środa, 20 sierpnia 2014

III miejsce "Przeznaczenie"



Odległość między życiem a śmiercią jest nieokreślona. Dlatego nikt nie wie, gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie” - Edgar Allan Poe

Dziewczyna przyłożyła dłoń do chłodnej, zaparowanej szyby, zostawiając na jej powierzchni, nierówny, ociekający wodą kształt. Zmarszczyła brwi, jej palce od razu zrobiły się czerwone od zimna. Za szybą dostrzegła monotonnie przesuwający się, zielony od traw i mchów, krajobraz. Naciągnęła rękaw bluzy na dłoń i starła więcej zaparowanej szyby, powiększając pole widzenia. Przybliżyła twarz i zmrużyła oczy, starając się dostrzec coś więcej, niż niewielki kawałek równiny za którymi widać było małe drzewka, mające być najwyraźniej początkiem lasu i niezliczoną ilość głazów porośniętych mchami. Zza mgły co chwilę wychylały się strome zbocza gór, wyglądające bardziej niż złowieszczo zwarzywszy na to, że w miejscach nieporośniętych przez iglaki, ziały nagie, skalne miejsca. Jak rany na ciele, pomyślała. Po kilku kilometrach wyjechali z mgły. Teraz widok był nieco lepszy, w oddali dało się dostrzec lekkie zarysy ostrych, poszarpanych gór, które wciąż opierały się silnym wiatrom. Skały stawiały opór szalejącemu żywiołowi, jednak lasy pokrywające zbocza co chwila się uginały. Ten kraj tak bardzo różnił się od jej ukochanej Francji. Wiedziała, że jest biedny i zacofany, pozbawiony ogólno powszechnego pędu za bogactwem, chciwości i złośliwości, która czekała na każdym kroku w dużym mieście. Przekonała się o tym dobitnie, kiedy wylądowała na lotnisku w Bukareszcie. Dla ludzi, którzy tu mieszkali wydawał się być bardzo luksusowy, bardziej mylić się nie mogli. Różnica w warunkach życia ludzi na zachodzie w porównaniu z tymi była ogromna, jednak nie specjalnie ją to obchodziło, nigdy nie przykuwała uwagi do bogactwa czy posagów. Może właśnie dlatego wybrała ten kraj na cel swojej małej ucieczki. Zacofane, biedne ale urocze. Cel dalszej podróży obrała zastanawiając się zaledwie 2 min przez tablicą informacyjną. Wybrała najbardziej odległą, odizolowaną od społeczności wioskę, o której nawet Bóg postanowił zapomnieć. W tym momencie potrzebowała jedynie spokoju i samotności. Miała dość natrętnych dziennikarzy, lekarzy martwiących się o jej zdrowie psychiczne i fizyczne, a w szczególności sztucznych wyrazów współczucia i zasmuconych spojrzeń kolegów z pracy. Przez ostatnie tygodnie tylko z takim zachowaniem miała do czynienia. W gruncie rzeczy tego można się było spodziewać po tym co ją spotkało. W jednej chwili wydarzenia ostatnich kilku tygodni stanęły jej przed oczami, a jej już i tak blada twarz zdawała się teraz być prawie przezroczysta. Na jej policzkach, czole i powiekach zaczęły się pokazywać granatowe żyły. Dokładnie zakrywała je każdego poranka, używając kilku dobrze kryjących kosmetyków. Dobrze wiedziała na jaki tor zbaczają myśli dlatego tak szybko jak obrazy stanęły jej przed oczami, równie szybko je odrzuciła. Zamrugała kilka razy i stłumiła ziewnięcie. Przed nią jeszcze długa droga, a ona nie chciała jej przespać. Teraz siedziała w pociągu. Jej bagaż został ulokowany na półce nad jej siedzeniem. Przy każdym hamowaniu bała się, że walizka spadnie jej na głowę. Znalazła przedział, w którym nikt nie siedział, co w jej mniemaniu było sporym osiągnięciem. Oparła nogi o siedzenie przed nią i zagryzając wargę obserwowała drzewa za oknem przerzedzają się po raz kolejny, ustępując szerokiej rzece, której wzburzone wody rozbijały się o most, którym jechał pociąg. Chcąc, nie chcąc musiała jakoś sobie poradzić, sama. Wiedziała, że postąpiła nierozsądnie jak głupiutka nastolatka kierująca się emocjami. Dopiero teraz znajdując się sama w obcym kraju, jadąc nie wiadomo gdzie pojęła na jak szaloną wyprawę się porwała. Jednak o dziwo, a może i nie, nie żałowała. Może rzeczywiście była szalona, albo po prostu zdesperowana, jednak nie zawracała już sobie głowy wymysłami obcych ludzi, skierowanymi pod jej adresem. Ze znużeniem wyglądała przez szybę i obserwowała zmieniająca się scenerię. Kolej liczyła już swoje lata i czasami miało się wrażenie, że zaraz odpadnie któraś z części powodując katastrofę i śmierć na miejscu, okazało się ku jej uldze, że tylko takie sprawiała pierwsze wrażenie. Maszyna pracowała niezawodnie jakby ząb czasu, jej nie dotknął. Największym urokiem okazała się być jednak sama droga, która od czasu do czasu wiła się tuż nad zapierającymi dech w piersiach urwiskami, by następnie zanurzyć się w gęste, zacienione lasy. Co jakiś czas wydostawaliśmy się na słońce i przecinaliśmy niewielkie wioski, które sprawiały wrażenie wykutych z kamienia. Gdy pociąg z zgrzytem hamował na peronie mogłam uważniej się im przyjrzeć. Wzdłuż drogi piętrzyły się krzywe domki, ciasne kapliczki i zatłoczone gospody. Potem znów znikaliśmy w gęstym lesie, pozostawiając urokliwe miasteczka w tyle. Teraz rozumiałam jak bardzo dziki i niezbadany jest ten kraj, a bynajmniej cześć w której się znajdowałam. Podziwiając pejzaże i wsłuchując w monotonny stukot kół podróż w rzeczywistości długa, minęła bardzo szybko. Stacja kolejowa na której wysiadła znajdowała się na wzniesieniu, dzięki czemu dało się dostrzec urok miejsca w którym miała zamiar zatrzymać się na kilka tygodni. Mała wioska mogła liczyć nie więcej jak 700 mieszkańców. Znajdowała się w dolinie, otoczonej ze wszystkich stron górami, jak strażnikami którzy chronili tą ostoję spokoju od zepsutego świata poza ich granicami. Tak właśnie sądziła. Przez zachodzące słońce niebo było zabarwione wieloma odcieniami żółci i pomarańczy z czasem przechodzących w czerwień. Na wschodzie niebo przybrały barwę granatu. Wiedząc, że nadchodzi noc postanowiła nie marnować czasu i jak najprędzej dostać się do wioski i poszukać noclegu. Gdy dotarła do nie wielkiej osady, uliczki były już napal opustoszałe, słońce już dawno schowało się za górami, przynosząc zimny wiatr. Na szczęście pewien starszy pan widząc, nową twarz od razu wskazał jej drogę do jedynego pensjonatu?. Była zaskoczona zarówno śmiałością jak i niemal natychmiastową chęcią udzielenia pomocy. Po kilkunasto minutowym marszu jej oczom ukazała się niewielka dwupiętrowa gospoda stojąca na skraju lasu , gdzie góry graniczyły z linią drzew. Najprawdopodobniej była to najbardziej wysunięta w las część wioski, jednak nie przeszkadzało jej to, wręcz była z tego zadowolona. Jedną rękę pchnęła ciężkie dębowe drzwi i weszła do środka. Kilka ciekawskich par oczu odwróciło się by zobaczyć, kogo niesie o tej porze, jednak widząc drobną kobietę równie szybko wrócili do przerwanych zajęć. Wnętrze było przestrzenne, ciemne oświetlane kilkoma lampami i świeczkami. (opis wnętrza) Za niewielkim Konturkiem stała pulchna kobieta w średnim wieku, pomimo zmęczenia i zapewne ogromnej ochoty na sen w jej oczach wciąż czaiła się energia do pracy i ogromne pokłady pozytywnej energii. Wynajęła pokój i z góry zapłaciła kobiecie, dziękując również za życzenia miłego pobytu. Nie wiedziała czy będzie on miły czy nie ale będzie jej i tylko jej. Wynajęty pokój znajdował się na ostatnim piętrze, a swoim wystrojem nie powalał ani nie wzbudzał zgorszenia. Pojedyncze łóżko stało pod ścianą w oknach wisiały śnieżnobiałe firanki, po prawej stornie od drzwi stała szafa i niewielkie biurko całości dopełnił puszysty dywan na środku pokoju. Niedbale rzuciła swoją walizkę w kat pokoju, po całym dniu podróży była zbyt zmęczona by myśleć nad błahymi sprawami takimi jak brak telewizora czy radia. Wyciągnęła piżamę i walcząc z napływającą potrzebą snu zmusiła się, żeby pójść do łazienki. Nie myślała działała automatycznie. Rozebrała się, ale ubrania złożyła i odłożyła na miejsce. Naga weszła pod prysznic i odkręciła go na pełną moc. Zimna woda uderzyła w zmęczone ciało powodując początkowo nieprzyjemne uczucie przypominające kłucie setek drobnych igieł. Po kilku chwilach jednak poczuła, ze napięte dotąd mięśnie zaczęły się powoli rozluźniać. Zakręciła kurki i opatuliła się dużym puchatym ręcznikiem koloru wanilii. Po dokładnym wytarciu się i ubraniu piżamy, na która składały się bokserki i ukochana zbyt duża koszulka z zespołem Metallica. Przed opuszczeniem łazienki spojrzała w lustro i zobaczyła to czego się spodziewała. Patrzyła na nią młoda kobieta, albo raczej jej wrak. Skóra była wciąż niezwykle gładka, ale zbyt blada. Duże oczy w kolorze świeżej wiosennej trawy niegdyś zawsze ufne i wesołe, teraz smutne i bez wyrazu. Doliczyć też można było duże ciemne cienie pod oczami powstałe w wyniku stresu i wielu nieprzespanych nocy. Długie sięgające pasa włosy były w nieładzie. Powolnym krokiem kierowała się do łóżka. Kiedy wyładowała na miękkim materacu od razu poczuła się rozluźniona i bezpieczna. Nie minęła nawet minuta ,a dziewczyna już spała.
Przespała pół dnia. Zmusiła się, żeby wyjść spod ciepłej pierzyny i pójść do łazienki. Wykonanie porannych czynności zajęło tylko wilka minut. Włożyła wytarte dżinsy i ciemny zrobiony luźno tkany sweter. Zirytowana kilkoma kosmykami drażniącymi oczy, zaczęła zaplatać włosy w warkocz. Dopiero teraz poczuła jak była głodna, w końcu ostatni posiłek jadła na lotnisku w Paryżu. Otworzyła drzwi, szybko zbiegła po schodach i weszła do jadalni. Kilka stolików było już zajętych. Wybrała jeden, który był pusty i stał pod oknem. Najlepszym sposobem na ukrycie się było przebywanie wśród ludzi. Zamówiła lokalny specjał, który okazał się być zwykłym barszczem. To ją trochę zaskoczyło, jednak w rzeczywistości danie było bardzo smaczne i sycące, a przecież głównie o to chodziło. Po zjedzeniu solidnego posiłku postanowiła wybrać się na długi spacer. Nie wiedziała gdzie jest najbliższy sklep, a tym bardziej nie znała języka dlatego w pierwszej chwili trochę się zmieszała jak zaopatrzy się w prowiant. Na szczęście gospodyni znała na tyle angielski, że udało się nawzajem zrozumieć, była jednak ona na tyle miła, że postanowiła sama przygotować jej piknikowy koszyk. Była jej za to bardzo wdzięczna. Wróciła do pokoju, aby odpowiednio przygotować się na wyprawę w góry. Dżinsy zostały te same, sweter jednak został zastąpiony przez przylegającą bluzkę z długimi rękawami i narzuciła bluzę. Teraz uznała, że spakowanie sportowych butów okazało się być nie głupim pomysłem. Z wdzięcznością odebrała koszyk pełen jedzenie, dziękując właścicielce. Na zewnątrz zarzuciła na ramiona plecak i wyruszyła przedzierać szlaki. Bez pośpiechu szła ścieżką, która przez las prowadziła w góry. Wspinając się coraz wyżej pozwoliła, by myśli przeniknął spokój natury. Ptaki śpiewały, a wiatr lekko poruszał koronami drzew. Przysiadła na krawędzi kamienia i jedząc lunch podziwiała piękno rozciągającej się w dole doliny. Była głęboka i stroma, a w dole szumiał niewielki potok. W tej scenerii czuła się fantastycznie, cieszyła oczy wspaniałym widokiem rozciągającym się przed jej oczami. Czuła wewnętrzny spokój. Lekki wiatr rozwiewał włosy i przyjemnie chłodził skórę. Zamknęła oczy i głęboko odetchnęła. Odkąd była dzieckiem zawsze uwielbiała wycieczki, szczególnie te w góry. Zamknęła oczy i pozwoliła, żeby miłe wspomnienia zalały jej umysł. Mała dziewczynka pośpieszająca rodziców, chciała, jak najszybciej dotrzeć na szczyt. Jego zdobycie zawsze oznaczało jej ulubione bułeczki z nadzieniem waniliowym, które mama pakowała do plecaków. Radosna buzia, brudna od nadzienia z odstającymi na wszystkie strony włosami, tak wyglądała na fotografii upamiętniającej wycieczkę. Kiedy wyrwała się ze wspomnień słońce, chyliło się już ku górom. Odkąd tu przybyła stale traciła rachubę czasu. Wzięła plecak i zaczęła schodzić ze szlaku, którym wcześniej przybyła. Sakura zaszła głęboko w las. Nie zauważyła, kiedy ścieżka za jej plecami została tylko mglistym wspomnieniem, skrytym za niezliczonymi pniami drzew, krzewami paproci i mgły spływającej ze zbocza góry. Poprawiając rękawiczki na dłoniach rozejrzała się wokół. Ciemność zaczęła konsumować światło z szybkością, która ją przeraziła. Zaraz będzie ciemno. Pomacała kieszenie kurtki i zaczęła iść w stronę, która miała ją doprowadzić do ścieżki. Kiedy znalazła latarkę włączyła ją, ale nie pojawiło się żadne światło. - Skurw…. Sakura wylądowała na ziemi. Syknęła zaskoczona, rozmasowując nadgarstek, który ucierpiał przy spotkaniu z podłożem. Przetoczyła się na plecy. Usłyszała ciche jęczenie i na jej kostce zacisnęła się dłoń. W przytłumionym świetle zobaczyła kościstą, kobiecą dłoń o długich, poharatanych palcach. -Ajutor- wychrypiała ciemna postać rozciągnięta na skałach. Była to kobieta, starsza kobieta o siwych włosach. Sakura zerwała się na równe nogi, nie zauważyła, że czapka z jej głowy spadła i wylądowała w kałuży powoli krzepnącej krwi. Strzepnęła z kostki, dłoń umierającej kobiety i rzuciła się biegiem, lekko zarysowaną dróżką, miedzy drzwami. Latarka zaświeciła, ale było już za późno. Rozszerzone od zastrzyku adrenaliny źrenice już zauważyły. -Ciała- wyszeptała. Rozejrzała się wokół. Niektóre jeszcze się ruszały. Klatki piersiowe unosiły się w ostatnich agonalnych oddechach, a usta poruszały się wypuszczając zabarwioną krwią ślinę. Oddech agonalny, przypomniała sobie, to już koniec, im nie pomoże. Widziała kilka rąk wyciągniętych w jej stronę, które nie wykonywały nawet najmniejszego ruchu, a ich bladość kontrastowała z ciemnym poszyciem ziemi i granitowych skał. Sakura nie mogła zdecydować, czy raduje ją to, że one się nie ruszają jak ta kobieta. Przełknęła kilka razy pozbywając się dziwnego, kwaśnego posmaku z ust. Było jej słabo i czuła, że zaraz się przewróci. Usiadła pod drzewem, w miejscu, z którego nie widać było tej niewielkiej polany z ciałami. Nie, pomyślała, muszę tam wrócić. Jakkolwiek głupio by to zabrzmiało, chciała jeszcze raz zobaczyć tę kobietę. Musiała. Powrót tam, był dla niej bynajmniej nieprzyjemny. Z uporem maniaka, wyszukiwała miejsca do przejścia między ciałami, aż dotarła do kobiety. Wyciągnęła rękę i ściągnęła rękawiczkę. Palce szybko zareagowały na zimno i dzięki temu, gdy dotknęła jej policzka zauważyła, że jeszcze jest ciepła. Poświeciła latarką i zobaczyła głębokie cięcie biegnące od szczęki do obojczyka, przez które powoli wypływała krew. Musiała leżeć tutaj od niedawna, przy takim cięciu ludzie szybko się wykrwawiają. A krwi, jak razie, nie było zbyt wiele. Kobieta nie poruszyła się, nawet kiedy Sakura, zaczęła uderzać ją delikatnie po policzkach. - Martwa? Nie możesz być martwa- przeklęła i sprawdziła oddech.- Cholera. Usłyszała westchnięcie za swoimi plecami. Odwróciła się gwałtownie, stając twarzą w twarz z mężczyzną. Mężczyzna był zaskoczony jej widokiem. Zaintrygowała go. Umazana krwią, ale nadal się nie poddająca. Uśmiechnął się pod nosem. - Już dawno po niej. Nic nie zdołasz zrobić. Drgnęła słysząc ten głos, pełen drwiny i pewności siebie. Cisza, która zapanowała na krótką chwilę spowodowała dziwne napięcie, które o dziwo nie przytłaczało. Przełknęła ślinę. - Twoje dzieło? Mówiąc to odważyła się zlustrować go wzrokiem. Pierwsze co przykuło jej uwagę to masywne buty sięgające kolan. Następne były czarne dżinsowe spodnie i gruby płaszcz. Teraz cieszyła się, że jej oczy przyzwyczaiły się wystarczająco do ciemności. Pomimo swoich 170 cm z których była dumna, to on był wyższy o ponad głowę, została więc zmuszona do zadarcia głowy. To również jej nie odpowiadało, ale co mogła zrobić. Chcąc nie chcąc musiała przyznać, że był bardzo przystojny. Jasna cera kontrastowała z czarnymi włosami. Jednak to jego oczy najbardziej przykuwały uwagę, czarne jak otchłań , miała wrażenie, że została przez niego pochwycona i nie może się ruszyć. Na jego ustach widniał kpiący uśmiech. Całość stanowiła mieszankę wybuchowa. Czekała, i wpatrywała się w niego ponaglającym spojrzeniem. Przez sekundę miała wrażenie, że jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył , jednak nie ocieplił zimnego spojrzenia. Nie wiedział kim był, ani jakie miał zamiary przeczuwała jedynie, że jej nie skrzywdzi, a to już zawsze coś. -Oczywiście, jak ci się podoba?- Niewątpliwie był zadowolony z sytuacji. Chciał ją przestraszyć, zobaczyć przerażenie i panikę w jej oczach. Jednak one nie chciała grać w jego małym przedstawieniu. Rola jaką jej przypisał nie pasowała do niej, i sam już o tym dobrze wiedział. Zaskakiwała go swoją innością. -Jak na masakrę, która pochłonęła dziesięcioro ludzi, wyjątkowo malownicze- głos się jej załamał. Podniosła dłoń i zaświeciła mu latarką w oczy. Nie zdołała wiele zobaczyć, przebłysk białej skóry, kilka ciemnych kosmyków przyklejonych do czoła. Nieznajomy zasłonił oczy ramieniem zanim odtrącił jej rękę szybkim ruchem dłoni. - To boli- syknął. - Delikatny jesteś jak na mordercę. Niesamowite. Nie odpowiedział. Jego wzrok powędrował do jej dłoni, uśmiechnął się jak kot. - Twoje zupełnie bezsensowe próby ratowania jej zaowocowały tylko krwią na twoich dłoniach. Może jestem potworem, ale moje dłonie są czyste. Jestem, można to tak ująć, porządnym potworem. Sakura uniosła dłonie. Księżyc, który w między czasie zdążył zająć miejsce na niebie, oświetlił słabym, trupim światłem plamy krwi na jej palcach. Opadła na kolana, wycierając palce w materiał spodni. Przypomniał się jej wieczór, który przesądził o jej życiu. Wtedy też miała krew na rękach. - Boisz się krwi, mała istoto? Dziewczyna podniosła wzrok i ujrzała jego zadowoloną twarz wymodelowaną blaskiem księżyca. - Jestem dużą dziewczynką, jeśli potrzeba mogę się pobrudzić- syknęła Sakura, gwałtownie wstając. Zrobiła zamach prawą ręką, ale szybko sparował cios. Atakowała prawą stronę jego twarzy. Jednak zrobił błąd, nie zatrzymał jej przed uderzeniem na odlew, a ostra skała, którą trzymała w dłoni rozorała mu policzek. Nawet nie mrugnął. Lewą ręką złapał ją za gardło i pchnął w stronę najbliższego drzewa. Uniósł nad ziemię na tyle, że nawet nie dotykała palcami ziemi. Zrównał ich. Zaryła paznokciami jego przedramię. - Widzę, że masz wprawę- szepnął.- Dobrze, młoda kobieta powinna się bronić. Ściskał ją za gardło, ale nie na tyle żeby nie mogła oddychać. Trzymała szeroko otwarte oczy, obserwując jak cięcie na jego policzki znika, pozostawiając po sobie tylko krwawą smugę. Zaczęła się wiercić, chociaż znacznie zwiększył nacisk na jej gardło. - Myślę, że przyparta do drzewa nie mam możliwości się bronić. Daj mi szansę się bronić- powtórzyła z naciskiem. - Uwierz mi, mała istoto, nie masz ze mną szans. I chociaż zabijanie z zasady przynosi mi radość, nie lubię gdy ofiara nie ma żadnych szans. Mam zasady. - A co z tymi ludźmi? Oni przecież oni się nie bronili. Nieznajomy zmarszczył brwi. - Dałem im czas na ucieczkę, a kiedy uciekali ja ich tropiłem. Takie zabawy lubię i nie łamią zasad. Wilk syty i owca cała. - Z naciskiem na wilk- zaśmiała się gorzko.- Potwór z zasadami, śmieszne. W jakim świetle się świecisz odmieńcu i na ile kolorów? Przybliżył twarz. Zaciągnął się jej zapachem jakby wąchał drogie, francuskie perfumy, które z każdą sekundą ujawniają następną nutę zapachową. - Odważne z ciebie stworzenie- powiedział, a jego usta wykrzywił uśmiech.- Może cię nie zabiję. Szkoda potencjału. Jej paznokcie głębiej zaryły mu przedramię. - Czekasz aż zacznę błagać o litość?- wysapała chwytając ściskającą ją dłoń, która miarowo zaciskała się mocnej. Bezskutecznie starała się odgiąć jego palce. - Na to czekam- zgodził się- Lecz, również wiem, że to nigdy się nie stanie. A chcesz wiedzieć skąd to wiem?- Pogładził wolną ręką jej włosy. Przeszedł ją dreszcz.- Bo jestem taki sam. Zdążyła tylko zmrużyć oczy. Błysnął zębami w uśmiechu i przed jej oczami zapanowała ciemność.
Niemrawo zaczęła otwierać oczy. Światło słoneczne wpadające przez okno padało na jej twarz. Dawały przyjemne ciepło, ale również nieprzyjemnie kłuły w oczy. Z ociąganiem podniosła się do pozycji siedzącej. Stopy swobodnie spuściła wzdłuż łóżka. Drewniana podłoga byłą przyjemnie chłodna. Z bólem próbowała przyswoić sobie wspomnienia wczorajszego dnia. Pamiętała jedynie, że wybrała się na spacer po górach. W tej samej chwili piękne krajobrazy lasu zostały zastąpione przez makabrycznie powyginane ciała. Zerwała się z łóżka i pobiegła do łazienki. Odkręciła kurek i zaczęła mocno szorować dłonie, na których wciąż były plamki krwi, świadczące, że wydarzenia które miała w pamięci wcale nie były snem, a rzeczywistością. Kiedy jej dłonie były już czyste z głębokim westchnieniem spojrzała w lustro. Jej wzrok zsunął się na szyję, gdzie dostrzegła ciemne ślady po palcach. Jego palcach. Momentalnie zamknęła oczy chcąc wyrzucić te wspomnienia z pamięci. Niestety od razu przypomniała sobie jego oczy i drwiący ton głosu, na którego wspomnienie dostawała dreszczy. Zaklęła wściekła, uderzając w porcelanową umywalkę. Bała się go, choć nie chciała tego przyznać, ale z drugiej strony chciała wiedzieć kim był. Żeby jakiś durny mężczyzna mógł wywołać w tej tak sprzeczne uczucia. Była zdeterminowana, żeby go znaleźć i odpłacić mu z nawiązką za to jak ją potraktował, upokorzył. Ową determinację wyrażały wściekłe zielone oczy, które po raz pierwszy od długiego czasu ukazywały jakieś emocje. Szybko umyła się i ubrała. Musiała wygrzebać z dna walizki jakiś golf, który choć odrobinę by ukrył ślady na szyi. Dla większej pewności opatuliła się jeszcze cienką apaszką. Zanim wyszła zaczerpnęła trzy głębokie oddechy by się uspokoić. Teraz z lekkim uśmiechem schodziła do jadalni. Zamówiła jakieś danie, nawet nie zwracając zbytniej uwagi czym ono było. Kiedy kończyła posiłek uświadomiła sobie, że nie ma żadnego punktu zaczepienia. Zdecydowała wrócić na polanę. Zapłaciła i spokojnie opuściła gospodę, jednak po paru minutach już biegła. Mrowiło ją w całym ciele, musiała poznać prawdę. Szybko pokonała tak długą trasę, w dodatku biegnąc pod górę. Teraz rozróżniała pojedyncze elementy. Stąpała więc ostrożnie. Wciąż łapiąc oddech oparła się o pień potężnego drzewa. Wyczuła w nim wgniecenie, więc spojrzała na nie uważniej, doznając szoku. To do tego drzewa była przyparta zeszłej nocy. Zacisnęła żeby i powoli odchyliła liść dużej paproci, zasłaniającej jej widok. To tutaj dokonał tej rzezi. Zaskoczona zamarła. Polana wyglądała zwyczajnie. Nic nie wskazywało na to, że kilka godzin wcześniej to miejsce było skąpane we krwi. Przez chwilę myślała, że to tylko jej wyobrażenia. Że nieznajomy z lasu, był tylko jej dziwną fantazją erotyczną. Mimowolnie obronnym gestem dotknęła śladów na szyi. Czuła jak rośnie w niej gorycz. Zapewne spodziewał się, że tu przyjdzie albo postępuje tak zawsze. W jej głowie zaczął formować się plan. Muszę wrócić to miasta, postanowiła. Powrót zajął jej więcej czasu, który wykorzystała na chłodną ocenę absurdalnej stacji w której się znalazła. Wróciła do gospody. Była zdruzgotana, nie dość, że nic nie znalazła i zmarnowała czas to przysporzyła sobie bolących otarć od nie rozchodzonego jeszcze obuwia. Została jedyna opcja, która przychodziła jej na myśl. nie mając wielkiego wyjścia zaczęła wypytać gospodynie o różne rzeczy, cały czas powstrzymując się przed powiedzeniem za dużo. Po dłuższych próbach udało jej się dowiedzieć, że w pobliżu jest niewielki sklepik z różnymi starociami i może uda jej się znaleźć to czego szuka. Dobrze by było, gdyby sama wiedziała czego szuka. Faktycznie, stary sklepik przypominał dom starej baby jagi. Niepewnie zapukała i weszła do środka. Jeżeli z zewnątrz był dziwny to jego wnętrze biło na głowę. Całość miała iście szamański wizerunek. Nie przyszła tu jednak na podziwianie gustu w meblowaniu wnętrz. Ku jej uldze zza ogromnego regału wyszła stara kobieta. Wyciągnęła z kieszeni kartkę z rumuński tłumaczeniem, tego co chciała jej przekazać. Kobieta jedynie wybuchła śmiechem i wskazała na stosy książek, leżących na podłodze. Sakura była zażenowana, ale cieszyła się, że znalazła chociaż tyle. Kucając zaczęła przeglądać zakurzone tomy. Książki były bardzo stare z łatwością to poznała po stanie papieru i okładek. Uwielbiała książki, jej niewielkie mieszkanie było ich pełne. Z reguły nie przywiązywała się do rzeczy materialnych, odstępstwo od tej reguły stanowiły jej ukochane książki. Definicją odpoczynku był wieczór z książką i gorącą herbatą. Teraz przebywając tutaj poczuła, że odzyskuje cząstkę swojego dawnego życia. Przeglądała któryś tom z kolei i nie zlazła nic godnego uwagi. Poddała się już, zaczynała godzić się z porażką, gdy jej oczy padły na mały notesik rozmiarów zwykłego zeszytu. Był nawet podobnej grubości. Wszystkie notatki były po rumuńsku, ale wyłapując pojedyncze słowa, wiedziała, że trafiła w dobre miejsce. Zapłaciła, podziękowała i wróciła do zajazdu. Było już późne popołudnie i ostatnie promienie słoneczne zalewały pokój ciepłymi barwami. Sakura leżała na łóżku i uważnie przeglądała zawartość książki. Niektóre słowa były podkreślone czy zaznaczone- te wpisywała w tłumacze internetowe. W tym momencie dziękowała za dostęp do sieci poprzez telefon. Znaczenie pojedynczych słów nie było najmniejszego sensu, ale w ogólnym kontekście, zaczęło tworzyć się coś w miarę logicznego, lecz wciąż niezrozumiałego. Pochłonięta szukaniem ogólnej treści nie zauważyła, że zrobiło się ciemno. Dopiero zimny wiatr wyrwał ją z rozmyślań. Ostrożnie wstała i zamknęła uchylone okno. Wyraźnie czuła każdy mięsień, który jej ścierpł od długiego przebywania w jednej pozycji. Powstrzymując ziewanie poszła do łazienki, zamierzała wziąć długi i gorący prysznic. Stojąc pod gorącym strumieniem całkowicie straciła rachubę. Zakręciła kurki i zawinęła mokre ciało w puszysty ręcznik. Włosy wytarła i zaczesała gładko to tyłu. Wciąż w ręczniku wyszła z zaparowanej łazienki przy okazji łapiąc oddech świeżego powietrza. Zmarszczyła brwi, kiedy jej łydki owiał zimny wiatr. - Przecież zamykałam to okno- powiedziała do siebie i trzymając ręcznik w miejscu jedną ręką domknęła drewniane, staromodne okno do framugi. W tym samym momencie poczuła pewną zmianę. Coś było nie w porządku. Znieruchomiała i omiotła pokój czujnym spojrzeniem. Choć wcale nie musiała tego robić. Naprzeciwko niej na łóżku leżał jej wczorajszy koszmar. Spokojny wertował kartki książki nawet nie zwracając uwagi na jej treść. Zszokowana wpatrywała się w niego nie wiedząc skąd się wziął, jak ją znalazł lub co zamierza zrobić. - Załóż to- rzucił w nią spodniami, jakąś bluzką i, o zgrozo, czarnymi majtkami.- Nie rozmawiam z kobietami, kiedy nie mają na sobie ubrań. Sakura złapała je w locie, prawie tracąc okrycie w postaci ręcznika. Przełknęła narastającą gulę w gardle i przeklęła soczyście. - Grzebałeś w moich rzeczach? - Usprawiedliwione zło- podsumował.- Za to ty też grzebałaś, prawda? W mojej przeszłości?- pomachał jej porzuconym na łóżku zeszytem.- Ciekawe. Dawno się tak nie bawiłem obserwując człowieka. - Zawsze mi mówiono, że jestem dobrą rozrywką- powiedziała, starając się żeby jej głos nie zadrżał. - Nie wątpię w to- w jego oczach błysnęło coś niebezpiecznego. Zadrżała.- Idź się ubrać, mamy sprawy do załatwienia. Sakura pokręciła energicznie głową. Była zdeterminowana, i nagle nabrała pewności siebie. Jesteś w pensjonacie pełnym ludzi, tutaj nic ci nie zrobi, pomyślała. - Nigdzie nie idę, na pewno nie z tobą. Ostatni raz, kiedy cię widziałam chwaliłeś się, że utopiłeś tuzin ludzi, w ich własnej krwi, potem próbowałeś mnie udusić, a kiedy zabawa ci się znudziła, to ogłuszyłeś mnie. Nawet nie wiem jak tutaj się dostałam. -Zabiłem dziesięć osób- zauważył sucho, zaskoczony jej bezpośredniością. - Jesteś skrupulatny jak na psychopatę, który świeci się w słońcu, a w wolnych chwilach bawi się ludźmi jak lalkami. - Prowadzę rejestry, wiesz, żeby potem wysyłać listy z kondolencjami do rodzin moich ofiar- odparował, poczym płynnym ruchem wstał z łóżka. Podszedł do niej tak blisko, że prawie zaryła nosem w jego czarną koszulę. Dotknął delikatnie jej gardła. Miał lodowate palce.- A za to przepraszam, naprawdę dawno nie dotykałem człowieka, którego potem nie miałem zamiaru zabić. - A teraz po co przyszedłeś? Omówić szczegóły mojego pogrzebu i tego, co masz napisać w liście kondolencyjnym do moich rodziców. - Nie, jeśli się ubierzesz i przestaniesz rozpraszać mnie tą swoją nagością, bo wiesz, że ten ręcznik bardzo mało zakrywa, to powiem ci po co tutaj jestem, Sakuro. Dziewczyna uniosła brew. - Nie powiedziałam ci mojego imienia- zaczęła ostrożnie. - Nie musiałaś, wystarczy mi, że nosisz dowód w portfelu- wyciągnął z kieszeni jej portfel i pomachał jej nim przed oczami.- Jeśli pojedziesz ze mną, to go odzyskasz. - Ja nadal nie znam twojego. Mamy bawić się w pseudonimy? Jak chcesz to możesz być Michelangelo, przypominasz mi trochę Wojowniczego… - Sasuke Uchiha- uciął.- Jeśli już musisz je znać. Wracając do twojego dowodu, jedziesz ze mną? Zawahała się. Czuła, że i tak nie ma wyboru. - Wrócę z tej wycieczki?- zapytała nagle drżącym głosem. Zmarszczył brwi, jakby nagle zaczął się wahać. - Mogę cię zapewnić, że żadna krzywda z mojej strony cię nie spotka- powiedział po chwili ciszy. Minęła go i idąc w stronę łazienki rzuciła przez ramię: - Pocieszyłeś mnie, wiesz?
Kiedy ubrana wyszła z łazienki, on stał przy oknie. Rzucił jej wściekłe spojrzenie i zniecierpliwiony złapał ją w pasie, poczym przerzucił sobie przez ramie. Dla niego była lekka jak piórko, zauważył w tedy jak bardzo jest szczupła. Przez chwilę się szarpała, jednak szybko mu ustąpiła. Zbyt szybko pomyślał. Nie zastanawiając się dłużej wyszedł na balkon po czym z niego zeskoczył. Tego się nie spodziewała, pokój znajdował się na wysokości dobrych dziesięciu metrów, a on wyskoczył z niego jakby zeskakiwał z krawężnika. Wiedziała, że dla niego to nic, bała się o swoje życie. Postawił ją dopiero parę metrów dalej, otwierając drzwi samochodowe od strony pasażera. Dżentelmen się znalazł pomyślała ze złością, ale bez żadnych sprzeciwów weszła do samochodu. Był to duży jeep. Chwilę po tym jak zapięła pasy, odjechali, pozostawiając bezpieczną wioskę za sobą. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nie wie, gdzie ją zabiera. Była oszołomiona, ale nic po za tym. Powiedział, że jej nic nie zrobi i tyle jej wystarczało. Ze znużeniem patrzyła na mijane krajobrazy. Zmierzali w samo serce pięknych i niebezpiecznych gór. Przedzierali się przez leśne gęstwiny trasami, o których pewnie już nikt nie pamiętał. Czasami wjeżdżali na ugruntowaną drogę, ale przeważnie jechali nieznanymi szlakami. Samochód co chwila podskakiwał na nierównym gruncie, przez co Sakura nabawiła się kilku siniaków. W ciągu tej dziwnej wycieczki minęli kilka pięknych miejsc. Właśnie przejeżdżali nad jeziorem, które pięknie odbijało światło księżyca. Dopiero teraz zauważyła, że panująca cisza tworzyła dziwne napięcie. Oderwała spojrzenie od widoku za szybą i spojrzała na niego kątem oka. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji poza całkowitym skupieniem. Podobnie jak ona nie odzywał się. Nie było kpiących uśmieszków i zgryźliwych komentarzy. I w tedy zrozumiała, że coś jest z nim nie tak. Coś go dręczyło. - Jeśli dręczy cię to, że poczułam twoją rękę na swoim tyłku, to nie musisz przepraszać. Nie zawsze ktoś mnie tam dotyka, ale rozumiem, że to była kwestia bezpieczeństwa, żebym się nie zsunęła z twojego ramienia. - A zapanowała między nami taka przyjemna, niezobowiązująca cisza. Sakura wzruszyła ramionami. - Sądzę, że można wykorzystać ten czas, który musimy spędzić razem w lepszy sposób, niż milcząc i kontemplując nasz pobyt w tym wszechświecie. Nadal są pytania na które potrzebuję odpowiedzi. Skręcił gwałtownie i Sakura musiała przytrzymać się deski rozdzielczej żeby nie wybić o nią zębów. - Masz już przygotowaną listę?- zapytał markując uśmiech. - Cały plik kartek z pytaniami- poprawiła go. Samochód gwałtownie podskoczył. Sakura sapnęła. - Chciałabym zacząć, wiesz zanim rozbijemy się na jakimś drzewnie. - Niestety twoje pytania muszą zaczekać, nie mogę pozwolić żeby dowiedzieli się, że wiesz o nas więcej niż dotychczas. Mogli by zabić się bez rozmawiania z tobą. - Jacy oni? To pytanie również zostało bez odpowiedzi. Sakura sapnęła zirytowana. Mimo napędu na cztery koła jeep co chwila podskakiwał na nierównym podłożu. Zaczęła się zastawiać nad sytuacją w której się znalazła, a kiedy odzyskała kontakt ze światem uzmysłowiła sobie gdzie się znajduje. Ogromny dom zbudowany w starym stylu wznosił się na górskim stoku. Ciemny kamień zdawał zlewać w jedno z otaczającym go ciemnym lasem. Po raz pierwszy od bardzo dawna czuła się zagubiona. Ruszyli ramię w ramię. Gdy przekroczyli masywne drewniane wrota starego zamku, usłyszała głośny trzask gdy się zamykały. Kamienny gotycki hol był tak wysoki, że krąg prawdziwych płonących pochodni nie był w stanie go oświetlić. Sasuke ruszył przodem prowadząc ją przez korytarze, które w rzeczywistości przypominały tunele w jaskiniach. Ten zamek był istną kryjówką. Labiryntem. Idąc dalej korytarze zwężały się, a schody stawały się bardziej strome. Przez cały czas próbowałam zapamiętać trasę na próżno. Sasuke prowadził ją ciemnym, kamiennym korytarzem. Ich kroki odbijały się od ścian, sprawiając wrażenie, że przez hol maszeruje cała armia ludzi. Sakura zaczęła się denerwować, miała ochotę obgryzać paznokcie, albo wypalić papierosa. Albo od razu całą paczkę. Korytarz lekko zakręcał prowadząc do przepierzenia, za którym znajdowały się schody. Lekka, złotawa poświata płynęła na podłogę. - Mówienie zostaw mi- poprosił cicho. - Umiem trzymać język za zębami, kiedy zechcę- syknęła. Za odpowiedz posłużyło jej spojrzenie, które jej posłał. - Prowadzisz mnie na egzekucję?- zapytała, w nadziei, że tym razem jej odpowie. - Nie teraz, pogadamy o tym później- syknął. Właśnie wchodzili na schody. - Będzie jakieś później? - Jeśli się teraz zamkniesz to będzie. Już ja o to zadbam. Rzuciła mu spojrzenie, od którego powinny stanąć mu włosy na karku. Na nim chyba nie zrobiło ono wrażenia, pewnie widział straszniejsze. I pewnie takie, też posyłał, pomyślała. Nie wiedząc czego się spodziewać szła za nim potulnie. Jedną ręką pchnął mosiężne drzwi i wszedł do środka z dumnie uniesioną głową. Sakura szła za nim schowana za jego plecami. Ostrożnie zaczęła lustrować ogromną salę w jakiej się znalazła. Jeżeli wcześniej miała jakieś obawy związane z zamkiem to teraz owe obawy narosły do rozmiarów Himalajów. Ogromna sala w całości wykonana z czarnego marmuru, zionęła niewyobrażalnym chłodem i aurą śmierci. Po bokach były niewielkie nawy odgrodzone wysokimi arkadami o ostrymi łukach wspartych na smukłych kolumnach. Jedynym źródłem światła był olbrzymi kryształowy żyrandol, na którym tliło się kilkadziesiąt świec. Ich blask był zbyt słaby by oświetlić całą salę, ale dawały go wystarczająco dużo by przegnać przerażające długie cienie. Sala była bardzo długa, kiedy dotarli do jej połowy Sasuke nagle się zatrzymał przez co wpadła na niego. Nie wiedząc czemu stoi nieśmiało wychyliła się by zobaczyć co się dzieje.
Obok wielkiego stołu stało troje ludzi. Dwóch mężczyzn w czarnych, eleganckich garniturach i kobieta w długiej, czarnej sukni. Na ich widok przerwali rozmowę. - Podejdźcie bliżej- powiedziała kobieta, przywołując ich bladą jak alabaster dłonią. Sasuke rzucił jej nieznoszące sprzeciwu spojrzenie. Nie żeby chciała się sprzeciwić kobiecie. Jak na gust Sakury była ona przerażająca. Wysoka, smukła, porażająco piękna. Długie, prawie białe, włosy kręciły się delikatnie, migocząc srebrzyście w przytłumionym oświetleniu pomieszczenia. Nie wyglądała staro, Sakura dałaby jej najwyżej osiemnaście lat, jednak coś w sposobie bycia podpowiadało jej, że ma do czynienia z kimś wiele starszym. Z kimś, kto widział jak świat powstawał i upadał, pomyślała. - Zatem ty jesteś tą dziewczyną, która odkryła ciała w lesie i której los mamy dziś omówić. Proszę, siadajcie. Sakura odważyła się spojrzeć w oczy kobiety. Były przeszywające, jasno zielone. Piękne. -Amaris, przejdźmy do rzeczy- westchnął Sasuke.- Nie musisz bawić się w uprzejmości, nie jesteś w tym najlepsza. Kobieta spojrzała na niego. Na jej ustach pojawił się cień uśmiechu. - Chcesz wiedzieć w czym jestem najlepsza? Niech za podpowiedź posłużą ci dwa słowa. Ucinanie głowy- odwróciła się do nich plecami i powoli podeszła do stojącego za stołem, dużego dębowego krzesła. - Możesz być moim dzieckiem, ale to nadal ja decyduję. To, że daję jej wybór jest tylko aktem mojej dobrej woli, bo prosiłeś mnie o to. Równie dobrze Izaur może ją zabrać do swojego pokoju zabaw i zrobić z niej kolejną zabawkę. Mogę również pozwolić Hadrianowi rzucić ją na pożarcie ogarom- usiadła na krześle i założyła nogę na nogę.- Jednak dzisiaj jest dzień dobroci dla dziewczynek, które włócząc się po lesie napotkały nieostrożnego wampira. Siadajcie, zawsze mogę zmienić zdanie. Czarnowłosy mężczyzna siedzący po prawej stronie Amaris, pochylił się w jej stronę i szepnął jej coś na ucho. - Később, barátom- powiedziała i przeniosła świdrujący wzrok na dziewczynę.- Sakuro, wiem, że znalazłaś się w trudnej sytuacji, ale muszę powiedzieć, że to tylko twoja wina. Od wielu tysięcy lat, mój gatunej istniał i ukryciu, nie wadząc nikomu, czasami tylko oczyszczając społeczeństwo z jednostek, które sprawiały, że świat stawał się gorszy. Niestety wy ludzie, macie tendencję do czynienia zła w ilości, która przeraża, nas istoty wieczne. Dlatego niedawno postanowiliśmy przestać kierować się kodeksami i zabijamy kogo popadnie. Mówię ci to tylko po to, żebyś nie miała złudzeń, że będę miłosierna. Robię to tylko dlatego, że Sasuke poprosił dla ciebie o łaskę. Dam ci jednak wybór, między życiem a śmiercią. Możesz zostać przy nas i żyć. Prowadzić egzystencję zdala od wszystkiego co znałaś, albo umrzeć. Widzidzisz, drogie dziecko, nie pozawalamy śmiertelnikom przeżywać jeśli znają nasz sekret. Dla ciebie zrobię wyjątek. Zastanów się dobrze i dokonaj dobrego wyboru. Kiedyś byłam w twojej sytuacji i źle go dokonałam. Przeniosła melancholijne spojrzenie na Sasuke. Przez chwilę patrzyli sobie głęboko w oczy i Sakura poczuła się nieswojo. Jakby przekazywali sobie myśli na odległość. -Idźcie już, masz czas do jutra dziecino. Jutro już nie będzie odwrotu. Sasuke wstał. Podał Sakurze dłoń, którą ujęła. Oszołomiona pozwoliła wyprowadzić się na zewnątrz. Oparła się o chłodną karoserię samochodu. - Jesteście bardzo melodramatyczni- powiedziała i zaniosła się histerycznym śmiechem. Sasuke zdążył tylko rzucić jej zdziwione spojrzenie zanim zaczęła płakać. Kiedy już się uspokoiła, a Sasuke upewnił się, że napad histerii więcej się nie powtórzy, oznajmił, że zabiera ją do swojego domu. Sakura czując, że nie ma innego wyboru kiwnęła głową. Mimo to, jej wrodzony upór nie dawał jej spokoju. Stojąc przed pancernymi, a przynajmniej tak wyglądającymi, drzwiami kamiennego, dużego domu, zaplotła ręce na piersi i pokręciła głową. Sasuke spojrzał na nią jak na wariatkę. - Nie wejdę tam- powiedziała hardo. - Nie musisz, równie dobrze mogę cię zabić tu i teraz- warknął Sasuke. Zmarszczyła brwi. Nie wiedziała jeszcze jaką decyzję podejmie, ale chciała mieć czas na zastanowienie. Śmierć z powodu upartości raczej nie wchodziła w rachubę. - Czemu właściwie ci zależy? Przemilczał jej pytanie i cicho podążył za nią. Zdecydowanie przekroczyła próg i przeszła długim korytarzem do przedpokoju. Sasuke podniósł rękę i wskazał otwarte drzwi po prawej stronie . Pokój był duży i urządzony ze smakiem w staroświecki sposób. Naprzeciwko wejścia znajdował się kominek. Cała ściana po prawej stronie była zrobiona ze szkła, za nim rozciągał się piękny widok na las. Obok była duża skórzana kanapa, dwa głębokie fotele i stolik kawowy. Przeciwległą ścianę zajmował duży telewizor natomiast kamienną podłogę ozdabiał olbrzymi turecki dywan. Stała tyłem i czuła jego palące spojrzenie na swoich plecach. Nie wiedziała, jak ma się zachowywać więc to jemu przekazała pałeczkę. Odwróciła się do niego i spojrzała z wyczekiwaniem. Stał oparty o futrynę, miał beznamiętny wzrok, jednak ona jakimś cudem dostrzegła cień smutku. Było mu przykro i zastanawiała się dlaczego. - Sprowadziłam to na siebie, nie musisz się obwiniać- zaczęła delikatnie podchodząc do niego. Zmrużył oczy. - Nie jest mi smutno- zaprzeczył ostro. Sakura przekrzywiła głowę i spojrzała na niego unosząc brew.- To prawda. Co kol wiek myślisz o mnie złego jest prawdą. Nie szukaj we mnie ideału romantycznego chłoptasia. - Nawet nie mam zamiaru zaczynać szukać, tutaj, w tej opuszczonej przez Boga krainie. Mimo wszystko widzę, że bijesz się z myślami. - Jutro musisz dać Amaris odpowiedź, lepiej pokażę ci gdzie możesz spać- uciął. Sakura pozwoliła żeby szedł kilka kroków przed nią. Zaprowadził ją krętymi żelaznymi schodami na wyższe piętro domu. Z zewnątrz dało się dostrzec, że jest ogromny, jednak w środku wręcz obezwładniał swoim rozmiarem. Na końcu długiego korytarza znajdował się jej nowy pokój. Jej azyl albo więzienie. Czekał, aż sama zdecyduje się wejść do środka. Na szczęśnie dosyć szybko się zdecydowała. Pokój był przestronny i pomimo gęstej ciemności światło księżyca przedostawało się przez okno i rozświetlało pokój. Wiedziała, że meble to antyki wykonane z ciężkiego wiśniowego drewna. Ogromne łóżko z baldachimem stało na środku pokoju. Biały, jedwabny baldachim spływał z góry na łóżko. Toaletka oraz lustro znajdowały się przy ścianie. W lustrze odbijało się jasne światło. Srebrna szczotka i grzebień pasujące do siebie idealnie, leżały na blacie komódki. Wyglądały tak jak by nigdy nie były używane. - Zostawię ci w łazience jakieś ubrania, jutro pojedziemy po twoje rzeczy- powiedział wycofując się do drzwi. - Naprawdę mam wybór? Czy ona po prostu chciała mi dać złudną nadzieję? Oparł się o framugę drzwi i zamknął na chwilę oczy. Po chwili zaczął mówić. - Amaris jest jednym z najstarszych żyjących wampirów. W jej ustach obietnice brzmią inaczej, ale zazwyczaj stara się ich dotrzymywać . Usiadła na łóżku i nieśmiało spojrzała w jego stronę. - Znasz ją długo? Jesteś jej synem? Sasuke uśmiechnął się. Błysnęły koniuszki białych zębów. - Nie jestem jej synem w sensie zrozumiałym dla człowieka. Jestem tym, którego stworzyła. - Dawno to było?- podjęła temat zachęcona tym, że na wcześniejsze pytania odpowiedział. Wyprostował się i przekroczył próg pokoju, sięgając po klamkę spojrzał na nią przelotnie. -Dobranoc Sakuro.
Sakura wycierając włosy ręcznikiem usidła na łóżku. Płakała. Zmywając brud dnia pod prysznicem płakała. Rozczesując włosy grzebykiem, który zawsze miała schowany w kieszeni kurtki, płakała. Powoli mała dosyć samej siebie. Nadal nie miała pewności do co wybory, którego miała dokonać. Zostać tutaj, zestarzeć się, umrzeć. Wybrać śmierć. Jej myśli krążyły tylko wokół tego. Przekręcając się z boku na bok, pod ciepłym okryciem usłyszała ruch na dole. Wstała z łóżka i boso wyszła na korytarz. Ostrożnie stawiała każdy krok. Mimo, że starała się być niezauważalna to zdawała sobie sprawę, że on i tak wie o jej nocnych wycieczkach. Schody były dosyć strome, a dodatkowa ciemność nie pomagała musiała więc trzymać się mocno poręczy. Stawiając stopy na kamiennej podłodze od razu poczuła jej chłód. Na myśl przyszły jej setki maleńkich igieł boleśnie wbijających się we wrażliwe ciało. Zwalczyła grymas i zaczęła się rozglądać. Cisza domu była nie przebrana, tylko jej delikatny oddech świadczył o jakimkolwiek życiu wewnątrz niego. Przeszła już całe dolne piętro i niczego nie znalazła. Oczywiście dom jest tak samo tajemniczy jak jego właściciel pomyślała. Już miała wracać gdy postrzegła cienki strumyk światła, wydobywający się spod uchylonych drzwi. Na palcach zbliżyła się do nich i próbowała wyłapać wszystko co istotne. Pierwszym co zobaczyła było duże, wiktoriańskie łoże, podobne do tego w jej pokoju. Pościel była w nieładzie, jakby ktoś właśnie z niej wstał. W rogu stał regał na książki. Wypełniony różnym rodzajem egzemplarzami: w twardej oprawie, w miękkiej, klasyka i współczesne thrillery. Okładki były dobrze przetarte, a kanty pozaginane, co świadczyło, że wszystkie były często czytane. Dwa krzesła stały przy regale. Staromodne z wysokim oparciem. Pomiędzy nimi stał mały stolik, a rzeźbiona z drewna lampa, wystająca ze ściany świeciła z góry na niego. Dostrzegła go siedzącego na jednym z foteli. Wciąż ubrany w te same czarne dżinsy, bosy a jego koszula była cała rozpięta. Zgarbiony z upuszczoną głową niczym ostatni przegrany. W ogóle nie przypominał tego dumnego gbura sprzed kilku godzin. Lustrując go zatrzymała wzrok na umięśnionej klatce piersiowej doznając szoku. Piękne, nieskazitelne ciało szpeciła szeroka blizna. Była jasna ale wciąż widoczna. Musiała zagoić się już dawno temu. Wrodzona ciekawość chciała wiedzieć jak się jej dorobił, zdawała sobie jednak sprawę, że musiał ogromnie cierpieć. Patrząc tak na niego dostrzegła też mały krzyżyk znajdujący się w jego zaciśniętej pięści. -Równie dobrze możesz podejść bliżej. W ogóle nie zdziwiła jej obojętność jego głosu. Pchnęła drewniane drzwi i zbliżyła się na kilka kroków. - Co trzymasz w dłoni?- zapytała. Schował krzyżyk do kieszeni. Wstał. - Jeśli nie zrozumiałaś, głupia ludzka dziewczyno, to zaproszenie do wejścia do tego pokoju, to był sarkazm. Jeśli masz tutaj mieszkać, to musisz wiedzieć, że do mojego pokoju nie ma wstępu, nikt poza mną. - To chyba właśnie skalałam świętą ziemię i wcale nie mam wyrzutów sumienia. – Czy trzymałeś krzyżyk? Czy ty się w ogóle modlisz? - Jeśli miałbym już się modlić, to poprosiłbym Boga o odrobinę rozumu dla ciebie. Sakura zmarszczyła oczy. - Niezła odzywka jak na tak starą osobę- skomentowała. - Uczę się od najlepszych. - A kto jest najlepszy?- pytała nadal ciekawa.
Sasuke nagle się uśmiechnął. Podszedł do stojącego w rogu stolika, Sakura zobaczyła, że stoi na nim kilka butelek wina i kieliszki. - Jeśli można to poproszę. - A jesteś pełnoletnia? - Trzymałeś w ręce mój dowód, powinieneś wiedzieć ile mam lat- położyła dłonie na biodrach.- Nawet cały czas go masz. Kiedy mogę go odzyskać? - Znając twoją historię, jestem prawie pewien, że wyrobienie nowego nie było by dla ciebie problemem- powiedział. Mimo to po chwili wręczył jej kryształowy kieliszek napełniony czerwonym winem. - Fałszerstwo brzmi jak twoja specjalność. Sakura wyczuwała, że zaczynał w coś grać. Chciała się dołączyć. - Skoro już mowa o historiach. Jaka jest twoja? Jak stałeś się tym, kim jesteś teraz? Sasuke usiadł w fotelu przy kominku, ręką wskazał na miejsce naprzeciw. - Nie pamiętam wszystkiego- zaczął. Zaskoczona Sakura słuchała.- Dobrze pamiętam tylko ją. Amaris. Urodziłem się gdzieś w dzisiejszej Francji, teraz ten kraj wygląda zupełnie inaczej, a ja długo tam nie wracałem. Umierałem. Leżałem w lesie, wśród gałęzi, a ona wydawała się być jasnym księżycem prześwitującym przez korony drzew i pochylającym się nade mną. Ludzie z miasteczka nazywali ją Białą Wiedźmą, widywałem ją często. Zanim mnie osuszyła powiedziała „ Musisz umrzeć, żeby powstać”. I tak się stało. To było prawie sześćset lat temu. - Stary jesteś- skomentowała Sakura , a Sasuke tylko się uśmiechnął. - Nie, to tylko ty jesteś młoda- upił łyk wina i odstawił kieliszek na podłogę.- Twoja kolej, powiedz. Czy celowo zabiłaś siostrę? Sakura zrobiła wszystko by nie dać po sobie poznać, że w jakikolwiek sposób ją to poruszyło. - Nie zabiłam jej- zaprzeczyła cichym, spokojnym głosem. - Ale wszyscy myślą, że zabiłaś- powiedział. - Oczyszczono mnie z zarzutów. - Ale to nie oznacza, że ludzie nie uważają, że jesteś winna. Inni zawsze pamiętają. Sakura wiedziała, że miał rację. Tej pamiętnej nocy, kiedy obie z siostrą zostały napadnięte przesądziło się całe jej życie. Z braku wiadomości o sprawcy, ludzie, jej rodzina oraz sąd wytworzyli własną teorię. Teorię w której ona była sprawcą. Fakt, że straciła większość wspomnień z tamtej nocy nie przemawiało na jej korzyść. Jedyne co przemawiało na jej korzyść to dowody. A raczej ich brak - Matka, kiedy dowiedziała się o podejrzeniach przestała mnie odwiedzać w szpitalu. To samo zrobił ojciec. Nie widziałam ich do czasu procesu, kiedy zdecydowali się zeznawać przeciw mnie. Ja leczyłam połamane kości, oni szukali prawnika, który by mnie skutecznie oskarżył. Zapytałabym skąd to wiesz, ale minęłabym się z celem prawda? Lepszym pytaniem zdaje się być „ dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz”. Właśnie Sasuke, dlaczego? - Nie chciałem cię przestraszyć. - Wyjątkowo dużo ostrożności jak na osobę, która się mną nie przejmuje- Sakura dopiła wino, jeszcze przez chwilę obracała kieliszek w dłoniach. Sasuke przeczesał palcami włosy. Był zdenerwowany. - To o wiele bardziej skomplikowanie niż może się wydawać. - Mam dużo czasu. Zamieniam się w słuch. Długo milczał. Wpatrywał się w iskrzący się powoli ogień, prawie nie oddychał. Ręce trzymał splecione na brzuchu. Sakura zauważyła, że na serdecznym palcu nosi grubą obrączkę. Srebro iskrzyło się w blasku ognia. Kiedy się odezwał jego głos brzmiał dziwnie, jakby zza zasłony.
- Jest dużo legend o moim gatunku, większość nieprawdziwych. Jednak nawet pośród nas jest kilka, które jeszcze nie znalazły zaprzeczenia. Albo stuprocentowego potwierdzenia, jeśli wolisz to tak nazwać. Jedna jest o przeznaczeniu. Nie wiem czy wiesz, ale jeden wampir może przemienić tylko jedną osobę. To bardzo złożony proces i nie będę zanudzał cię szczegółami. Powinnaś wiedzieć, że przemiana kosztuje wampira całą krew. Przez pierwsze dwa dni od przemiany można powiedzieć, że mamy dwa trupy. Dlatego wielu z naszego gatunku nie decyduje się na przemienianie ludzi w wampiry. Nawet ukochanych lub bliską rodzinę. Boją się śmierci. Nawet za cenę bólu po stracie najbliższej osoby. Jednak niektórzy nie mają wyboru. Jedni nazywają to instynktem, inni przeznaczeniem. Jednak faktem jest, że czasami nie mamy wyboru. Musimy przemienić daną osobę. - Nie wierzę w przeznaczenie. Wstał, w ułamku sekundy zniknął z jej pola widzenia, by po chwili pojawić się tuż przed nią. - A myślisz, że co przywiodło cię tutaj, w to zapomniane przez Boga miejsce? Chęć zapomnienia o tym, co było? Ciągnęło cię tutaj, chciałaś tutaj być. Chciałaś mnie odnaleźć. Spójrz na mnie, co widzisz? - Psychopatycznego mordercę, który sam stara się przekonać o tym, że nadal ma jakieś uczucia. - Jeśli ja jestem psychopatą, to ty również. Nie widzisz jeszcze tego, Sakuro Haruno, ale jesteśmy do siebie podobni. Ja patrzę na ciebie i widzę moje przeznaczenie. - Ja widzę mordercę- Sakura poczuła jak mimowolnie mocniej wciska się w fotel. Sasuke oparł obie dłonie na poręczach fotela. - Boisz się mnie?- zapytał przybliżając się do niej. Poczuła bijący od niego piżmowy zapach. - Nie. Skłamała. Serce biło jej nierówno. Czuła jego pulsowanie na szyi. - Udowodnij mi, mała istoto. Jej ręce jakby kierowanie wewnętrznym przymusem powędrowały do jego włosów. Wplątała palce w miękkie kosmyki i przyciągnęła go do siebie. Zdążyła tylko zarejestrować jego zwycięski uśmiech zanim go pocałowała. Trzeba było zaznaczyć, że to nie był pierwszy pocałunek w jej życiu, ale także nie robiła tego zbyt często. Nadrabiała jednak gorliwością , a Sasuke wydawał się nie zwracać na jej niezdarność uwagi. Po chwili odepchnęła go. Nienawidziła jak ktoś ją podpuszczał do zrobienia czegoś. - Prawie wyczuwam krew twoich ofiar- syknęła zniesmaczona. - Też wyczuwam krew. Twoją- jego dłonie puściły poręcze i przeniosły się na miejsce, gdzie szyja łączy się z barkiem. Przesuwając się niżej dotarły aż do bioder, gdzie mocno ścisnęły. - Co teraz czujesz? - Nie wiem- wyszeptała drżącym głosem. Sasuke kolanem rozdzielił jej uda , wsunął biodra i owinął jej nogi wokół swojego pasa. - To nic, ja wiem. Wyczuwam to, co czujesz- szepnął. Musiała przyznać, że nie bawił się w delikatność. Przynajmniej na początku, kiedy podniósł ją z fotela i zaniósł na łóżko, całował ją tak mocno, że w pewnym momencie przecięła wargę. Rzucił nią o materac się wycofał. Sakura zaskoczona usiadła, ale on zaraz do niej dołączył. Przycisnął ją swoim ciężarem do materaca, dłońmi uwięził nadgarstki. - Gdzieś między strachem, a nienawiścią czujesz podniecenie- powiedział cicho. Czubkiem nosa śledził wycięcie jej koszulki. Pocałowała jego policzek, kiedy uniósł głowę. Zaowocowało to tylko delikatnym uśmieszkiem, nie uwolnił jej rąk tak jak chciała. - Uważam, że to całe przeznaczenie, to gówno. - Każdy ma prawo do swojego zdania. Sakura sapnęła zirytowana. Zaczęła się wyrywać, ale on z kamienną twarzą trzymał ją w miejscu. Po chwili ulitował się i puszczając jej ręce, wsunął dłonie pod jej koszulkę i zaczął ją podwijać. - Chcesz żebym przeszedł dalej? - Tak! Przechylił głowę, zaskoczony, ale kontynuował ściąganie jej koszulki. Jej dłonie zacisnęły się na jego włosach, kiedy pocałował jej mostek między piersiami i kontynuował drogę na szczyt piersi. - Jeśli puścisz moje włosy, to będę mógł kontynuować- powiedział, kiedy przestał ją drażnić, koniuszkiem języka. Sakura zawstydzona rozluźniła palce. - Będziesz delikatny?- zapytała cicho, jeszcze zanim słowa wypłynęły z jej ust poczuła się głupio. Stłumił śmiech całując jej brzuch. Poczuła jak wsuwa jedną rękę pod gumkę majtek i przez chwilę nie robił nic. Zastygł w bezruchu jakby się nad czymś zastanawiając. Zaraz potem wylądowała na nim. - To ty zdecyduj. Nie łudziła się, że będzie prowadziła przez cały czas. Koniec końców i tak wylądowała pod nim. Wbijała paznokcie w jego ramiona, kiedy jego delikatność doprowadzała ją do obłędu, wiedziała, że Sasuke nie zwraca na to uwagi. W pewnym momencie zabrał jej dłonie ze swoich ramion, gdzie ciągle siały spustoszenie, i znów przysnął je do materaca nad jej głową. Po chwili spletli palce. - Czy nasze uzgodnienie o delikatności nadal obowiązuje?- zapytał zachrypniętym, niskim głosem. - Nie- odpowiedziała. Prawie nie zauważyła, kiedy zwiększając tempo pchnięć, wgryzł się w jej ramię.
Obudziła się w środku nocy. Leżała na boku, nadal naga, przykryta tylko satynowym prześcieradłem. Sasuke przypatrywał się jej gdy spała. Jego oczy błyszczały mimo tego, że w pokoju było ciemno. Leżał na wznak, jedną dłoń trzymał na swoim brzuchu. Saukra zauważyła, że jest ubrany. - Już czas iść? - Tak. -Długo tak leżysz? - Tak. Sakura usiadła zakrywając prześcieradłem piersi. Nagle zrobiło się jej zimno. - Miewałam bardziej rozbudowane konwersacje- oceniła dostosowując się do jego tonu, i najwyraźniej nastroju.- Powiedz mi Sasuke, żałujesz? -Tak-przez chwilę myślała, że nic więcej nie powie.- Nawet pominąwszy nasze przeznaczenie. Powinienem mieć więcej rozumu. Prawie czuła jak jego głos ociekał odrazą. Nie wiedziała, czy brzydził się jej, czy może samego siebie. Mimo jego słowa ją zabolały. Odwróciła się do niego plecami i owinęła prześcieradłem. Zaczęła wychodzić z pokoju. - Daj mi chwilę i możemy jechać. Zaczęła płakać dopiero, kiedy zamknęły się za nią drzwi pokoju. Zabolało. Dobrze zdawała sobie sprawę z faktu, że mało kogo obchodziła, ale jego słowa i tak bolały. Sądziła, że zdołała przywyknąć do bólu. W rzeczywistości jednak żaden człowiek w nieskończoność nie da rady przeżywać kolejnych ciosów. Podeszła do drzwi balkonowych i otworzyła je. Niemal od razu poczuła przyjemny zapach sosen. Opierając się o barierkę spoglądała na cichy las. Spoglądając na pełny księżyc pomyślała z ironią, że jej życie jest nierozerwalnie splecione z cierpieniem. Może miał rację i należało w tym momencie wszystko zakończyć. Po prostu się poddać. W tamtym momencie nieświadomie podjęła decyzję.
Wzięła prysznic, zmyła z ciała jego zapach i zanim skończyła, słońce pojawiło się ponad horyzontem. W rogu zauważyła swoją walizkę. Podeszła do niej i wyszukała pierwsze lepsze ubrania. Poszła poszukać Sasuke. Obeszła cały parter, nie znalazła go jednak i dalej nie zamierzała go szukać. Największym szokiem była natomiast kuchnia. Była dobrze wyposażona, prawie. Brakowało natomiast lodówki czy kuchenki. Najwidoczniej ich nie potrzebował. Po co trzymać coś czego nie możesz używać. Rozumiała to. Na szczęście znalazła kilka świeżych owoców. Częstując się nimi wyszła przez salon na duży taras. Siedząc na schodkach obserwowała korony drzew lekko poruszane przez wiatr. Szum lasu Jej długie włosy rozwiewał lekki wiatr. Krajobraz był iście sielankowy. Nawet on zauważył, że miała wyjątkowo dobry humor. Na ustach widniał mały uśmiech, a oczy błyszczały czymś nieznanym. W jednym musiał przyznać jej rację. Nie była normalna. Za kilka minut spotkają się z Amaris i resztą, a ona będzie musiała przedstawić swoją decyzje. Przez te kilka wieków zdążył dobrze poznać ludzi. Byli złośliwi, samolubni, okrutni i uważali się za niepokonanych, w rzeczywistości byli słabi i strachliwi. Wszyscy byli tacy sami, jeżeli jakiś dowiedział się o ich sekrecie również zaczął pragnąć tej mocy. Nie ważne jak wspaniałymi intencjami się kierowali wszyscy zawsze chcieli tego samego. Dlatego ona nawet nie miała co liczyć na jego dobrą wolę. Znów znajdowali się w olbrzymiej sali otoczonej zewsząd chłodem i mrokiem. Sakura stała przed nimi i czekała. W tej mrocznej scenerii jedynie jej szmaragdowe oczy zdawały się tętnić życiem. -Zatem, upłynął czas, który daliśmy ci na podjęcie decyzji. Wierzę, że mądrze go wykorzystałaś. -Istotnie, miałam go całkiem sporo. – Jej głos był spokojny i melodyjny. Tak inny od tego, którego Sasuke cały czas słyszał. -Wiec jaka jest twoja decyzja? Jej uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, poprawiła niesforne kosmyki zaczesując je za ucho. Zapewne myśleli, że dobrze poznali ludzi, jeżeli swoją decyzją utrze im jeszcze nosa to upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu. -Wybieram śmierć. – Jej głos pewny i stanowczy odbił się echem od ścian. Zapanowała cisza, która zdawała się wręcz dźwięczeć w uszach. Powiedzieć, że byli zaszokowani jest niewystarczające. Tak oto młoda kobieta, pełna życia wybierała śmierć. Ich twarze wręcz zionęły niedowierzaniem. Po części osiągnęła swój cel. - Jesteś pewna? Mamy rozumieć, że z własnej woli chcesz pogrążyć się w nicości? -Kazałaś mi dobrze wybrać. Oto mój wybór. Podświadomie sugerowałaś mi wybór, lecz teraz wydajesz się być zaszokowana. - A dziwisz się? Dobrze was poznałam, na przestrzeni setek lat, wciąż popełniacie te same błędy, wciąż pożądacie tych samych rzeczy. Pragniecie władzy, pieniędzy , a czasem i nieśmiertelności. Zatem śmiem twierdzić, że masz cel w swoim postępowaniu. -Przykro mi, że muszę cię rozczarować. Żadna z tych rzeczy mnie nie interesuje, i nigdy nie były moim celem. Widocznie różnię się od innych. Odpowiadając jeszcze na twoje pytanie, owszem mam swój cel i pomożecie mi go urzeczywistnić. Amaris wstała z zajmowanego wcześniej miejsca i powolnym krokiem podeszła do Sakury. Jej piękna twarz była teraz surowa, wyrażała skupienie i jedna niechciana zmarszczka zawitała na jej czole. -A więc czego pragniesz, śmiertelniczko? Nie dało się nie usłyszeć nacisku na ostatnie słowo. Jednak Sakura zignorowała je. -Pragnę umrzeć. Wampirzyca stojąca naprzeciwko niej była coraz bardziej zdenerwowana. Zaciśnięte pieści i ściągnięte brwi były tego najlepszym dowodem. Sasuke nie mógł uwierzyć w to, co mówiła Sakura. Wiedział, że ją zranił. Była na niego wściekła. Również w nim rosła złość. Złość połączona z uczuciem bezsilności. Sam nie wiedział skąd nagły wybuch w nim tych emocji. Sądził, że stracił je wiele lat temu, więc dlaczego teraz. Dlaczego ona? Było zbyt wiele niewiadomych i zbyt wiele pytań, które z jej śmiercią pozostałyby bez odpowiedzi, a na to nie mógł pozwolić. Wiedział jedno, nie pozwoli jej umrzeć. - Wydajecie się być zszokowani, mogę wiedzieć czym? – Jej zadowolenie było niemal namacalne. -Myślisz, że często słyszymy takie życzenia, że ludzie z taką łatwością oddają swoje życia? -Ja już dawno nie czułam się tak dobrze. Mam wrażenie, że ogromny ciężar spadł mi z ramion. A wam moja śmierć byłaby na rękę, czyż nie? Ciszę przerwało delikatne westchnienie Amaris. -Niech będzie. Obiecałam, że twoja śmierć będzie łagodna i zamierzam dotrzymać słowa. Hadrianie przygotuj miecz. Pozbawienie cię głowy jest najszybszym i najmniej bolesnym sposobem uśmiercania. Kątem oka białowłosa wampirzyca zauważyła, że jej podopieczny drgnął na tę informację. Z pewnością nie spodziewał się takiego obrotu spraw z resztą oni też. Niedoceniali jej, a ona to wykorzystała. Zadrwiła z nich i w głębi swej mrocznej duszy cieszyła się, że pozbawi życia tę dziewczynę. -Sasuke wspominał, że pochodzisz z Francji, dlatego żałuję, że nie mamy pod ręką gilotyny. Wspaniały skutek rewolucji Francuskiej. Specjalnie wtrąciła swoje zdanie na temat broni. Jeżeli miała przez to chwile poczucie władzy to jej to nie przeszkadzało. Po prostu chciała mieć już to za sobą. Mówią, że w obliczu śmierci całe życie człowieka przelatuje mu przed oczami, Sakura czuła jedynie zapach sosen i widziała piękno nocy w górach. Ten obraz chciała pamiętać. Nie czuła żalu ani nie chciała zbędnych słów. Poczuła na swoim ramieniu mocny uścisk. Był to drugi wampir, sługus Amaris. Wręcz ciągnął ją za sobą, kiedy znaleźli się w kącie ogromnej sali popchnął ja na kolana. Przy zderzeniu z kamienną posadzką poczuła promieniujący z nich ból. Musiała zagryźć zęby, by nie krzyknąć. Miało być bezboleśnie pomyślała z irytacją. Spojrzą jeszcze na Sasuke, stał z opuszczoną głową, ręce miał zaciśnięte w pieści. Zastanawiała się czy czuł się odpowiedzialny za jej śmierć. Chciałaby wiedzieć, co teraz czuł, założyłaby się, że ulgę. Przed nią w tym samym momencie pojawiła się Amaris. W dłoni trzymała ogromny miecz, bogato zdobiona rękojeść przedstawiała oplatającego ją węża, ostrze zaś lśniło w delikatnym blasku świec. Pochyliła głowę w oczekiwaniu na cios.
Sasuke stał w miejscu zaciskając pięści. Zawsze był posłuszny Amaris i reszcie, wykonywał za nich brudną robotę i spełniał każdy ich rozkaz. Przyprowadził do nich Sakurę w nadziei, że zrozumieją, jednak warunek jaki został jej postawiony poruszył w jego umyśle cząstkę, która nie powinna nigdy zostać obudzona. A teraz stojąc tak patrzył jak dziewczyna która go zaintrygowała, ma umrzeć. Czuł jak demon domaga się krwi, czuł że musi ją ochronić i miał zamiar to zrobić bez względu na cenę. Szala została przechylona gdy Amaris podniosła miecz, by wykonać wyrok. Jego miecz. Postawił pierwszy krok, następne pojawiły się niemal natychmiast. Czuła jak dłonie mężczyzny miażdżą jej ramiona. Amaris wypróbowała uderzenie. Ważyła w dłoniach miecz. Sługus Amaris miażdżył jej ramiona wielkimi dłońmi. Nagle poczuła jak ból zniknął razem z dłońmi wampira. Zdezorientowana spojrzała na Amaris. Jej piękna twarz wyrażała zdumienie, a to przemieniało się w strach. Usłyszała głuchy odgłos upadku czegoś ciężkiego, odwróciła się i dostrzegła ciało wampira. Było rozerwane w pół, a w miejscu gdzie powinno znajdować się serce zionęła dziura. Jej oczy rozszerzyły się do granic możliwości, cały czas zadawała sobie pytanie w myślach co się dzieje. Nim zdążyła przetworzyć myśl, o śmierci jednego wampira zorientowała się, że drugi mężczyzna został pozbawiony głowy, a jego ciało zostało nabite na żelazne pręty wystające ze ścian. Widziała przerażenia Amaris, czego potężna wampirzyca mogła aż tak się bać. Sekundę później dostała swoją odpowiedź. Kiedy Amaris zaczęła się cofać dostrzegła stojącego przed nią Sasuke. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Tak oto przed nią stał on, cały we krwi, mimo jego czarnego ubioru była wyjątkowo wyraźna, w dłoni trzymał dwa wciąż pracujące serca. Jego wzrok spoczął na swej stworzyciele. Jego spojrzenie biło nieopisaną wściekłością, brutalnością. Kiedy stał tak sprawiał wrażenie jak by był samym diabłem. Niedbale rzucił organy obok siebie i powolnym krokiem zaczął zbliżać się do białowłosej. -Spójrz na siebie Amaris niczym nie różnisz się teraz od człowieka, którym tak gardzisz. Zrobisz wszystko by przeżyć. -Masz rację, nie zawaham się przed niczym. Wampirzyca szybko znalazła się przy Sakurze i łapiąc ją za włosy pociągnęła w górę by wstała. Bolało, miała wrażenie, że powyrywa jej wszystkie włosy, na ten nagły ruch z jej gardła wydobył się jęk bólu. Nie dała rady go stłumić. Widziała jak ostrze zbliża się do jej szyi i zatrzymało się przy nim, nie raniąc go. -Jeżeli jej życie jest dla ciebie takie ważne, to teraz posłuchasz mnie bardzo uważnie i … W tym samym momencie ciszę przeciął śmiech, ostry pełen nie tłumionego zła od którego obie kobiety poczuły nieprzyjemny dreszcz na plecach. -Masz tupet by stawiać jeszcze warunki, jednak to już twój ostatni błąd, Amaris. W jednej sekundzie czuła jak miecz tnie powietrze i zmierza w jej kierunku, a w następnej poczuła bolesne uderzenie o posadzkę. Nie myśląc o bólu odwróciła się gwałtownie i zamarła. Sasuke trzymał jedną ręką wampirzycę za gardło drugą miał opuszczoną wzdłuż ciała. Widziała jak kobieta otworzyła usta by coś powiedzieć, jednak w tym samym momencie dało się słyszeć jej krzyk. To Sasuke zanurzył rękę w jej klatce piersiowej. -Mówiłem, żebyś się już nie odzywała. – Jego głos ociekał nienawiścią. Gwałtownie wyciągnął zaciśniętą dłoń z ciała Amaris z wciąż z jej bijącym sercem. Ruch ten spowodował, że z jej już martwego ciała wydostały się potoki krwi, które ochlapywały wszystko wokół. Sakura poczuła jak krew ochlapała jej twarz. Nie wiedziała co jest silniejsze strach, czy obrzydzenie. Sasuke puścił ciało swojej stworzycielki i zgniótł serce, które miał w dłoni. W ogromnej komnacie znów zapanowała cisza. Dziewczyna wciąż klęczała, nie wiedząc jak ma się zachować. Bała się choćby poruszy
w obawie, przed jego gniewem. Widziała jak odwraca się i robi kilka kroków w jej kierunku. Klęknął przy niej i delikatnym ruchem pogładził ją po policzku ścierając krew. Nie mogła uwierzyć, że był wobec niej taki delikatny, mimo, że chwile wcześniej zabił trójkę potężnych wampirów. Widziała jego oczy, widziała w nich niedawno śmierć teraz na powrót były chłodne jednak wyrażały ulgę. -Wiem ,że się mnie boisz, przed chwilą dałem ci idealny powód do tego, wiedz jednak że z mojej strony nic ci nie grozi. Nie pozwolę cię skrzywdzić. Starała się być dzielna, jednak w takiej sytuacji trudno jest zachować zimną krew. Siedziała na ten cholernej podłodze sztywna niczym struna. Nawet teraz jego oczy stanowiły ostoję spokoju w tym chaosie. Spokojne i gładkie niczym nie zmącona tafla jeziora. Chciała opanować drżenie ciała, chciała by jej głos brzmiał normalnie. Musiała wiedzieć na czym stoi, musiała wiedzieć co właśnie się stało. -Dlaczego? Po co to wszystko? -Nie mam pojęcia, Wciąż nie mogła zaakceptować tego co niedawno usłyszała. Zawsze była panią samej siebie, chodziła tam gdzie chciała, robiła to co chciała i nikt się w to nie wtrącał. Cieszyła się z wolności jaką czuła ,dopóki nie zrozumiała, że owa wspaniała wolność jest zwykłą samotnością. Nikt się nią nie przejmował, rodziców nie interesowało co robi. Przywykła do dbania tylko o siebie. Przed światem udawała twardą w rzeczywistości była jednak bardzo delikatna. Jak zwykło się mówić żelazo z zewnątrz, a w środku porcelana. Dawno już nie czuła się tak zagubiona, najlepszym dowodem była na to jej kryjówka. Niczym małe przestraszone dziecko schowała się pod kołdrą i zwinęła ciało w kłębek. Jedynie ból kolan jej wciąż przeszkadzał. Jeszcze kilka godzin temu wierzyła, że umrze, że uwolni się z wiecznego koszmaru. Wiedziała, że dzisiejszej nocy nie zaśnie. W tym samym momencie usłyszała muzykę dobiegającą z dołu. Utwór był pełen smutku. Widocznie nie tylko ona nie mogła zmrużyć oka. Musiała to zakończyć, musiała. Myślała z rozpaczą. Biała staromodna suknia sięgająca ziemi która miała na sobie nie chroniła przed chłodem nocy, dlatego zarzuciwszy na ramiona cienki koc poszła na spotkanie z nim. Cała droga przez dom była niczym sen, nie pamiętała kiedy znalazła się w salonie. To stąd bowiem wydobywała się muzyka. Jak mogła wcześniej nie dostrzec czarnego fortepianu stojącego w oszklonym przedsionku. Siedział do niej tyłem, a z pod jego palców wydobywała się niezwykle smutna melodia. A więc ten mrożący krew w żyłach potwór miał tez drugą, bardziej samotną stronę. Zdążyła zasłuchać się w melodii, kiedy on nagle przerwał. Wiedziała, że chciał coś powiedzieć jednak ona go ubiegła. -Nie przestawaj, proszę. Jej głos drżał, wiedział, że z jakiegoś powodu jest bliska płaczu. A teraz jej łez nie chciał widzieć w szczególności. -Chodź do mnie. Ciche stanowcze polecenie, któremu nie mogła się sprzeciwić, nawet nie chciała. Przesunął się na taborecie robiąc jej miejsce. Widział jej niezdecydowanie, kiedy wpatrywała się w czarno-białe klawisze. Nie zastanawiając się chwycił jej dłonie i trzymając je w swoich zaczął wciskać odpowiednie klawisze wydobywając z instrumentu piękne dźwięki. -Nie jest zbyt trudne, prawda? Wcale, pomyślała z rozbawieniem. W nerwowym ruchu zaczęła wciskać kolejne klawisze. Czuła jego przenikliwy wzrok na swojej głowie i plecach. Jedwabny plet zsunął się i spoczął w dole pleców obnażając gładką skórę karku. -Wcześniejszy utwór był , piękny. Co to takiego? -Zadając to pytanie z premedytacją spojrzała w jego oczy. -Rozczaruje cię, ale sam to skomponowałem. Mając tyle czasu co ja warto spożytkować go na coś co będzie miało sens. Na to stwierdzenie zaśmiała się cicho. Dźwięk ten spowodował, że jego martwe serce zabiło. Była taka delikatna, krucha, tak żywa. Nie ufał już samemu sobie, jej pojawienie się wszystko zmieniło. Dawno przestał żałować swoich czynów, czuł, że tan dzieciak jakoś go odmienił. Nie wiedział jeszcze jak, ale zamierzał to sprawdzić. -Sakura. Jego szept tuż przy jej uchu wywołał przyjemne dreszcze. Wiedziała do czego zmierza, jednak najbardziej przerażała ją jej własna reakcja. Ona również go pragnęła. Zacisnęła palce na materiale sukienki. Czuła jak jej policzki płoną. Ulgę w tym ogniu przyniosła jego zimna dłoń, która zaczęła gładzić policzek. W dwa palce złapał jej podbródek i przyciągnął do siebie stanowczo łącząc ich usta. Jego wargi były zimne, i twarde. Całował ją z wyjątkową pasją jakby potwierdzał tym swoje prawo do niej. Jego palce bez jego świadomości zaczęły przeczesywać miękkie pasma jej włosów. Chwilę później Sasuke przerwał pocałunek by mogła zaczerpnąć oddechu. Widział jej zielone oczy jasne niczym najczystsze kamenie, pełne czerwone usta. Słyszał jak krew szybko płynie w jej żyłach. Oparł swojej czoło o jej i wpatrywał się w jej oczy, szukając odpowiedzi. Znalazł ją niemal natychmiast. Jego rządze znajdowały ujście w jej. Łączyły się, nie dając żadnemu z nich wyboru. - Zdajesz sobie jak bardzo na mnie działasz? - Skąd niby mam wiedzieć, skoro wszystko przede mną ukrywasz? Po za tym nie wiem na co czekasz? Zrób to na co masz ochotę. Pokaż mi, że wczoraj się nie liczy. Jej szept głośnym echem odbił się w jego uszach. Nie miała pojęcia na co się godzi, a on nie chciał jej tego uświadamiać, nie teraz. Delikatnie niósł jej ciało w swoich ramionach, jakby była skarbem, bo naprawdę nim była. Czuła jak jego mięśnie napinają się pod cienkim materiałem koszuli. Z dołu widziała zacięty wyraz twarzy. Był wyjątkowo spięty, jak by walczył ze sobą. Podniosła dłoń i delikatnie obrysowała zmarszczkę, która pojawiła się wokół jego ust. Nie odtrącił jej. Wręcz przeciwnie, ostrożnie wtulił policzek w jej dłoń. Ten niewinny gest, wywołał falę czułości, o która nawet siebie nie podejrzewała. Stali tak na środku pokoju, otoczeni przez zabytkowe przedmioty, które zgromadził w ciągu kilku wieków swego życia. W jednej chwili widziała ogromny regał pełen książek, a w następnej ciemną tkaninę okalającą ogromne łoże. Na chwile zapanowała cisza, przerywana tylko cichymi trzaskami palonego drewna w kominku. Sakura wyciągnęła dłoń, w którą złapała kruczoczarne włosy i przyciągnęła go do siebie. Jego pocałunki wciąż mocne, lekko zelżały w swej gwałtowności. Ich języki złączyły się, oddechy łączyły w jedno. W tym momencie byli jedynie kumulacją pożądania i pasji. Sasuke schował nos w zagłębienie jej szyi wdychają jej cudowny zapach. Przywodziła mu na myśl jego ulubiony zapach lawendy. Po tym jak widziała jak odbierał życia, musiał być delikatny. Wprawnymi placami sprawnie rozplątywał supeł jej koszuli nocnej. Była zbyt luźna, to tylko ułatwiło mu zadanie. Słyszał jej oddech staje się coraz cięższy. W końcu cienki materiał delikatnie zsunął się zatrzymując się na jej zaokrąglonych biodrach. Głośno westchnęła, kiedy jego władcza dłoń objęła jej obnażoną pierś. Idealnie mieściły się w jego dłoniach. Zaczął się bawić sutkiem co jakiś czas go podszczypując. Zniżył głowę i ostatnim co zobaczyła był jego różowy język. Przymknęła powieki głośno wzdychając. Kiedy on bawił się jej piersiami ona zdążyła pozbawić go koszuli. Badała fakturę twardych mięśni. Czuła jak jego dłonie wnikają pod spód sukienki i gładzą jej długie nogi. Kiedy przesuwał je po wewnętrznej stronie ud czuła niemal ból. Skrupulatnie omijał w swych pieszczotach centrum ognia, które znajdowało się w dole jej brzucha. Mocno zacisnęła dłonie na ciemnym prześcieradle, aż jej kostki zbielały. Usta ścisnęły się w wąską linię by nie krzyczeć. W tym samym momencie poczuła jak Sasuke nakrywa jej dłoń swoją, a druga gładzi szybko bijący puls. Jego oczy wyrażały zachwyt nad jej ciałem. Jego głos również był schrypnięty. -Nie powstrzymuj się. Jeśli chcesz, krzycz. Chcę wiedzieć, że ci dobrze. -Sasuke, proszę. W jej ustach jego imię brzmiało jak modlitwa. -Masz piękny głos. To najpiękniejsza melodia jaką słyszał od stuleci. Niemal natychmiast poczuła jak jego dłonie szybko odwijają delikatną koronkę majtek i mocno wnikają w jej gorące wnętrze. Była tak mokra, że wniknął w nią od razu dwoma palcami. U niego wywołało to błogie westchnienie u niej głośny krzyk. Pod wpływem jego gwałtowności wygięła się w łuk, jeszcze bardziej wciskając się w miękkie poduszki. Widział jej twarz wykrzywioną w spazmach rozkoszy. Była taka piękna. Tylko on mógł ją taką oglądać. Niech bóg ma w opiece tych, którym choćby przyjdzie na myśl mu ją odebrać. -Tak, o to właśnie chodziło. Zdajesz sobie sprawę jak piękna jesteś w tym momencie? Zaróżowione policzki, włosy porozrzucane na poduszce, czerwone usta wciąż napuchnięte po jego pocałunkach, które wołały jego imię i te niesamowite szmaragdowe oczy.
Nawet on z całą swoją kontrolą i opanowaniem nie da rady się jej dłużej opierać. Od jakiegoś czasu czuł, że w spodniach ma coraz mniej miejsca. Czuł fizyczny ból przy kontakcie z szorstkim materiałem spodni. Wiedział, że długo już nie wytrzyma. Podniósł się z jej ciała tylko po to by pozbyć się niewygodnego odzienia, które oddzielało go od niej. Po sekundzie był nagi. Zniecierpliwiony rozdarł przeszkadzający mu materiał jej koszuli i majtek. Ich strzępy leżały gdzieś na podłodze obok jego ubrań. Spojrzał jej w oczy, szukając niemej zgody. Od początku wiedział, że ją ma. Zdecydowanie rozszerzył jej nogi i oplótł je sobie wokół bioder. Wnikając w jej gorące wnętrze cały czas patrzył w jej oczy. Widział w ich tylko zaufanie i oddanie. Nie było obrzydzenia ani potępienia. Pchnął mocniej pragnąc być bliżej niej. Wypełnij ją całą. Dziewczyna głośno westchnęła, czuła go całą sobą. To nie był zwykły seks, to było jak ponowne połączenie dwóch kawałków, które dawno zostały rozdzielone. Czuł jaka była ciasna, ciaśniejsza niż wczoraj. Wykonując mocne, gwałtowne pchnięcia prowadził ich na skraj czystej rozkoszy. Czuł jak jej paznokcie ryją długie ślady na jego plecach. Cichy syk wydobył się z jego gardła. Pochylił głowę i pocałował ją tłumiąc głośne westchnienie. Usta przeniósł na jej szyję, tworząc malinkę. Pamiątkę tej nocy. Czuł jak przyciąga jego głowę do swej piersi, dzięki czemu ich ciała stykały się nie pozostawiając miedzy sobą wolnej przestrzeni. Ich ciała idealnie pasowały do siebie. Jej miękkie odpowiadało jemu twardemu, Przyjmowała go tak otwarcie. W jej ramionach znalazł ukojenie, które tak długo pragnął zaznać. Ostatnie pchnięcie doprowadziło ich na szczyt. Ona poczuł jak cudownie zaciskała się wokół niego, ona czuła jak wypełnia ją ciepłym nasieniem. Zdawało się jej, że przed oczami ma ferie barw. Wtuleni w siebie uspokajali oddechy. Wyszedł z niej niechętnie i położył się obok niej. Widział jej zadowolona twarz, najlepszy komplement dla mężczyzny. Czuła jak jej powieki jej ciążą, czułą zmęczenie, ale nie chciała iść spać, nie chciała go teraz zostawiać. -W porządku, musisz odpocząć- znów miał ten swój arogancji uśmiech, znów był tym aroganckim dupkiem. -Nie potrzebuję twoich kazań. -Nie musisz się bać, nic nie zakłuci twojego snu, mała istoto. Kiedy się obudzisz będę tutaj. Nie chciała się kłócić, ale miał rację potrzebowała snu. Przeciągnął ją do siebie i pozwolił by zasnęła wtulona w niego.
Obudziło ją przyjemne łaskotanie. Niemrawo otworzyła oczy. Owe łaskotanie były w rzeczywistości pocałunkami składanymi przez Sasuke na jej nagich ramionach. Widząc, że się obudziła uśmiechnął się. Zastanawiała się dlaczego jest taki zadowolony. -Ładny widok? – jej głos ociekał ironią. -Skłamałbym mówiąc, ze nie mam na co popatrzeć. Dodam tylko, że w swym życiu miałem kilka równie urokliwych widoków -Mówił ci już ktoś, że masz przerośnięte ego? -Zdarzyło się parę razy. Zazwyczaj mówią o innej wielkiej części mnie -Nie dość, że morderca to jeszcze zboczeniec. -A było tak miło. -Faktycznie, było. Czas wrócić do rzeczywistości -A ta jest okrutna i niesprawiedliwa. Dobrze o tym wiem. -Masz zamiar coś z tym zrobić? -Tak, ubieraj się. Mam zamiar dać ci pewną lekcje. Masz piętnaście min. Mówiąc to wstał z łóżka i nie przejmując się swoją nagością wyszedł z pokoju pozostawiając ją w lekkim zaskoczeniu. Co on znowu wymyślił pomyślała. Ubrana czekała na niego w salonie kończąc sałatkę zrobioną w międzyczasie. Mimo, że się o nią troszczy to w ogóle nie pomyślał o jakimś jedzeniu. Odłożyła pustą salaterkę na stolik kawowy w momencie kiedy on wchodził do pokoju. Jak zwykle nienaganny wygląd pomyślała. -Nie masz ubrań w innym kolorze. Niby dobrze ci w czerni, ale zaczyna robić się to trochę monotematyczne, nie uważasz? -Naprawdę zaprzątasz sobie głowę moją garderobą? Zatem mam coś co przekieruje twoje myśli na właściwy tor. Chodź. Stanowczy ton głosu pokazywał, że wrócił dawny Sasuke. Pan i władca, który oczekuje, że wypełni się każde jego polecenie. Prowadził ją schodami w dół ,a następnie tunelem biegnącym pod domem. Zastanawiała się czy jest coś jeszcze czym ja zaskoczy. Otwierając drewniane drzwi pozwolił jej wejść pierwszej. Pomieszczenie było całkiem spore i w całości oświetlone przez sztucznym światłem. Było to zwykłe pomieszczenie o wymiarach 20x20. Patrzyła jak Sasuke ją obchodzi i idzie do kąta pokoju w którym stały jakieś stojaki. -Lepiej zwiąż włosy. -Powinnam się bać? -A co do tej pory nie czułaś strachu? -Nie specjalnie. – Oboje wiedzieli, że kłamała. Jednak to kłamstewko pomogło rozluźnić sytuacje. Z kieszeni spodni wyciągnęła gumkę , którą związała włosy w wysokiego kucyka. Zaskakujące ile potrzebnych rzeczy można znaleźć w starych spranych lewis’ach. Stała i patrzyła jak w dłoniach niesie dwa długie przedmioty. Rozpoznała je dopiero kiedy stał przed nią. W jednej dłoni trzymał dwa drewniane miecze, w drugiej jej niedoszłe narzędzie zbrodni. Nic nie powiedziała, tylko spojrzała na niego jak na wariata. -Mam rozumieć, że teraz ty chcesz mnie ściąć? -Dlaczego nie dziwi mnie twoje pytanie. Tak głupi pomysł mógł narodzić się tylko w twoim nie poukładanym umyśle. -To ty trzymasz w dłoni miecz, którym chciano mnie zabić. -Na twoje polecenie. -Dokładnie, ale dlaczego wciąż go masz? -Bo należał do mnie. Kiedy byłem jeszcze człowiekiem. – nie takiej odpowiedzi się spodziewała, ale przynajmniej była szczera. -Historia o tobie umierającym w środku lasu nie jest zbyt dokładna. -Istotnie, nie jest. -Poznam kiedykolwiek całość? -Może. -Dobra, zaczynajmy cokolwiek tam wymyśliłeś. -I po co to irytacja, po za tym przyda ci się to. Pamiętasz kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy powiedziałem, że młoda kobieta powinna umieć się bronić. -Taa, ciężko zapomnieć, zważywszy na sytuację w jakiej się znalazłam. -Dlatego dzisiaj przejdziesz podstawowe szkolenie. -Mam rozumieć, że samoobronę, jakieś wschodnie sztuki walki lub … -Miałem na myśli trening mieczem. - To daj mi miecz treningowy- Sakura założyła ręce na piersi. Sasuke prychnął zirytowany. Bez słowa podał jej jeden miecz i odsunął się na kilka kroków. - Źle go trzymasz- powiedział spokojnie, oceniając wzrokiem jej postawę. - Trzymam go pierwszy raz!- warknęła. Sasuke podszedł do niej. Skorygował jej postawę, tłumacząc jak ma się poruszać. Kilka razy pokazał jej jak on się porusza. Sakura przez chwilę myślała, że Sasuke i miecz stanowią jedność. Sakura patrzyła jak Sasuke wykonał półobrót jednocześnie przekładając miecz do lewej ręki, wykonał młynek i zatrzymał się celując w nią czubkiem ostrza. Dziewczyna instynktownie cofnęła się o krok. Sasuke udawał, że tego nie zauważa. - Musisz się nauczyć- upomniał ją. - Jesteś zamieszana w zabójstwo Królowej wampirów. Wielu będzie chciało ją pomścić. - Masz na myśli, że wielu będzie chciało nas martwych? Czy fakt, że Amaris nie żyje, nie sprawia, że stajesz się królem? Sasuke po chwili kiwnął głową. Nie zmieniał pozycji. Nadal przytrzymywał ją w jednym miejscu. - To nie takie proste Sakuro. Nasze prawo… Sakura zaskoczyła go, gdy zrobiła unik, przeturlała się po podłodze i nagle wyrastając obok niego, zabrała mu miecz z ręki. Uniosła miecz nad głowę, zakręciła nim parę razy i trzymając go oburącz, zaatakowała Sasuke na odlew. Uniknął ciosu, podcinając jej nogi. Oboje wylądowali na podłodze. - Stanowimy zgraną parę- zauważył Sasuke. - Wydaje mi się, że maczało w tym palce samo przeznaczenie- powiedziała z uśmiechem. Położyła dłoń na jego policzku. - Wiesz, że nadal się ciebie boję. Nie zawsze, ale jednak. - Wiem- wyszeptał. - I to potrwa zanim zacznę ci całkowicie ufać- dodała. - Wiem- powtórzył, po chwili dodał z uśmiechem. - Nie musimy się śpieszyć. Mamy całą wieczność.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz