, wiedziała, że zapowiadają się cieżkie trzy tygodnie, a
jeszcze cięższe godziny. Miała ogromną nadzieje, że gdy tylko
opuści łazienkę Sasuke nadal będzie pogrążony w swoim błogim
śnie. Nie mając przy sobie żadnych świeżych ubrań, obwinęła
się puchowym białym ręcznikiem i biorąc do ręki wczorajsze
odzienie, uchyliła drzwi. Szmaragdowymi tęczówkami uważnie
staksowała wnętrze sypialni. Gdy tylko dostrzegła męża śpiącego
w najlepsze na łóżku, odetchnęła z ulgą i wyszła z łazienki,
na paluszkach dreptając w stronę garderoby, która znajdowała się
dwa metry dalej. Wyciągnęła z szafki czarne, krótkie spodenki z
Adidasa i luźną sportową bluzkę na ramiączkach. Póki co nie
musiała się stroić, jak to zazwyczaj robiła, gdy wychodziła do
pracy, czy też na jakieś spotkanie. Miała wolne i wreszcie mogła
pozwolić sobie na normalne ubranie.
Pozostawiając
śpiącego Sasuke, czym prędzej czmychnęła z pokoju z zamiarem
udania się do kuchni. Ku jej zdziwieniu dom był pogrążony w
błogiej ciszy, a to coś, co nie jest normalne, gdy pod dachem było
roczne dziecko i pięciolatek. Jednak miała dziwne przeczucie, że
niecałą noc ich goście spędzili w ciszy i spokoju. Jak to z
małymi dziećmi było, przeczuwała, iż Mio bądź też Itachi
musieli wstawać do młodszedo syna co najmniej raz. Chociaż
istniała jeszcze nadzieja, że dziecko jest wymęczone po długiej
podróży, w której przebyło pół świata.
Schodząc
do holu dostrzegła stertę walizek, która najwyraźniej nie została
wciągnięta na piętro przez męską część domowników.
Skrupulatnie omijając je, weszła do kuchni, gdzie panowała grobowa
cisza, w jakiej reszta domu również była pogrążona.
Po
raz pierwszy od dłuższego czasu poczuła chęć gotowania, chęć
ponownego oddania się pasji. W końcu i gotowanie tak samo jak i jej
zawód miały wiele wspólnych cech. I obie sprawiały jej ogromną
przyjemność, a także satysfakcję. Swe kroki skierowała do
spiżarni, która wyglądała o wiele lepiej niż wczorajszego ranka.
-
Muszę podziękować Misie - powiedziała do siebie z uśmiechem,
biorąc mąke i jajka. Miała ogromną chęć na lazanie i, nie
zważając na pore śniadaniową, zamierzała ją zrobić, a przy
okazji odprężyć się, zanim Sasuke i reszta wstanie. Z pełnej
lodówki wyciągnęła masło i mleko, a następnie zabrała się do
przygotowania sosu beszamelowego, bez którego przy lazani ani rusz.
W małym garnku roztopiła odpowiednią ilość masła, do którego
następnie dodała mąkę i zaczęła energicznie mieszać dwa
składniki. Następnie zaczęła dodawać małymi porcjami ciepłe
mleko, do momentu, w którym powstała gładka masa. Wyłączyła
palnik, chcąc pozwolić masie chwilę ostygnąć i zabrała się za
krojenie cebuli. I, jak to przy krojeniu tego paskudnego warzywa
bywa, łzy zaczęły zbierać się w jej oczach. Pociągnęła nosem,
nie przerywając krojenia na drobną kosteczkę cebuli. Gdy cebula
była gotowa, podsmażyła ją wraz z czosnkiem na patelni, w
międzyczasie doprawiła jeszcze wystudzony sos beszamelowy i
włączyła radio, by umilić sobie przyrządzanie potrawy. Później
wszystko poszło z górki, plastry makaronowe zostały ugotowane, sos
z mięsem mielonym i małymi kawałeczkami pomidorów również
został zrobiony. Wyciągnęła z szafki duże żaroodporne naczynie
i po kolei zaczęła nakładać odpowiednie warstwy lazani. Najpierw
beszamel, później makaron, na nim warstwa mięsa z kolejną porcją
sosu, a na końcu ser. I tak w kółko, aż naczynie będzie pełne.
Widząc, że kolejna warstwa się już nie zmieści, dołożyła
extra warstwę sera, po czym włożyła potrawę do nagrzanego
piekarnika.
Chwyciła
za zabrudzony nóż i deske do krojenia, chcąc je wsadzić do
zmywarki, gdy niespodziewanie dostrzegła Sasuke opartego o framugę
w samych spodniach dresowych, bacznie się jej przyglądającego
przenikliwym wzrokiem. Jej tęczówki zadrżały a nóż wyślizgnął
się z dłoni uderzając z hukiem o posadzkę. Pośpiesznie podniosła
go z podłogi i budząc się z chwilowego letargu, powróciła do
swoich wcześniejszych czynności, zastanawiając się, w jaki sposób
powinna się do niego odezwać. Zaczęła sprzątać zabrudzony
granitowy blat, gdy niespodziewanie poczuła jego obecność tuż za
sobą.
Ułożył
dłonie niepewnie na jej nagich ramionach, zbliżając się do niej.
Czując
jego oddech tuż nad sobą, przymknęła na chwilę powieki i wzięła
głęboki wdech.
-
Od dawna tu jesteś? - spytała pozbawionym jakiejkolwiek barwy
głosem, trzymając dłonie na blacie.
-
Od dłuższego czasu - odpowiedział ze stoickim spokojem.
Przygryzła
dolną wargę, wiedząc, że ją obserwował i przeklinała się w
myślach, że wcześniej go nie zauważyła.
-
Sakura.
Zadrżała
słysząc włanse imię. Pomimo iż jego głos był spokojny jak
zawsze, to wyczuwała w nim coś jeszcze - smutek.
Obrócił
ją w swoją stronę, by móc spojrzeć w jej szmaragdowe tęczówki.
Jednak widząc, jak ona unika jego wzroku, dotknął subtelnie jej
podbródka i uniósł go nieco wyżej.
-
Wiem, czemu jesteś zła i nawet nie wiem, jak mam cię przeprosić,
byś..
-
Powiedz mi, co cię tak rozprasza? - spytała, wtrącając się mu w
zdanie. Wiedziała doskonale, co chciał powiedzieć i nie była
pewna czy chce słuchać jego przeprosin. Bardziej zależało jej na
wyjaśnieniach, nie tylko z poprzedniego dnia, ale i z ostatnich
tygodni również.
-
Myślałam, że to we mnie jest coś nie tak, skoro zapominasz i o
moich urodzinach, które były trzy miesiące temu i o naszej
rocznicy. Ale nigdy nie sądziłam, że zapomnisz o Itachim. - Jej
głos drżał z każdym wypowiedzianym słowem. Tak, miała mu to
wszystko za złe. Nie chciała być dłużej przez niego odpychana.
Chciała, żeby było tak jak dawniej.
Zamarł
w miejscu, słysząc jak i jej urodziny wypadły mu z głowy, a w
końcu nie było to na dniach, tylko trzy miesiące temu. Najchętniej
pracnąłby sobie w łeb za swoją bezmyślność. Sam zaczynał
zastanawiać się, dlaczego nie pamiętał o sprawach, które
bezprecedensowo były dla niego i dla niej ważne.
-
Sakura... ja... - Nie wiedział, co powiedzieć. Na swoje
usprawiedliwienie nie miał nic. Zapomniał. Naprawdę zapomniał.
-
Nie wiem - odparł w złości na samego siebie. - Nie wiem, czemu
zapomniałem o twoich urodzinach i o naszej rocznicy, nie jestem w
stanie podać przyczyny, oprócz zwykłego “zapomniałem”. I
wierz mi, że żałuję.
Różowowłosa
zmarszczyła brwi.
-
Zapomniałeś? - spytała z niedowierzaniem, uważnie mu się
przyglądając. - Zapomniałeś - szepnęła tym razem stwierdzająco.
-
Wynagrodzę ci to - powiedział, robiąc krok ku niej. Chciał
zbliżyć się do niej, chciał ponownie przytulić ją do siebie.
Jednak ona, wyczuwając jego intencje, ściągnęła ze swych ramion
jego dłonie i zrobiła kilka kroków w bok.
-
A wynagrodzisz mi te kilkanaście tygodni, w ciągu których nie
mieliśmy ze sobą w ogóle kontaktu? - spytała drżącym głosem,
bez przerwy spoglądając w kare tęczówki męża. - Tygodnie, w
ciągu których wyraźnie mnie ignorowałeś?
-
Nie ignorowałem cię - stwierdził hardo.
Sakura
zaśmiała się pod nosem.
-
Nie? - nie była obużona, lecz rozżalona i zraniona. - To jak
wytłumaczysz to, co się działo w przeciągu tego czasu? To, jak
wracałeś do domu cholera wie kiedy, jak zjawiłeś się znienacka,
tak samo zniknąłeś? Jak wytłumaczysz to, że byłam w stanie
wyczuć zapach damskich perfum z twoich ubrań? A ślady szminki? -
dopytywała, czując, jak z każdym nowowypowiedzianym słowem, łzy
zaczynają napływać do jej oczu.
Wziął
głęboki oddech, zastanawiając się, co ma jej teraz odpowiedzieć.
Wiedział, że wyciągnęła idealne argumenty, których
najprawdopodobniej sam by użył, jeśli w grę wchodziłaby sprawa
sądowa, jaką by prowadził. Ale to nie sąd, tylko kuchnia. Kuchnia
w ich własnym domu. A oni nie są dwoma kłucącymi się partiami,
którzy postanowili wejść na sądową wokande. Są małżeństwem,
które niegdyś bardzo się kochało. A teraz?
-
To nie jest tak jak myślisz - powiedział, spoglądając na nią
kątem oka. Nie wierzył, że właśnie to powiedział. Mało filmów
się oglądali, w których właśnie takiej wymówki używali
zdradzajacy kochankowie.
-
To ty mnie wczoraj okłamałaś - dopowiedział, korzystając ze
swojej adwokackiej charyzmy. - Po czym spotkałem cię w restauracji
z nie powiem kim w dniu naszej rocznicy, gdzie on jak zwykle zbytnio
przymilał się do ciebie. - Tym razem warknął, będąc wyraźnie
poirytowanym tym, czego wczoraj był świadkiem.
-
A ty byłeś ze swoją kochaną asystentką, która była na tyle
miła, by zablokować mi środki na koncie - warkneła z przekąsem.
- I chciałabym ci przypomnieć, że to ty zapomniałeś, nie ja. Ja
jedynie nie chciałam spędzić wczorajszego wieczoru w samotności,
bo w końcu ciebie nigdy nie ma - powiedziała, intensywnie taksując
go szmaragdowymi tęczówkami.
Nie
mając mu nic więcej do powiedzenia, chciała wyminąć go, a
następnie opuścić to pomieszczenie, przynajmniej dopóki nie
będzie musiała wyciągnąć lazani z piekarnika. Ale gdy tylko
zrobiła trzy kroki, chwycił ją mocno za przedramię, nie
pozwalając jej nigdzie iść.
-
Jeszcze dzisiaj zamierzam wyjaśnić to zamieszanie z kartą -
powiedział chłodno.
Sakura
prychnęła złowieszczo pod nosem, spoglądając jak jego dłoń
zaciska się na jej ramieniu.
-
Proszę bardzo, ze mną nie była bardzo rozmowna, aczkolwiek
najwyraźniej przestraszyła się, gdy wspomniałam, że ty się o
wszystkim dowiesz - fuknęła. - Coś jeszcze ode mnie chcesz?
Mężczyzna
uniósł brew, nie spodziewając się takich słów z jej strony.
-
Okłamałaś mnie - wycedził przez zaciśnięte zęby, powtarzając
się.
-
W jakiej sprawie? - spytała chłodno, taksując go swym wściekłym
wzrokiem.
-
Powiedziałaś, że masz ważne spotkania i operacje, a wyszłaś z
nim
- warknął, a jego niechęć do czerwonowłosego znowu dała o sobie
znać.
-
Przepraszam bardzo, jakoś ciężko mi było powiedzieć, że Misa,
widząc wzmianke w kalendarzu o naszej rocznicy, zostawiła mi
niemalże cały wolny dzień. I tak, wyszłam z nim, wyszłam na
zakupy dla Akihito i Taichiego, bo ty nawet o ich przylocie
zapomniałeś - powiedziała wyraźnie oburzona jego oskarżeniami.
-
Mogłaś powiedzieć o tych cholernych zakupach, poszedłbym z tobą
- stwierdził bez ogródek. - Tak samo jak mogłaś powiedzieć o
rocznicy.
Sakura
przewróciła lakonicznie oczyma.
-
Mam dziwne wrażenie, że twoja asystentka skutecznie uniemożliwiłaby
ci zakupy ze mną - odparła, wyrywając siłą swoje ramię z jego
uścisku.
-
O czym ty bredziesz, Sakura? - spytał zdziwiony. - Jestem w stanie
decydować za siebie - powiedział hardo, bez przerwy spoglądając w
niebezpiecznie iskrzące szmaragdowe oczy.
Cichy
śmiech wydobył się z jej krtani.
-
Akurat to ostatnio udowodniłeś - skwitowała z sarkazmem. - Powiedz
mi, to jej perfumy i jej szminka, mam rację? - spytała i od razu
poczuła, jak jej głos ponownie zaczął drżeć. Uważnie
obserwowała reakcje męża i jego napinające się mięśnie.
-
Sakura, to nie... - chciał powtórzyć wcześniejsze słowa, jednak
ona czując, co chce powiedzieć, po raz kolejny wtrąciła mu się w
zdanie.
-
Nie zaprzeczasz - stwierdziła łamiącym się głosem.
-
Sakura, daj mi wszystko wytłumaczyć - powiedział spokojnie,
próbując raz jeszcze ją do siebie przytulić, jednak ona
skutecznie oddaliła się od niego. - Sakura - poprosił, robiąc
kolejne kroki ku niej. Nie zamierzał odpuszczać, nie teraz, nie w
takim momencie. Wiedział, że teraz jest najlepszy moment na
powiedzenie jej wszystkiego, a także na wyjaśnienie sobie kilku
spraw. Przede wszystkim musi jej wytłumaczyć, że to wcale nie jest
tak, jak myśli.
-
Sakura - powtórzył raz jeszcze tym samym zdesperowanym tonem.
-
Nie - powiedziała stłumionym głosem, kręcąc głową. - Nie
podchodź - dodała, czując, jak łzy zaczynają zbierać się w jej
oczach. Pociągnęła nosem i przygryzła dolną wargę, spoglądając
pustym wzrokiem w sufit, nie chcąc przy nim płakać. Ale wszystkie
jej starania poszły na marne, gdyż już po chwili gorzkie łzy
ponownie zaczęły spływać po jej zaczerwienionych policzkach.
Widząc
jej niespodziewaną reakcję, po raz kolejny poczuł, jak ktoś wbija
mu szpile w serce. Pomimo jej niechęci chwycił ją mocno za
nadgarstek i przyciągnął do siebie, wtulając ją w swój tors.
Objął ją czule, nie zamierzając prędko jej puszczać.
-
Nie płacz - wyszeptał, zaniepokojony do jej ucha. Nie chciał już
więcej widzieć ją w takim stanie jak wczorajszej nocy. Po prostu
nie chciał.
-
Wiem, co myślisz i to naprawdę nie jest tak - powiedział
przyciszonym głosem, bez przerwy tuląc ją do siebie.
Nie
odzywała się. Bała się cokolwiek powiedzieć. Bała się, że
wraz z wypowiedzianym jednym słowem, ponownie zacznie szlochać,
kiedy tak bardzo nie chciała, by ponownie widział ją zapłakaną.
Jednak tak jak przed chwilą, wszystkie jej chęci i starania nie
przyniosły upragnionych skutków. Kolejna, tym razem większa
kaskada łez zaczęła wypływać z jej oczu. Przymknęła powieki,
chcąc chociaż na chwilę je powstrzymać. Jednak to nadal nic nie
dawało.
Sasuke
przycisnął ją mocniej do własnego ciała. Nie chciał, by
płakała. Nie chciał, by płakała przez niego.
-
Ciii - wyszeptał subtelnie, głaszcząc ją delikanie po plecach,
chcąc by się uspokoiła i dała mu wreszcie dojść do słowa.
Tylko, że nie miał pojęcia, w jaki sposób ma wszystko jej
wyjawić, nie teraz, kiedy rozkleiła się w jego ramionach.
-
Oo, co tu tak ładnie pachnie? - spytał Itachi, wchodząc
niespodziewanie do kuchni.
Sakura,
słysząc szwagra, oderwała się od męża, jakby zostali nakryci na
czymś nieprzyzwoitym. Pośpiesznie otarła łzy, nie chcąc, by i on
widział ją zapłakaną. Pociągnęła nosem, spoglądając do
piekarnika, gdzie piekło się włoskie danie.
-
Lazania - odpowiedziała, obdarzając go wymuszonym uśmiechem.
Widziała, jak brat Sasuke przygląda się jej badawczo i błagała
tylko w myślach, by nie zadał jakiegoś niepożądanego pytania.
-
Odpoczeliście? - wtrącił ku jej zadowoleniu Sasuke.
-
Tak. Taichi jeszcze śpi, a Mio zaraz zejdzie z Akihito, jak tylko go
ubierze - powiedział spokojnie, bez przerwy wodząc wzrokiem za
bratową. Wyczuwał wiszącą w powietrzu napiętą atmosferę, która
lada moment może runąć na nich wszystkich jak grom z jasnego
nieba.
-
Kawy, herbaty? - spytała, nalewając wody do czajnika, chcąc
zaparzyć sobie ciepłej herbaty.
-
Dla mnie kawa, a Mio pewnie będzie chciała herbatę - odparł,
rozciągając się i zasiadując przy okrągłym kuchennym stole.
Sakura
przytaknęła, a następnie niepewnie spojrzała w stronę męża. W
końcu jednak jego też wypadałoby się zapytać. Sasuke jednak
pokręcił przecząco głową, przeczuwając, co chce powiedzieć.
Gdy
tylko Mio zeszła na dół, ciepłe napoje były gotowe i tuż po
wyciągnięciu przez Sakurę gorącej lazani z piekarnika, wszyscy
skierowali się do salonu.
-
Oj, nie wiem czy wytrzymam jeszcze pół godziny bez tknięcia
lazani, nawet tu ją czuć - powiedział rozbawiony Itachi, zajmując
miejsce tuż obok żony na kanapie.
-
Nie marudź, musisz poczekać aż wszystko ładnie ostygnie i scali
się ze sobą. Wytrzymasz, a jak nie to wiesz, gdzie jest kuchnia i
lodówka - skarciła go Mio, na co Sakura zachichotała pod nosem i
wzięła najmłodszego członka rodziny na ręce.
-
Daj jej chociaż pietnaście minut - powiedziała do szwagra z
rozbawieniem, siadając z dzieckiem na podłodze. Chwyciła za
gryzak, jaki kupiła wczorajszego popołudnia i zaczęła bawić się
z Akihito.
Sasuke
uważnie przyglądał się żonie i jej uśmiechowi, zastanawiając
się, czy tylko w jego obecności wydaje mu się nieszczęśliwa.
-
Tak w ogóle, to mamy dwa poważne pytania do was - powiedział
Itachi, spoglądając na brata i jego żonę.
Sakura
przeniosła wzrok z dziecka na granatwowłosą, zastanawiając się,
na jakie poważne tematy chcą z nimi rozmawiać.
-
Mówcie - odparł spokojnie Sasuke, rozsiadając się w skórzanym
fotelu, w którym Sakura uwielbiała czytać książki.
-
Jak mniemam obojgu udało się wziąć te trzy tygodnie wolnego? -
spytała na wstępie Mio, uśmiechając się pocieszająco do
różowowłosej.
Sakura
przytaknęła, po czym spojrzała kątem oka na męża, który w tej
chwili był wielką niewiadomą. W końcu nie mieli okazać
porozmawiać o tym aspekcie przyjazdu rodziny. Ich wzrok ponownie się
ze sobą spotkał.
-
Tak, udało nam się - odpowiedział, nie przerywając kontaktu
wzrokowego z różowowłosą.
-
To co powiecie, by po niedzieli pojechać za miasto na stadnine na
kilka dni? Taki odpoczynek pewnie wam również dobrze by zrobił -
powiedziała energetycznie Mio, mając ogromną nadzieję, że zgodzą
się na ten krótki wyjazd.
Sakura
zawieśiła wzrok na Akihiko, gdy tylko usłyszała wzmiankę o
posiadłości, jaka niegdyś należała do rodziców braci Uchiha.
Nigdy nie byłaby w stanie zapomnieć, czy też wymazać tamtego
miejsca z pamięci, w końcu to tam poznała swojego przyszłego
męża.
Pamiętała
tamten dzień, jakby to było wczoraj. Gorące, parne powietrze, przy
którym ledwo co dało się oddychać. Nie była w stanie określić,
od jak dawna nie spadła ani kropla deszczu, ale przypuszczała, że
niedługo miną dwa miesiące. Kopnęła mały kamień, jaki znalazł
się na jej drodze, który następnie potoczył się kilka metrów do
przodu. Poprawiła torbę na ramieniu, zastanawiając się, co ona tu
tak naprawdę robi. Na samo wspomnienie, że rodzice przyciągneli ją
tu siłą na wspólne wakacje, złość jeszcze bardziej w niej
wzbierała. Życie nastolatki było przekichane, nawet jeśli za
kilka miesięcy były jej osiemnaste urodziny, to póki co i tak nie
miała większego wyboru, jak tylko słuchać rodziców. Ciężkie
westchnięcie wydobyło się z jej krtani, po czym ponownie kopnęła
tego samego kamyka, który raz jeszcze potoczył się kilka metrów
do przodu. Niespodziewanie usłyszała tupot racic, więc zdziwiona
odwróciła się za siebie, spoglądając na dwa przepiękne konie
galopujące w jej stronę. Rozchyliła delikatnie usta w podziwie,
ale nie wiedziała, co było piękniejsze - zwierzęta, czy
gracja dwójki jeźdźców. W zamyśleniu zaczęła robić drobne
kroki do tyłu, chcąc ustąpić im z drogi, gdy nagle poczuła jak
traci grunt pod nogami. Głośny krzyk wydobył się z jej krtani,
gdy tylko wpadła do przydrożnego rowu, w jakim znajdowały się
same pokrzywy.
Jeźdźcy
zatrzymali konie i ze zdziwieniem spoglądali na nastolatkę, która
klnąc pod nosem, zaczeła wygrzebywać się z krzaków.
-
Nic ci nie jest? - spytał starszy mężczyna.
-
A czy wyglądam, jakby nic mi nie było? - zapytała sarkastycznie,
drapiąc się po niemalże całym ciele. Ale największy szok
doznała, gdy zrobiła krok w przód a kostka niemiłosiernie zaczęła
ją boleć. Kolejny krzyk wydobył się z jej krtani. Usiadła na
piaszczystej drodze, usianej kamieniami i nie wiedziała czy ma się
drapać, czy też trzymać się za najprawdopodobniej skręconą
kostke.
-
Daleko mieszkasz? - spytał ten sam osobnik, spogladając kątem oka
na równie zdumionego brata.
-
A bo ja wiem - odparła wzruszając ramionami i poczuła jak
niechciane łzy zaczynają napływać do jej oczu. Tak bardzo
chciała, by jej ciało przestało tak cholernie szczypać, a kostka
boleć. - Nie mam nawet zielonego pojęcia, gdzie jestem. Przyszłam
gdzieś stamtąd - dodała, wskazując w stronę, z której oni sami
przygalopowali.
-
Tam nie ma żywej duszy w przeciągu najbiższych trzech
kilometrów - wtrącił drugi chłopak, przyglądając się
dziewczynie w zaciekawieniu.
-
Długo szłaś? - spytał ten pierwszy, na co Sakura ponownie
wzruszyła ramionami. - Mieszkamy niedaleko, pojedziesz z nami i tam
cię opatrzymy, a później samochodem odwieziemy do domu - wtrącił
spokojnie.
Sakura
spojrzała się na nich jak na dwójkę idiotów.
-
Nawet was nie znam! - zaargumentowała podniesionym głosem.
-
Jestem Itachi Uchiha, a to mój brat Sasuke - powiedział bez
najmniejszych ogródek, zeskakując z konia i podchodząc do niej. -
Mieszkamy za tym wzgórzem - powiedział, pokazując jej na horyzont.
- Nasza matka zna się na pierwszej pomocy i na pewno ci jej udzieli.
Obiecuję, że nie spadnie ci z włos z głowy - dopowiedział,
wyciągając do niej ręke.
Sakura
zmarszczyła brwi i uważnie przyjrzała się braciom.
-
Jeśli coś mi się stanie, to mój duch będzie was nawiedzał do
końca waszych dni - burknęła, chwytając Itachiego za ręke.
-
No, braciuszku, posuń się. Ona jedzie z tobą - wtrącił od razu.
-
Czemu ze mną? - spytał, mrużąc oczy.
-
Bo moja dziewczyna będzie bardzo zazdrosna, gdy zobaczy, że wiozę
piękną niewiastę na koniu. A znudziły mi się już te ciągłe
tłumaczenia - odpowiedział, prowadzając kulejącą i bez przerwy
drapiącą się różowowłosą w stronę konia brata.
Sasuke
z ciężkim westchnięciem posunął się nieco do tyłu, robiąc
dziewczynie miejsce z przodu. Jakoś nie chciał słuchać pół nocy
wrzasków Kimiko, bo znowu nie podobało jej się to, co robił
Itachi, nawet jeśłi to było w dobrej wierze.
-
Wiesz już, jak my się nazywamy, wypadałoby również się
przedstawić - powiedział, gdy tylko Itachi podsadził nieznajomą.
Napowietrzyła
policzki, po czym powiedziała:
-
Sakura Haruno.
-
Ładnie - odparł Itachi, wskakując na własnego konia. - No to
kierunek dom - powiedział radośnie, ruszając z miejsca i nie
zważając na Sasuke, puścił się galopem w stronę domu rodziców.
-
Mogłabyś się tak nie wiercić? - spytał Sasuke, czując, jak
dziewczyna bez przerwy wierci się w jego objęciach.
-
Nie mogę, wszystko mnie swędzi - odparła z grymasem, nie
przestając ocierać się plecami o jego tors.
Ciężkie
westchnięcie wydobyło się z krtani młodszego z braci Uchiha.
-
To będzie długa podróż do domu - burknął pod nosem i po
machnięciu lejcami, koń ponownie zaczął się ruszać, jednak w o
wiele wolniejszym tempie.
-
Co o tym sądzisz? - spytał Sasuke, kierując pytanie do zamyślonej
różowowłosej.
Sakura
puściła gryzaka, którym zabawiał się Aki i spojrzała niepewnie
na męża, zastanawiając się, czy w obecnej sytuacji wyjazd tam był
rzeczywiście dla ich związku takim dobrym pomysłem. Niewątpliwie
myśli Sasuke zaprzątały podobne, jeśli nie identyczne
wątpliwości.
-
Jestem za - powiedziała niepewnie różowowłosa, nadal nie będąc
pewna, czy jest w stanie stawić czoła przeszłości.
Sasuke
wyczuwając jej wahanie, spojrzał na nią łagodnie.
-
A więc jedziemy - wtrącił spokojnym tonem w stronę brata i
bratowej.
-
Jaka była druga sprawa, o której chcieliście porozmawiać? -
spytała spokojnie Sakura, ponownie zerkając na niespełna roczne
dziecko, które właśnie upatrzyło sobie jej różowe kosmyki
włosów.
-
To raczej jest tylko i wyłącznie moja prośba skierowana do was -
odparł Itachi, próbując wzrokiem objąć Sasuke i Sakurę, którzy
siedzieli po dwóch różnych stronach salonu. Widząc, że zwrócił
uwagę ich obojga, ponownie się odezwał:
-
Co sądzicie o tym, by zorganizować wieczorem grilla, na którego
zaprosiłbym starych znajomych z Akatsuki? W końcu nie widzieliśmy
się od lat.
Źrenice
Sakury zadrżały minimalnie, a twarz pobladła delikatnie na samą
myśl, że przy jednym stole Sasuke miałby usiąść z Sasorim.
Przełknęła głośno ślinę i z przerażniem spojrzała na męża,
który była pewna, że niestety odmówi bratu. Widziała, jak jego
szczęka zaciska się ze sobą mocno, a rysy twarzy poważnieją,
świadcząc o tym, że debatuje w myślach nad odpowiedzią. Ale ona
była święcie przekonana, że Sasuke odmówi, więc mogła być
spokojna. Jednak czy na pewno?
-
Nie ma problemu - powiedział niespodziewanie młodszy z braci,
powodując, iż ciało jego żony zamieniło się w słup soli.
~***~
Sam
nie mógł uwierzyć, że się zgodził. Z drugiej strony większość
dawnych znajomych Itachiego nie przeszkadzała mu, no może z
wyjątkiem idiotycznych kłótni Hidana, Kakuzu i Deidary. Ale
największym problemem był tu Sasori, który, jak na złość, już
pałętał się gdzieś po jego domu. Widział się z nim zaledwie
przelotnie i od razu mógł stwierdzić, że czerwonowłosy nie był
zbytnio zadowolony z tego, iż Sasuke chodzi po własnym domu jakby
nigdy nic. Na samo to wspomnienie, grymas niezadowolenia zawitał na
jego twarzy.
-
Sasori, o czym ty bredzisz? - Głos poddenerwowanego brata przykuł
jego uwagę, gdy przechodził niedaleko kuchni. - To że...
-
Oni nie widzieli się ze sobą od kilkunastu dobrych tygodni -
powiedział bez ogródek czerwonowłosy.
Sasuke
przystanął w miejscu, doskonale wiedząc, że temat jego własnego
małżeństwa został właśnie poruszony. Zaciekawiony przystanął
w miejscu i ze splecionymi ramionami na klatce piersiowej oparł się
o najbliższą ścianę.
-
Ej, spokojnie, możliwe, że oboje mieli napięte grafiki. Dobrze
wiesz, że taka możliwość rówież istnieje. I moim zdaniem pomału
zaczynają dochodzić do porozumienia, aczkolwiek poruszają się w
żółtwim tempie - stwierdził tym razem o wiele spokojniej Itachi.
-
Sakura mu nie wybaczy - stwierdził, a po plecach Sasuke przeszły
dreszcze. Niby czego ma mu nie wybaczyć? Co on wie?
-
Powiedziała mi, że on ją zdradza, Itachi. Żebyś tylko widział,
w jakim stanie ją wtedy znalazłem. Musiała spędzić dwie noce pod
kroplówką, by jej organizm mógł dojść do siebie!
Źrenice
Sasuke rozszerzyły się gwałtownie. Był zdziwiony. Był
przerażony. Był zniesmaczony. Nie wiedział czy wierzyć w jego
słowa, czy też nie. Zazwyczaj, gdy nie zastawał jej śpiącej w
domu, przypuszczał, że została w szpitalu ze względu na jakiś
ciężki wypadek. Ale to? Nigdy by nie pomyślał, że z jego winy
Sakura trafi do szpitala. Dopiero teraz dotarło do niego, jak bardzo
ostatnimi tygodniami ją zranił, pomimo iż prawda nie do końca
była taka, jak wszyscy wkoło kreują.
-
Nie mieszaj się w ich sprawy. Znam Sakurę nie od wczoraj i wiem, że
jeśli nie chciałaby dłużej ciągnąć tego małżeństwa, to już
dawno jej by tu nie było - powiedział bezprecedensowo Itachi.
-
Mogłem się domyślić, że będziesz bronił brata - wycedził
Sasori.
-
Wcale go nie bronię. Aktualnie jeśli to, co powiedziałeś, jest
prawdą, to mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że mój brat
zachowuje się jak skończony idiota, który najwyraźniej nie
zasługuje już na swoją żonę. Aczkolwiek to nie nam jest
decydować za nich - odparł Itachi, na co Sasuke wykrzywił usta w
grymasie. - To, co mnie interesuje, to dlaczego ty się w to
mieszasz? Sasori, mam ogromną nadzieję, że nie przekroczyłeś
pewnej granicy, która dzieliła ciebie i Sakure.
Młodszy
z braci zmarszczył niebezpiecznie brwi, zastanawiając się nad
dokładnym znaczeniem słów Itachiego.
-
Jedyna granica, jaka jest pomiędzy nami, to papierek zaświadczający
o jej małżeństwie z twoim bratem.
Sasuke
rozchylił usta w szoku, wypowiadając w ogromnym zdziwieniu imię
żony. Nie, nie, ona przecież nie mogła... Ale skoro on mógł, to
czy powinien ją teraz winić? Zacisnął dłoń w żelazną pięść,
która tuż po chwili przybrała biały kolor. Nagle usłyszał
głośny huk, dochodzący z kuchni. Nie wiedział nawet, kiedy jego
nogi właśnie tam go zaprowadziły. Gdy tylko wszedł do
pomieszczenia gospodarczego z grobową miną, dostrzegł Sasoriego
leżącego na ziemi łapiącego się dłonią za twarz. Spomiędzy
jego palców zaczęła cieknąć karmazynowa krew.
-
Złamałeś mi nos - wybełknotał czerwonowłosy.
-
Przegiąłeś Sasori, radzę ci łapska od teraz trzymać przy sobie
- warknął zdenerwowany Itachi, spoglądając z obrzydzeniem na
dawnego przyjaciela.
-
Ty... - wycedził Sasori, dostrzegając, iż kolejny Uchiha
zaszczycił ich swoją obecnością.
-
Wypierdalaj z mojego domu - warknął ostro, przystając tuż obok
brata. - Albo sam pomogę ci go opuścić - dopowiedział srogo.
Jednak
nim Sasori zdążył w jakikolwiek sposób zaregować, do kuchni
weszła Mio zalaarmowana hałasem.
-
Co tu... - urwała, widząc zakrwawionego mężczyznę na kuchennej
posadzce. Zdziwionym spojrzeniem spojrzała na męża i jego brata,
którzy starali się utrzymać nerwy na wodzy. Mio zrobiła kilka
kroków do przodu, chcąc udzielić pomocy Sasoriemu, ale Itachi
złapał ją za przedramię, nie pozwalając zrobić ani kroku
więcej.
-
Ten pan już wychodzi - stwierdził hardo, kątem oka zerkając na
przestraszoną żonę, która nie rozumiała nic z zaistniałej
sytuacji.
Niezadowolony
Sasori podniósł się z posadzki i z mordem w oczach spojrzał na
braci Uchiha, którzy taksowali go z równą wściekłością. Bez
słowa ominął ich, uderzając Sasuke w ramię i opuścił kuchnię.
Sasuke ruszył tuż za nim, chcąc mieć pewność, że mężczyzna
opuści jego dom. Miał jedynie nadzieję, że Sakura, która
zniknęła gdzieś jeszcze przed przybyciem Sasoriego, nie pojawi się
z nienacka.
Sasori
spojrzał kątem na Sasuke, idącego tuż za nim.
-
Przekaż jej, że póżniej do niej zadzwonię - powiedział z
zadziornym uśmieszkiem, który już po chwili zniknął z jego
twarzy, gdy tylko Sasuke chwycił go za koszulę i z impetem oparł o
solidne drewniane drzwi.
-
Trzymaj się od niej z daleka - warknął wściekły, zaciaśniając
jeszcze bardziej dłonie na jego odzieniu.
Sasori
prychnął złowieszczo pod nosem.
-
Teraz nagle cię ona obchodzi? - zadrwił. - A gdzie byłeś
wcześniej, gdy cię potrzebowała?
-
Ona zawsze mnie obchodziła - wycedził spoglądając prosto w
jego oczy. - Nie jestem takim skończonym idiotą, jak sądzisz -
skwitował, nawiązując do wcześniejszych słów Itachiego.
Sasori
domyślając się o co mu chodzi, zmarszczył brwi przyglądając się
bojowej postawie karookiego.
-
Może i nie, ale ona ma już wyrobioną opinie na twój temat. Sam do
tego doprowadziłeś - stwierdził Akasuna.
-
Jest tu. Nie odeszła, tylko cały czas tu jest, więc zamiast mnie
przekreślać, radzę nie zbliżać się do niej nigdy więcej -
warknął, po czym puścił go i zrobił krok w tył. Nacisnął na
klamkę i pociągnął ją do siebie, otwierając tym samym drzwi. -
Tak jak powiedziałem wcześniej: wypierdalaj - powiedział
nieprzyjemnym tonem.
Akasuna
tuż po rzuceniu mu nieprzychylnego spojrzenia, opuścił posiadłość
Uchiha bez powiedzenia nawet słowa. Sasuke zatrzasnął za nim
głośno drzwi, a gdy tylko się obrócił dostrzegł brata z żoną
stojących nieopodal.
-
Ochłoń zanim do niej pójdziesz - powiedziała spokojnie Mio,
której Itachi zdał pokrótce relację z tego, co się wydarzyło.
-
Wiedziałaś? - spytał oskarżycielsko z uniesioną brwią.
-
Domyślałam się czegoś, ale wczoraj, jak sam widziałeś, nie była
zbyt rozmowna. Rozkleiła się, rozkleiła się mówiąc o tobie -
wyjaśniła ze spokojem.
-
I nie wyciągaj pochopnych wniosków, dopóki z nią na spokojnie nie
porozmawiasz - dopowiedział Itachi, gdy tylko dostrzegł, jak Sasuke
kieruje się w stronę schodów. Jednak młodszy z braci nawet się
nie obejrzał, tylko solidnym krokiem dążył ku pokojowi
gościnnemu, gdzie Sakura miała usypiać małego Aki’ego.
Stając
przed ostatnimi drzwiami na końcu korytarza, zacisnął dłoń w
żelazną pięść. Mio miała rację, musiał nieco ochłonąć, nim
ponownie się spotka z żoną. Wziął kilka głębszych oddechów i
wiedząc, że nawet kilka godzin nie pomogłoby mu w ochłonięciu,
chwycił za klamkę, wchodząc po cichu do gościnnej sypialni.
Na
w pół rozpakowane walizki leżały pod szafą. Jednak jego wzrok
spoczął na śpiącej różowowłosej, która dłonią trzymała
małego pogrążonego również we śnie brzdąca za plecki. Wypuścił
większą ilość powietrza, którą wstrzymywał w płucach, od
kiedy zaczął wchodzić po schodach. Niepewnie podszedł do łóżka,
zasiadając na jego krańcu, przyglądając się śpiącej żonie.
Delikatnie położył dłoń na jej boku, gładząc go subtelnie.
Przez
uchylone okno do sypialni słychac było śmiechy i chichy gości
Itachiego, którzy delektowali się spotkaniem po latach w ich
ogrodzie. Wiedział, że jego brat chwilowo nie jest w najlepszym
humorze i to samo mógł powiedzieć o sobie. Niespodziewanie poczuł,
jak Sakura porusza się i przewraca na plecy. Momentalnie cofnął
dłoń, uważnie jej się przyglądając. Powieki lekarki delikatnie
zaczęły drgać, a gdy tylko się otworzyły, od razu spoglądała
na niego. Przetarła oczy, jakby zobaczyła ducha.
-
Co tu robisz? - szepnęła zaspana, przenosząc swój wzrok na malca
śpiącego tuż obok.
-
Przyszedłem porozmawiać na spokojnie - odparł również
przyciszonym głosem. - O nas i o tym, co się teraz dzieje -
powiedział tym swoim pociągającym, lecz spokojnym tonem, że aż
zadrżała.
Wzięła
głęboki oddech i spojrzała na niego kątem oka. Wiedziała, że
był zdeterminowany do rozmowy - jego zaostrzony wyraz twarzy
wszystko zdradzał.
-
Mamy gości - mruknęła pod nosem, schodząc z łóżka i biorąc
malca na ręce, którego następnie włożyła do łóżeczka.
Nakryła go cienkim kocykiem, uśmiechając się do niego czule.
-
Poczekają. Itachi z Mio wcale nie spodziewają się nas prędko na
dole - odparł z namysłem, śledząc wzrokiem każdy jej ruch.
Pomału wstał z krawędzi łóżka i wolnym krokiem zaczął iść w
stronę łóżeczka, które ona sama wczoraj złożyła. Gdy był tuż
za nią, odwróciła się do niego, wyczuwając jego obecność i
spojrzała zraniona głęboko w jego kare tęczówki.
-
Dobrze - przytaknęła drążcym głosem, zaciskając mocno pięść.
Spuściła wzrok, chcąc wyminąć go i udać się do drugiego
pokoju, nie chcąc przez przypadek obudzić najmłodszego synka Mio,
gdy niespodziewanie ujrzała krople krwi na jego koszuli. Zmarszczyła
brwi, taksując całą sylwetke męża w poszukiwania rany, czy
czegokolwiek, co mogło spodowować by krwawił. Nie znajdując
niczego takiego, zaczęły pojawiać się w niej pewnego rodzaju
obawy.
-
Krawiłeś? - spytała, nie potrafiąc ukryć swego zdziwienia.
Sasuke
potrząsnął głową, spoglądając na krople krwi, których
wcześniej nie zauważył. Najwyraźniej pojawiły się na jego
koszuli, gdy szarpał się z Sasorim przy drzwiach.
-
To nie moja krew - odpowiedział, robiąc krok do tyłu.
A
jednak, pomyślała, zastanawiając się uporczywie, do kogo ta krew
należy.
-
Zaraz wszystkiego się dowiesz - wtrącił, doskonale wyczytując z
jej mimiki twarzy, iż w jej głowie panuje chaos.
Usta
Sakury wykrzywiły się w małym grymasie, jednak zamiast coś
powiedzieć, wyszła z gościnnej sypialni, kierując się w stronę
ich pokoju z elektroniczną niańką w ręku.
Gdy
tylko Sasuke zamknął za sobą drzwi, spokój, jaki jeszcze przed
chwilą go ogarniał, wyparował, a na twarzy pojawiła się złość,
którą ciężko było mu ukryć.
-
Długo zamierzałaś zwlekać z powiedzeniem mi, że sypiasz z innym?
- wycedził przez zaciśnięte zęby, wywiercając wzrokiem dziurę w
jej plecach.
Ciało
Sakury zastygło w przerażeniu na kilka sekund, po czym z
wściekłością obróciła się na pięcie i z ognikami w oczach
spojrzała na mężczyznę, którego niegdyś pokochała.
-
A czy ty długo zamierzałeś zwlekać z powiedzeniem mi, że sypiasz
ze swoją asystentką?! - krzyknęła. Nie miała zamiaru płakać
już więcej. Już wystarczająco łez wylała przez niego ostatnimi
tygodniami.
-
Rano ci powiedziałam, że nie raz znalazłam ślady szminki na
twojej koszuli, do tego każdy ciuch cuchnął damski perfumami -
dodała, ściskając obie dłonie do białości.
-
To kuźwa wcale nie tak! - wrzasnął, zmiejszając pośpiesznie
dystans pomiędzy nimi, który ona starała się co chwile zwiększyć.
-
A niby jak jest, co, Sasuke? - spytała kręcąc głową z
powątpiewaniem. - Wiedziałam, że coś zaczęło się pomiędzy
nami psuć, ale gdy chciałam zacząć to jakoś naprawiać, to
zacząłeś znikać bez powodu, odpychając mnie od siebie na każdym
kroku! A wszystkie wcześniejsze próby kontaktu z tobą zawsze
spalały na pawce, aż dziwiłam się, że wczoraj odebrałeś ode
mnie telefon - powiedziała, nadal niedowierzając na jakim etapie
właśnie znajduje się jej małżeństwo. Oparła się plecami o
parapet, spoglądając na niego intensywnie. Wiedziała, że to jest
ten moment. Moment na szczerą i poważną rozmowę między nimi.
Pora zadycydować, co dalej zamierzają robić z własnym życiem.
-
Nie zdradzam cię, Sakura, na lewo i prawo, jak wbił ci to do głowy
przeklęty Sasori - powiedział, spoglądając na nią hardo. - Raz.
Zdradziłem cię raz, gdy zachlałem się w trzy dupy pół roku temu
- powiedział przymykając powieki i spuścił wzrok w dół. - Tak,
unikałem cię, unikałem cię, bo nie wiedziałem, jak mam spojrzeć
ci w oczy! Jak mam ci to powiedzieć! Ale próbowałem... Wierz mi -
powiedział ze zrezygnowaniem. - Perfumy i szminki, mówisz? Tak,
należą one do niej, ale dla twojej wiadomości nic oprócz tej
jednej nocy nie było. Każdą kolejną noc spędzałem w biurze. Sam
- podniósł swój wzrok, spoglądając na Sakurę, która bacznie
się mu przyglądała.
-
A teraz czego się dowiaduję? Że sypiasz z tym dupkiem - warknął
zdegustowany ową nowiną. - Jak długo Sakura, co?
Złość
zaczęła w niej wzbierać. Prychnęła złowieszczo pod nosem.
-
Aha, czyli teraz to ja jestem ta najgorsza - skwitowała, splatając
ramiona tuż pod swoimi piersiami. - Nigdy cię nie było, Sasuke!
Uległam, chowając się w jego pocieszających ramionach. Wiesz,
jaka z początku byłam wściekła, że zamiast ciebie to on był
przy mnie, gdy potrzebowałam kogoś bliskiego? On do mnie dzwonił,
on zabierał mnie na miasto, by się przejść czy też coś zjeść.
On był wszędzie tam, gdzie ty, człowiek, którego cały czas
kocham powinien być! - wrzasnęła, zatapiając dłonie w gęste
różowe włosy i osuwając się łagodnie na podłogę. Oparła
czoło o kolano, pociągając mocno nosem. Przeklnęła samą siebie
w myślach, za kolejną swą bezsilność. Jej wszystkie chęci bycia
silną w jego oczach poszły w niepamięć. Nie potrafiła być juz
przed nim tą silną Sakurą.
-
Uległam mu dwa czy trzy razy - wyszeptala ze łzami w oczach. - Nie
pamiętam dokładnie, ale wszystko wtedy było o wiele bardziej
pocieszające od pustego domu i chłodnego łóżka - przygryzła
dolną wargę, próbując powstrzymać się od wybuchnięcia gromkim
płaczem.
Przeczeszał
dłonią włosy i wziął głęboki wdech. Czując, jak adreanalina i
złość nadal buzują w jego ciele, zacisnął mocno dłoń i
pięścią uderzył z impetem w najbliższą ściąne.
Sakura
słysząc huk, wzdrygnęła się i w przerażeniu uniosła swój
wzrok, spoglądając z trzęsącymi się tęczówkami na
roztrzęsionego męża.
Widząc
jej czerwone od płaczu oczy, wypuścił z płuc większą ilość
powietrza i po rozluźnieniu dłoni, wolnym krokiem zaczął
podchodzić do niej. Uklęknął przy trzęsącej się kobiecie,
obejmując jej twarz swymi dłońmi, po czym nachylił się
delikatnie nad nią stykając się z nią czołami. Wpatrywał się
głęboko w jej zaszkole szmaragdowe tęczówki, a jego oddech pomału
zaczął się uspokajać.
-
Kochasz go? - spytał drżącym głosem.
-
Dopiero co powiedziałam, że pomimo wszystko nadal cię kocham, a ty
teraz pytasz się, czy kocham innego? - zapytała oburzona.
Nie
wierzyła. Nie wierzyła, że zadał właśnie to pytanie. Słysząc
słowo “kocham” sądziła, że następne słowo jakie wypowie,
będzie “mnie”, a nie “go”. Pokręciła głową z
dezaprobatą, mając najszczerszą nadzieję, że się przesłyszała
albo, że to on się przejęzyczył. Ale ku jej niezadowoleniu on
wpatrywał się w nią intensywnie, nadal domagając się odpowiedzi.
-
Nie, nie kocham go i nigdy nie kochałam. Ale ja głupia uległam
pokusie bycia znowu przez kogoś kochaną, nawet jeżeli ja nigdy nie
odwzajemniałam jego uczuć. Nawet nie wiesz, jak duszy jest lepiej,
gdy wiesz, że jest ktoś, kto cię kocha - wychrypiała drżącym
głosem przepełnionym ogromnym bólem, wtapiając się w jego kare
tęczówki. - A kogo ty kochasz, Sasuke Uchiha? - spytała,
wymuszając w sobie poważną tonację, chcąc stłamsić w sobie
napierające do jej oczu łzy.
-
Nadal kocham kobietę, którą poślubiłem osiem lat temu. I wiem,
że obiecałem jej, iż nie dopuszczę, by bańka mydlana prysła i
byśmy byli razem ze sobą na dobre i na złe, bo to z nią chce się
zestarzeć - powiedział, a jego głos również zaczął się łamać
z każdym nowo wypowiedzianym słowem.
-
Odsunąłeś mnie od siebie, odizolowałeś, jakbym była nikim
ważnym. Zamiast przełknąć swoją dumę i przyjść jakoś
porozmawiać, ty wolałeś wykluczyć mnie ze swojego życia -
zaargumentowała, wyjawiając mu ze łzami w oczach swoje najskrytsze
żale. - Może i nie wybaczyłabym ci od razu, ale na wszystko trzeba
czasu. A teraz? Nie wiem nawet, jak mam samej sobie przebaczyć, a co
dopiero tobie. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak to cholernie boli
- wychrypiała, a kaskady gorących łez zaczęły spływać po jej
polikach.
Schował
tęczówki pod powiekami, a następnie przyciągnął ją delikatnie,
tuląc się do niej. Napawał sie jej zapachem, za którym tak
tęsknił ostatnimi tygodniami. Był głupcem, że wcześniej nie
zorientował się, jak bardzo ją rani. Był głupcem, że w ogóle
zrobił ten krok, który spowodował efekt domina, czego w rezultacie
było ciągłe cierpienie Sakury. Był głupcem, że dopiero teraz to
do niego dotarło. Pogładził ją subtelnie po plecach, chcąc ukoić
jej nerwy, naderwane przez jego własną osobę.
-
Kocham cię Sakura, kocham cię i nie chce byś odchodziła -
wyszeptał, ściskając ją mocno w ramionach. - Wiem, że postąpiłem
źle i, że to wszystko jest moją winą. Sam nieumyślnie popchnąłem
cię ku niemu, czego ogromnie żałuję. Żałuje tego, że tak
odepchnąłem cię od siebie, zamiast stawić czoła prawdzie, woląc
cię unikać, bo miałem wrażenie, że jedno twoje spojrzenie jest w
stanie przedrzeć się przez moje myśli i, że nim powiem słowo, to
wyciągniesz pochopne wnioski, które zniszczą nas oboje -
powiedział spokojnie, bez przerwy mając zamknięte powieki.
Wsłuchiwała
się w każdą wypowiedzianą przez niego frazę, zaciskając mocno
dłonie na jego koszuli. Jego obecność i silny uścik był dla niej
ostoją, aczkolwiek ogromny ból serca nadal nie ustępował. Była
rozdarta. Nie wiedziała, co robić, pomimo iż nadal czuła, że
daży Sasuke tym samym uczuciem co wcześniej.
-
Nie chcę odchodzić - szepnęła, pociągając nosem i odsunęła go
od siebie, chcąc spojrzeć mu w oczy, które pomału zaczął
ponownie otwierać. - Chcę zostać tu z tobą, ale to wszystko
naprawdę boli - powiedziała, uderzając dłonią o lewą pierś, za
którą kryło się zranione serce.
Sasuke
dotknął tej samej dłoni i ścisnął ją mocno, niepewnie
spoglądając w jej szmaragadowe tęczówki.
-
Wiem - przytaknął, a słowo ledwo co przedarło się przez jego
krtań. - Jednak chce wiedzieć, czy jest szansa. Szansa na
odbudowanie tego wszystkiego, co z mojej własnej głupoty runęło
jak domek z kart - powiedział, unosząc prawą dłoń i delikatnie
zaczął głaskać jej policzek.
Sakura
przygryzła dolną wargę, ale nie opuściła wzroku, który cały
czas wpatrywał się w jego twarz.
-
Oboje potrzebujemy czasu - szepnęła, delektując się jego
bliskością, za którą tak bardzo tęskniła. - Czasu, który
pokaże, czy jesteśmy w stanie pogodzić się z tym wszystkim,
co stało się na przestrzeni ostatnich miesięcy - mówiąc to,
wtuliła się w niego, udzielając mu tym samym pozytywnej
odpowiedzi. Zdawała sobie sprawę, że oboje zawinili, nie tylko on
czy ona. Wina leżała po obu stronach. I razem musieli przez to
przebrnąć, bez naruszania fundamentów tego związku.
-
Sakura... - szepnął zdziwiony, obejmując ją ponownie ramionami.
Sądził, że powie, że nie ma żadnych szans na kolejną próbę w
ich małżeństwie i będzie to koniec tego, co próbowali razem
zbudować. Ale nie. Ona postąpiła inaczej, niż jego podświadomość
mu podpowiadała. Tak jak sam powiedział Sasoriemu, została i jest
tu teraz przy nim i nie ma zamiaru nigdzie odchodzić. Skromny
uśmiech zawitał na jego twarzy, gdy wreszcie dotarło do niego, że
nic nie jest jeszcze stracone. Jednak pomimo wszystko nadal żałował.
Żałował, że zachlał się jak świnia, a na następny dzień
obudził się w łóżku asystenki, nie pamiętając zupełnie nic z
poprzedniej nocy.
-
Nie chcę, by to się skończyło - powiedziała łamiącym się
głosem, czując jak kolejna dawka łez zaczyna napływać do jej
łez.
Chwycił
ją delikatnie za ramiona i łagodnie odciągnął od siebie.
-
Tak długo, jak ty nie będziesz chciała tego zakończyć, nie
odejdę. Będę tu z tobą - powiedział ze stoickim spokojem i z
zaniepokojeniem zaczął lustrować wyraz jej twarzy.
Sakura
pociągnęła nosem, a następnie z wątłym uśmiechem przytaknęła.
-
Nie chcę - powtórzyła uspokajająco.
Lekko
skinął głową, po czym delikatnie złapał za jej dłoń.
-
Wypadałoby zejść do ogrodu - wtrącił, wstając z klęczek i
podciągnął ją za sobą do góry. - Pewnie już wszyscy się
wypytują, gdzie jesteśmy.
Ponownie
przygryzła dolną wargę, nie sądząc, że jest w stanie teraz
stawić czoła Sasoriemu, który najprawdopodobniej czeka na nią w
ogrodzie. To zdecydowanie nie jest najlepszy pomysł. Nie gdy wokół
będzie tłum ludzi, którzy notabene byli jego przyjaciółmi.
-
Ja chyba zostanę z Akihito - mruknęła nieobecnym głosem,
spuszczając wzrok.
Westchnął
cicho, domyślając się, co stoi za jej niechęcią do pojawienia
się wśród gości.
-
Nie ma go. Poszedł - powiedział chłodno, po czym zaczął ściągać
z siebie poplamioną krwią koszulę z zamiarem wymienienia jej na
inną.
Sakura
zmarszczyła delikatnie brwi, zastanawiając się nad powodem, dla
którego Sasori miałby po tak krótkim czasie wyjść.
-
Coś się stało? - spytała z pewnego rodzaju obawą w głosie.
Miała dziwne wrażenie, że podczas usypiania malca coś ją
ominęło.
-
Kazałem mu wyjść, tak samo jak i Itachi, który najpierw przywalił
mu swoim prawym sierpowym bez wątpienia łamiąc mu nos - wyjaśnił
beznamiętnie, wzruszając ramionami.
Jej
źrenice zadrżały, ale nie dlatego, że Sasori oberwał, tylko
dlatego, że to sam brat jej męża, który był zawodowym bokserem,
użył siły przeciwko własnemu przyjacielowi. Wiele pytań zaczęło
krążyć po jej głowie w poszukiwaniu odpowiedzi. Nie miała
pojęcia, jaki bodziec zmusiłby Itachiego do takiego czynu.
Sasuke
widząc, jak jego żona główkuje nad jego słowami, ponownie
otworzył swe usta:
-
Powiedział mu kilka nietaktownych słów i pewnie gdyby on mu nie
przywalił, sam bym to zrobił.
-
Co takiego powiedział? - zapytała, a lekki grymas pojawił się na
jej twarzy. Wiedziała, że frazesy jakie wypowiedział, nie mogły
być czymś zwykłym.
-
A jak myślisz skąd wiedziałem, że wy...? - urwał, nie chcąc
kończyć tego stwierdzającego pytania. Z ciężkim westchnięciem
założył czystą jasną koszulę, która idealnie komponowała się
z jego ciemnymi jeansami. - Idziemy? - spytał spokojnie, zbliżając
się pomału ku niej.
Sakura
przytaknęła, a usta wykrzywiły się w subtelnym uśmiechu. Poczuła
jak tym razem niepewnie chwyta ją za dłoń, spoglądając kątem
oka na nią pytająco. W odpowiedzi jedynie ścisnęła mocno jego
dłoń i oboje zaczęli kierować się ku wyjściu z sypialni, gdy
niespodziewanie po pomieszczeniu rozeszło się niepewne pukanie do
drzwi. Gdy tylko je otworzyli, ujrzelli stojącą przed nimi Mio z
wyraźnym niezadowoleniem wypisanym na twarzy. Ale gdy tylko
dostrzegła trzymające się małżeństwo za rękę, uśmiechnęła
się do nich czule.
-
Nie chciałam wam przeszkadzać, ale ktoś bardzo irytujący się do
ciebie dobija - fuknęła, podając Sasuke słuchawkę od
bezprzewodowego telefonu stacjonarnego.
Karooki
uniósł brew w zdziwieniu. A biorąc od szwagierki telefon spytał:
-
Kto to?
-
Twoja asystenka - wycedziła przez zaciśnięte zęby, a Sakura
słysząc to, cała zesztywniała. Jej twarz niespodziewanie pobladła
i chciała wyrwać dłoń z uścisku męża, jednak ten skutecznie
jej to uniemożliwił. Spojrzała na niego kątem oka, a dostrzegając
wymalowaną na jego twarzy złość i zdegustowanie telefonem jakże
nieproszonej w tej chwili osobie, zaprzestała szarpać dłonią.
Gdy
Mio zaczęła odchodzić, Sasuke obrócił się by móc spojrzeć na
całe lico żony, po czym nogą zamknął drzwi i nie odrywając
wzrok od Sakury, odebrał telefon.
-
Mam nadzieję, że dzwonisz z dobrym powodem - powiedział oschle.
-
Czemu nie ma cię w biurze? Pan Matsumoto żąda spotkania z tobą -
usłyszał
w odpowiedzi.
-
Ty się nim zajmij. Ja jestem na zaplanowanym od dawna urlopie i nie
życzę sobie, by ktokolwiek mi przeszkadzał. W razie jakiś pytań
zgłoś się do Chiyo, ona wszystko wie - dodał i już miał się
rozłączać, gdy przypomniał sobie bardzo ważną sprawę.
-
Skoro już zadzwoniłaś, to teraz wytłumacz mi, co miało znaczyć
to zablokowanie karty mojej żonie? Jakim prawem to zrobiłaś? -
warknął wyraźnie poddenerwowany. - Gdy wrócę z urlopu,
przenosisz się do innego oddziału, ale to zorganizuję później -
dopowiedział i nie czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia z jej
strony, rozłączył się, rzucając słuchawkę telefonu na łóżko.
Dostrzegając,
jak Sakura ponownie przygryza dolną warge, przyciągnął ją bliżej
siebie.
-
To był raz, który się już nigdy więcej nie powtórzy - zapewnił
ją, wyczuwając bijące od niej obawy, które pojawiły się wraz z
telefonem Nami.
Spoglądała
w jego kare tęczówki, chcąc z całej siły wierzyć w jego słowa,
ale wiedziała że ona sama święta nie była i też popełniła
kilka błędów, o których nigdy wcześniej się jej nie śniło.
Uniosła
dłoń i z czułym uśmiechem zaczęła delikatnie muskać jego
policzek opuszkami palców.
Zahipnotyzowany
jej iskrzącym spojrzeniem, nachylił się nad nią i nie widząc
sprzeciwu z jej strony, objął jej twarz dłońmi i z pożądaniem
wpił się w jej karmazynowe usta. Sakura zaczęła oddawać
zachłanne pocałunki męża, za którymi tak bardzo tęskniła.
Wplotła swoje palce w jego gęste włosy, przyciągając go jeszcze
bliżej siebie.
Po
dłuższej chwili oderwali się od siebie i ponownie stykneli się
czołami, cały czas będąc w swych objęciach.
Niespodziewanie
z elektronicznej niańki wydobył się cichy szloch dziecka. Sakura
spojrzała na męża przepraszająco, po czym wyszła z ich sypialni,
kierując się w stronę pokoju gościnnego.
-
Coś ci się niedobrego śniło? - spytała, wyciagając zapłakanego
malca z łóżeczka i kciukiem zaczęła ścierać łzy z jego
polików. - No ciii... - zaczęła szeptać czule do niego, w między
czasie gładząc go delikatnie po pleckach, a wszystko po to by
przestał płakać. Malec z każdą nową sekundą zaczął się
uspokajać, a dostrzegając luźne różowe kosmyki włosów cioci,
obrał sobie je za cel zabawy. - I co, już nie będziesz spał, hę?
- spytała z rozbawieniem i odwróciła się z nim na rękach w
stronę drzwi, gdzie dostrzegła Sasuke, który ponownie dzisiejszego
dnia bacznie ją obserwował.
-
Gdyby nie tamten wypadek, byłabyś wspaniałą matką - szepnął,
zaciskając dłoń w solidną pięść.
-
Nie wracajmy do tego, proszę - mruknęła, podchodząc bliżej
niego. Wiedziała, że poniekąd to tamte wydarzenia wpłynęły na
ich zachowanie w stosunku do siebie.
-
Przepraszam - odparł, spoglądając na nią zaniepokojony. Nie
chciał, przypominać jej wydarzeń sprzed półtorej roku, jednak
widząc ją uspokajającego małego Aki’ego nie potrafił, nie
powiedzieć tych jakże prawdziwych słów, które idealnie
odzwierciały jego uczucia. - Nie zaśnie już? - spytał,
spoglądając na rozbudzonego malca, który bawił się różowymi
kosmykami włosów.
Sakura
pokręciła przecząco głową.
-
Pora zabrać go do rodziców - powiedziała, uśmiechając się do
malca, który już po chwili niechcący pociągnął ją za włosy.
W
trójkę zeszli do ogrodu, w którym znajdowało się pełno gości
Itachiego - byli wszyscy z jego starej paczki oprócz Sasoriego. Ku
zdziwieniu Sakury, żaden znajomy jej szwagra nie przyszedł sam,
tylko z osobą towarzyszącą. Gdy dorośli byli pogrążeni w
rozmowach i śmiechach, Taichi bawił się w dmuchanym basenie, jaki
kupiła Sakura.
-
Najwyższy czas - powiedział Deidara, widząc małżeństwo
wychodzące na taras.
-
O! Aki już nie śpi? - spytała Mio, podchodząc do nich i biorąc
syna na ręce, którego następnie przetransportowała w ręcę męża.
-
Obudził się przed chwilą - odpowiedziała spokojnie.
-
Chodź, przyniesiemy jedzenie na grilla z kuchni - powiedziała
radośnie granatowowłosa, chwytając Sakurę za ręke i zaciągnęła
ją z powrotem do domu. Oczywiście głównym powodem i tak było
dowiedzenie się kilku istotnych rzeczy od Sakury i na czym stoi w
swym małżeństwie.
Itachi
również nie był dłużny bratu, gdyż tuż po zakończeniu
przyjacielskich rozmów i on chciał dowiedzieć się, o co dokładnie
chodzi, a przede wszystkim, co działo się ostatnimi miesięcami. Ku
jego zdziwieniu Sasuke opowiedział mu wszystko, nie pomijając ani
jednego szczegółu.
~***~
Kilka
dni później...
-
Nie lubię siedzieć na miejscu pasażera - mruknęła niezadowolona
Sakura, spoglądając przez przednią szybę samochodu męża na
własne autko, które prowadził Itachi. Widząc oślepiający blask
zachodzącego słońca wzięła przykład z Sasuke i założyła na
nos okulary przeciwsłoneczne.
-
Tak, wiem, ty lubisz siedzieć za kierownicą i szarżować -
stwierdził Sasuke, spoglądając na nią kątem oka, a widząc, jak
uśmiecha się szeroko na jego komentarz, parksnął jedynie
śmiechem.
Nagle
po całym samochodzie rozszedł się dźwięk telefonu komórkowego.
Kobieta pośpiesznie zaczęła grzebać w torebce, a gdy tylko
znalazła urządzenie i spojrzała na wyświetlacz, westchnęła
ciężko, odkładając go z powrotem.
-
Coś nie tak? - spytał spokojnie, starając się skupić na drodze.
-
Nie, nic - mruknęła, spoglądając na wiejski krajobraz
rozprzestrzeniający się z każdej strony. Ponad tydzień przebywali
już na dużej wiejskiej posiadłości, jaką wybudowali państwo
Uchiha naście lat temu z dala od miejskiego zgiełku. Właśnie
wracali z małej rodzinnej wycieczki nad morze, by spędzić jeszcze
dwie noce z matką naturą, po czym czekał ich powrót do Tokio.
-
Znowu on? - głos Sasuke wyrwał ją z zamyślenia.
Przytaknęła
niechętnie.
-
Muszę z nim porozmawiać, inaczej nie przestanie dzwonić - mruknęła
niechętnie pod nosem.
-
Jeśli nie chcesz tego robić, nie musisz. Możemy to rozwiązać w
inny sposób - powiedział i przeniósł rękę ze skrzyni biegów na
jej kolano.
Uśmiechnęła
się pod nosem, muskając opuszkami palców jego dłoń.
-
Sama to zrobię, bo znając ciebie dojdzie do rękoczynów -
powiedziała spokojnie, na co Sasuke wykrzywił usta w grymasie. Nie
pierwszy raz już o tym rozmawiali. Początkowo sądzili, iż Sasori
sam ustąpi, zwłaszcza po tym, co wydarzyło się w ich domu.
Mylili się.
W
ciągu kilku następnych minut dojechali do wiejskiej posiadłości
Uchiha. Ku zadowoleniu młodych rodziców chłopcy ponownie zasnęli
w samochodzie po długim i męczącym dla nich dniu. Gdy tylko
rozpakowali samochody z plażowych akcesoriów, Sakura ponownie
usłyszała, jak jej telefon zaczyna dzwonić. Wzięła głęboki
oddech, a jej szczęka zacisnęła się w rozdrażnieniu. Chciała z
nim porozmawiać w cztery oczy, gdy tylko wróci do Tokio, ale on nie
dawał jej teraz wyboru. Ponownie wygrzebała telefon z torebki i
trzymając go w dłoni, wyszła z domu mówiąc Mio, że zaraz wraca.
Jej
kroki skierowały ją do obory, z którą również miała wiele
wspomnień. Gdy tylko przypomniała sobie wydarzenia sprzed
dziesięciu lat, czuły uśmiech wkradł się na jej twarz. Usiadła
na snopku siana, odkładając na bok telefon, w który ciągle się
wpatrywała. Zmierzwiła dłonią włosy, zastanawiając się, jak ma
porozmawiać z Sasorim. Na pewno nie będzie to najlepsza rozmowa w
jej wykonaniu i jest przygotowana na wyrzuty ze strony
czerwonowłosego. Ona sama jednak miała wyrzuty, że postąpiła tak
a nie inaczej. Ale wraz z kolejnym telefonem Sasoriego, zacisnęła
dłoń na kolanie i odebrała.
-
Halo? - spytała niepewnie, przymykając powieki.
-
Nareszcie! Czemu nie odbierałaś? Coś się stało? Martwiłem się
-
usłyszała, a ciche westchnięcie wydobyło się z jej krtani.
-
Nic się nie stało, ale Sasori, nie powinieneś był dzwonić -
powiedziała stanowczym tonem.
-
Niby dlaczego? Co ci powiedział? Co ci zrobił, Sakura?
-
Nic mi nie zrobił - mruknęła tym razem nieco zła. Nie podobały
jej się te oskarżenia. Pomimo swego charakteru Sasuke nie byłby w
stanie jej skrzywdzić fizycznie.
-
Po prostu nie powinieneś już więcej do mnie dzwonić. Byłam
cholerną egoistką, Sasori, która popełniła życiowy błąd,
chowając się w twoich ramionach. Nie powinnam była tego robić,
dlatego nie chcę, byś więcej do mnie wydzwaniał, a w pracy
zachowujmy relacje czysto zawodowe - wytłumaczyła bezuczuciowo na
jednym oddechu.
-
O czym ty gadasz, Sakuro? Wybaczyłaś mu to, co ci zrobił? -
zapytał
z odrazą.
-
Najpierw muszę wybaczyć samej sobie - skwitowała hardo, nie chcąc
być przez niego osądzana.
-
Widzę, że ładne ci kłamstewka naopowiadał, a ty we wszystko jak
grzeczna żona uwierzyłaś.
-
Grzeczna żona nie zdradza męża - powiedziała, zaciskając mocno
dłoń na telefonie. - Chciałam porozmawiać z tobą, gdy tylko
wrócę do Tokio, ale nie dałeś mi wyboru, Sasori. Chcę to
zakończyć tu i teraz. Chcę ratować swoje małżeństwo - dodała
stanowczym tonem.
Słyszała
jak Sasori prychnął po drugiej stronie słuchawki.
-
Tylko gdy wróci do niej, nie przychodź do mnie z płaczem -
skwitował bez ogródek Akasuna, po czym rozłączył się.
Sakura
rzuciła telefon w stóg siana i wplotła dłonie we włosy,
nachylając się nieco do przodu. Nagle poczuła, jak ktoś otula jej
ramiona ciepłym pledem, uniosła swój wzrok, natykając się od
razu na karę tęczówki. Zadrżała.
-
Słuchałeś?- spytała zmieszana.
Sasuke
pokręcił przecząco głową.
-
Wszedłem, gdy rzuciłaś telefonem - odpowiedział, siadając tuż
obok niej.
Przytaknęła,
wzdychając ciężko.
-
Obraził cię w jakikolwiek sposób? - zapytał zaniepokojony,
domyślając się, z kim właśnie odbyła rozmowe telefoniczną.
-
Nie - odpowiedziała i niepewnie położyła głowę na jego
kolanach, lustrując uważnie wnętrze starej obory, wypełnionej
stogami siana i przyrządami do pielęgnacji koni. - To miejsce jest
nostalgiczne - szepnęła, a jej wzrok przykuły ostatnie promienie
słońca, jakie przebijały się przez dziury w ścianach z
desek. Kącik jej ust uniósł się delikatnie, powodując, iż na
jej usta wkradł się subtelny uśmiech. Nie raz przesiadywała tu z
Sasuke o różnych porach dnia i nocy.
Również
zaczął rozglądać się po starej oborze. Wspominając dawne czasy
i na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Przeniósł swój
wzrok na różowowłosą, która również bacznie mu się
przyglądała.
-
Masz rację. To miejsce skrywa wiele wspomnień - szepnął,
przypominając sobie wydarzenia sprzed kilku lat.
Przygryzła
delikatnie dolną wargę i nie przerywając kontaktu wzrokowego,
dotkneła jego chłodnego policzka, gładząc go subtelnie kciukiem.
Czując
jej czuły dotyk na swojej skórze, mimowolnie zaczął nachylać się
nad nią. Ustami delikatnie zaczął muskać jej pełne wargi, a
widząc jak pomału przymyka powieki, pocałował ją, a ona w
odpowiedzi zaczęła pogłębiać jego pocałunki. Splotła ręce na
jego karku, dłońmi co chwile mierzwiąc jego kruczoczarne, gęste
włosy.
-
Sakura... - wymruczał z pożądaniem pomiędzy namiętnymi
pocałunkami.
Nie
wiedząc nawet kiedy, wylądowali po chwili na kupce niezbitego w
stóg siana, obdarowując się wzajemnie gorącymi pocałunkami.
~***~
-
Czuję się jakbym miała deja vu - szepnęła Sakura, próbując
uspokoić oddech. Ułożyła głowę na jego klatce piersiowej,
wsłuchując się w przyśpieszone bicie serca męża.
-
Nie tylko ty - powiedział również przyciszonym głosem, po czym
ucałował czule czubek jej głowy i przejechał opuszkami palców po
jej nagim ramieniu. - Wiele naszych wspomnień, łączy się z tym
miejscem - powtórzył z uśmiechem na twarzy.
Sakura
obróciła się po chwili, opierając podbródek na jego torsie i
spoglądając bezpośrednio w kare tęczówki męża. Palcem
wskazującym zaczęła znaczyć nic nieznaczące znaki na jego
rozgrzanej skórze.
-
Wiele dobrych wspomnień - mruknęła z delikatnym uśmiechem na
twarzy. - Chyba pora wracać, Mio i Itachi pewnie już się niepokoją
- dodała po dłuższej chwili, wzrokiem starając się zlokalizować
strój kąpielowy i zwiewną sukienke, jaką jeszcze dwie godziny
temu miała na sobie. Owinęła się w wełniany pled i wyciągnęła
dłoń po ubrania, które ostatecznie i tak podał jej Sasuke.
-
Jak wychodziłem, powiedzieli, że idą się położyć - powiedział
spokojnie, podnosząc się na łokciach. Przyglądał się uważnie
Sakurze, która pomału zaczęła ubierać się z powrotem w strój
kąpielowy, na który następnie zarzuciła zwiewną białą
sukienkę. On sam w między czasie również z powrotem ubrał
bieliznę i spodnie, po czym delikatnie dotknął jej dłoni,
przyciągając ją bliżej siebie.
-
Gdy wrócimy do Tokio, chciałbym jakoś wynagrodzić ci te długie
tygodnie mojej nieobecności - wyszeptał jej subtelnie do ucha,
obejmując ją czule ramieniem.
Spojrzała
na niego uważnie kątem oka. - Twoja obecność mi wystarczy -
powiedziała spokojnie. - Zresztą oboje wiemy, że nie tylko ty
zawiniłeś - mruknęła przyciszonym głosem, po czym przygryzła
dolną warge.
-
Ale wszystko zaczęło się ode mnie - przyznał niechętnie,
wzdychając ciężko.
Sakura
przejechała dłońmi po jego włosach, uśmiechając się do niego
czule.
- Nie rozmawiajmy o tym więcej. Tak jest dobrze, co było w przeszłości, zostanie w przeszłości. Teraz musimy ponownie nauczyć się żyć ze sobą - odparła, spoglądając głęboko w jego kare tęczówki.
- Nie rozmawiajmy o tym więcej. Tak jest dobrze, co było w przeszłości, zostanie w przeszłości. Teraz musimy ponownie nauczyć się żyć ze sobą - odparła, spoglądając głęboko w jego kare tęczówki.
Przytaknął,
opuszkami palców gładząc subtelnie jej ramie.
-
Wszystko będzie jak dawniej - obiecał, po czym ucałował czule
bark różowowłosej.
-
Jesteś głodny? - spytała nagle, przypominając sobie, że nie
jedli nic od wczesnego popołudnia. Zresztą przez skwar jaki był
nad morzem, wszyscy raczej byli pozbawieni apetytu.
Gdy
Sasuke już zamierzał odpowiedzieć, z brzucha kobiety wydobyło się
ciche burknięcie. Słysząc to nie potrawił wsytrzymać się od
parsknięcia śmiechem pod nosem.
-
Ja nie, ale widzę, że ty jesteś. Wracajmy - powiedział wstajając
z siana, podając jej wyciągniętą dłoń.
Chwyciła
ją z uśmiechem i oboje wrócili do domu z drewna.
~***~
Tuż
po przebudzeniu następnego ranka, od razu zabrała się wraz z Mio
za przyrządzanie śniadania dla całej rodziny. Oczywiście
wszystkiemu towarzyszyły przyjemne śmiechy i żarty.
Niespodziewanie
Taichi podbiegł do Sakury, ciągnąc ją co chwilę za koszulkę.
-
Ciocia, ciocia, pojeździmy dzisiaj też na koniu? - spytał
spoglądając na nią dużymi karymi tęczówkami.
-
Taichi! - zawołała Mio. - A gdzie proszę? - spytała karcąco.
Sakura
zaśmiała się pod nosem.
-
Tak Taichi, dzisiaj też pojeździmy konno, ale najpierw pora zjeść
śniadanie, inaczej mama będzie krzyczeć - wtrąciła, obdarzając
malca uczyłym uśmiechem.
Chłopczyk
pisknął z zachwytu, po czym zaczął jeść jajecznicę postawioną
na stole.
-
A ty co taki zadowolony z samego rana? - spytał Itachi syna,
wchodząc z Akim na rękach i Sasuke do kuchni.
-
Ciocia zabierze mnie na przejażdżkę! - powiedział podniesionym
głosem, nie potrafiąc dłużej ukryć ekscytacji.
-
Znowu? - spytał zdziwiony Sasuke, spoglądając pytająco na Sakure.
Odkąd tylko tu przyjechali, niemal każdego dnia wsiadała na konia.
Chyba jedynie wczorajszy dzień był wyjątkiem ze względu na ich
wycieczkę nad morze.
-
Nie często tu przyjeżdżamy - stwierdziła Sakura, kładąc dwa
kolejne talerze z jedzeniem na stary drewniany stół.
-
My z Itachim jedziemy do miasta na chwilę - powiedział tajemniczo,
spoglądając kątem oka na brata, który jedynie przytaknął.
-
Pewnie i tak wrócicie pierwsi niż ona z Taichim - wtrąciła
rozbawiona Mio, siadając przy stole i biorąc młodszego syna na
ręce. - A my z Akihito pobawimy się w ogrodzie, gdy was wszystkich
nie będzie - powiedziała, robiąc śmieszną minę do malca, który
następnie zaczął się śmiać do rodzicielki.
I
tak jak było zapowiedziane, tuż po zjedzonym śniadaniu dwójka
braci odjechała w stronę pobliskiego miasta, do którego była
godzina jazdy w jedną stronę, a Sakura wraz z pięcioletnim
chłopcem zaprzęgli jednego konia i odjechali na nim w pobliskie
lasy na małą przejażdżkę. W końcu mieszkając w Nowym Jorku
Taichi nie często ma szanse przebywać na świeżym powietrzu, a tym
bardziej pojeźdźić konno tak jak teraz. Sakura siedziała z
chłopcem w jednym siodle, usadawiając go wcześniej tuż przed
sobą, tak jak przy pierwszym spotkaniu jechała z Sasuke. Wtedy
jeszcze nawet nie wiedziała, jak wsiąść na konia, nie mówiąc
już o jeździe. A teraz? Jeźdźiła konno z istną gracją, której
niegdyś zazdrościła braciom Uchiha. Jak widać na jej przykładzie,
czasy się zmieniają. W jej przypadku na dobre.
Spędziła
z Taichim niemal trzy godziny, jeżdżąc konno po pobliskich lasach
i polach, jednak wszystko w granicach rozsądku. Wbrew namowom
chłopca, nie puściła się galopem do domu, nie chcąc by przez
przypadek spadł jej z konia. Co jak co, ale nie chciała, by coś mu
się stało. A zwłaszcza, gdy był pod jej opieką.
Dojeżdżając
do dużej posiadłości zbudowanej jedynie z drewna, dostrzegła
czerwonego mercedesa cabrio - takiego jak zawsze chciała; ale nie,
dla Sasuke był on mało “bezpieczny”. Napowietrzyła poliki, nie
odrywając wzroku od samochodu, którego tak bardzo pożądała w
przeszłości.
-
Ciocia, kto to jest? - spytał Taichi wskazując w oddali na postać,
jaka właśnie wynużyła się z samochodu.
Sakura
przymrużyła oczy, a dostrzegając blondwłosą kobietę, która
notabene była już prawie ex asystentką jej męża, złość
zaczęła się w niej zbierać niekontrolowanie.
-
Żmija - wycedziła przez zaciśnięte zęby, nieco
przyśpieszając jazdę. Swoje wściekłe tęczówki miała zwrócone
na kobiecie, która wyraźnie na nią czekała. Tylko pytanie było:
po co?
-
A co to? - spytał chłopczyk, spoglądając kątem oka na ciotkę.
Zmarszczyła
brwi, spoglądając hardo na Nami.
-
To taki bardzo obślizgły i wredny wąż, który pojawia się tam,
gdzie nie jest proszony - powiedziała w gniewie.
-
Ale ja mówię o tej pani! - zaprotestował, ponownie wystawiając
palec wskazujący, który był skierowany na kobiete.
-
Ta pani ma bardzo dużo wspólnego ze żmiją - odpowiedziała
zdawkowo, a po chwili zatrzymała konia tuż przy Nami, która
spoglądała na nią z ognikami w oczach.
-
Czego tu szukasz? - warknęła ostro, odwzajemniając wściekłe
spojrzenie.
-
Przyjechałam tu z tobą porozmawiać - odpowiedziała ze stoickim
spokojem blondynka, wyciągając jakiś papier z torebki.
-
Ze mną? - spytała zdziwiona, a jej brew mimowolnie uniosła się.
Nie miała pojęcia, o czym przyjechała taki kawał drogi z nią
rozmawiać, ale Sakura nie miała zamiaru tego uczynić. Chwyciła
pewniej za lejce i rozluźniła napięte ciało.
-
Nie wydaje mi się, byśmy miały o czymkolwiek rozmawiać. Nie widzę
ani powodu, ani takiej potrzeby - stwierdziła, przygotowując się
do wznowienia jazdy, gdy niespodziewanie Nami ponownie się odezwała,
tym razem bardziej stanowczo.
-
Odejdź od Sasuke albo on to zrobi lada dzień.
Sakura
spojrzała na nią zdziwiona, a z jej krtani wydobył się perlisty
śmiech.
-
Ciocia nie odejdzie od wujka, żmijo - wtrącił niespodziewanie
naburmuszony Taichi, który bacznie przysłuchiwał się ich
konwersacji. A Sakura nie potrafiła powstrzymać w sobie kolejnego
śmiechu po usłyszeniu jego słów.
-
Posłuchaj no, Nami - zaczęła rozbawiona do śmiechu różowowłosa.
- Jak właśnie usłyszałaś z ust tego malca, nie mam zamiaru
odchodzić od swojego męża. I jestem święcie przekonana, że on
też nie odejdzie ode mnie, więc przestań pleść głupoty i radzę
ci znikać stąd jak najszybciej, zwłaszcza, że słyszę odgłosy
silnika, co oznacza, że Sasuke wraz ze swoim bratem już są
niedaleko - powiedziała, próbując trzymać nerwy na wodzy.
Kącik
ust Nami unióśł się zawadiacko do góry.
-
Jestem w ciąży - wtrąciła spokojnie, pokazując Sakurze zdjęcie
usg. - Prawie trzeci miesiąc. Więc chyba rozumiesz moje chęci, by
to dziecko wychowywało się w szczęśliwej, pełnej rodzinie -
mówiąc to, położyła prawą dłoń na brzuchu, a na jej twarzy
pojawił się promieniujący uśmiech.
Źrenice
Sakury rozszerzyły się gwałtownie, a warga zaczęła
niebezpiecznie drgać. Odwróciła pośpiesznie wzrok w drugą
stronę, starając się nie rozpłakać przy znienawidzonej kobiecie.
Półtorej roku temu, ona też trzymała w dłoniach podobne zdjęcie,
jednak przez wypadek, w którym spadła ze schodów poroniła w
czwartym miesiącu, akurat, gdy brzuszek zaczynał być widoczny.
Samotna łza spłynęła po jej poliku, którą pośpiesznie starła.
Jeszcze dzisiaj rano ufała Sasuke i wszystkiemu, czego by nie
powiedział. A teraz? Znowu ją okłamał? Nie jest głupia, potrafi
liczyć. A pomiędzy pół roku a trzy miesiące, są kolejne
miesiące. Co oznacza, że tłumacząc się kilka dni temu, nie mówił
prawdy. Mówił to, spoglądając prosto w jej zapłakane oczy.
Pokręciła głową, niedowierzając temu wszystkiemu, ale zdjęcie
mówiło samo za siebie. Dziecko istniało w macicy kobiety stojącej
tuż obok niej. Dziecko jej męża. Niespodziewanie wszystko zaczęło
wirować w jej oczach, chwyciła się dłonią za głowę,
przymykając na chwilę powieki. Dźwięk silnika samochodu dudnił w
jej głowie, odbijając się w niej echem. Niespodziewanie poczuła
jak koń pod nią zaczyna się niespokojnie wiercić. W obawie o
Taichiego, chwyciła go mocno w pas, próbując w między czasie
uspokoić konia, który z każdą sekundą zaczął się zachowywać
jeszcze bardziej chaotycznie.
Nami
zrobiła kilka kroków do tyłu, obawiając się, by zwierzę przez
przypadek jej nie uderzyło. Jej niebieskie tęczówki bacznie
przyglądały się Sakurze, która próbowała nie stracić panowania
nad koniem, jednak już po chwili zwierzę uniosło przednie kopyta,
zrzucając z siebie różowowłosą i chłopca.
~***~
-
Kiedy zamierzasz jej to dać? - spytał Itachi, spoglądając na
brata z zawadiackim uśmiechem.
-
Nie wiem - odparł w zamyśleniu, nie spuszczając wzroku z polnej
drogi jaką właśnie podróżowali. Jeszcze chwila i będą w domu,
który w rzeczywistości był jedynie wakacyjną posiadłością, na
którą rzadko kiedy przyjeżdżali. - Pewnie niedługo.
-
Jeśli chcesz to po powrocie do Tokio, zabiorę gdzieś Mio i
dzieciaki, byście mogli mieć wieczor dla siebie - powiedział
spokojnie starszy z braci, zmieniając w radiu piosenkę.
-
Może dzisiaj jej to dam - wtrącił Sasuke. - Ale nie wiem, jak
zareaguje - dopowiedział z ciężkim westchnięciem.
Itachi
poklepał brata po ramieniu.
-
Chcecie spróbować raz jeszcze. Oboje tego chcecie i póki co wam to
wychodzi. A to, że chcesz wręczyć jej spóźniony prezent ślubny,
który jest od serca jeszcze bardziej ją w tym uświadczy. Zobaczysz
- powiedział, chcąc dodać bratu odwagi. Zdawał sobie sprawę, że
Sasuke doskonale wiedział, jakie błędy popełnił w życiu, a
także to, że nie był z innych dumny. Wiedział, że jego brat po
prostu popełnił kilka złych życiowych decyzji, które z każdym
nowym dniem starał się naprawić. I wierzył z całego serca, że
po pewnym czasie jego małżeństwo odrodzi się od nowa, dwa razy
silniejsze.
Niespodziewanie
Itachi dostrzegł czerwoną plamkę na horyzoncie. Przymróżył
oczy, które następnie rozszerzyły się w zdziwieniu.
-
Czyje to auto? - spytał brata, wskazując w kierunku domu.
-
Co? - zapytał Sasuke wybudzony z myśli, spoglądając kątem oka na
Itachiego, jednak gdy tylko zorientował się o czym jego brat mówi,
nacisnął mocniej na pedał gazu, gwałtownie przyśpieszając.
-
Co jest? - spytał zaniepokojony Itachi, widząc reakcję Sasuke.
-
To samochód Nami i nie mam zielonego pojęcia co ona tu robi, ale
czuję w kościach kłopoty - wycedził przez zaciśnięte zęby,
ściskąjąc mocno dłonie na kierownicy.
Gdy
tylko byli bliżej domu, oboje dostrzegli blondynke rozmawiająca z
Sakurą i żadnemu się to nie podobało. Nagle dostrzegli jak koń
zaczyna się zachowywać, jakby ktoś albo coś go spłoszyło.
-
Nie podoba mi się to - powiedział zdenerwowany Itachi, a Sasuke z
zaciśniętą szczęką jeszcze bardziej przyśpieszył.
Oboje
zamarli w momencie, gdy koń zaczął unosić przednie kopyta.
Młodszy
z braci zatrzymał się na podjeździe i wraz z Itachim wybiegli z
samochodu, kierując się na polanę tuż przy posiadłości. Widząc,
jak wypadają z siodła, z krtani obu braci wydobył się krzyk.
Jeden
nawołujący syna, a drugi żonę.
Nami
odwróciła się do nich w przerażeniu, jednak szybko została
zignorowana, gdyż ci wymineli ją.
-
Sakura - powiedział drżącym głosem Sasuke, klękając prz
półprzytomnej różowowłosej. Wyciągnął dłonie chcąc ją
podnieść, ale Itachi mu w tym przeszkodził.
-
Nie dotykaj jej, może mieć uraz kręgosłupa - wtrącił
pośpiesznie, biorąc na ręce płaczącego syna, który tulił się
do niego.
Nagle
Mio wybiegła z domu, chcąc sprawdzić co się dzieje, a widząc
spłoszonego konia, który właśnie wbiegł samopasem do lasu i
Sakure na ziemi, zamarła w przerażeniu.
-
Dzwoń po karetkę! - krzyknął donośnie Itachi, wybudzając żonę
z chwilowego letargu. - Taichi jest cały! - dodał pośpiesznie,
chcąc by nie martwiła się zbytnio o syna.
Sasuke
w międzyczasie spoglądał na Sakurę, wypowiadając co chwilę w
amoku jej imię i błagając by się ocknęła. Dotknął delikatnie
jej głowy, gładząc subtelnie jej fantazyjne włosy. Ale czując
ciepłą ciecz na palcach oderwał dłoń, spoglądając z
przerażniem na rękę, na której znajdowała się krew Sakury. Jego
źrenice zaczęły drgać niekontrolowanie, a swój wzrok po krótkiej
chwili znalazł się na blondynce stojącej z boku.
-
Co jej kurwa powiedziałaś?! - wrzasnął na całe gardło,
spoglądając z furią na asystentkę. Wiedział, że w normalnym
okolicznościach nie było mowy, by Sakura spadła z konia, nie z
jednej już podobnej sytuacji wychodziła cała i zdrowa. Coś
musiało zachwiać jej koncentrację i wyprowadzić z równowagi. A
osoba, która znała odpowiedź na dręczące go pytania, stała tuż
przed nim.
Jednak
Nami zamiast odpowiedzieć, wbiła wzrok w ziemię i zaczęła robić
robić kroki do tyłu, chcąc jak najszybciej oddalić się z tego
miejsca.
-
Mów! - powtórzył nie zniżając ani na chwilę tonacji swego
głosu.
-
Sasuke, uspokój się - skarcił go brat, próbując uspokoić
drżącego syna, który cały czas się do niego przytulał,
trzymając go za szyję. - Tak Sakurze na pewno nie pomożesz -
dodał, chcąc, by Sasuke jak najszybciej ochłonął i skupił się
na żonie, która to w tej chwili go potrzebowała.
Młodszy
z braci chwycił mocno dłoń różowowłosej, spoglądając cały
czas na jej twarz. Nagle zaczęła mamrotać coś pod nosem, ale nikt
nie był w stanie zrozumieć, co mówi.
Z
domu wyszła poddenerwowana Mio wraz z młodszym dzieckiem na rękach,
kierując się w pośpiechu w ich stronę.
-
Już jedzie! - krzyknęła z oddali, błagając tylko, by ekipa
ambulansu się pośpieszyła - w końcu nie mieszkali zbyt blisko
miasta.
W
tym czasie Taichi, który zaczął się uspokojać, zaczął szeptać
do ojca, udzielając mu tym samym odpowiedzi na niepokojącego go i
Sasuke pytania. Z każdym słowem wypowiedzianym przez chłopca, jego
oczy jeszcze bardziej się rozszerzały, nie wierząc temu, co
właśnie słyszy. Nie miał jednak powodu, dla którego syn miałby
go okłamać. Zwłaszcza nie pięciolatek. Spojrzał niepewnie na
blondwłosą kobietę, która nagle cała pobladła w przerażniu, a
następnie na swojego brata.
-
Sasuke - zawołał spokojnie, pozwalając, aby jego żona zaczęła
ściskać Taichiego. - Sasuke! - powtórzył o wiele głośniej, a na
horyzoncie zaczęły się pojawiać światła sygnalizujące o
nadjeżdżającej karetce.
Sasuke
jak zahipnotyzowany spojrzał w stronę brata.
-
To, co mówiłeś Sakurze, a później mi w skrócie było
najszczerszą prawdą? - wycedził przez zaciśnięte zęby. Nie
wątpił w jego słowa. Wiedział, że mówił szczerze. Ba! Nie miał
co do tego żadnych wątpliwości.
Ale…
Ale
Sakura najwyraźniej uwierzyła w słowa Nami.
-
O czym ty teraz do mnie mówisz? - warknął rozłoszczony,
pokręcając w niedowierzaniu głową.
-
O tym, że ta kobieta powiedziała Sakurze coś, co jeśli okaże się
prawdą, ona najprawdopodobniej od ciebie odejdzie - powiedział
zdenerwowany, wbijając swoje przenikliwe kare tęczówki w
asystentkę brata.
-
Co żeś powiedział? - spytał oniemiały, podrywając się na równe
nogi. Gdy Itachi nie odpowiedział od razu, odwrócił się i zaczął
iść w stronę Nami.
-
Co żeś jej nagadała?! - wrzasnął rozgoryczony. Nie miał zamiaru
pozwolić, by Sakura go opuściła. Nie teraz. Nie, gdy wszystko
sobie wyjaśnili i zaczęli dochodzić do porozumienia.
Pod
naciskiem spojrzenia młodszego z braci zaczęła się cofać.
Itachi
przeczuwając, że zaraz coś złego może się wydarzyć, podszedł
pośpiesznie do brata, chwytając go za ramiona.
-
Uspokój się - wycedził przez zaciśnięte zęby, próbując zmusić
go, by się nie szarpał.
-
Co jej powiedziałaś? - powtórzył, zaciskając mocno dłoń w
pięść, powodując, że jego knykcie przybrały kolor
nieskazitelnej bieli.
Ale
Nami nadal milczała, wpatrując się z przerażeniem na nieprzytomną
kobietę.
Karetka,
którą przed chwilą słyszeli zatrzymała się tuż obok, a
ratownicy medyczni czym prędzej zaczeli biec w ich stronę z torbą
i specjalnymi noszami.
Sasuke,
widząc zbliżających się medyków, przestał się szarpać i
ponownie przeniósł zaniepokojone tęczówki na żonę, do której
boku zaraz powrócił.
-
Dawno spadła? - spytała lekarka, gdy tylko zaczęła sprawdzać,
czy Sakura nie złamała żadnej nogi, a następnie zaczęła badać
jej ręce. W między czasie drugi medyk, sprawdzał czy nic nie stało
się Taichiemu podczas upadku.
-
Jakieś dziesięć, pietnaście minut temu - odpowiedział
pośpiesznie Sasuke. - Wszystko z nią w porządku?
-
Pęknięty bądź złamany nadgarstek - mruknęła pod nosem,
ignorując pytanie karookiego. Wyciągnęła mała latereczkę,
otwierając powieki Sakury i świecąc intensywnym strumieniem
światła w jej źrenice. - Prawdopodobny wstrząs mózgu - szepnęła,
po czym pośpiesznie zaczęła zakładać specjalny kołnierz na jej
szyję, a podobny tuż po chwili znalazł się na jej prawej ręce;
usztywniając całą ręke od łokcia w dół. - I rozbita głowa -
dopowiedziała, po czym skinęła do trzeciego lekarza, który
następnie przyniósł nosze, na które zaraz Sakura została
przeniesiona.
-
Chłopak jest cały - odezwał się medyk badający małego Uchihę.
- Wygląda na to, że ona uchroniła go przed jakimikolwiek
obrażeniami - dodał, uśmiechając się wesoło do Taichiego, który
wtulił się zaraz w nogę ojca.
-
Co z Sakurą? - spytał Sasuke poważnym tonem, widząc, jak wokół
jej ciała są zapinane specjalne pasy, żeby nie wypadła w drodze
do karetki.
-
Zabieramy ją do szpitala. Potrzebny jest tomograf i prześwietlenie
- odpowiedziała spokojnie lekarka, a dwójka jej towarzyszy
podniosła pomarańczowe nosze na jakich znajdowała się
różowowłosa.
Niespodziewanie
jej powieki zaczęły drgać, a po chwili otworzyły się spoglądając
na przejrzyste bladoniebieskie niebo.
-
Co…? - spytała nieobecnym głosem, czując, jak jest gdzieś
niesiona.
-
Spadła pani z konia, zaraz zabierzamy panią do szpitala, gdzie
zrobimy dokładniejsze badania - wyjaśniła pokrótce lekarka.
Sasuke
słysząc głos żony, od razu znalazł się przy niej, łąpiąc ją
subtelnie za dłoń.
Szmaragdowe
tęczówki zadrżały, gdy tylko Sakura zorientowała się, kto ją
właśnie dotyka. Do jej oczu ponownie zaczęły napływać łzy, a
dolna warga zaczęła drgać, sygnalizując o kolejnej salwie płaczu,
którą zdusiła w sobie. Dostrzegając nieopodal asystentkę Sasuke,
wyrwała dłoń z jego uścisku, spoglądając na niego z
niedowierzaniem.
Nami
nie mogąc znieść wzroku żony kochanka, oddaliła się biegiem i
wsiadła do auta, po czym jak najszybciej odjechała.
-
Sakura, nie patrz na nią. Patrz na mnie. Słyszysz mnie? Patrz na
mnie - mówił błagalnym głosem, ponownie próbując dotknąć jej
dłoni. Ale po raz kolejny skutecznie wyrwała mu ją.
Tuż
po chwili dostrzegła, jak sklepienie niebieskie zostaje zamienione
na metalowy sufit karetki.
-
Jade z wami - powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu Sasuke, nie
zamierzając opuszczać Sakury. Nie wiedział, co takiego Nami jej
powiedziała, ale widział po reakcji żony, że nie było to nic
przyjemnego.
Sakura
przymknęła powieki, spod których uroniły się krystaliczne łzy.
-
Nie - wtrąciła drżącym głosem, gdy Sasuke prawie znajdował się
w środku karetki. - Nie chce go widzieć.
Młodszy
z braci Uchiha, zamarł w bezruchu ze strachem spoglądając na
Sakurę, która wzrok miała wbity w sufit karetki i za wszelką cenę
nie chciała teraz na niego patrzyć. Już chciał zaprotestować,
gdy Itachi położył mu dłoń na ramieniu, ściskając ją mocno.
-
Ja pojadę - wtrąciła Mio z Akihito na rękach, a nie widząc
żadnego sprzeciwu ze strony pacjentki, lekarka wpuściła
granatowowłosą do karetki.
Gdy
tylko karetka zaczęła odjeżdżać, Sasuke spojrzał kątem oka na
brata.
-
Co ona jej powiedziała? - spytał chłodno, zaciskając dłoń w
pięść chcąc uspokoić drżenie ciała.
Itachi
westchnął ciężko, klękając przy synu.
-
Powiedz wujkowi co usłyszałeś - poprosił, spoglądając malcowi
prosto w oczy.
Chłopiec
przytaknął z bladym uśmiechem na swej twarzyczce.
-
Kazała cioci odejść od wujka albo wujek odejdzie od cioci -
powiedział, pociągając nosem.
-
Co za bzdury - warknął zdenerwowany, jednak przeczuwał, że to nie
wszystko co malec ma mu do powiedzenia i nie mylił się.
-
Powiedziała też, że będzie mieć dzidziusia - dodał spokojnie,
spoglądając bacznie małymi oczkami na wujka.
Słysząc
słowa bratanka, wzdrygnął się.
-
Nie odważyłaby się tak kłamać - wyszeptał pod nosem
niedowierzając, jednak gdy tylko rzeczywistość w niego uderzyła,
od razu zaczął kierować się w stronę samochodu. - Zapłaci mi za
to - wycedził hardo.
-
Sasuke! Gdzie jedziesz? - krzyknął Itachi, biorąc syna na ręce i
ruszył pędem za nim.
-
A jak myślisz? Do szpitala.
-
Jadę z tobą - odpowiedział, po czym oboje z Taichim wsiedli do
terenowego samochodu Sakury, ze względu na przymocowane w nich już
foteliki.
Czterdzieści
minut.
Tyle
zajęło im dojechanie do szpitala, jaki znajdował się na obrzeżach
pobliskiego miasta.
-
Nie możecie tam wejść - powiedziała Mio dość niepewnie, gdy
tylko doszli do niej. A widząc pytający wzrok Sasuke, dodała
pośpiesznie.
-
Zakładają jej gips na rękę. Nic poważnego jej nie jest, doznała
też wstrząsu mózgu, tak jak przypuszczała ta lekarka.
Oboje
odetchneli z ulgą, słysząc, że wszystko z Sakurą w miarę w
porządku. Najważniejsze było, że nie doznała żadnego urazu
kręgosłupa. W końcu po upadku z wyrośniętego konia można się
spodziewać wszystkiego. Nawet najgorszego.
-
Muszę z nią zaraz porozmawiać - powiedział nagle Sasuke, wiedząc,
że musi jej wyjaśnić to nieporozumienie z Nami jak najszybciej.
Mio
zerknęła na niego, po czym westchnęła ciężko, a następnie
podała mu teczkę, którą cały czas trzymała w dłoni.
-
Ona nie chce już rozmawiać, Sasuke - powiedziała, przygryzając
wargę i spoglądając na szwagra z bólem. - Te papiery przed chwilą
zostały przefaksowane z Tokio, a ona od razu je podpisała. Przykro
mi, Sasuke - wyszeptała, spuszczając wzrok w podłogę.
Itachi
zapominając się, przeklnął siarczyście pod nosem, całkowicie
zapominając o stojącym obok niego pięciolatku. A Sasuke drżącymi
natomiast dłońmi otworzył teczkę, po czym zamarł w miejscu
widząc papiery rozwodowe.
~***~
Dwa
miesiące później…
Przez
skromne okulary śledziła w skupieniu uważnie tekst na ekranie
monitora, notując zaraz lewą ręką na drugim laptopie
najważniejsze informacje.
Nagle
drzwi do mieszkania otworzyły się, a przez nie weszła Yamanaka z
kilkoma reklamówkami zakupów. Nogą zatrzasnęła drzwi, odkładając
siatki pod ścianę.
-
A ty nadal siedzisz przy tym biurku - wtrąciła wyraźnie oburzona,
podchodząc bliżej przyjaciółki z rękoma ułożonymi na biodrach.
- Jest taki piękny dzień. Wyjdź do parku na spacer czy nawet do
sklepu. Cokolwiek innego niż ślęczenie nad tymi laptopami.
-
Przygotowuję prezentację na sympozjum - skwitowała beznamiętnie,
nie uraczając przyjaciółki nawet spojrzeniem.
Ino
wyciągnęła dłonie przed siebie, udając, że właśnie dusi
Sakure.
-
To dopiero za cztery miesiące! Masz czas!
-
Im szybciej to zrobię, tym lepiej.
-
Nie sądzisz, że bardziej powinnaś się przygotować do jutra?
Sakura
zaprzestała swych czynności i spojrzała z nadmuchanymi policzkami
na Ino.
-
Nie mam się do czego przygotowywać. Po prostu pójdę tam i będę
trzymać się tego, co powiedziałam wcześniej, i co przekazywał mu
mój prawnik - odpowiedziała bacznie, przyglądając się
przyjaciółce.
-
A on powie swoje i znowu termin rozwodu nie zostanie ustalony -
odparła z rozdrażnieniem. - Oboje jesteście cholernie uparci. I
nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że robicie to specjalnie.
-
Niby co? To on chce mi wcisnąć dom w Tokio i posiadłość za
miastem, która również należy do Itachiego. Ale on najwyraźniej
o tym zapomniał - powiedziała odkładając okulary na bok i wstała
z biurowego krzesła, zaczynając kierować się ku aneksowi
kuchennemu. - Herbaty?
-
Kawy - odparła, idąc za nią. - To czemu nie możesz ich od niego
wziąć i po prostu dom sprzedać, a posiadłość przepisać na
Itachiego?
-
Nie mam zamiaru niczego sprzedawać. Niech on to zrobi - burknęła
pod nosem, włączając czajnik i nasypując lewą ręką kawy do
filiżanki dla Ino. Kątem oka zerknęła na drugą dłoń, którą
jeszcze skrywał gips. Pozostał jej jeszcze tydzień i będzie mogła
normalnie funkcjonować. Tydzień, by się dowiedzieć czy będzie
mogła powrócić do rychłego operowania pacjentów. Póki co nie
myślała nawet, że może okazać się inaczej. Chociaż wiedziała,
że najprawdopodobniej nie na długo nacieszy się wykonywaniem
operacji.
Ino
westchła cieżko.
-
Nadal nie wierzę, że się rozchodzicie - szepnęła, spoglądając
lazurowymi tęczówkami.
-
Dziękuję, że przyjachałaś i udostępniłaś mi swoje mieszkanie.
Jestem wdzięczna - powiedziała nagle Sakura, spoglądając na nią
przez ramie.
-
Po takim telefonie, jaki dostałam wtedy od ciebie, nie trudno było
mi podjąć właściwą decyzje, ale Sai już się piekli, ciągle
dopytując się, kiedy wracam - odparła z ciężkim westchnięciem.
A gdy tylko woda się zagotowała, Sakura zalała dwa kubki, jeden z
kawą, drugi z zieloną herbatą.
-
Od kiedy jesteś fanką zielonej herbaty? - spytała Ino z
niedowierzaniem. - Zawsze się od niej stroniłaś, gdy ci ją
proponowałam - dodała, nie kryjąc swojego zdziwienia.
-
Nie wiem, ostatnio jakoś miałam na nią ochotę i tak już zostało
- mruknęła, podając kubek gorącej kawy przyjaciółce.
Ino
zmarszczyła brwi, uważnie lustrując różowowłosą.
-
Ostatnio ogólnie dziwnie się zachowujesz, ale zwalam to na stres i
rozwód - powiedziała spokojnie.
-
Pewnie masz rację. Chcę to mieć już wszystko za sobą - odparła,
siadając z gorącą herbatą przy małym kuchennym stoliku.
-
Wiesz, że tamta kobieta blefowała z tą ciążą i że już nie
pracuje dla Sasuke? - spytała ostrożnie, przysiadając się do
przyjaciółki.
Sakura
przygryzła dolną wargę, a następnie przytaknęła pewnym skiniem
głowy.
-
Wiem. Dowiedziałam się tuż po wyjściu ze szpitala, ale nie mam
zamiaru cofać swojej decyzji, Ino. Poniekąd mogę jej
podziękować, że wtedy przyszła z tą bajeczką o dziecku. Gdyby
nie tamta sytuacja, nigdy by do mnie nie dotarło, jak bardzo
zostałam przez niego zdradzona. I pomimo iż nadal pałam do niego
głębszymi uczuciami, po prostu nie jestem w stanie z nim być.
Zdradził raz - zdradzi kolejny. Wiem, co zaraz powiesz. Wiem, że
tymi słowami również mieszam samą siebie z błotem, ale ja nie
potrafię… - wyszeptała, spoglądając cały czas na parującą
ciecz.
Yamanaka
wyciągnęła dłoń, którą następnie położyła na jej ręce.
-
To twoje życie, ty decydujesz i ty zrobisz, co uważasz, że będzie
dla ciebie najlepsze - powiedziała, uśmiechając się do niej
czule.
Sakura
ponownie skinęła głową, zastanawiając się nad słowami
przyjaciółki.
-
Wiesz, że Naruto miał dzisiaj przylecieć do Tokio? - spytała po
chwili Ino, zmieniając kompletnie temat.
-
Z Hinatą? - zapytała, unosząc głowę spoglądając w lazurowe
tęczówki kobiety, siedzącej tuż naprzeciwko niej.
-
Niestety nie. Ona została z dziećmi w Chinach. Zresztą Naruto
przyleciał ponoć zaledwie tylko na dzień, załatwić jakąś
sprawę biznesową i miał do niej wracać - odpowiedziała, a
szczery uśmiech nie schodził ani na chwilę z jej twarzy.
-
Szkoda, chętnie bym się z nią spotkała - mruknęła,
odwzajemniając uśmiech.
-
Oj tam, rozwiedziesz się, przeprowadzisz to cholerne sympozjum i
później ją odwiedzisz, w czym problem? - spytała wzruszając
ramionama, a następnie upiła większy łyk ciepłej kawy.
Sakura
również zanurzała usta w cieczy.
-
Nie będę mogła - odparła z ciężkim westchnięciem.
-
Bo? - zapytała zaskoczona jej słowami, a brew od razu powędrowała
ku górze. - Tsunade na pewno pozwoli ci wziąć weekend wolnego, byś
mogła ich odwiedzić w Pekinie - dopowiedziała, będąc święcie
przekonana swojej racji.
Różowowłosa,
wyprostowała się biorąc głęboki wdech, gdy nagle poczuła, jak
robi jej się niedobrze. Odłożyła kubek na blat dębowego stołu,
a zdrową dłoń przystawiła do ust. Jednak czując odruch wymiotny,
czym prędzej odsunęła krzesło i pobiegła do mieszczącej się
nieopodal łazienki.
Ino
zamrugała kilka razy widząc praktycznie wymiotującą przyjaciółkę,
a gdy tylko ocknęła się z chwiloweggo letargu, czym prędzej
pognała za nią. Widząc nachylającą się nad muszlą klozetową
panią ordynator, chwyciła za jej włosy, pozwalając Sakurze
wymiotować w spokoju.
-
Przynieść ci coś? Wody? - spytała, gdy po kilku minutach Uchiha
usiadła na chłodnym kafelkach, przyglądając się jej zamglonym
wzrokiem.
-
Nie, dzięki - szepnęła, a następnie ponownie się nachyliła,
zwracając jak kot.
-
Czegoś ty się najadła? - spytała karcąco, przyglądając się
jej z troską.
Sakura
otarła usta papierem.
-
To nie jedzenie - odpowiedziała z ciężkim westchnięciem.
-
A co?
Tak
szybko jak wypowiedziała swe pytanie, tak szybko jej twarz pobladła.
-
Sakura, ty chyba nie chcesz powiedzieć, że…? - Kolejna porcja
wymiocin przyjaciółki, spowodowała, iż przerwała w połowie swą
wypowiedź.
Gdy
tylko poczuła się lepiej, wstała z kafelek i opłukała twarz
lodowato zimną wodą.
-
Jestem w ciąży, Ino - odpowiedziała słabym głosem, wpatrując
się we własne odbicie w lustrze. Od razu przypomniała jej się noc
spędzona z Sasuke w oborze dwa miesiące temu. Noc, której poczeli
dziecko.
Ino
wzięła głęboki oddech.
-
Nie chcę zabrzmieć chamsko, ale czyje to dziecko? Sasoriego, czy…
Sasuke?
Bojąc
się reakcji przyjaciółki przymknęła powieki, zaciskając również
mocno lewą dłoń na umywalce.
-
Sasuke - wyszeptała. - Lekarz tydzień temu pozbawił mnie wszelkich
wątpliwości. To na pewno jest jego dziecko.
-
Wiesz o tym od tygodnia i dopiero teraz mi to mówisz? - spytała z
wyrzutem, spłukując toaletę i siadając na zamkniętej klapie. -
Chociaż nie dziwię ci się - mruknęła, spoglądając na czarne
podłogowe kafelki. - Zamierzasz mu powiedzieć?
Sakura
westchnęła ciężko, wyprostowując się i ponownie otwierając
powieki.
-
Kiedyś na pewno - powiedziała i nim Ino zdążyła cokolwiek
powiedzieć, wyszła z łazienki.
-
Sakura! - zaprotestowała Yamanaka, podążając za jej krokami.
-
Gdy brzuch stanie się widoczny, na pewno wieści i jego dojdą. A
jeśli umie liczyć, na pewno się do mnie odezwie. Pytanie tylko: co
wtedy? Bajka się skończyła, gdy on zdradził mnie a ja jego -
powiedziała o dziwo spokojnie, biorąc chłodnawą herbatę do ręki
i kierując się z nią z powrotem przed biurko.
-
I jesteście kwita. Oboje wiecie, że zrobiliście źle i
postąpiliście bardzo pochopnie - zaczęła, ostrożnie dobierając
słowa. - Wcześniej nie kwestionowałam twojej decyzji o rozwodzie,
bo to wasza sprawa. Ale teraz? Sakura, pomyśl o dziecku.
-
Myślę o dziecku - wtrąciła srogo, próbując zatracić się w
tekście na temat ewolucji układu nerwowego. - Myślę, jak będę
je sama wychowywać, oczywiście poświęcając równie ważną dla
mnie pracę. Nie zamierzam zabraniać mu spotykać się z własnym
dzieckiem, ale o wszystkim dowie się później.
Ino
zmarszczyła brwi, przypuszczając jaki powód stoi za taką a nie
inną decyzją przyjaciółki.
-
Czy ty rzeczywiście myślisz, że jak dowie się o dziecku teraz,
nie podpisze papierów rozwodowych? - spytała zasiadając na
niedalekiej kanapie.
-
Ino, ja to wiem - odpowiedziała spoglądając cały czas na szklany
monitor. - Znam go na tyle dobrze, by móc stwierdzić ten jakże
ważny fakt.
~***~
-
Oboje postradaliście rozum - mruknął pod nosem niezadowolony
Naruto, sącząc drinka. - Powienieneś wtedy wejść do tego
szpitalnego pokoju, usiąść na środku i stwierdzić, że nie masz
zamiaru spełniać tej jej zachcianki - burknął, nie potrafiąc
powstrzymać się od tego komentarza.
Sasuke
zamieszał whisky w szklance, wpatrując się w jej dno.
-
Chce rozwodu, który obiecałem jej dać, jeśli nie będzie chciała
dłużej ze mną być - powiedział, upijając większy łyk czystego
alkoholu. - Ale mogłaby do cholery zatrzymać ten dom - dodał
wykrzywiając usta w grymasie. - I samochód. I wszystkie rzeczy,
jakie do niej należą. Zabrała jedynie kilka książek i laptopa.
Przyjaciel
spojrzał na niego zdziwiony.
-
A ubrania? I te inne kobiece duperele?
W
odpowiedzi karooki pokręcił jedynie głową.
-
Wszystko jest nietknięte, jakby lada moment miała wrócić -
warknął z rozdrażnieniem, po czym wypił haustem whisky i zamówił
kolejne.
-
Cała Sakura, boi się wrócić do wspomnień - mruknął, idąc
śladem Sasuke, opróżniając szklankę do pusta. Obrócił się na
barowym krzesełku, rozglądając się swymi lazurowymi tęczówkami
po całym lokalu. Na dworze było już dawno ciemno, dzięki czemu
wnętrze baru i małej restauracji było rozświetlane jedynie przez
lampy jak i nieliczne świeczki, znajdujące się na niektórych
stolikach. Po chwili dostrzegł mały blask dochodzący ze strony
przyjaciela, na której spojrzał kątem oka. Widząc co trzyma w
ręce, od razu powrócił do swojej poprzedniej pozycji.
-
Wooow, ładne! - powiedział nagle, zachwycając się wisiorkiem z
białego złota, na którym zawieszone były dwa serca i mała
blaszka, z tego samego tworzywa. - Ej, ale… - wtrącił, nie za
bardzo wiedząc dlaczego Sasuke tak bacznie się w nie wpatruje i
skąd w ogóle ten naszyjnik wziął się w jego ręce.
Sasuke
westchnął ciężko.
-
Kupiłem go zaledwie półtorej godziny przed jej upadkiem. Miałem
dać jej to po powrocie do Tokio jako spóźniony prezent na rocznicę
ślubu - powiedział niemrawo, wpatrując się w inscrypcję na
blaszce, jaką kazał wygrawerować, a następnie schował go
ponownie do kieszeni.
-
Jesteś tak samo głupi jak i ona w tej chwili - skwitował hardo
Naruto, uważnie się mu przyglądając. - Nawet nie chcę myśleć,
co by było, gdybyście mieli dzieci. Też byście się o nie
kłócili, tak jak w tej chwili o dobra materialne? - spytał z
uniesioną brwią. - Chociaż nie, moment, złe porównanie - dodał
zmieszany, widząc złowieszczy wzrok przyjaciela. - Przecież wy się
o nic nie kłócicie teraz, tylko sobie nawzajem wciskacie dom i inne
pierdoły.
-
Wiedziałam, że was tu znajdę - powiedziała Ino, zjawiając się
niespodziewanie tuż obok nich. - Podwójna wódka z redbullem -
dodała, nawiązując kontakt wzrokowy z barmanem, do którego
następnie puściła oczko.
-
Co ty tu robisz? - spytał zdziwiony Sasuke, spoglądając ze
zmarszczonymi brwiami na przyjaciółkę żony.
-
Po tym jak Naruto napisał mi, że wychodzi na drinka, wiedziałam,
że ty będziesz mu towarzyszyć - powiedziała bez najmniejszych
ogródek Yamanaka, siadając tuż po jego drugiej stronie.
Sasuke
posłał przyjacielowi pytające spojrzenie, na co ten w odpowiedzi
jedynie wzruszył ramionami.
-
Muszę z tobą porozmawiać - dopowiedziała Ino, zanużając usta w
alkoholu. - Ale nim coś powiem muszę się nieco upić, by zdobyć
się na odwagę i przy okazję mieć wymówkę, by Sakura nie wysłała
mnie do grobu - mruknęła i nie zważając na zdziwione spojrzenie
Naruto i Sasuke, zaczęła ciurkiem pić zamówiony alkohol, co
chwilę wykrzywiając usta w niesmaku.
Karooki
zmarszczył brwi, bacznie przyglądając się Yamanace.
-
Kawa na ławę Ino. Co się dzieje z Sakurą ? - spytał nieco
zaniepokojony.
Ino
zamówiła kolejną szklankę wódki z redbullem i nim mu
odpowiedziała, wypiła ją do połowy.
-
Nim cokolwiek powiem, Naruto obiecaj mi, że upewnisz się, że
wróciłam cała do domu - powiedziała, ignorując chwilowo pytanie
Uchihy.
Naruto
spojrzał uważnie na kobietę.
-
No dobra - odparł, mając dziwne przeczucie, że Ino wyleci z jakąś
bombą.
-
A teraz słuchaj mnie, Uchiha, nie podpiszesz żadnych papierów
rozwodowych - powiedziała nagle blondynka, upijając kolejny większy
łyk alkoholu, który zostawiał cierpki smak w jej ustach.
Sasuke
westchnął ciężko.
-
Jeśli zgodzi się zatrzymać dom to podpiszę, skoro tak bardzo chce
tego rozwodu - mruknął, zamawiając kolejną whisky dla siebie i
przyjaciela. - Co się z nią dzieje, Ino? - powtórzył pytanie z
przed chwili, wiedząc, że bez dobrego powodu nie pofatygowałaby
się tu.
Yamanaka
przystawiła szklankę z wódką do ust, sącząc ją tym razem po
mału. W jej organizmie znajdowało się już wystarczająco
alkoholu, by móc go obwiniać za swoje nieracjonalne i infantylne
zachowanie. - Sakura jak to Sakura pewnie nadal będzie siedzieć nad
dwoma laptopami, zmieniając po raz enty temat sympozjum jaki ma
przeprowadzić za cztery miesiące. Ale co się dziwić? W końcu
hormony w niej buzują - odparła, zerkając uważnie na Sasuke. - I
wierz mi, nie podpiszesz ich nawet jeśli zgodzi się zatrzymać dom.
Zresztą ona sama mi to powiedziała - stwierdziła prosto z mostu.
Karooki,
słysząc jej słowa, zachłysnął się własnym alkoholem.
-
Ona ci tak powiedziała?
Ino
przytaknęła, odkładając szklankę na bok.
-
Dokładnie tak. Ale z drugiej strony możesz zachować się jak
bezduszny dupek, któremu nie zależy w żadnym stopniu na rodzinie.
Wybór należy do ciebie Uchiha.
-
O czym ty mówisz? - spytał uważnie się jej przyglądając.
Yamanaka
widząc jak jej starania nic nie dają, wykrzywiła usta w grymasie.
-
Dobra, koniec owijania w bawełnę - warknęła, mierząc go
złowieszczym spojrzeniem, a Naruto od razu przełknął głośno
śline. - Oboje zachowujecie się jak dzieci, które nie są w stanie
stawić czoła swoim problemom. Ona jest w ciąży, Sasuke! I
zgadnij, kogo to dziecko. Twoje! - powiedziała, uderzając dłońmi
o siebie. - I sama mi o tym powiedziała.
Źrenice
Sasuke zadrżały, gdy tylko usłyszał słowa blondynki.
-
Co powiedziałaś? - spytał nieobecnym wzrokiem, wstając z barowego
krzesła.
Uzumaki
spojrzał na przyjaciela ze zmieszaną radością.
Ino
wzięła głęboki oddech.
-
Sakura jest w ciąży i jest w stu procentach przekonana, że to ty
jesteś ojcem. Ze względu na to, że wcześniej poroniła, musi
teraz bardziej uważać na siebie, dlatego praktycznie od tygodnia
nawet nie wyszła z domu, bo boi się o dziecko.
-
Zamierzała mi o tym powiedzieć? - spytał, czując niespodziewany
napływ złości.
-
Nie zamierzała trzymać tego przed tobą w tajemnicy. Ale chciała
najpierw mieć rozwód z głowy - wyjaśniła, ponownie biorąc
szklankę z alkoholem do ręki.
-
Cała Sakura - skwitował ze zrezygnowaniem Naruto. - Boi się stawić
czoła problemom. Jakoś mnie to nie dziwi.
Sasuke
zmierzwił włosy.
-
Mieszka u ciebie, prawda? - spytał Yamanaki.
-
O nie, teraz do niej nie pójdziesz. Chce jeszcze pożyć trochę -
zaprotestowała pośpiesznie Ino, kładząc dłoń na jego ramieniu.
- Porozmawiaj z nią jutro, gdy przyjdzie ze swoim prawnikiem do
kancelarii. Jeśli teraz do niej pójdziesz nieco wcięty, na pewno
ją zdenerwujesz.
-
Czyli co według ciebie mam zrobić?
-
Wróć do domu, wyśpij się pożądnie. A rano wszystko przemyśl i
podejmij decyzję, co zamierzasz zrobić z waszym małżeństwem. Czy
nadal będziesz chciał je odbudować, czy jednak skreślacie
wszystko, co pomiędzy wami było.
~***~
Stojąc
przed kancelarią Sasuke wraz z panem Toshida, który był jej
prawnikiem, wzięła głęboki oddech i zaciskając dłoń na torebce
weszła do środka. Ku zdziwieniu wszystkich, wraz z reprezętującym
ją adkowatem, podeszła do recepcji prosząc o dwie przepustki,
czego nigdy wcześniej nie robiła. Widziała te pytające spojrzenia
recepcjonistek, a także dwójki ochroniarzy, których mijała przy
bramkach. Tym razem nie odezwała się, a jedynie uśmiechnęła się
do nich blado.
Już
po chwili kroczyli szerokim korytarzem na ostatnim piętrze budynku.
Chiyo,
dostrzegając ich, uśmiechnęła się pośpieszająco do Sakury.
-
Czeka na was w sali konferencyjnej - powiedziała niemrawo kobieta,
odchodząc od swojego biurka. - Podać kawy albo herbaty?
Pan
Toshida pokręcił w odpowiedzi głową.
-
Nie kłopocz się, Chiyo - mruknęła Sakura, a na jej usta wkradł
się minimalny uśmiech.
Tak
jak powiedziała Chiyo, Sasuke czekał na nich w sali konferencyjnej.
Stał przy dużym oknie, sięgającym od podłogi aż po sufit, a
swymi karymi tęczówkami bacznie przyglądał się sąsiadującym
drapaczom chmur. Słysząc dźwięk otwieranych drzwi spojrzał przez
ramię na nowo przybyłych gości.
-
Zanim przejdziemy do spraw rozwodowych, chciałbym porozmawiać z
żoną na osobności - powiedział chłodno, odwracając się do nich
całym ciałem.
Sakura,
która od początku próbowała ignorować jego spojrzenie, tym razem
spojrzała mu prosto w oczy.
-
Nie mamy już o czym rozmawiać, Sasuke - odparła stanowczym głosem.
Brew
Uchihy powędrówała ku górze.
-
Albo porozmawiamy, albo sprawa rozwodowa będzie toczyć się latami
- wtrącił, zaostrzając jeszcze bardziej swoją tonację. - Twój
wybór.
Prychnęła
złowieszczo pod nosem.
-
Jak ja nienawidzę, jak tak mnie traktujesz - warknęła poirytowana,
jednak swe kroki skierowała w stronę jego gabinetu, do którego po
chwili weszła.
-
To może trochę zająć - uprzedził prawnika żony, a następnie
poszedł za nią, zamykając za sobą dokładnie drzwi. Gdy wszedł
do środka Sakura już siedziała w jego krześle z ramionami
splecionymi tuż pod piersiami.
-
A więc o czym chciałeś porozmawiać? - spytała ze stoickim
spokojem, pomimo iż w środku cała się gotowała.
Powolnym
krokiem podszedł do biurka, na którym leżała beżowa teczka, z
której następnie wyciągnał papiery rozwodowe.
-
Podpisałem - powiedział odwracając najważniejszą kartkę tekstem
do Sakury.
Sakura
przyjrzała się mu uważnie, a jej brwi mimowolnie zmarszczyły się.
-
Mogłeś mi to powiedzieć przy prawniku - odparła, jednak w tej
chwili Sasuke zaczął drzeć papiery. - Co ty..?
-
Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć o dziecku? - spytał, wtrącając
się w jej zdanie.
Ciężkie
westchnięcie wydobyło się z jej krtani, a następnie spuściła
wzrok i okręciła się na fotelu, nie chcąc by teraz na nią
patrzył.
-
Niedługo - wychrypiała, pociągając nosem. - Nie zamierzałam
trzymać tego przed tobą w tajemnicy.
Sasuke
zmierzwił włosy, nie za bardzo wiedząc, co ma teraz powiedzieć.
Prawdę powiedziawszy, dopóki nie usłyszał tego z jej ust, nie był
do końca pewny czy rzeczywiście jest w ciąży. Niepewnym krokiem
zbliżył się do niej i przykucnał tuż obok, chwytając ją za
dłoń.
-
Sakura… - wyszeptał, spoglądając na jej przymknięte powieki.
-
Wiedziałam, że to zrobisz, wiedziałam, że teraz nie dasz mi
rozwodu - powiedziała jeszcze bardziej zaciskając powieki, spod
których zaczęły wypływać krystaliczne łzy.
Uniósł
dłoń, która subtelnie dotknęła jej policzka i starła łzy.
-
Powiedz mi, Sakura, dlaczego tego chcesz? Wiesz, że Nami wtedy
kłamała, przyznała się tobie. Wiesz również, że mówiłem
prawdę, więc dlaczego? - spytał, uważnie się jej przyglądając.
- Nie kochasz mnie już? - dodał, czując rwący ból w klatce
piersiowej.
Cichy
szloch kobiety rozniósł się po gabinecie.
-
Kocham - wyszeptała, otwierając zapłakane oczy. - Ale jak mam być
z tobą, skoro nie potrafiłam ci zaufać? Skoro zwątpiłam w twoje
słowa? Skoro przez ułamek sekundy jej uwierzyłam?
Przyciągnął
ją bliżej siebie, obejmując mocno.
-
Głupia… - wyszeptał. - Myślisz, że przez taką błahostkę
pozwolę, byś odeszła? Zwłaszcza teraz, gdy ponownie jest szansa
byśmy zostali rodzicami?
Swoją
dłoń przesunął świadomie na jej brzuch, w którym tliło się
nowe życie.
-
Nie ma nawet takiej możliwości - dopowiedział spoglądając na nią
czule. - Nie chcę, byś odchodziła, Sakura. Po prostu nie chcę -
wychrypiał.
Sakura
trzęsac się, nachyliła się nad nim i zetknęła swe czoło z
jego, niepewnie dotykając również jego dłoni, które cały czas
znajdowały się na jej brzuchu.
-
Nie potrafię wybaczyć samej sobie, że byłam na tyle głupia, znów
w ciebie zwątpić - wyszeptała drżącym głosem, spoglądając
prosto w kare tęczówki.
-
Gdybym był na twoim miejscu, też bym zwątpił - wtrącił
spokojnie. - Damy radę, Sakura. We trójke.
Spojrzała
na niego zamglonymi tęczówkami.
-
Nie masz wątpliwości czy to twoje dziecko? - spytała drżącym
głosem, przygryzając dolną warge.
-
Skoro mówisz, że jest ono moje, to ci wierzę - odpowiedział
bacznie lustrując jej wyraz twarzy.
Nagle
objęła go mocno, wtulając się w jego klatkę piersiową.
-
Jest twoje - wyszeptała dławiąc się łzami, a Sasuke splótł swe
ramiona wokół niej, po czym ucałował ją czule w policzek.
-
Cii… wszystko będzie już dobrze. Obiecuję.
autorem Głośniej Samotności jest Miku-chan?
OdpowiedzUsuńPowiem tak : jednopartówka jak i autorką są genialne . Tak mnie wzruszyło , że z moich oczu leci wodospad łez . Oby było więcej takich jednopartówek <3
OdpowiedzUsuń