„Odległość
między życiem a śmiercią jest nieokreślona. Dlatego nikt nie
wie, gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie” - Edgar
Allan Poe
Dziewczyna
przyłożyła dłoń do chłodnej, zaparowanej szyby, zostawiając na
jej powierzchni, nierówny, ociekający wodą kształt. Zmarszczyła
brwi, jej palce od razu zrobiły się czerwone od zimna. Za szybą
dostrzegła monotonnie przesuwający się, zielony od traw i mchów,
krajobraz. Naciągnęła rękaw bluzy na dłoń i starła więcej
zaparowanej szyby, powiększając pole widzenia. Przybliżyła twarz
i zmrużyła oczy, starając się dostrzec coś więcej, niż
niewielki kawałek równiny za którymi widać było małe drzewka,
mające być najwyraźniej początkiem lasu i niezliczoną ilość
głazów porośniętych mchami. Zza mgły co chwilę wychylały się
strome zbocza gór, wyglądające bardziej niż złowieszczo
zwarzywszy na to, że w miejscach nieporośniętych przez iglaki,
ziały nagie, skalne miejsca. Jak rany na ciele, pomyślała. Po
kilku kilometrach wyjechali z mgły. Teraz widok był nieco lepszy, w
oddali dało się dostrzec lekkie zarysy ostrych, poszarpanych gór,
które wciąż opierały się silnym wiatrom. Skały stawiały opór
szalejącemu żywiołowi, jednak lasy pokrywające zbocza co chwila
się uginały. Ten kraj tak bardzo różnił się od jej ukochanej
Francji. Wiedziała, że jest biedny i zacofany, pozbawiony ogólno
powszechnego pędu za bogactwem, chciwości i złośliwości, która
czekała na każdym kroku w dużym mieście. Przekonała się o tym
dobitnie, kiedy wylądowała na lotnisku w Bukareszcie. Dla ludzi,
którzy tu mieszkali wydawał się być bardzo luksusowy, bardziej
mylić się nie mogli. Różnica w warunkach życia ludzi na
zachodzie w porównaniu z tymi była ogromna, jednak nie specjalnie
ją to obchodziło, nigdy nie przykuwała uwagi do bogactwa czy
posagów. Może właśnie dlatego wybrała ten kraj na cel swojej
małej ucieczki. Zacofane, biedne ale urocze. Cel dalszej podróży
obrała zastanawiając się zaledwie 2 min przez tablicą
informacyjną. Wybrała najbardziej odległą, odizolowaną od
społeczności wioskę, o której nawet Bóg postanowił zapomnieć.
W tym momencie potrzebowała jedynie spokoju i samotności. Miała
dość natrętnych dziennikarzy, lekarzy martwiących się o jej
zdrowie psychiczne i fizyczne, a w szczególności sztucznych wyrazów
współczucia i zasmuconych spojrzeń kolegów z pracy. Przez
ostatnie tygodnie tylko z takim zachowaniem miała do czynienia. W
gruncie rzeczy tego można się było spodziewać po tym co ją
spotkało. W jednej chwili wydarzenia ostatnich kilku tygodni stanęły
jej przed oczami, a jej już i tak blada twarz zdawała się teraz
być prawie przezroczysta. Na jej policzkach, czole i powiekach
zaczęły się pokazywać granatowe żyły. Dokładnie zakrywała je
każdego poranka, używając kilku dobrze kryjących kosmetyków.
Dobrze wiedziała na jaki tor zbaczają myśli dlatego tak szybko jak
obrazy stanęły jej przed oczami, równie szybko je odrzuciła.
Zamrugała kilka razy i stłumiła ziewnięcie. Przed nią jeszcze
długa droga, a ona nie chciała jej przespać.
Teraz siedziała w pociągu. Jej bagaż został ulokowany na półce
nad jej siedzeniem. Przy każdym hamowaniu bała się, że walizka
spadnie jej na głowę. Znalazła przedział, w którym nikt nie
siedział, co w jej mniemaniu było sporym osiągnięciem. Oparła
nogi o siedzenie przed nią i zagryzając wargę obserwowała drzewa
za oknem przerzedzają się po raz kolejny, ustępując szerokiej
rzece, której wzburzone wody rozbijały się o most, którym jechał
pociąg. Chcąc, nie chcąc musiała jakoś sobie poradzić, sama.
Wiedziała, że postąpiła nierozsądnie jak głupiutka nastolatka
kierująca się emocjami. Dopiero teraz znajdując się sama w obcym
kraju, jadąc nie wiadomo gdzie pojęła na jak szaloną wyprawę się
porwała. Jednak o dziwo, a może i nie, nie żałowała. Może
rzeczywiście była szalona, albo po prostu zdesperowana, jednak nie
zawracała już sobie głowy wymysłami obcych ludzi, skierowanymi
pod jej adresem. Ze znużeniem wyglądała przez szybę i obserwowała
zmieniająca się scenerię. Kolej liczyła już swoje lata i
czasami miało się wrażenie, że zaraz odpadnie któraś z części
powodując katastrofę i śmierć na miejscu, okazało się ku jej
uldze, że tylko takie sprawiała pierwsze wrażenie. Maszyna
pracowała niezawodnie jakby ząb czasu, jej nie dotknął.
Największym urokiem okazała się być jednak sama droga, która od
czasu do czasu wiła się tuż nad zapierającymi dech w piersiach
urwiskami, by następnie zanurzyć się w gęste, zacienione lasy. Co
jakiś czas wydostawaliśmy się na słońce i przecinaliśmy
niewielkie wioski, które sprawiały wrażenie wykutych z kamienia.
Gdy pociąg z zgrzytem hamował na peronie mogłam uważniej się im
przyjrzeć. Wzdłuż drogi piętrzyły się krzywe domki, ciasne
kapliczki i zatłoczone gospody. Potem znów znikaliśmy w gęstym
lesie, pozostawiając urokliwe miasteczka w tyle. Teraz rozumiałam
jak bardzo dziki i niezbadany jest ten kraj, a bynajmniej cześć w
której się znajdowałam. Podziwiając pejzaże i wsłuchując w
monotonny stukot kół podróż w rzeczywistości długa, minęła
bardzo szybko. Stacja kolejowa na której wysiadła znajdowała się
na wzniesieniu, dzięki czemu dało się dostrzec urok miejsca w
którym miała zamiar zatrzymać się na kilka tygodni. Mała wioska
mogła liczyć nie więcej jak 700 mieszkańców. Znajdowała się w
dolinie, otoczonej ze wszystkich stron górami, jak strażnikami
którzy chronili tą ostoję spokoju od zepsutego świata poza ich
granicami. Tak właśnie sądziła. Przez zachodzące słońce niebo
było zabarwione wieloma odcieniami żółci i pomarańczy z czasem
przechodzących w czerwień. Na wschodzie niebo przybrały barwę
granatu. Wiedząc, że nadchodzi noc postanowiła nie marnować czasu
i jak najprędzej dostać się do wioski i poszukać noclegu. Gdy
dotarła do nie wielkiej osady, uliczki były już napal opustoszałe,
słońce już dawno schowało się za górami, przynosząc zimny
wiatr. Na szczęście pewien starszy pan widząc, nową twarz od razu
wskazał jej drogę do jedynego pensjonatu?. Była zaskoczona zarówno
śmiałością jak i niemal natychmiastową chęcią udzielenia
pomocy. Po kilkunasto minutowym marszu jej oczom ukazała się
niewielka dwupiętrowa gospoda stojąca na skraju lasu , gdzie góry
graniczyły z linią drzew. Najprawdopodobniej była to najbardziej
wysunięta w las część wioski, jednak nie przeszkadzało jej to,
wręcz była z tego zadowolona. Jedną rękę pchnęła ciężkie
dębowe drzwi i weszła do środka. Kilka ciekawskich par oczu
odwróciło się by zobaczyć, kogo niesie o tej porze, jednak widząc
drobną kobietę równie szybko wrócili do przerwanych zajęć.
Wnętrze było przestrzenne, ciemne oświetlane kilkoma lampami i
świeczkami. (opis wnętrza) Za niewielkim Konturkiem stała pulchna
kobieta w średnim wieku, pomimo zmęczenia i zapewne ogromnej ochoty
na sen w jej oczach wciąż czaiła się energia do pracy i ogromne
pokłady pozytywnej energii. Wynajęła pokój i z góry zapłaciła
kobiecie, dziękując również za życzenia miłego pobytu. Nie
wiedziała czy będzie on miły czy nie ale będzie jej i tylko jej.
Wynajęty pokój znajdował się na ostatnim piętrze, a swoim
wystrojem nie powalał ani nie wzbudzał zgorszenia. Pojedyncze łóżko
stało pod ścianą w oknach wisiały śnieżnobiałe firanki, po
prawej stornie od drzwi stała szafa i niewielkie biurko całości
dopełnił puszysty dywan na środku pokoju. Niedbale rzuciła swoją
walizkę w kat pokoju, po całym dniu podróży była zbyt zmęczona
by myśleć nad błahymi sprawami takimi jak brak telewizora czy
radia. Wyciągnęła piżamę i walcząc z napływającą potrzebą
snu zmusiła się, żeby pójść do łazienki. Nie myślała
działała automatycznie. Rozebrała się, ale ubrania złożyła i
odłożyła na miejsce. Naga weszła pod prysznic i odkręciła go na
pełną moc. Zimna woda uderzyła w zmęczone ciało powodując
początkowo nieprzyjemne uczucie przypominające kłucie setek
drobnych igieł. Po kilku chwilach jednak poczuła, ze napięte dotąd
mięśnie zaczęły się powoli rozluźniać. Zakręciła kurki i
opatuliła się dużym puchatym ręcznikiem koloru wanilii. Po
dokładnym wytarciu się i ubraniu piżamy, na która składały się
bokserki i ukochana zbyt duża koszulka z zespołem Metallica. Przed
opuszczeniem łazienki spojrzała w lustro i zobaczyła to czego się
spodziewała. Patrzyła na nią młoda kobieta, albo raczej jej wrak.
Skóra była wciąż niezwykle gładka, ale zbyt blada. Duże oczy w
kolorze świeżej wiosennej trawy niegdyś zawsze ufne i wesołe,
teraz smutne i bez wyrazu. Doliczyć też można było duże ciemne
cienie pod oczami powstałe w wyniku stresu i wielu nieprzespanych
nocy. Długie sięgające pasa włosy były w nieładzie. Powolnym
krokiem kierowała się do łóżka. Kiedy wyładowała na miękkim
materacu od razu poczuła się rozluźniona i bezpieczna. Nie minęła
nawet minuta ,a dziewczyna już spała.
Przespała
pół dnia. Zmusiła się, żeby wyjść spod ciepłej pierzyny i
pójść do łazienki. Wykonanie porannych czynności zajęło tylko
wilka minut. Włożyła wytarte dżinsy i ciemny zrobiony luźno
tkany sweter. Zirytowana kilkoma kosmykami drażniącymi oczy,
zaczęła zaplatać włosy w warkocz. Dopiero teraz poczuła jak była
głodna, w końcu ostatni posiłek jadła na lotnisku w Paryżu.
Otworzyła drzwi, szybko zbiegła po schodach i weszła do jadalni.
Kilka stolików było już zajętych. Wybrała jeden, który był
pusty i stał pod oknem. Najlepszym sposobem na ukrycie się było
przebywanie wśród ludzi. Zamówiła lokalny specjał, który okazał
się być zwykłym barszczem. To ją trochę zaskoczyło, jednak w
rzeczywistości danie było bardzo smaczne i sycące, a przecież
głównie o to chodziło. Po
zjedzeniu solidnego posiłku postanowiła wybrać się na długi
spacer. Nie wiedziała gdzie jest najbliższy sklep, a tym bardziej
nie znała języka dlatego w pierwszej chwili trochę się zmieszała
jak zaopatrzy się w prowiant. Na szczęście gospodyni znała na
tyle angielski, że udało się nawzajem zrozumieć, była jednak ona
na tyle miła, że postanowiła sama przygotować jej piknikowy
koszyk. Była jej za to bardzo wdzięczna. Wróciła do pokoju, aby
odpowiednio przygotować się na wyprawę w góry. Dżinsy zostały
te same, sweter jednak został zastąpiony przez przylegającą
bluzkę z długimi rękawami i narzuciła bluzę. Teraz uznała, że
spakowanie sportowych butów okazało się być nie głupim pomysłem.
Z wdzięcznością odebrała koszyk pełen jedzenie, dziękując
właścicielce. Na zewnątrz zarzuciła na ramiona plecak i wyruszyła
przedzierać szlaki.
Bez pośpiechu szła
ścieżką, która przez las prowadziła w góry. Wspinając się
coraz wyżej pozwoliła, by myśli przeniknął spokój natury. Ptaki
śpiewały, a wiatr lekko poruszał koronami drzew. Przysiadła na
krawędzi kamienia i jedząc lunch podziwiała piękno rozciągającej
się w dole doliny. Była głęboka i stroma, a w dole szumiał
niewielki potok. W tej scenerii czuła się fantastycznie, cieszyła
oczy wspaniałym widokiem rozciągającym się przed jej oczami.
Czuła wewnętrzny spokój. Lekki wiatr rozwiewał włosy i
przyjemnie chłodził skórę. Zamknęła oczy i głęboko
odetchnęła. Odkąd była dzieckiem zawsze uwielbiała wycieczki,
szczególnie te w góry. Zamknęła oczy i pozwoliła, żeby miłe
wspomnienia zalały jej umysł. Mała dziewczynka pośpieszająca
rodziców, chciała, jak najszybciej dotrzeć na szczyt. Jego
zdobycie zawsze oznaczało jej ulubione bułeczki z nadzieniem
waniliowym, które mama pakowała do plecaków. Radosna buzia, brudna
od nadzienia z odstającymi na wszystkie strony włosami, tak
wyglądała na fotografii upamiętniającej wycieczkę. Kiedy wyrwała
się ze wspomnień słońce, chyliło się już ku górom. Odkąd tu
przybyła stale traciła rachubę czasu. Wzięła plecak i zaczęła
schodzić ze szlaku, którym wcześniej przybyła. Sakura zaszła
głęboko w las. Nie zauważyła, kiedy ścieżka za jej plecami
została tylko mglistym wspomnieniem, skrytym za niezliczonymi
pniami drzew, krzewami paproci i mgły spływającej ze zbocza góry.
Poprawiając rękawiczki na dłoniach rozejrzała się wokół.
Ciemność zaczęła konsumować światło z szybkością, która ją
przeraziła. Zaraz będzie ciemno. Pomacała kieszenie kurtki i
zaczęła iść w stronę, która miała ją doprowadzić do ścieżki.
Kiedy znalazła latarkę włączyła ją, ale nie pojawiło się
żadne światło.
- Skurw….
Sakura wylądowała na
ziemi. Syknęła zaskoczona, rozmasowując nadgarstek, który
ucierpiał przy spotkaniu z podłożem. Przetoczyła się na plecy.
Usłyszała ciche jęczenie i na jej kostce zacisnęła się dłoń.
W przytłumionym świetle zobaczyła kościstą, kobiecą dłoń o
długich, poharatanych palcach.
-Ajutor-
wychrypiała ciemna postać rozciągnięta na skałach. Była to
kobieta, starsza kobieta o siwych włosach. Sakura zerwała się na
równe nogi, nie zauważyła, że czapka z jej głowy spadła i
wylądowała w kałuży powoli krzepnącej krwi. Strzepnęła z
kostki, dłoń umierającej kobiety i rzuciła się biegiem, lekko
zarysowaną dróżką, miedzy drzwami. Latarka zaświeciła, ale
było już za późno. Rozszerzone od zastrzyku adrenaliny źrenice
już zauważyły.
-Ciała-
wyszeptała.
Rozejrzała się wokół. Niektóre jeszcze się
ruszały. Klatki piersiowe unosiły się w ostatnich agonalnych
oddechach, a usta poruszały się wypuszczając zabarwioną krwią
ślinę. Oddech agonalny, przypomniała sobie, to już koniec, im nie
pomoże. Widziała kilka rąk wyciągniętych w jej stronę, które
nie wykonywały nawet najmniejszego ruchu, a ich bladość
kontrastowała z ciemnym poszyciem ziemi i granitowych skał. Sakura
nie mogła zdecydować, czy raduje ją to, że one się nie ruszają
jak ta kobieta. Przełknęła kilka razy pozbywając się dziwnego,
kwaśnego posmaku z ust. Było jej słabo i czuła, że zaraz się
przewróci. Usiadła pod drzewem, w miejscu, z którego nie widać
było tej niewielkiej polany z ciałami. Nie, pomyślała, muszę tam
wrócić. Jakkolwiek głupio by to zabrzmiało, chciała jeszcze raz
zobaczyć tę kobietę. Musiała. Powrót tam, był dla niej
bynajmniej nieprzyjemny. Z uporem maniaka, wyszukiwała miejsca do
przejścia między ciałami, aż dotarła do kobiety. Wyciągnęła
rękę i ściągnęła rękawiczkę. Palce szybko zareagowały na
zimno i dzięki temu, gdy dotknęła jej policzka zauważyła, że
jeszcze jest ciepła. Poświeciła latarką i zobaczyła głębokie
cięcie biegnące od szczęki do obojczyka, przez które powoli
wypływała krew. Musiała leżeć tutaj od niedawna, przy takim
cięciu ludzie szybko się wykrwawiają. A krwi, jak razie, nie było
zbyt wiele. Kobieta nie poruszyła się, nawet kiedy Sakura, zaczęła
uderzać ją delikatnie po policzkach.
- Martwa? Nie możesz być martwa- przeklęła i sprawdziła
oddech.- Cholera. Usłyszała
westchnięcie za swoimi plecami. Odwróciła się gwałtownie, stając
twarzą w twarz z mężczyzną.
Mężczyzna był zaskoczony
jej widokiem. Zaintrygowała go. Umazana krwią, ale nadal się nie
poddająca. Uśmiechnął się pod nosem.
- Już dawno po niej. Nic nie zdołasz zrobić.
Drgnęła słysząc ten głos, pełen drwiny i
pewności siebie. Cisza, która zapanowała na krótką chwilę
spowodowała dziwne napięcie, które o dziwo nie przytłaczało.
Przełknęła ślinę. -
Twoje dzieło?
Mówiąc to odważyła się zlustrować go
wzrokiem. Pierwsze co przykuło jej uwagę to masywne buty sięgające
kolan. Następne były czarne dżinsowe spodnie i gruby płaszcz.
Teraz cieszyła się, że jej oczy przyzwyczaiły się wystarczająco
do ciemności. Pomimo swoich 170 cm z których była dumna, to on był
wyższy o ponad głowę, została więc zmuszona do zadarcia głowy.
To również jej nie odpowiadało, ale co mogła zrobić. Chcąc nie
chcąc musiała przyznać, że był bardzo przystojny. Jasna cera
kontrastowała z czarnymi włosami. Jednak to jego oczy najbardziej
przykuwały uwagę, czarne jak otchłań , miała wrażenie, że
została przez niego pochwycona i nie może się ruszyć. Na jego
ustach widniał kpiący uśmiech. Całość stanowiła mieszankę
wybuchowa. Czekała, i wpatrywała się w niego ponaglającym
spojrzeniem. Przez sekundę miała wrażenie, że jego uśmiech
jeszcze bardziej się poszerzył , jednak nie ocieplił zimnego
spojrzenia. Nie wiedział kim był, ani jakie miał zamiary
przeczuwała jedynie, że jej nie skrzywdzi, a to już zawsze coś.
-Oczywiście, jak ci się podoba?- Niewątpliwie był zadowolony z
sytuacji. Chciał ją przestraszyć, zobaczyć przerażenie i panikę
w jej oczach. Jednak one nie chciała grać w jego małym
przedstawieniu. Rola jaką jej przypisał nie pasowała do niej, i
sam już o tym dobrze wiedział. Zaskakiwała go swoją innością.
-Jak na masakrę, która pochłonęła dziesięcioro
ludzi, wyjątkowo malownicze- głos się jej załamał. Podniosła
dłoń i zaświeciła mu latarką w oczy. Nie zdołała wiele
zobaczyć, przebłysk białej skóry, kilka ciemnych kosmyków
przyklejonych do czoła. Nieznajomy zasłonił oczy ramieniem zanim
odtrącił jej rękę szybkim ruchem dłoni.
-
To boli- syknął.
- Delikatny jesteś jak na mordercę.
Niesamowite.
Nie
odpowiedział. Jego wzrok powędrował do jej dłoni, uśmiechnął
się jak kot.
-
Twoje zupełnie bezsensowe próby ratowania jej zaowocowały tylko
krwią na twoich dłoniach. Może jestem potworem, ale moje dłonie
są czyste. Jestem, można to tak ująć, porządnym potworem. Sakura
uniosła dłonie. Księżyc, który w między czasie zdążył zająć
miejsce na niebie, oświetlił słabym, trupim światłem plamy krwi
na jej palcach. Opadła na kolana, wycierając palce w materiał
spodni. Przypomniał się jej wieczór, który przesądził o jej
życiu. Wtedy też miała krew na rękach.
- Boisz się
krwi, mała istoto?
Dziewczyna podniosła wzrok i ujrzała jego zadowoloną twarz
wymodelowaną blaskiem księżyca.
- Jestem dużą dziewczynką, jeśli
potrzeba mogę się pobrudzić- syknęła Sakura, gwałtownie
wstając. Zrobiła zamach prawą ręką, ale szybko sparował cios.
Atakowała prawą stronę jego twarzy. Jednak zrobił błąd, nie
zatrzymał jej przed uderzeniem na odlew, a ostra skała, którą
trzymała w dłoni rozorała mu policzek. Nawet nie mrugnął. Lewą
ręką złapał ją za gardło i pchnął w stronę najbliższego
drzewa. Uniósł nad ziemię na tyle, że nawet nie dotykała palcami
ziemi. Zrównał ich. Zaryła paznokciami jego przedramię.
- Widzę, że masz wprawę-
szepnął.- Dobrze, młoda kobieta powinna się bronić.
Ściskał ją za gardło, ale nie na tyle żeby
nie mogła oddychać. Trzymała szeroko otwarte oczy, obserwując jak
cięcie na jego policzki znika, pozostawiając po sobie tylko krwawą
smugę. Zaczęła się wiercić, chociaż znacznie zwiększył nacisk
na jej gardło.
- Myślę, że przyparta do drzewa nie
mam możliwości się bronić. Daj mi szansę się bronić-
powtórzyła z naciskiem.
- Uwierz mi, mała
istoto, nie masz ze mną szans. I chociaż zabijanie z zasady
przynosi mi radość, nie lubię gdy ofiara nie ma żadnych szans.
Mam zasady.
- A co z tymi ludźmi? Oni przecież
oni się nie bronili.
Nieznajomy zmarszczył brwi.
- Dałem im czas na
ucieczkę, a kiedy uciekali ja ich tropiłem. Takie zabawy lubię i
nie łamią zasad. Wilk syty i owca cała.
- Z naciskiem na wilk-
zaśmiała się gorzko.- Potwór z zasadami, śmieszne. W jakim
świetle się świecisz odmieńcu i na ile kolorów?
Przybliżył twarz. Zaciągnął
się jej zapachem jakby wąchał drogie, francuskie perfumy, które z
każdą sekundą ujawniają następną nutę zapachową.
- Odważne z ciebie stworzenie- powiedział, a jego
usta wykrzywił uśmiech.- Może cię nie zabiję. Szkoda potencjału.
Jej paznokcie głębiej zaryły mu przedramię.
- Czekasz aż zacznę błagać o
litość?- wysapała chwytając ściskającą ją dłoń, która
miarowo zaciskała się mocnej. Bezskutecznie starała się odgiąć
jego palce.
- Na to czekam- zgodził się- Lecz,
również wiem, że to nigdy się nie stanie. A chcesz wiedzieć skąd
to wiem?- Pogładził wolną ręką jej włosy. Przeszedł ją
dreszcz.- Bo jestem taki sam.
Zdążyła tylko zmrużyć oczy.
Błysnął zębami w uśmiechu i przed jej oczami zapanowała
ciemność.
Niemrawo
zaczęła otwierać oczy. Światło słoneczne wpadające przez okno
padało na jej twarz. Dawały przyjemne ciepło, ale również
nieprzyjemnie kłuły w oczy. Z ociąganiem podniosła się do
pozycji siedzącej. Stopy swobodnie spuściła wzdłuż łóżka.
Drewniana podłoga byłą przyjemnie chłodna. Z bólem próbowała
przyswoić sobie wspomnienia wczorajszego dnia. Pamiętała jedynie,
że wybrała się na spacer po górach. W tej samej chwili piękne
krajobrazy lasu zostały zastąpione przez makabrycznie powyginane
ciała. Zerwała się z łóżka i pobiegła do łazienki. Odkręciła
kurek i zaczęła mocno szorować dłonie, na których wciąż były
plamki krwi, świadczące, że wydarzenia które miała w pamięci
wcale nie były snem, a rzeczywistością. Kiedy jej dłonie były
już czyste z głębokim westchnieniem spojrzała w lustro. Jej wzrok
zsunął się na szyję, gdzie dostrzegła ciemne ślady po palcach.
Jego palcach. Momentalnie zamknęła oczy chcąc wyrzucić te
wspomnienia z pamięci. Niestety od razu przypomniała sobie jego
oczy i drwiący ton głosu, na którego wspomnienie dostawała
dreszczy. Zaklęła wściekła, uderzając w porcelanową umywalkę.
Bała się go, choć nie chciała tego przyznać, ale z drugiej
strony chciała wiedzieć kim był. Żeby jakiś durny mężczyzna
mógł wywołać w tej tak sprzeczne uczucia. Była zdeterminowana,
żeby go znaleźć i odpłacić mu z nawiązką za to jak ją
potraktował, upokorzył. Ową determinację wyrażały wściekłe
zielone oczy, które po raz pierwszy od długiego czasu ukazywały
jakieś emocje.
Szybko
umyła się i ubrała. Musiała wygrzebać z dna walizki jakiś golf,
który choć odrobinę by ukrył ślady na szyi. Dla większej
pewności opatuliła się jeszcze cienką apaszką. Zanim wyszła
zaczerpnęła trzy głębokie oddechy by się uspokoić. Teraz z
lekkim uśmiechem schodziła do jadalni. Zamówiła jakieś danie,
nawet nie zwracając zbytniej uwagi czym ono było. Kiedy kończyła
posiłek uświadomiła sobie, że nie ma żadnego punktu zaczepienia.
Zdecydowała wrócić na polanę.
Zapłaciła
i spokojnie opuściła gospodę, jednak po paru minutach już biegła.
Mrowiło ją w całym ciele, musiała poznać prawdę. Szybko
pokonała tak długą trasę, w dodatku biegnąc pod górę. Teraz
rozróżniała pojedyncze elementy. Stąpała więc ostrożnie. Wciąż
łapiąc oddech oparła się o pień potężnego drzewa. Wyczuła w
nim wgniecenie, więc spojrzała na nie uważniej, doznając szoku.
To do tego drzewa była przyparta zeszłej nocy. Zacisnęła żeby i
powoli odchyliła liść dużej paproci, zasłaniającej jej widok.
To tutaj dokonał tej rzezi. Zaskoczona zamarła. Polana wyglądała
zwyczajnie. Nic nie wskazywało na to, że kilka godzin wcześniej to
miejsce było skąpane we krwi. Przez chwilę myślała, że to tylko
jej wyobrażenia. Że nieznajomy z lasu, był tylko jej dziwną
fantazją erotyczną. Mimowolnie obronnym gestem dotknęła śladów
na szyi. Czuła jak rośnie w niej gorycz. Zapewne spodziewał się,
że tu przyjdzie albo postępuje tak zawsze. W jej głowie zaczął
formować się plan.
Muszę
wrócić to miasta, postanowiła.
Powrót
zajął jej więcej czasu, który wykorzystała na chłodną ocenę
absurdalnej stacji w której się znalazła. Wróciła do gospody.
Była zdruzgotana, nie dość, że nic nie znalazła i zmarnowała
czas to przysporzyła sobie bolących otarć od nie rozchodzonego
jeszcze obuwia. Została jedyna opcja, która przychodziła jej na
myśl. nie mając wielkiego wyjścia zaczęła wypytać gospodynie o
różne rzeczy, cały czas powstrzymując się przed powiedzeniem za
dużo. Po dłuższych próbach udało jej się dowiedzieć, że w
pobliżu jest niewielki sklepik z różnymi starociami i może uda
jej się znaleźć to czego szuka. Dobrze by było, gdyby sama
wiedziała czego szuka. Faktycznie, stary sklepik przypominał dom
starej baby jagi. Niepewnie zapukała i weszła do środka. Jeżeli z
zewnątrz był dziwny to jego wnętrze biło na głowę. Całość
miała iście szamański wizerunek. Nie przyszła tu jednak na
podziwianie gustu w meblowaniu wnętrz. Ku jej uldze zza ogromnego
regału wyszła stara kobieta. Wyciągnęła z kieszeni kartkę z
rumuński tłumaczeniem, tego co chciała jej przekazać. Kobieta
jedynie wybuchła śmiechem i wskazała na stosy książek, leżących
na podłodze. Sakura była zażenowana, ale cieszyła się, że
znalazła chociaż tyle. Kucając zaczęła przeglądać zakurzone
tomy. Książki były bardzo stare z łatwością to poznała po
stanie papieru i okładek. Uwielbiała książki, jej niewielkie
mieszkanie było ich pełne. Z reguły nie przywiązywała się do
rzeczy materialnych, odstępstwo od tej reguły stanowiły jej
ukochane książki. Definicją odpoczynku był wieczór z książką
i gorącą herbatą. Teraz przebywając tutaj poczuła, że odzyskuje
cząstkę swojego dawnego życia. Przeglądała któryś tom z kolei
i nie zlazła nic godnego uwagi. Poddała się już, zaczynała
godzić się z porażką, gdy jej oczy padły na mały notesik
rozmiarów zwykłego zeszytu. Był nawet podobnej grubości.
Wszystkie
notatki były po rumuńsku, ale wyłapując pojedyncze słowa,
wiedziała, że trafiła w dobre miejsce. Zapłaciła, podziękowała
i wróciła do zajazdu. Było już późne popołudnie i ostatnie
promienie słoneczne zalewały pokój ciepłymi barwami. Sakura
leżała na łóżku i uważnie przeglądała zawartość książki.
Niektóre słowa były podkreślone czy zaznaczone- te wpisywała w
tłumacze internetowe. W tym momencie dziękowała za dostęp do
sieci poprzez telefon. Znaczenie pojedynczych słów nie było
najmniejszego sensu, ale w ogólnym kontekście, zaczęło tworzyć
się coś w miarę logicznego, lecz wciąż niezrozumiałego.
Pochłonięta szukaniem ogólnej treści nie zauważyła, że zrobiło
się ciemno. Dopiero zimny wiatr wyrwał ją z rozmyślań. Ostrożnie
wstała i zamknęła uchylone okno. Wyraźnie czuła każdy mięsień,
który jej ścierpł od długiego przebywania w jednej pozycji.
Powstrzymując ziewanie poszła do łazienki, zamierzała wziąć
długi i gorący prysznic. Stojąc pod gorącym strumieniem
całkowicie straciła rachubę. Zakręciła kurki i zawinęła mokre
ciało w puszysty ręcznik. Włosy wytarła i zaczesała gładko to
tyłu. Wciąż w ręczniku wyszła z zaparowanej łazienki przy
okazji łapiąc oddech świeżego powietrza. Zmarszczyła brwi, kiedy
jej łydki owiał zimny wiatr.
- Przecież
zamykałam to okno- powiedziała do siebie i trzymając ręcznik w
miejscu jedną ręką domknęła drewniane, staromodne okno do
framugi.
W tym samym momencie poczuła pewną
zmianę. Coś było nie w porządku. Znieruchomiała i omiotła pokój
czujnym spojrzeniem. Choć wcale nie musiała tego robić.
Naprzeciwko niej na łóżku leżał jej wczorajszy koszmar. Spokojny
wertował kartki książki nawet nie zwracając uwagi na jej treść.
Zszokowana wpatrywała się w niego nie wiedząc skąd się wziął,
jak ją znalazł lub co zamierza zrobić.
- Załóż to- rzucił w nią spodniami, jakąś bluzką i, o
zgrozo, czarnymi majtkami.- Nie rozmawiam z kobietami, kiedy nie mają
na sobie ubrań.
Sakura złapała
je w locie, prawie tracąc okrycie w postaci ręcznika. Przełknęła
narastającą gulę w gardle i przeklęła soczyście.
- Grzebałeś w moich
rzeczach?
-
Usprawiedliwione zło- podsumował.- Za to ty też grzebałaś,
prawda? W mojej przeszłości?- pomachał jej porzuconym na łóżku
zeszytem.- Ciekawe. Dawno się tak nie bawiłem obserwując
człowieka.
- Zawsze mi mówiono, że
jestem dobrą rozrywką- powiedziała, starając się żeby jej głos
nie zadrżał.
- Nie wątpię w to- w jego oczach błysnęło coś
niebezpiecznego. Zadrżała.- Idź się ubrać, mamy sprawy do
załatwienia.
Sakura pokręciła energicznie głową.
Była zdeterminowana, i nagle nabrała pewności siebie. Jesteś w
pensjonacie pełnym ludzi, tutaj nic ci nie zrobi, pomyślała.
- Nigdzie nie idę, na pewno nie z tobą. Ostatni raz, kiedy cię
widziałam chwaliłeś się, że utopiłeś tuzin ludzi, w ich
własnej krwi, potem próbowałeś mnie udusić, a kiedy zabawa ci
się znudziła, to ogłuszyłeś mnie. Nawet nie wiem jak tutaj się
dostałam.
-Zabiłem
dziesięć osób- zauważył sucho, zaskoczony jej bezpośredniością.
- Jesteś
skrupulatny jak na psychopatę, który świeci się w słońcu, a w
wolnych chwilach bawi się ludźmi jak lalkami.
-
Prowadzę rejestry, wiesz, żeby potem wysyłać listy z
kondolencjami do rodzin moich ofiar- odparował, poczym płynnym
ruchem wstał z łóżka. Podszedł do niej tak blisko, że prawie
zaryła nosem w jego czarną koszulę. Dotknął delikatnie jej
gardła. Miał lodowate palce.- A za to przepraszam, naprawdę dawno
nie dotykałem człowieka, którego potem nie miałem zamiaru zabić.
- A teraz po co przyszedłeś? Omówić szczegóły mojego pogrzebu
i tego, co masz napisać w liście kondolencyjnym do moich rodziców.
- Nie, jeśli się
ubierzesz i przestaniesz rozpraszać mnie tą swoją nagością, bo
wiesz, że ten ręcznik bardzo mało zakrywa, to powiem ci po co
tutaj jestem, Sakuro.
Dziewczyna uniosła brew.
- Nie powiedziałam ci
mojego imienia- zaczęła ostrożnie.
- Nie
musiałaś, wystarczy mi, że nosisz dowód w portfelu- wyciągnął
z kieszeni jej portfel i pomachał jej nim przed oczami.- Jeśli
pojedziesz ze mną, to go odzyskasz.
- Ja nadal nie znam
twojego. Mamy bawić się w pseudonimy? Jak chcesz to możesz być
Michelangelo, przypominasz mi trochę Wojowniczego…
- Sasuke Uchiha- uciął.- Jeśli już
musisz je znać. Wracając do twojego dowodu, jedziesz ze mną?
Zawahała się. Czuła, że i tak nie ma wyboru.
- Wrócę z tej wycieczki?- zapytała nagle drżącym
głosem.
Zmarszczył brwi, jakby nagle zaczął się wahać.
- Mogę cię zapewnić, że żadna
krzywda z mojej strony cię nie spotka- powiedział po chwili ciszy.
Minęła go i idąc w stronę łazienki rzuciła przez ramię:
- Pocieszyłeś mnie, wiesz?
Kiedy
ubrana wyszła z łazienki, on stał przy oknie. Rzucił jej wściekłe
spojrzenie i zniecierpliwiony złapał ją w pasie, poczym
przerzucił sobie przez ramie. Dla niego była lekka jak piórko,
zauważył w tedy jak bardzo jest szczupła. Przez chwilę się
szarpała, jednak szybko mu ustąpiła. Zbyt szybko pomyślał. Nie
zastanawiając się dłużej wyszedł na balkon po czym z niego
zeskoczył. Tego się nie spodziewała, pokój znajdował się na
wysokości dobrych dziesięciu metrów, a on wyskoczył z niego jakby
zeskakiwał z krawężnika. Wiedziała, że dla niego to nic, bała
się o swoje życie. Postawił ją dopiero parę metrów dalej,
otwierając drzwi samochodowe od strony pasażera. Dżentelmen się
znalazł pomyślała ze złością, ale bez żadnych sprzeciwów
weszła do samochodu. Był to duży jeep. Chwilę po tym jak zapięła
pasy, odjechali, pozostawiając bezpieczną wioskę za sobą. Dopiero
teraz zdała sobie sprawę, że nie wie, gdzie ją zabiera. Była
oszołomiona, ale nic po za tym. Powiedział, że jej nic nie zrobi i
tyle jej wystarczało. Ze znużeniem patrzyła na mijane krajobrazy.
Zmierzali w samo serce pięknych i niebezpiecznych gór. Przedzierali
się przez leśne gęstwiny trasami, o których pewnie już nikt nie
pamiętał. Czasami wjeżdżali na ugruntowaną drogę, ale
przeważnie jechali nieznanymi szlakami. Samochód co chwila
podskakiwał na nierównym gruncie, przez co Sakura nabawiła się
kilku siniaków. W ciągu tej dziwnej wycieczki minęli kilka
pięknych miejsc. Właśnie przejeżdżali nad jeziorem, które
pięknie odbijało światło księżyca. Dopiero teraz zauważyła,
że panująca cisza tworzyła dziwne napięcie. Oderwała spojrzenie
od widoku za szybą i spojrzała na niego kątem oka. Jego twarz nie
wyrażała żadnych emocji poza całkowitym skupieniem. Podobnie jak
ona nie odzywał się. Nie było kpiących uśmieszków i zgryźliwych
komentarzy. I w tedy zrozumiała, że coś jest z nim nie tak. Coś
go dręczyło.
- Jeśli dręczy cię to, że poczułam
twoją rękę na swoim tyłku, to nie musisz przepraszać. Nie zawsze
ktoś mnie tam dotyka, ale rozumiem, że to była kwestia
bezpieczeństwa, żebym się nie zsunęła z twojego ramienia.
- A zapanowała między nami taka przyjemna, niezobowiązująca
cisza.
Sakura wzruszyła ramionami.
- Sądzę, że można wykorzystać ten czas, który
musimy spędzić razem w lepszy sposób, niż milcząc i kontemplując
nasz pobyt w tym wszechświecie. Nadal są pytania na które
potrzebuję odpowiedzi. Skręcił gwałtownie i Sakura musiała
przytrzymać się deski rozdzielczej żeby nie wybić o nią zębów.
- Masz już przygotowaną listę?- zapytał
markując uśmiech.
- Cały plik kartek z
pytaniami- poprawiła go.
Samochód
gwałtownie podskoczył. Sakura sapnęła.
-
Chciałabym zacząć, wiesz zanim rozbijemy się na jakimś drzewnie.
- Niestety twoje pytania muszą zaczekać, nie mogę pozwolić żeby
dowiedzieli się, że wiesz o nas więcej niż dotychczas. Mogli by
zabić się bez rozmawiania z tobą.
- Jacy oni?
To pytanie
również zostało bez odpowiedzi. Sakura sapnęła zirytowana.
Mimo napędu na cztery
koła jeep co chwila podskakiwał na nierównym podłożu. Zaczęła
się zastawiać nad sytuacją w której się znalazła, a kiedy
odzyskała kontakt ze światem uzmysłowiła sobie gdzie się
znajduje. Ogromny dom zbudowany w starym stylu wznosił się na
górskim stoku. Ciemny kamień zdawał zlewać w jedno z otaczającym
go ciemnym lasem. Po raz pierwszy od bardzo dawna czuła się
zagubiona. Ruszyli ramię w ramię. Gdy przekroczyli masywne
drewniane wrota starego zamku, usłyszała głośny trzask gdy się
zamykały. Kamienny gotycki hol był tak wysoki, że krąg
prawdziwych płonących pochodni nie był w stanie go oświetlić.
Sasuke ruszył przodem prowadząc ją przez korytarze, które w
rzeczywistości przypominały tunele w jaskiniach. Ten zamek był
istną kryjówką. Labiryntem. Idąc dalej korytarze zwężały się,
a schody stawały się bardziej strome. Przez cały czas próbowałam
zapamiętać trasę na próżno. Sasuke prowadził ją ciemnym,
kamiennym korytarzem. Ich kroki odbijały się od ścian, sprawiając
wrażenie, że przez hol maszeruje cała armia ludzi. Sakura zaczęła
się denerwować, miała ochotę obgryzać paznokcie, albo wypalić
papierosa. Albo od razu całą paczkę. Korytarz lekko zakręcał
prowadząc do przepierzenia, za którym znajdowały się schody.
Lekka, złotawa poświata płynęła na podłogę.
- Mówienie zostaw mi- poprosił
cicho.
- Umiem trzymać
język za zębami, kiedy zechcę- syknęła.
Za
odpowiedz posłużyło jej spojrzenie, które jej posłał.
- Prowadzisz mnie na egzekucję?- zapytała, w nadziei, że
tym razem jej odpowie. -
Nie teraz, pogadamy o tym później- syknął. Właśnie wchodzili na
schody.
- Będzie jakieś później?
- Jeśli się teraz zamkniesz
to będzie. Już ja o to zadbam.
Rzuciła mu spojrzenie,
od którego powinny stanąć mu włosy na karku. Na nim chyba nie
zrobiło ono wrażenia, pewnie widział straszniejsze. I pewnie
takie, też posyłał, pomyślała. Nie wiedząc czego się
spodziewać szła za nim potulnie. Jedną ręką pchnął mosiężne
drzwi i wszedł do środka z dumnie uniesioną głową. Sakura szła
za nim schowana za jego plecami. Ostrożnie zaczęła lustrować
ogromną salę w jakiej się znalazła. Jeżeli wcześniej miała
jakieś obawy związane z zamkiem to teraz owe obawy narosły do
rozmiarów Himalajów. Ogromna sala w całości wykonana z czarnego
marmuru, zionęła niewyobrażalnym chłodem i aurą śmierci. Po
bokach były niewielkie nawy odgrodzone wysokimi arkadami o ostrymi
łukach wspartych na smukłych kolumnach. Jedynym źródłem światła
był olbrzymi kryształowy żyrandol, na którym tliło się
kilkadziesiąt świec. Ich blask był zbyt słaby by oświetlić całą
salę, ale dawały go wystarczająco dużo by przegnać przerażające
długie cienie. Sala była bardzo długa, kiedy dotarli do jej połowy
Sasuke nagle się zatrzymał przez co wpadła na niego. Nie wiedząc
czemu stoi nieśmiało wychyliła się by zobaczyć co się dzieje.
Obok
wielkiego stołu stało troje ludzi. Dwóch mężczyzn w czarnych,
eleganckich garniturach i kobieta w długiej, czarnej sukni. Na ich
widok przerwali rozmowę.
- Podejdźcie bliżej-
powiedziała kobieta, przywołując ich bladą jak alabaster dłonią.
Sasuke rzucił jej nieznoszące sprzeciwu spojrzenie. Nie żeby
chciała się sprzeciwić kobiecie. Jak na gust Sakury była ona
przerażająca. Wysoka, smukła, porażająco piękna. Długie,
prawie białe, włosy kręciły się delikatnie, migocząc
srebrzyście w przytłumionym oświetleniu pomieszczenia. Nie
wyglądała staro, Sakura dałaby jej najwyżej osiemnaście lat,
jednak coś w sposobie bycia podpowiadało jej, że ma do czynienia z
kimś wiele starszym. Z kimś, kto widział jak świat powstawał i
upadał, pomyślała.
- Zatem ty jesteś tą dziewczyną,
która odkryła ciała w lesie i której los mamy dziś omówić.
Proszę, siadajcie.
Sakura odważyła się
spojrzeć w oczy kobiety. Były przeszywające, jasno zielone.
Piękne. -Amaris, przejdźmy do rzeczy-
westchnął Sasuke.- Nie musisz bawić się w uprzejmości, nie
jesteś w tym najlepsza.
Kobieta spojrzała na niego. Na
jej ustach pojawił się cień uśmiechu.
- Chcesz wiedzieć w czym
jestem najlepsza? Niech za podpowiedź posłużą ci dwa słowa.
Ucinanie głowy- odwróciła się do nich plecami i powoli podeszła
do stojącego za stołem, dużego dębowego krzesła. - Możesz być
moim dzieckiem, ale to nadal ja decyduję. To, że daję jej wybór
jest tylko aktem mojej dobrej woli, bo prosiłeś mnie o to. Równie
dobrze Izaur może ją zabrać do swojego pokoju zabaw i zrobić z
niej kolejną zabawkę. Mogę również pozwolić Hadrianowi rzucić
ją na pożarcie ogarom- usiadła na krześle i założyła nogę na
nogę.- Jednak dzisiaj jest dzień dobroci dla dziewczynek, które
włócząc się po lesie napotkały nieostrożnego wampira.
Siadajcie, zawsze mogę zmienić zdanie. Czarnowłosy mężczyzna
siedzący po prawej stronie Amaris, pochylił się w jej stronę i
szepnął jej coś na ucho.
- Később,
barátom- powiedziała i przeniosła świdrujący wzrok na
dziewczynę.- Sakuro, wiem, że znalazłaś się w trudnej sytuacji,
ale muszę powiedzieć, że to tylko twoja wina. Od wielu tysięcy
lat, mój gatunej istniał i ukryciu, nie wadząc nikomu, czasami
tylko oczyszczając społeczeństwo z jednostek, które sprawiały,
że świat stawał się gorszy. Niestety wy ludzie, macie tendencję
do czynienia zła w ilości, która przeraża, nas istoty wieczne.
Dlatego niedawno postanowiliśmy przestać kierować się kodeksami i
zabijamy kogo popadnie. Mówię ci to tylko po to, żebyś nie miała
złudzeń, że będę miłosierna. Robię to tylko dlatego, że
Sasuke poprosił dla ciebie o łaskę. Dam ci jednak wybór, między
życiem a śmiercią. Możesz zostać przy nas i żyć. Prowadzić
egzystencję zdala od wszystkiego co znałaś, albo umrzeć.
Widzidzisz, drogie dziecko, nie pozawalamy śmiertelnikom przeżywać
jeśli znają nasz sekret. Dla ciebie zrobię wyjątek. Zastanów się
dobrze i dokonaj dobrego wyboru. Kiedyś byłam w twojej sytuacji i
źle go dokonałam.
Przeniosła
melancholijne spojrzenie na Sasuke. Przez chwilę patrzyli sobie
głęboko w oczy i Sakura poczuła się nieswojo. Jakby przekazywali
sobie myśli na odległość.
-Idźcie
już, masz czas do jutra dziecino. Jutro już nie będzie odwrotu.
Sasuke wstał.
Podał Sakurze dłoń, którą ujęła. Oszołomiona pozwoliła
wyprowadzić się na zewnątrz. Oparła się o chłodną karoserię
samochodu.
- Jesteście
bardzo melodramatyczni- powiedziała i zaniosła się histerycznym
śmiechem. Sasuke zdążył tylko rzucić jej zdziwione spojrzenie
zanim zaczęła płakać. Kiedy już się uspokoiła, a Sasuke
upewnił się, że napad histerii więcej się nie powtórzy,
oznajmił, że zabiera ją do swojego domu. Sakura czując, że nie
ma innego wyboru kiwnęła głową. Mimo to, jej wrodzony upór nie
dawał jej spokoju. Stojąc przed pancernymi, a przynajmniej tak
wyglądającymi, drzwiami kamiennego, dużego domu, zaplotła ręce
na piersi i pokręciła głową. Sasuke spojrzał na nią jak na
wariatkę.
- Nie wejdę tam- powiedziała hardo.
- Nie musisz, równie
dobrze mogę cię zabić tu i teraz- warknął Sasuke.
Zmarszczyła brwi.
Nie wiedziała jeszcze jaką decyzję podejmie, ale chciała mieć
czas na zastanowienie. Śmierć z powodu upartości raczej nie
wchodziła w rachubę.
- Czemu właściwie ci zależy?
Przemilczał jej pytanie i cicho podążył
za nią. Zdecydowanie przekroczyła próg i przeszła długim
korytarzem do przedpokoju. Sasuke podniósł rękę i wskazał
otwarte drzwi po prawej stronie . Pokój był duży i urządzony ze
smakiem w staroświecki sposób. Naprzeciwko wejścia znajdował się
kominek. Cała ściana po prawej stronie była zrobiona ze szkła, za
nim rozciągał się piękny widok na las. Obok była duża skórzana
kanapa, dwa głębokie fotele i stolik kawowy. Przeciwległą ścianę
zajmował duży telewizor natomiast kamienną podłogę ozdabiał
olbrzymi turecki dywan. Stała tyłem i czuła jego palące
spojrzenie na swoich plecach. Nie wiedziała, jak ma się zachowywać
więc to jemu przekazała pałeczkę. Odwróciła się do niego i
spojrzała z wyczekiwaniem. Stał oparty o futrynę, miał
beznamiętny wzrok, jednak ona jakimś cudem dostrzegła cień
smutku. Było mu przykro i zastanawiała się dlaczego.
- Sprowadziłam to
na siebie, nie musisz się obwiniać- zaczęła delikatnie podchodząc
do niego. Zmrużył oczy.
- Nie jest mi
smutno- zaprzeczył ostro. Sakura przekrzywiła głowę i spojrzała
na niego unosząc brew.- To prawda. Co kol wiek myślisz o mnie złego
jest prawdą. Nie szukaj we mnie ideału romantycznego chłoptasia.
- Nawet nie mam zamiaru zaczynać szukać,
tutaj, w tej opuszczonej przez Boga krainie. Mimo wszystko widzę,
że bijesz się z myślami.
- Jutro musisz dać Amaris odpowiedź, lepiej pokażę ci
gdzie możesz spać- uciął.
Sakura pozwoliła żeby szedł kilka kroków przed nią. Zaprowadził
ją krętymi żelaznymi schodami na wyższe piętro domu. Z zewnątrz
dało się dostrzec, że jest ogromny, jednak w środku wręcz
obezwładniał swoim rozmiarem. Na końcu długiego korytarza
znajdował się jej nowy pokój. Jej azyl albo więzienie. Czekał,
aż sama zdecyduje się wejść do środka. Na szczęśnie dosyć
szybko się zdecydowała. Pokój był przestronny i pomimo gęstej
ciemności światło księżyca przedostawało się przez okno i
rozświetlało pokój. Wiedziała, że meble to antyki wykonane z
ciężkiego wiśniowego drewna. Ogromne łóżko z baldachimem stało
na środku pokoju. Biały, jedwabny baldachim spływał z góry na
łóżko. Toaletka oraz lustro znajdowały się przy ścianie. W
lustrze odbijało się jasne światło. Srebrna szczotka i grzebień
pasujące do siebie idealnie, leżały na blacie komódki. Wyglądały
tak jak by nigdy nie były używane.
- Zostawię ci w łazience jakieś
ubrania, jutro pojedziemy po twoje rzeczy- powiedział wycofując się
do drzwi.
- Naprawdę mam
wybór? Czy ona po prostu chciała mi dać złudną nadzieję?
Oparł się o framugę drzwi
i zamknął na chwilę oczy. Po chwili zaczął mówić.
- Amaris jest jednym z
najstarszych żyjących wampirów. W jej ustach obietnice brzmią
inaczej, ale zazwyczaj stara się ich dotrzymywać .
Usiadła na łóżku i nieśmiało
spojrzała w jego stronę.
- Znasz ją
długo? Jesteś jej synem?
Sasuke uśmiechnął się. Błysnęły koniuszki białych
zębów.
- Nie jestem jej synem w sensie zrozumiałym
dla człowieka. Jestem tym, którego stworzyła.
- Dawno to było?- podjęła temat zachęcona tym, że na
wcześniejsze pytania odpowiedział. Wyprostował się i przekroczył
próg pokoju, sięgając po klamkę spojrzał na nią przelotnie.
-Dobranoc Sakuro.
Sakura
wycierając włosy ręcznikiem usidła na łóżku. Płakała.
Zmywając brud dnia pod prysznicem płakała. Rozczesując włosy
grzebykiem, który zawsze miała schowany w kieszeni kurtki, płakała.
Powoli mała dosyć samej siebie. Nadal nie miała pewności do co
wybory, którego miała dokonać. Zostać tutaj, zestarzeć się,
umrzeć. Wybrać śmierć. Jej myśli krążyły tylko wokół tego.
Przekręcając się z boku na bok, pod ciepłym okryciem usłyszała
ruch na dole. Wstała z łóżka i boso wyszła na korytarz.
Ostrożnie stawiała każdy krok. Mimo, że starała się być
niezauważalna to zdawała sobie sprawę, że on i tak wie o jej
nocnych wycieczkach. Schody były dosyć strome, a dodatkowa ciemność
nie pomagała musiała więc trzymać się mocno poręczy. Stawiając
stopy na kamiennej podłodze od razu poczuła jej chłód. Na myśl
przyszły jej setki maleńkich igieł boleśnie wbijających się we
wrażliwe ciało. Zwalczyła grymas i zaczęła się rozglądać.
Cisza domu była nie przebrana, tylko jej delikatny oddech świadczył
o jakimkolwiek życiu wewnątrz niego. Przeszła już całe dolne
piętro i niczego nie znalazła. Oczywiście dom jest tak samo
tajemniczy jak jego właściciel pomyślała. Już miała wracać gdy
postrzegła cienki strumyk światła, wydobywający się spod
uchylonych drzwi. Na palcach zbliżyła się do nich i próbowała
wyłapać wszystko co istotne. Pierwszym co zobaczyła było duże,
wiktoriańskie łoże, podobne do tego w jej pokoju. Pościel była w
nieładzie, jakby ktoś właśnie z niej wstał. W rogu stał regał
na książki. Wypełniony różnym rodzajem egzemplarzami: w twardej
oprawie, w miękkiej, klasyka i współczesne thrillery. Okładki
były dobrze przetarte, a kanty pozaginane, co świadczyło, że
wszystkie były często czytane. Dwa krzesła stały przy regale.
Staromodne z wysokim oparciem. Pomiędzy nimi stał mały stolik, a
rzeźbiona z drewna lampa, wystająca ze ściany świeciła z góry
na niego. Dostrzegła go siedzącego na jednym z foteli. Wciąż
ubrany w te same czarne dżinsy, bosy a jego koszula była cała
rozpięta. Zgarbiony z upuszczoną głową niczym ostatni przegrany.
W ogóle nie przypominał tego dumnego gbura sprzed kilku godzin.
Lustrując go zatrzymała wzrok na umięśnionej klatce piersiowej
doznając szoku. Piękne, nieskazitelne ciało szpeciła szeroka
blizna. Była jasna ale wciąż widoczna. Musiała zagoić się już
dawno temu. Wrodzona ciekawość chciała wiedzieć jak się jej
dorobił, zdawała sobie jednak sprawę, że musiał ogromnie
cierpieć. Patrząc tak na niego dostrzegła też mały krzyżyk
znajdujący się w jego zaciśniętej pięści.
-Równie dobrze możesz podejść
bliżej.
W ogóle
nie zdziwiła jej obojętność jego głosu. Pchnęła drewniane
drzwi i zbliżyła się na kilka kroków.
- Co trzymasz w dłoni?- zapytała.
Schował krzyżyk do kieszeni. Wstał.
- Jeśli nie
zrozumiałaś, głupia ludzka dziewczyno, to zaproszenie do wejścia
do tego pokoju, to był sarkazm. Jeśli masz tutaj mieszkać, to
musisz wiedzieć, że do mojego pokoju nie ma wstępu, nikt poza mną.
- To chyba właśnie skalałam
świętą ziemię i wcale nie mam wyrzutów sumienia. – Czy
trzymałeś krzyżyk? Czy ty się w ogóle modlisz?
- Jeśli miałbym już się
modlić, to poprosiłbym Boga o odrobinę rozumu dla ciebie.
Sakura zmarszczyła oczy.
- Niezła
odzywka jak na tak starą osobę- skomentowała.
-
Uczę się od najlepszych.
- A kto jest najlepszy?- pytała
nadal ciekawa.
Sasuke
nagle się uśmiechnął. Podszedł do stojącego w rogu stolika,
Sakura zobaczyła, że stoi na nim kilka butelek wina i kieliszki.
-
Jeśli można to poproszę.
- A jesteś pełnoletnia?
- Trzymałeś
w ręce mój dowód, powinieneś wiedzieć ile mam lat- położyła
dłonie na biodrach.- Nawet cały czas go masz. Kiedy mogę go
odzyskać?
- Znając twoją historię, jestem
prawie pewien, że wyrobienie nowego nie było by dla ciebie
problemem- powiedział. Mimo to po chwili wręczył jej kryształowy
kieliszek napełniony czerwonym winem. - Fałszerstwo brzmi jak
twoja specjalność.
Sakura wyczuwała, że zaczynał w
coś grać. Chciała się dołączyć.
- Skoro już mowa o historiach.
Jaka jest twoja? Jak stałeś się tym, kim jesteś teraz?
Sasuke usiadł w fotelu przy kominku, ręką
wskazał na miejsce naprzeciw.
- Nie pamiętam wszystkiego- zaczął. Zaskoczona
Sakura słuchała.- Dobrze pamiętam tylko ją. Amaris. Urodziłem
się gdzieś w dzisiejszej Francji, teraz ten kraj wygląda zupełnie
inaczej, a ja długo tam nie wracałem. Umierałem. Leżałem w
lesie, wśród gałęzi, a ona wydawała się być jasnym księżycem
prześwitującym przez korony drzew i pochylającym się nade mną.
Ludzie z miasteczka nazywali ją Białą Wiedźmą, widywałem ją
często. Zanim mnie osuszyła powiedziała „ Musisz umrzeć, żeby
powstać”. I tak się stało. To było prawie sześćset lat temu.
- Stary jesteś-
skomentowała Sakura , a Sasuke tylko się uśmiechnął.
- Nie, to tylko ty
jesteś młoda- upił łyk wina i odstawił kieliszek na podłogę.-
Twoja kolej, powiedz. Czy celowo zabiłaś siostrę?
Sakura zrobiła
wszystko by nie dać po sobie poznać, że w jakikolwiek sposób ją
to poruszyło. - Nie zabiłam jej- zaprzeczyła
cichym, spokojnym głosem.
- Ale wszyscy myślą,
że zabiłaś- powiedział.
-
Oczyszczono mnie z zarzutów.
- Ale to nie oznacza, że ludzie nie uważają, że
jesteś winna. Inni zawsze pamiętają.
Sakura wiedziała, że miał rację. Tej pamiętnej nocy, kiedy obie
z siostrą zostały napadnięte przesądziło się całe jej życie.
Z braku wiadomości o sprawcy, ludzie, jej rodzina oraz sąd
wytworzyli własną teorię. Teorię w której ona była sprawcą.
Fakt, że straciła większość wspomnień z tamtej nocy nie
przemawiało na jej korzyść. Jedyne co przemawiało na jej korzyść
to dowody. A raczej ich brak
- Matka, kiedy
dowiedziała się o podejrzeniach przestała mnie odwiedzać w
szpitalu. To samo zrobił ojciec. Nie widziałam ich do czasu
procesu, kiedy zdecydowali się zeznawać przeciw mnie. Ja leczyłam
połamane kości, oni szukali prawnika, który by mnie skutecznie
oskarżył. Zapytałabym skąd to wiesz, ale minęłabym się z celem
prawda? Lepszym pytaniem zdaje się być „ dlaczego mówisz mi o
tym dopiero teraz”. Właśnie Sasuke, dlaczego?
- Nie chciałem cię przestraszyć.
- Wyjątkowo dużo
ostrożności jak na osobę, która się mną nie przejmuje- Sakura
dopiła wino, jeszcze przez chwilę obracała kieliszek w dłoniach.
Sasuke przeczesał palcami włosy.
Był zdenerwowany.
- To o wiele bardziej
skomplikowanie niż może się wydawać.
- Mam dużo czasu.
Zamieniam się w słuch.
Długo
milczał. Wpatrywał się w iskrzący się powoli ogień, prawie nie
oddychał. Ręce trzymał splecione na brzuchu. Sakura zauważyła,
że na serdecznym palcu nosi grubą obrączkę. Srebro iskrzyło się
w blasku ognia. Kiedy się odezwał jego głos brzmiał dziwnie,
jakby zza zasłony.
-
Jest dużo legend o moim gatunku, większość nieprawdziwych. Jednak
nawet pośród nas jest kilka, które jeszcze nie znalazły
zaprzeczenia. Albo stuprocentowego potwierdzenia, jeśli wolisz to
tak nazwać. Jedna jest o przeznaczeniu. Nie wiem czy wiesz, ale
jeden wampir może przemienić tylko jedną osobę. To bardzo złożony
proces i nie będę zanudzał cię szczegółami. Powinnaś
wiedzieć, że przemiana kosztuje wampira całą krew. Przez pierwsze
dwa dni od przemiany można powiedzieć, że mamy dwa trupy. Dlatego
wielu z naszego gatunku nie decyduje się na przemienianie ludzi w
wampiry. Nawet ukochanych lub bliską rodzinę. Boją się śmierci.
Nawet za cenę bólu po stracie najbliższej osoby. Jednak niektórzy
nie mają wyboru. Jedni nazywają to instynktem, inni przeznaczeniem.
Jednak faktem jest, że czasami nie mamy wyboru. Musimy przemienić
daną osobę. - Nie wierzę w przeznaczenie.
Wstał, w ułamku sekundy
zniknął z jej pola widzenia, by po chwili pojawić się tuż przed
nią. - A myślisz, że co przywiodło cię tutaj,
w to zapomniane przez Boga miejsce? Chęć zapomnienia o tym, co
było? Ciągnęło cię tutaj, chciałaś tutaj być. Chciałaś mnie
odnaleźć. Spójrz na mnie, co widzisz?
-
Psychopatycznego mordercę, który sam stara się przekonać o tym,
że nadal ma jakieś uczucia.
- Jeśli ja jestem psychopatą, to ty
również. Nie widzisz jeszcze tego, Sakuro Haruno, ale jesteśmy do
siebie podobni. Ja patrzę na ciebie i widzę moje przeznaczenie.
-
Ja widzę mordercę- Sakura poczuła jak mimowolnie mocniej wciska
się w fotel. Sasuke oparł obie
dłonie na poręczach fotela.
- Boisz
się mnie?- zapytał przybliżając się do niej. Poczuła bijący od
niego piżmowy zapach. - Nie.
Skłamała. Serce biło jej nierówno. Czuła jego pulsowanie
na szyi.
- Udowodnij mi, mała istoto.
Jej ręce jakby kierowanie
wewnętrznym przymusem powędrowały do jego włosów. Wplątała
palce w miękkie kosmyki i przyciągnęła go do siebie. Zdążyła
tylko zarejestrować jego zwycięski uśmiech zanim go pocałowała.
Trzeba było zaznaczyć, że to nie był pierwszy pocałunek w jej
życiu, ale także nie robiła tego zbyt często. Nadrabiała jednak
gorliwością , a Sasuke wydawał się nie zwracać na jej
niezdarność uwagi. Po chwili odepchnęła go. Nienawidziła jak
ktoś ją podpuszczał do zrobienia czegoś.
- Prawie wyczuwam krew twoich ofiar- syknęła zniesmaczona.
- Też wyczuwam krew. Twoją- jego dłonie puściły poręcze i
przeniosły się na miejsce, gdzie szyja łączy się z barkiem.
Przesuwając się niżej dotarły aż do bioder, gdzie mocno
ścisnęły. - Co teraz czujesz?
- Nie wiem- wyszeptała drżącym głosem. Sasuke
kolanem rozdzielił jej uda , wsunął biodra i owinął jej nogi
wokół swojego pasa.
- To nic, ja wiem. Wyczuwam to, co czujesz-
szepnął.
Musiała przyznać, że nie bawił się w
delikatność. Przynajmniej na początku, kiedy podniósł ją z
fotela i zaniósł na łóżko, całował ją tak mocno, że w pewnym
momencie przecięła wargę. Rzucił nią o materac się wycofał.
Sakura zaskoczona usiadła, ale on zaraz do niej dołączył.
Przycisnął ją swoim ciężarem do materaca, dłońmi uwięził
nadgarstki.
- Gdzieś między strachem, a
nienawiścią czujesz podniecenie- powiedział cicho. Czubkiem nosa
śledził wycięcie jej koszulki. Pocałowała jego policzek, kiedy
uniósł głowę. Zaowocowało to tylko delikatnym uśmieszkiem, nie
uwolnił jej rąk tak jak chciała.
-
Uważam, że to całe przeznaczenie, to gówno.
- Każdy ma prawo do swojego zdania.
Sakura sapnęła zirytowana. Zaczęła się wyrywać,
ale on z kamienną twarzą trzymał ją w miejscu. Po chwili ulitował
się i puszczając jej ręce, wsunął dłonie pod jej koszulkę i
zaczął ją podwijać.
- Chcesz żebym przeszedł dalej?
- Tak!
Przechylił głowę, zaskoczony, ale kontynuował ściąganie jej
koszulki. Jej dłonie zacisnęły się na jego włosach, kiedy
pocałował jej mostek między piersiami i kontynuował drogę na
szczyt piersi.
- Jeśli puścisz moje włosy, to będę mógł
kontynuować- powiedział, kiedy przestał ją drażnić, koniuszkiem
języka.
Sakura zawstydzona rozluźniła palce.
- Będziesz delikatny?- zapytała cicho,
jeszcze zanim słowa wypłynęły z jej ust poczuła się głupio.
Stłumił śmiech całując jej brzuch. Poczuła jak wsuwa jedną
rękę pod gumkę majtek i przez chwilę nie robił nic. Zastygł w
bezruchu jakby się nad czymś zastanawiając. Zaraz potem wylądowała
na nim.
- To ty zdecyduj.
Nie łudziła się, że będzie prowadziła przez cały
czas. Koniec końców i tak wylądowała pod nim. Wbijała paznokcie
w jego ramiona, kiedy jego delikatność doprowadzała ją do obłędu,
wiedziała, że Sasuke nie zwraca na to uwagi. W pewnym momencie
zabrał jej dłonie ze swoich ramion, gdzie ciągle siały
spustoszenie, i znów przysnął je do materaca nad jej głową. Po
chwili spletli palce.
-
Czy nasze uzgodnienie o delikatności nadal obowiązuje?- zapytał
zachrypniętym, niskim głosem.
- Nie- odpowiedziała.
Prawie nie
zauważyła, kiedy zwiększając tempo pchnięć, wgryzł się w jej
ramię.
Obudziła
się w środku nocy. Leżała na boku, nadal naga, przykryta tylko
satynowym prześcieradłem. Sasuke przypatrywał się jej gdy spała.
Jego oczy błyszczały mimo tego, że w pokoju było ciemno. Leżał
na wznak, jedną dłoń trzymał na swoim brzuchu. Saukra zauważyła,
że jest ubrany.
- Już czas
iść?
- Tak.
-Długo tak leżysz?
- Tak.
Sakura usiadła zakrywając prześcieradłem piersi.
Nagle zrobiło się jej zimno.
- Miewałam bardziej rozbudowane konwersacje-
oceniła dostosowując się do jego tonu, i najwyraźniej nastroju.-
Powiedz mi Sasuke, żałujesz?
-Tak-przez
chwilę myślała, że nic więcej nie powie.- Nawet pominąwszy
nasze przeznaczenie. Powinienem mieć więcej rozumu.
Prawie czuła jak jego głos ociekał
odrazą. Nie wiedziała, czy brzydził się jej, czy może samego
siebie. Mimo jego słowa ją zabolały. Odwróciła się do niego
plecami i owinęła prześcieradłem. Zaczęła wychodzić z pokoju.
- Daj mi chwilę i możemy jechać.
Zaczęła płakać dopiero, kiedy
zamknęły się za nią drzwi pokoju.
Zabolało. Dobrze zdawała sobie sprawę z faktu, że mało
kogo obchodziła, ale jego słowa i tak bolały. Sądziła, że
zdołała przywyknąć do bólu. W rzeczywistości jednak żaden
człowiek w nieskończoność nie da rady przeżywać kolejnych
ciosów. Podeszła do drzwi balkonowych i otworzyła je. Niemal od
razu poczuła przyjemny zapach sosen. Opierając się o barierkę
spoglądała na cichy las. Spoglądając na pełny księżyc
pomyślała z ironią, że jej życie jest nierozerwalnie splecione z
cierpieniem. Może miał rację i należało w tym momencie wszystko
zakończyć. Po prostu się poddać. W tamtym momencie nieświadomie
podjęła decyzję.
Wzięła
prysznic, zmyła z ciała jego zapach i zanim skończyła, słońce
pojawiło się ponad horyzontem. W rogu zauważyła swoją walizkę.
Podeszła do niej i wyszukała pierwsze lepsze ubrania. Poszła
poszukać Sasuke. Obeszła cały parter, nie znalazła go jednak i
dalej nie zamierzała go szukać. Największym szokiem była
natomiast kuchnia. Była dobrze wyposażona, prawie. Brakowało
natomiast lodówki czy kuchenki. Najwidoczniej ich nie potrzebował.
Po co trzymać coś czego nie możesz używać. Rozumiała to. Na
szczęście znalazła kilka świeżych owoców. Częstując się nimi
wyszła przez salon na duży taras. Siedząc na schodkach obserwowała
korony drzew lekko poruszane przez wiatr. Szum lasu Jej długie włosy
rozwiewał lekki wiatr. Krajobraz był iście sielankowy. Nawet on
zauważył, że miała wyjątkowo dobry humor. Na ustach widniał
mały uśmiech, a oczy błyszczały czymś nieznanym. W jednym musiał
przyznać jej rację. Nie była normalna. Za kilka minut spotkają
się z Amaris i resztą, a ona będzie musiała przedstawić swoją
decyzje. Przez te kilka wieków zdążył dobrze poznać ludzi. Byli
złośliwi, samolubni, okrutni i uważali się za niepokonanych, w
rzeczywistości byli słabi i strachliwi. Wszyscy byli tacy sami,
jeżeli jakiś dowiedział się o ich sekrecie również zaczął
pragnąć tej mocy. Nie ważne jak wspaniałymi intencjami się
kierowali wszyscy zawsze chcieli tego samego. Dlatego ona nawet nie
miała co liczyć na jego dobrą wolę. Znów znajdowali się w
olbrzymiej sali otoczonej zewsząd chłodem i mrokiem. Sakura stała
przed nimi i czekała. W tej mrocznej scenerii jedynie jej
szmaragdowe oczy zdawały się tętnić życiem.
-Zatem, upłynął czas, który daliśmy ci
na podjęcie decyzji. Wierzę, że mądrze go wykorzystałaś.
-Istotnie,
miałam go całkiem sporo. – Jej głos był spokojny i melodyjny.
Tak inny od tego, którego Sasuke cały czas słyszał.
-Wiec jaka jest twoja decyzja? Jej uśmiech poszerzył
się jeszcze bardziej, poprawiła niesforne kosmyki zaczesując je za
ucho. Zapewne myśleli, że dobrze poznali ludzi, jeżeli swoją
decyzją utrze im jeszcze nosa to upiecze dwie pieczenie na jednym
ogniu. -Wybieram śmierć. –
Jej głos pewny i stanowczy odbił się echem od ścian.
Zapanowała cisza, która zdawała się wręcz dźwięczeć
w uszach. Powiedzieć, że byli zaszokowani jest niewystarczające.
Tak oto młoda kobieta, pełna życia wybierała śmierć. Ich twarze
wręcz zionęły niedowierzaniem. Po części osiągnęła swój cel.
- Jesteś pewna? Mamy
rozumieć, że z własnej woli chcesz pogrążyć się w nicości?
-Kazałaś mi dobrze wybrać. Oto mój wybór.
Podświadomie sugerowałaś mi wybór, lecz teraz wydajesz się być
zaszokowana.
- A dziwisz się?
Dobrze was poznałam, na przestrzeni setek lat, wciąż popełniacie
te same błędy, wciąż pożądacie tych samych rzeczy. Pragniecie
władzy, pieniędzy , a czasem i nieśmiertelności. Zatem śmiem
twierdzić, że masz cel w swoim postępowaniu.
-Przykro mi, że muszę cię rozczarować. Żadna z tych rzeczy mnie
nie interesuje, i nigdy nie były moim celem. Widocznie różnię się
od innych. Odpowiadając jeszcze na twoje pytanie, owszem mam swój
cel i pomożecie mi go urzeczywistnić. Amaris wstała z zajmowanego
wcześniej miejsca i powolnym krokiem podeszła do Sakury. Jej piękna
twarz była teraz surowa, wyrażała skupienie i jedna niechciana
zmarszczka zawitała na jej czole. -A
więc czego pragniesz, śmiertelniczko? Nie dało się nie usłyszeć
nacisku na ostatnie słowo. Jednak Sakura zignorowała je.
-Pragnę umrzeć. Wampirzyca stojąca
naprzeciwko niej była coraz bardziej zdenerwowana. Zaciśnięte
pieści i ściągnięte brwi były tego najlepszym dowodem.
Sasuke nie mógł uwierzyć w to, co
mówiła Sakura. Wiedział, że ją zranił. Była na niego wściekła.
Również w nim rosła złość. Złość połączona z uczuciem
bezsilności. Sam nie wiedział skąd nagły wybuch w nim tych
emocji. Sądził, że stracił je wiele lat temu, więc dlaczego
teraz. Dlaczego ona? Było zbyt wiele niewiadomych i zbyt wiele
pytań, które z jej śmiercią pozostałyby bez odpowiedzi, a na to
nie mógł pozwolić. Wiedział jedno, nie pozwoli jej umrzeć.
-
Wydajecie się być zszokowani, mogę wiedzieć czym? – Jej
zadowolenie było niemal namacalne.
-Myślisz, że często słyszymy
takie życzenia, że ludzie z taką łatwością oddają swoje życia?
-Ja już dawno nie czułam się tak dobrze. Mam wrażenie,
że ogromny ciężar spadł mi z ramion. A wam moja śmierć byłaby
na rękę, czyż nie?
Ciszę przerwało delikatne westchnienie Amaris.
-Niech będzie. Obiecałam, że twoja śmierć będzie łagodna i
zamierzam dotrzymać słowa. Hadrianie przygotuj miecz. Pozbawienie
cię głowy jest najszybszym i najmniej bolesnym sposobem
uśmiercania.
Kątem oka
białowłosa wampirzyca zauważyła, że jej podopieczny drgnął na
tę informację. Z pewnością nie spodziewał się takiego obrotu
spraw z resztą oni też. Niedoceniali jej, a ona to wykorzystała.
Zadrwiła z nich i w głębi swej mrocznej duszy cieszyła się, że
pozbawi życia tę dziewczynę.
-Sasuke wspominał, że pochodzisz z
Francji, dlatego żałuję, że nie mamy pod ręką gilotyny.
Wspaniały skutek rewolucji Francuskiej.
Specjalnie wtrąciła
swoje zdanie na temat broni. Jeżeli miała przez to chwile poczucie
władzy to jej to nie przeszkadzało. Po prostu chciała mieć już
to za sobą. Mówią,
że w obliczu śmierci całe życie człowieka przelatuje mu przed
oczami, Sakura czuła jedynie zapach sosen i widziała piękno nocy w
górach. Ten obraz chciała pamiętać. Nie czuła żalu ani nie
chciała zbędnych słów. Poczuła na swoim ramieniu mocny uścisk.
Był to drugi wampir, sługus Amaris. Wręcz ciągnął ją za sobą,
kiedy znaleźli się w kącie ogromnej sali popchnął ja na kolana.
Przy zderzeniu z kamienną posadzką poczuła promieniujący z nich
ból. Musiała zagryźć zęby, by nie krzyknąć. Miało być
bezboleśnie pomyślała z irytacją. Spojrzą jeszcze na Sasuke,
stał z opuszczoną głową, ręce miał zaciśnięte w pieści.
Zastanawiała się czy czuł się odpowiedzialny za jej śmierć.
Chciałaby wiedzieć, co teraz czuł, założyłaby się, że ulgę.
Przed nią w tym samym momencie pojawiła się Amaris. W dłoni
trzymała ogromny miecz, bogato zdobiona rękojeść przedstawiała
oplatającego ją węża, ostrze zaś lśniło w delikatnym blasku
świec. Pochyliła głowę w oczekiwaniu na cios.
Sasuke
stał w miejscu zaciskając pięści. Zawsze był posłuszny Amaris i
reszcie, wykonywał za nich brudną robotę i spełniał każdy ich
rozkaz. Przyprowadził do nich Sakurę w nadziei, że zrozumieją,
jednak warunek jaki został jej postawiony poruszył w jego umyśle
cząstkę, która nie powinna nigdy zostać obudzona. A teraz stojąc
tak patrzył jak dziewczyna która go zaintrygowała, ma umrzeć.
Czuł jak demon domaga się krwi, czuł że musi ją ochronić i miał
zamiar to zrobić bez względu na cenę. Szala została przechylona
gdy Amaris podniosła miecz, by wykonać wyrok. Jego miecz. Postawił
pierwszy krok, następne pojawiły się niemal natychmiast. Czuła
jak dłonie mężczyzny miażdżą jej ramiona. Amaris wypróbowała
uderzenie. Ważyła w dłoniach miecz. Sługus Amaris miażdżył jej
ramiona wielkimi dłońmi. Nagle poczuła jak ból zniknął razem z
dłońmi wampira. Zdezorientowana spojrzała na Amaris. Jej piękna
twarz wyrażała zdumienie, a to przemieniało się w strach.
Usłyszała głuchy odgłos upadku czegoś ciężkiego, odwróciła
się i dostrzegła ciało wampira. Było rozerwane w pół, a w
miejscu gdzie powinno znajdować się serce zionęła dziura. Jej
oczy rozszerzyły się do granic możliwości, cały czas zadawała
sobie pytanie w myślach co się dzieje. Nim zdążyła przetworzyć
myśl, o śmierci jednego wampira zorientowała się, że drugi
mężczyzna został pozbawiony głowy, a jego ciało zostało nabite
na żelazne pręty wystające ze ścian. Widziała przerażenia
Amaris, czego potężna wampirzyca mogła aż tak się bać. Sekundę
później dostała swoją odpowiedź. Kiedy Amaris zaczęła się
cofać dostrzegła stojącego przed nią Sasuke. Nie mogła uwierzyć
własnym oczom. Tak oto przed nią stał on, cały we krwi, mimo jego
czarnego ubioru była wyjątkowo wyraźna, w dłoni trzymał dwa
wciąż pracujące serca. Jego wzrok spoczął na swej stworzyciele.
Jego spojrzenie biło nieopisaną wściekłością, brutalnością.
Kiedy stał tak sprawiał wrażenie jak by był samym diabłem.
Niedbale rzucił organy obok siebie i powolnym krokiem zaczął
zbliżać się do białowłosej.
-Spójrz na siebie Amaris niczym nie różnisz
się teraz od człowieka, którym tak gardzisz. Zrobisz wszystko by
przeżyć.
-Masz rację, nie
zawaham się przed niczym.
Wampirzyca szybko znalazła się przy
Sakurze i łapiąc ją za włosy pociągnęła w górę by wstała.
Bolało, miała wrażenie, że powyrywa jej wszystkie włosy, na ten
nagły ruch z jej gardła wydobył się jęk bólu. Nie dała rady go
stłumić. Widziała jak ostrze zbliża się do jej szyi i zatrzymało
się przy nim, nie raniąc go.
-Jeżeli jej życie jest dla
ciebie takie ważne, to teraz posłuchasz mnie bardzo uważnie i …
W tym samym momencie ciszę przeciął śmiech, ostry pełen
nie tłumionego zła od którego obie kobiety poczuły nieprzyjemny
dreszcz na plecach.
-Masz tupet by stawiać jeszcze warunki, jednak to
już twój ostatni błąd, Amaris. W jednej sekundzie czuła jak
miecz tnie powietrze i zmierza w jej kierunku, a w następnej poczuła
bolesne uderzenie o posadzkę. Nie myśląc o bólu odwróciła się
gwałtownie i zamarła. Sasuke trzymał jedną ręką wampirzycę za
gardło drugą miał opuszczoną wzdłuż ciała. Widziała jak
kobieta otworzyła usta by coś powiedzieć, jednak w tym samym
momencie dało się słyszeć jej krzyk. To Sasuke zanurzył rękę w
jej klatce piersiowej. -Mówiłem, żebyś się już nie odzywała.
– Jego
głos ociekał nienawiścią. Gwałtownie wyciągnął zaciśniętą
dłoń z ciała Amaris z wciąż z jej bijącym sercem. Ruch ten
spowodował, że z jej już martwego ciała wydostały się potoki
krwi, które ochlapywały wszystko wokół.
Sakura poczuła jak krew
ochlapała jej twarz. Nie wiedziała co jest silniejsze strach, czy
obrzydzenie. Sasuke puścił ciało swojej stworzycielki i zgniótł
serce, które miał w dłoni. W ogromnej komnacie znów zapanowała
cisza. Dziewczyna wciąż klęczała, nie wiedząc jak ma się
zachować. Bała się choćby poruszy
w
obawie, przed jego gniewem. Widziała jak odwraca się i robi kilka
kroków w jej kierunku. Klęknął przy niej i delikatnym ruchem
pogładził ją po policzku ścierając krew. Nie mogła uwierzyć,
że był wobec niej taki delikatny, mimo, że chwile wcześniej zabił
trójkę potężnych wampirów. Widziała jego oczy, widziała w nich
niedawno śmierć teraz na powrót były chłodne jednak wyrażały
ulgę. -Wiem ,że się mnie boisz,
przed chwilą dałem ci idealny powód do tego, wiedz jednak że z
mojej strony nic ci nie grozi. Nie pozwolę cię skrzywdzić.
Starała się być
dzielna, jednak w takiej sytuacji trudno jest zachować zimną krew.
Siedziała na ten cholernej podłodze sztywna niczym struna. Nawet
teraz jego oczy stanowiły ostoję spokoju w tym chaosie. Spokojne i
gładkie niczym nie zmącona tafla jeziora. Chciała opanować
drżenie ciała, chciała by jej głos brzmiał normalnie. Musiała
wiedzieć na czym stoi, musiała wiedzieć co właśnie się stało.
-Dlaczego? Po co to wszystko?
-Nie mam pojęcia,
Wciąż nie mogła zaakceptować tego co niedawno usłyszała.
Zawsze była panią samej siebie, chodziła tam gdzie chciała,
robiła to co chciała i nikt się w to nie wtrącał. Cieszyła się
z wolności jaką czuła ,dopóki nie zrozumiała, że owa wspaniała
wolność jest zwykłą samotnością. Nikt się nią nie przejmował,
rodziców nie interesowało co robi. Przywykła do dbania tylko o
siebie. Przed światem udawała twardą w rzeczywistości była
jednak bardzo delikatna. Jak zwykło się mówić żelazo z zewnątrz,
a w środku porcelana. Dawno już nie czuła się tak zagubiona,
najlepszym dowodem była na to jej kryjówka. Niczym małe
przestraszone dziecko schowała się pod kołdrą i zwinęła ciało
w kłębek. Jedynie ból kolan jej wciąż przeszkadzał. Jeszcze
kilka godzin temu wierzyła, że umrze, że uwolni się z wiecznego
koszmaru. Wiedziała, że dzisiejszej nocy nie zaśnie. W tym samym
momencie usłyszała muzykę dobiegającą z dołu. Utwór był pełen
smutku. Widocznie nie tylko ona nie mogła zmrużyć oka. Musiała to
zakończyć, musiała. Myślała z rozpaczą. Biała staromodna
suknia sięgająca ziemi która miała na sobie nie chroniła przed
chłodem nocy, dlatego zarzuciwszy na ramiona cienki koc poszła na
spotkanie z nim. Cała droga przez dom była niczym sen, nie
pamiętała kiedy znalazła się w salonie. To stąd bowiem
wydobywała się muzyka. Jak mogła wcześniej nie dostrzec czarnego
fortepianu stojącego w oszklonym przedsionku. Siedział do niej
tyłem, a z pod jego palców wydobywała się niezwykle smutna
melodia. A więc ten mrożący krew w żyłach potwór miał tez
drugą, bardziej samotną stronę. Zdążyła zasłuchać się w
melodii, kiedy on nagle przerwał. Wiedziała, że chciał coś
powiedzieć jednak ona go ubiegła.
-Nie przestawaj, proszę. Jej głos
drżał, wiedział, że z jakiegoś powodu jest bliska płaczu.
A teraz jej łez nie chciał widzieć w szczególności.
-Chodź do
mnie.
Ciche
stanowcze polecenie, któremu nie mogła się sprzeciwić, nawet nie
chciała. Przesunął się na taborecie robiąc jej miejsce. Widział
jej niezdecydowanie, kiedy wpatrywała się w czarno-białe klawisze.
Nie zastanawiając się chwycił jej dłonie i trzymając je w swoich
zaczął wciskać odpowiednie klawisze wydobywając z instrumentu
piękne dźwięki. -Nie jest zbyt
trudne, prawda?
Wcale, pomyślała z
rozbawieniem. W nerwowym ruchu zaczęła wciskać kolejne klawisze.
Czuła jego przenikliwy wzrok na swojej głowie i plecach. Jedwabny
plet zsunął się i spoczął w dole pleców obnażając gładką
skórę karku.
-Wcześniejszy utwór był , piękny. Co to
takiego? -Zadając to pytanie z premedytacją spojrzała w jego oczy.
-Rozczaruje cię, ale
sam to skomponowałem. Mając tyle czasu co ja warto spożytkować go
na coś co będzie miało sens. Na to stwierdzenie zaśmiała się
cicho. Dźwięk ten spowodował, że jego martwe serce zabiło. Była
taka delikatna, krucha, tak żywa. Nie ufał już samemu sobie, jej
pojawienie się wszystko zmieniło. Dawno przestał żałować swoich
czynów, czuł, że tan dzieciak jakoś go odmienił. Nie wiedział
jeszcze jak, ale zamierzał to sprawdzić.
-Sakura.
Jego szept tuż przy jej uchu wywołał przyjemne
dreszcze. Wiedziała do czego zmierza, jednak najbardziej przerażała
ją jej własna reakcja. Ona również go pragnęła. Zacisnęła
palce na materiale sukienki. Czuła jak jej policzki płoną. Ulgę w
tym ogniu przyniosła jego zimna dłoń, która zaczęła gładzić
policzek. W dwa palce złapał jej podbródek i przyciągnął do
siebie stanowczo łącząc ich usta. Jego wargi były zimne, i
twarde. Całował ją z wyjątkową pasją jakby potwierdzał tym
swoje prawo do niej. Jego palce bez jego świadomości zaczęły
przeczesywać miękkie pasma jej włosów. Chwilę później Sasuke
przerwał pocałunek by mogła zaczerpnąć oddechu. Widział jej
zielone oczy jasne niczym najczystsze kamenie, pełne czerwone usta.
Słyszał jak krew szybko płynie w jej żyłach. Oparł swojej czoło
o jej i wpatrywał się w jej oczy, szukając odpowiedzi. Znalazł ją
niemal natychmiast. Jego rządze znajdowały ujście w jej. Łączyły
się, nie dając żadnemu z nich wyboru.
- Zdajesz sobie jak bardzo na mnie działasz?
- Skąd niby mam wiedzieć, skoro wszystko przede mną
ukrywasz? Po za tym nie wiem na co czekasz? Zrób to na co masz
ochotę. Pokaż mi, że wczoraj się nie liczy.
Jej szept głośnym echem odbił się w jego uszach.
Nie miała pojęcia na co się godzi, a on nie chciał jej tego
uświadamiać, nie teraz. Delikatnie niósł jej ciało w swoich
ramionach, jakby była skarbem, bo naprawdę nim była. Czuła jak
jego mięśnie napinają się pod cienkim materiałem koszuli. Z dołu
widziała zacięty wyraz twarzy. Był wyjątkowo spięty, jak by
walczył ze sobą. Podniosła dłoń i delikatnie obrysowała
zmarszczkę, która pojawiła się wokół jego ust. Nie odtrącił
jej. Wręcz przeciwnie, ostrożnie wtulił policzek w jej dłoń. Ten
niewinny gest, wywołał falę czułości, o która nawet siebie nie
podejrzewała. Stali tak na środku pokoju, otoczeni przez zabytkowe
przedmioty, które zgromadził w ciągu kilku wieków swego życia. W
jednej chwili widziała ogromny regał pełen książek, a w
następnej ciemną tkaninę okalającą ogromne łoże. Na chwile
zapanowała cisza, przerywana tylko cichymi trzaskami palonego drewna
w kominku. Sakura wyciągnęła dłoń, w którą złapała
kruczoczarne włosy i przyciągnęła go do siebie. Jego pocałunki
wciąż mocne, lekko zelżały w swej gwałtowności. Ich języki
złączyły się, oddechy łączyły w jedno. W tym momencie byli
jedynie kumulacją pożądania i pasji. Sasuke schował nos w
zagłębienie jej szyi wdychają jej cudowny zapach. Przywodziła mu
na myśl jego ulubiony zapach lawendy. Po tym jak widziała jak
odbierał życia, musiał być delikatny. Wprawnymi placami sprawnie
rozplątywał supeł jej koszuli nocnej. Była zbyt luźna, to tylko
ułatwiło mu zadanie. Słyszał jej oddech staje się coraz cięższy.
W końcu cienki materiał delikatnie zsunął się zatrzymując się
na jej zaokrąglonych biodrach. Głośno westchnęła, kiedy jego
władcza dłoń objęła jej obnażoną pierś. Idealnie mieściły
się w jego dłoniach. Zaczął się bawić sutkiem co jakiś czas go
podszczypując. Zniżył głowę i ostatnim co zobaczyła był jego
różowy język. Przymknęła powieki głośno wzdychając. Kiedy on
bawił się jej piersiami ona zdążyła pozbawić go koszuli. Badała
fakturę twardych mięśni. Czuła jak jego dłonie wnikają pod spód
sukienki i gładzą jej długie nogi. Kiedy przesuwał je po
wewnętrznej stronie ud czuła niemal ból. Skrupulatnie omijał w
swych pieszczotach centrum ognia, które znajdowało się w dole jej
brzucha. Mocno zacisnęła dłonie na ciemnym prześcieradle, aż jej
kostki zbielały. Usta ścisnęły się w wąską linię by nie
krzyczeć. W tym samym momencie poczuła jak Sasuke nakrywa jej dłoń
swoją, a druga gładzi szybko bijący puls. Jego oczy wyrażały
zachwyt nad jej ciałem. Jego głos również był schrypnięty.
-Nie powstrzymuj się. Jeśli chcesz, krzycz. Chcę
wiedzieć, że ci dobrze.
-Sasuke, proszę. W jej ustach jego imię brzmiało jak modlitwa.
-Masz piękny
głos.
To
najpiękniejsza melodia jaką słyszał od stuleci. Niemal
natychmiast poczuła jak jego dłonie szybko odwijają delikatną
koronkę majtek i mocno wnikają w jej gorące wnętrze.
Była tak mokra, że wniknął w nią od razu dwoma
palcami. U niego wywołało to błogie westchnienie u niej głośny
krzyk. Pod wpływem jego gwałtowności wygięła się w łuk,
jeszcze bardziej wciskając się w miękkie poduszki. Widział jej
twarz wykrzywioną w spazmach rozkoszy. Była taka piękna. Tylko on
mógł ją taką oglądać. Niech bóg ma w opiece tych, którym
choćby przyjdzie na myśl mu ją odebrać.
-Tak, o to właśnie
chodziło. Zdajesz sobie sprawę jak piękna jesteś w tym momencie?
Zaróżowione policzki, włosy porozrzucane na poduszce, czerwone
usta wciąż napuchnięte po jego pocałunkach, które wołały jego
imię i te niesamowite szmaragdowe oczy.
Nawet
on z całą swoją kontrolą i opanowaniem nie da rady się jej
dłużej opierać. Od jakiegoś czasu czuł, że w spodniach ma coraz
mniej miejsca. Czuł fizyczny ból przy kontakcie z szorstkim
materiałem spodni. Wiedział, że długo już nie wytrzyma. Podniósł
się z jej ciała tylko po to by pozbyć się niewygodnego odzienia,
które oddzielało go od niej. Po sekundzie był nagi.
Zniecierpliwiony rozdarł przeszkadzający mu materiał jej koszuli i
majtek. Ich strzępy leżały gdzieś na podłodze obok jego ubrań.
Spojrzał jej w oczy, szukając niemej zgody. Od początku wiedział,
że ją ma. Zdecydowanie rozszerzył jej nogi i oplótł je sobie
wokół bioder. Wnikając w jej gorące wnętrze cały czas patrzył
w jej oczy. Widział w ich tylko zaufanie i oddanie. Nie było
obrzydzenia ani potępienia. Pchnął mocniej pragnąc być bliżej
niej. Wypełnij ją całą. Dziewczyna głośno westchnęła, czuła
go całą sobą. To nie był zwykły seks, to było jak ponowne
połączenie dwóch kawałków, które dawno zostały rozdzielone.
Czuł jaka była ciasna, ciaśniejsza niż wczoraj. Wykonując mocne,
gwałtowne pchnięcia prowadził ich na skraj czystej rozkoszy. Czuł
jak jej paznokcie ryją długie ślady na jego plecach. Cichy syk
wydobył się z jego gardła. Pochylił głowę i pocałował ją
tłumiąc głośne westchnienie. Usta przeniósł na jej szyję,
tworząc malinkę. Pamiątkę tej nocy. Czuł jak przyciąga jego
głowę do swej piersi, dzięki czemu ich ciała stykały się nie
pozostawiając miedzy sobą wolnej przestrzeni. Ich ciała idealnie
pasowały do siebie. Jej miękkie odpowiadało jemu twardemu,
Przyjmowała go tak otwarcie. W jej ramionach znalazł ukojenie,
które tak długo pragnął zaznać. Ostatnie pchnięcie doprowadziło
ich na szczyt. Ona poczuł jak cudownie zaciskała się wokół
niego, ona czuła jak wypełnia ją ciepłym nasieniem. Zdawało się
jej, że przed oczami ma ferie barw. Wtuleni w siebie uspokajali
oddechy. Wyszedł z niej niechętnie i położył się obok niej.
Widział jej zadowolona twarz, najlepszy komplement dla mężczyzny.
Czuła jak jej powieki jej ciążą, czułą zmęczenie, ale nie
chciała iść spać, nie chciała go teraz zostawiać.
-W porządku, musisz odpocząć- znów miał ten swój arogancji
uśmiech, znów był tym aroganckim dupkiem.
-Nie potrzebuję twoich kazań.
-Nie musisz się bać, nic nie zakłuci
twojego snu, mała istoto. Kiedy się obudzisz będę tutaj. Nie
chciała się kłócić, ale miał rację potrzebowała snu.
Przeciągnął ją do siebie i pozwolił by zasnęła wtulona w
niego.
Obudziło
ją przyjemne łaskotanie. Niemrawo otworzyła oczy. Owe łaskotanie
były w rzeczywistości pocałunkami składanymi przez Sasuke na jej
nagich ramionach. Widząc, że się obudziła uśmiechnął się.
Zastanawiała się dlaczego jest taki zadowolony.
-Ładny widok? – jej głos ociekał ironią.
-Skłamałbym mówiąc, ze nie mam na co popatrzeć.
Dodam tylko, że w swym życiu miałem kilka równie urokliwych
widoków
-Mówił ci już ktoś,
że masz przerośnięte ego?
-Zdarzyło się parę razy.
Zazwyczaj mówią o innej wielkiej części mnie
-Nie dość, że morderca to jeszcze
zboczeniec.
-A było tak miło.
-Faktycznie, było. Czas wrócić
do rzeczywistości
-A ta jest okrutna i niesprawiedliwa.
Dobrze o tym wiem.
-Masz zamiar coś z tym zrobić?
-Tak,
ubieraj się. Mam zamiar dać ci pewną lekcje. Masz piętnaście
min.
Mówiąc to wstał z łóżka i nie przejmując się swoją nagością
wyszedł z pokoju pozostawiając ją w lekkim zaskoczeniu. Co on
znowu wymyślił pomyślała. Ubrana czekała na niego w salonie
kończąc sałatkę zrobioną w międzyczasie. Mimo, że się o nią
troszczy to w ogóle nie pomyślał o jakimś jedzeniu. Odłożyła
pustą salaterkę na stolik kawowy w momencie kiedy on wchodził do
pokoju. Jak zwykle nienaganny wygląd pomyślała.
-Nie masz ubrań w innym kolorze. Niby
dobrze ci w czerni, ale zaczyna robić się to trochę
monotematyczne, nie uważasz?
-Naprawdę zaprzątasz sobie głowę moją garderobą?
Zatem mam coś co przekieruje twoje myśli na właściwy tor. Chodź.
Stanowczy ton głosu pokazywał, że wrócił dawny Sasuke. Pan i
władca, który oczekuje, że wypełni się każde jego polecenie.
Prowadził ją schodami w dół ,a następnie tunelem biegnącym pod
domem. Zastanawiała się czy jest coś jeszcze czym ja zaskoczy.
Otwierając drewniane drzwi pozwolił jej wejść pierwszej.
Pomieszczenie było całkiem spore i w całości oświetlone przez
sztucznym światłem. Było to zwykłe pomieszczenie o wymiarach
20x20. Patrzyła jak Sasuke ją obchodzi i idzie do kąta pokoju w
którym stały jakieś stojaki.
-Lepiej zwiąż włosy.
-Powinnam się bać?
-A co do tej pory nie czułaś strachu?
-Nie specjalnie. –
Oboje wiedzieli, że kłamała. Jednak to kłamstewko pomogło
rozluźnić sytuacje. Z kieszeni spodni wyciągnęła gumkę , którą
związała włosy w wysokiego kucyka. Zaskakujące ile potrzebnych
rzeczy można znaleźć w starych spranych lewis’ach. Stała i
patrzyła jak w dłoniach niesie dwa długie przedmioty. Rozpoznała
je dopiero kiedy stał przed nią. W jednej dłoni trzymał dwa
drewniane miecze, w drugiej jej niedoszłe narzędzie zbrodni. Nic
nie powiedziała, tylko spojrzała na niego jak na wariata.
-Mam
rozumieć, że teraz ty chcesz mnie ściąć?
-Dlaczego nie dziwi mnie twoje pytanie. Tak głupi pomysł
mógł narodzić się tylko w twoim nie poukładanym umyśle.
-To ty trzymasz w dłoni miecz, którym chciano mnie zabić.
-Na twoje polecenie.
-Dokładnie, ale dlaczego
wciąż go masz?
-Bo
należał do mnie. Kiedy byłem jeszcze człowiekiem. – nie takiej
odpowiedzi się spodziewała, ale przynajmniej była szczera.
-Historia o tobie umierającym w środku lasu nie jest zbyt dokładna.
-Istotnie, nie jest.
-Poznam kiedykolwiek całość?
-Może.
-Dobra, zaczynajmy cokolwiek tam
wymyśliłeś.
-I po co to
irytacja, po za tym przyda ci się to. Pamiętasz kiedy spotkaliśmy
się po raz pierwszy powiedziałem, że młoda kobieta powinna umieć
się bronić.
-Taa, ciężko zapomnieć, zważywszy na
sytuację w jakiej się znalazłam.
-Dlatego dzisiaj przejdziesz podstawowe
szkolenie.
-Mam rozumieć, że samoobronę,
jakieś wschodnie sztuki walki lub …
-Miałem na myśli trening
mieczem.
- To daj
mi miecz treningowy- Sakura założyła ręce na piersi. Sasuke
prychnął zirytowany. Bez słowa podał jej jeden miecz i odsunął
się na kilka kroków.
- Źle go
trzymasz- powiedział spokojnie, oceniając wzrokiem jej postawę.
- Trzymam
go pierwszy raz!- warknęła. Sasuke podszedł do niej. Skorygował
jej postawę, tłumacząc jak ma się poruszać. Kilka razy pokazał
jej jak on się porusza. Sakura przez chwilę myślała, że Sasuke i
miecz stanowią jedność. Sakura patrzyła jak Sasuke wykonał
półobrót jednocześnie przekładając miecz do lewej ręki,
wykonał młynek i zatrzymał się celując w nią czubkiem ostrza.
Dziewczyna instynktownie cofnęła się o krok. Sasuke udawał, że
tego nie zauważa.
- Musisz się nauczyć- upomniał ją.
- Jesteś zamieszana w
zabójstwo Królowej wampirów. Wielu będzie chciało ją pomścić.
- Masz na myśli, że wielu
będzie chciało nas martwych? Czy fakt, że Amaris nie żyje, nie
sprawia, że stajesz się królem? Sasuke po chwili kiwnął głową.
Nie zmieniał pozycji. Nadal przytrzymywał ją w jednym miejscu.
- To nie takie proste Sakuro. Nasze prawo… Sakura
zaskoczyła go, gdy zrobiła unik, przeturlała się po podłodze i
nagle wyrastając obok niego, zabrała mu miecz z ręki. Uniosła
miecz nad głowę, zakręciła nim parę razy i trzymając go
oburącz, zaatakowała Sasuke na odlew. Uniknął ciosu, podcinając
jej nogi. Oboje wylądowali na podłodze.
- Stanowimy zgraną parę- zauważył Sasuke.
- Wydaje mi się, że maczało
w tym palce samo przeznaczenie- powiedziała z uśmiechem. Położyła
dłoń na jego policzku.
- Wiesz, że nadal się ciebie boję.
Nie zawsze, ale jednak.
- Wiem- wyszeptał.
- I to potrwa zanim zacznę ci całkowicie ufać- dodała.
- Wiem- powtórzył, po chwili dodał z uśmiechem.
- Nie musimy się śpieszyć. Mamy całą
wieczność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz