Krótka jednopartówka opisująca pierwszy raz Sakury i Sasuke.
(Koniecznie polecam czytanie do piosenki Red – Pieces, bo do niej było pisane. Podam nawet link do YT. http://www.youtube.com/watch?v=x3U6BCUQqG8)
- Cholera jasna – mruknął mało zadowolonym tonem Sasuke, gdy wyszli przed kawiarnie.
- Pada – jęknęła Sakura.
- Leje – poprawił grobowo. – Słusznie się domyślam, że w tym małym czymś nie masz parasolki, prawda? – Wskazał ma malutką torebkę, którą dziewczyna miała przewieszoną przez ramię.
- Prawda – westchnęła. – No cóż, będziemy musieli przebiegnąć się do najbliższego przystanku, nie wygląda jakby miało przestać. – Spojrzała w niebo, a zbierający się na horyzoncie granat absolutnie się jej nie podobał. – Chyba zbiera się na burzę – stwierdziła.
- Masz. – Sasuke zarzucił jej na ramiona swoją bluzę, zaciągając jej kaptur na głowę. – I chodźmy, stanie tutaj nic nam nie da.
Sakura bez słowa wsunęła ręce w rękawy bluzy i złapała wyciągnięta rękę chłopaka, po czym wskoczyli w ścianę deszczu.
Wbrew pozorom, gdyby nie ten wiatr, deszcz byłby całkiem przyjemny, ciepły, późnowiosenny. Lecz wiatr dął nieustępliwie, posyłając raz za razem fale grubego deszczu prosto w twarze. Kluczyli miedzy uliczkami, przeskakując co i rusz większe kałuże. Sakura czuła, jak gęsia skórka wędruje po jej odsłoniętych nogach w górę, a zarazem rodzi się w niej dziwna ochota na śmiech.
Wydała z siebie okrzyk zaskoczenia, gdy niespodziewanie gruchnęła na nich fala gradu.
- Zajebiście – usłyszała tylko niezadowolony pomruk Sasuke, a potem… A potem wybuchła śmiechem. Oparła się o najbliższą latarnię, zwijając się ze śmiechu. Próbowała jakoś odpowiedzieć na pytania Sasuke, co jej się dzieje i co ją tak bawi, lecz fale śmiechu nie mijały. Cóż za romantyzm, środek deszczu, grad chłostający karki i oni dwoje wyglądający jak zmokłe kury. Zgięła się w pół chichocząc opętańczo.
- Sakura, zimno mi, do cholery – powiedział niecierpliwie.
- A mi nie – stwierdziła niespodziewania, hamując śmiech. I tak było. Wcale nie było jej zimno. Było jej ciepło. Bardzo. I lekko, jakby nic nie ważyła. Odbiła się od słupa i w kilku szybkich krokach znalazła się przy Sasuke, zarzucając mu ręce na szyję i przyciągając go do gorącego, pełnego pasji pocałunku. Uchiha zachwiał się zaskoczony, lecz już po chwili jego ramiona zacisnęły się na jej pasie i mocno przyciągnęły do siebie. Wsunęła palce w ciemne, mokre włosy chłopaka, czując jak cały ten pocałunek łaskotaniem rozchodzi się po całym jej ciele, że właśnie teraz, że właśnie tu mogłaby latać… Mogłaby… Zaśmiała się niekontrolowanie, przerywając pocałunek.
- Nie śmiej się teraz – burknął, przesuwając ustami po jej policzku. – Właśnie zaczynało mi się to wszystko podobać. – Ponownie złączył ich usta w pocałunku namiętnym, rozgrzewającym ciała.
Wydała z siebie zduszony okrzyk, gdy znienacka niebo przecięła jasna błyskawica z groźnym burzowym warknięciem.
- Boisz się burzy – stwierdził z szerokim uśmiechem, odgarniając włosy z jej twarzy.
- Wcale nie – prychnęła, twardo patrząc na niego z czeluści kaptura.
- Jasne – parsknął, gdy zacisnęła na nim ramiona, kiedy kolejna fala grzmotów przetoczyła się po niebie. – Do mnie będzie bliżej, chodź, niedaleko jest przystanek. – Złapał ją za rękę i pociągnął za sobą. Zastanawiała się… czy jemu też nagle zrobiło się tak zimno. A zarazem tak ciepło wewnętrznie. Jakby straciwszy się z objęć, stracili też możność ogrzania ciała. Mimo że biegł w samym podkoszulku, jego dłoń była ciepła. Silna. Promieniująca… Sama właściwie nie wiedziała czym, ale to coś dawało jej poczucie przynależności i spokoju, to coś gładziło wrażliwe nuty w jej sercu. Czy kiedykolwiek myślała, że to właśnie z nim będzie biegła przez deszcz, burzliwą porą, że jego będzie trzymać za rękę, czując, że trzyma właśnie cały swój świat, że to on będzie patrzył na nią pytająco, spod ciemnej grzywki, że to… jego będzie pragnąć? Nie wiedziała, co się właśnie zmieniło. Jeszcze przed chwilą… Jeszcze przed chwilą śmiech samoistnie rodził się w jej gardle, jeszcze niedawno czuła, że może latać, a teraz nagle… Nagle spokój zaległ na jej sercu. Stała pod daszkiem przystanku, kilka kroków od niego i patrzyła. Patrzyła, czując… sama nie wiedziała co. Wszystko zwinęło się w niezrozumiały supeł, węzeł pragnień i myśli, którego nie znała. Jego spojrzenie było poważne. Błyszczało spod mokrej grzywki. Czujne i zdawało się… rozumiejące. Chociaż ona nie rozumiała. Patrzył na nią już tak parę razy. Kilka. Wiele. Ale zawsze się powstrzymywał, nie naciskał, nic nie mówił. Ale widziała to w jego oczach. Nigdy nie zaproponował. Nie otwarcie. Nie poważnie. Głupie żarty przy reszcie się nie liczyły.
Oderwali od siebie spojrzenia, gdy autobus ze zgrzytem zatrzymał się. Stanęła niemal w kącie między oknem a barierką, wbijając spojrzenie w chłostaną deszczem szybę. Nie oderwała wzroku, gdy pojawił się niedaleko, kasując bilety. Nie zrobiła nic, gdy jego ramię pojawiło się tuż obok, jego dłoń oparła się o żółtą barierkę. Zerknęła na niego, jego milczącą, opanowaną twarz. Skierował spojrzenie na nią, lecz ona odwróciła szybko wzrok, czując, że nagle w ten zimny wieczór, w tę deszczową porę jest jej nieprawdopodobnie gorąco, że to ciepło czuć. Widać.
Nie powiedziała słowa, nie zareagowała w żaden sposób, gdy jego ramie nagle postanowiło znaleźć się na jej pasie. Wsłuchiwała się w jednostajny dźwięk jadącego autobusu, krzywiąc się raz po raz, gdy kolejne grzmoty nabierały na sile, a jego dłoń gładko, milcząco wsunęła się pod bluzę, a długie, nieco szorstkawe palce muskały leniwie, spokojnie jej biodro. Gubiła się we własnych myślach. Gubiła się w tym, co myśli, czego chce. Jedyną stałą rzeczą wydawał jej się szum jadącego pojazdu i dotyk zręcznych palców na wrażliwym ciele.
Ramie w ramie, bez słowa, ale jakby na umówiony sygnał odstąpili od barierki, gdy autobus zaczął się zatrzymywać i wyskoczyli na zewnątrz, które pachniało ozonem i padającym wciąż deszczem. Obejrzała się za siebie, gdy nie poszedł razem z nią.
Autobus zdążył już odjechać, ginął w deszczu na zakręcie. Niebo burczało gniewnie, posyłając kolejne fale wody ku ziemi. Stał w tym deszczu z ciężarem ciała na lewej nodze. I patrzył. Nieruchomo. Czujnie. Poczuła, jak z każdym oddechem zaczyna brakować jej tchu. Ta postawa… Coś w napięciu jego ciała, sztywnym karku, pochylonej nieco głowie, coś w rękach opuszczonych wzdłuż ciała i drgających lekko, wręcz niezauważalnie dłoniach, coś w tych ciemnych, przyczajonych, nieruchomych oczach mówiło, czego Sasuke chce. Czego chce właśnie teraz. Zastanowiła się przez moment, czy już kiedyś wcześniej tak jasno wyraził swoją propozycję. Swoją prośbę. Swoje pragnienia. Ale nie. Chyba nie. A zapamiętałaby. Wiedziała, że zapamiętałaby. To był cały Sasuke. Milczący, czujny, oczekujący. Niemówiący, ale jasno dający do zrozumienia. Miała przeczucie, że stałby tam tak długo, aż nie uzyskałby jakiejkolwiek odpowiedzi z jej strony. Przyczajony jak puma, uważnie śledzący najdrobniejszy gest.
Podeszła spokojnie, bez słowa do niego, a jego zwężające się oczy śledziły ją uważnie. Z każdym krokiem czuła, że nie myśli, że kolejne myśli uciekają z jej głowy, zostawiając ją przeraźliwie jasną. Wiedziała… Czuła to, przeczuwała, że właśnie to, to wszystko, co dziś czuła, znaczy.
- Zimno, Sasuke, chodźmy.
Patrząc w jego nieruchome, nieprzeniknione nagle oczy, chwyciła jego dłoń, która drgnęła niekontrolowanie. Być może z jego spojrzenia trudno by było coś wyczytać, nieruchomego, zatrzaśniętego na cztery spusty. Ale ona go już znała, umiała rozpoznać każdą najsubtelniejszą, wręcz niewidoczną emocję w jego spojrzeniu. A jego ciało zawsze to ułatwiało, teraz napięte niczym struna.
- Chodź ze mną, Sasuke.
Jego dłoń ponownie drgnęła. Ruszył razem z nią, spokojnym, pewnym krokiem. Nic nie mówiła. Nie wiedziała czy by potrafiła wobec napięcia, które przepływało przez nich. Wolała skupić się na cieple promieniującym z jego dłoni, które łagodną falą sunęło wzdłuż ramienia. W całkowitej ciszy doszli do jego domu, spokojnie, jakby nigdzie im się nie spieszyło otworzył zamek, drzwi… Nie zdążyła ściągnąć drugiego buta, gdy wyczuła jego milczącą obecność za swoimi plecami. Pierwszy dreszcz dzisiejszego wieczoru przebiegł błyskawicznie przez jej kręgosłup.
Czekał.
Milczał.
Odstawiła przemoczone buty pod ścianę i odwróciła się do niego.
Oczy Sasuke połyskiwały w mroku korytarza jak dwie żarówki, a cała jego postać zdawała się być w gotowości do skoku. W niespodziewanym odruchu, jakby ktoś ją potraktował impulsem elektrycznym wykonała szybki ruch i już sekundę potem obejmowała go ciasno w pasie, przyciskając policzek do jego piersi. Słyszała mocny, równy rytm jego serca. Dłonie Sasuke niemal nabożnie przesunęły się po jej głowie, zsunęły kaptur, przebiegły po włosach, aż ujęły twarz.
- Sakura… – wyszeptał chrapliwie, ustami dotykając jej skroni.
Serce fiknęło jej w piersi.
Nie. To tylko dreszcz.
Zimno jej.
Wcale nie. Gorąco jej.
Chce.
Pragnie.
Kocha.
Stanęła na palcach, sięgając jego ust. Ich gorące oddechy splatały się ze sobą w łagodnych muśnięciach warg. Zacisnął palce na jej włosach, dotykając ich ustami. Pociągnął ją za sobą w kierunku schodów.
Jeżeli tak się czuje człowiek na haju, to jest to najlepsze uczucie na świecie. Mimo że plączą ci się nogi, mimo że plączą ci się myśli… Jesteś. Czujesz.
Rozsunął zamek bluzy, zsuwając ją z jej ramion. Materiał opadł na podłogę jego pokoju. Po chwili dołączyła tam i jej torebka. Muskał palcami jej ramiona, szyję. Dotykał obojczyków i włosów, przesuwał opuszkami po wrażliwych wargach.
Spragniona.
Coraz bardziej spragniona.
Drżąca. Pragnąca. Chcąca. Zdecydowana.
Chodź.
Bo chcę. Właśnie teraz. Właśnie tu. Właśnie z tobą.
Oddała powolny, pełen smakowania pocałunek, czując, że drży. Nie było jej zimno. Chciała czuć. Być. Blisko. Najbliżej. Dotyk, który czuła, nie był już wystarczający. Smak, który czuła już nie mógł nasycić. Zapach był zbyt delikatny. Chciała bardziej. Mocniej. Wszystko bardziej i mocniej.
Wsunęła dłonie pod jego mokry podkoszulek, muskając dłońmi miękką skórę brzucha. Krzywiznę mięśni, bioder, linię spodni. Nic nie mówił, nic nie robił, jego uścisk się wzmocnił, a ona badała chłodną skórę, linię kręgosłupa i plecy.
Ciało Sakury przeszedł niespodziewany prąd, gdy jego dłonie zakradły się pod jej własną bluzkę i łagodnie dotykały szorstkimi palcami jej ciało. W górę, w dół, w bok, obierając zmysły.
Jeden guzik.
Drugi.
Trzeci.
Czwarty.
Zimno.
Piąty.
Szósty.
Gorąco.
Pociągnął ją za sobą, łapczywie chwytając jej wargi. Na jego kolanach przywarła do niego, wciągnęła zapach jego szyi, włosów. Tak pachniał mężczyzna. Jej mężczyzna.
Dłonie Sasuke zsuwały materiał cienkiej bluzki, usta znaczyły ścieżkę na drżącym ramieniu. Jego własnej bluzki już nie było. Ściągnęła ją? Teraz? Przedtem? Palcami sunęła po jego ciele, wszystkich załamaniach i nierównościach. Nastoletnia szczupłość powoli zmieniała się w określoną sylwetkę mężczyzny. Szerokie ramiona, mocne, umięśnione ręce…
Pocałowała go raz. Drugi. Trzeci. Pochwycił jej wargę, ssąc ją przez moment, po czym sam ją pocałował, jeden raz, dwa, trzy. Przeciągnęła palcami po jego torsie, brzuchu, ścieżce ciemnych włosów niknących za spodniami. Jego mięśnia napinały się pod tym dotykiem, oddech stawał się cięższy.
Chyba pragnęła go do szaleństwa.
Z cichym pomrukiem, przesunął językiem po jej szyi, uchu. Wprawne dłonie odpięły zapięcie stanika.
Zadrżała. Jej oddech przyspieszył, przycisnęła łokcie do siebie. Place Sasuke uspokajająco przesunęły się po jej kręgosłupie, sprawiając, że mało nie jęknęła. Wróciły w górę, musnęły łopatki…
- Nie wstydź się - zachrypiał jej cicho do ucha, zsuwając ramiączka biustonosza z jej barków.
Słodka Kami, nie wiedział, że gdy to robi, jej ciało jest jedną drżącą struną? Że całe pragnienia spływa w dół jej ciała?
- Nie mnie…
Łagodnie wsunął dłonie pod jej łokcie, jego głowa powędrowała w dół, ręka odrzuciła biustonosz w głąb pokoju.
Och bogowie.
Zacisnęła palce na jego włosach, przyciskając do nich policzek. Uchiha, bądź przeklęty razem ze swoimi ustami, językiem… Och rany… Place musnęły linie żeber, miękką skórę brzucha, chwyciły zapięcie spodni. Uniósł głowę i wpił się w jej usta chciwie, nie pozwalając na jakiekolwiek zawstydzenia, szybkim ruchem pokonując zapięcie, gładko zsuwając materiał spodni.
Jak to się stało, że leżała na łóżku, nie pamiętała. Nagle po prostu chłodny materiał dotykał jej pleców, jego usta sunęły po szyi, zęby szczypały skórę, palce muskały boki, piersi… A jej własne dłonie walczyły z paskiem jego spodni. Bardzo skutecznie zresztą. Nie zdążył wyplatać się z nogawek spodni, gdy miękko przesunęła palcami po jego podbrzuszu i niżej, po twardości za materiałem bokserek. Sapnął do jej ucha, a całe jego ciało napięło się konwulsyjnie.
O rany, o rany. Nie wierząc we własną śmiałość, czując palące rumieńce na policzkach wsunęła dłoń za materiał. Słodka Kami, jęknął jej zduszonym głosem do ucha, a ona sama drżała nie gorzej niż liść na wietrze.
Ta cholerna ciekawość… Była… Była… Nie pamiętała jaka była. Postarał się o to, by zapomniała. Całował ją namiętnie, łapczywie, z głodem. Wyraźnym pragnieniem, który pozbawiał stopniowo wszelkich hamulców. A ona tego chciała. Chciała do utraty tchu. Z nim.
Zacisnęła dłoń, a on syknął cicho, odrywając się od niej. Pewna, władcza dłoń Sasuke zsunęła się w dół, miękkie usta dotykały szyi. Przebiegł palcami po brzuchu, zahaczył o kość biodrową i niżej, niżej. Delikatnie musnął ją palcami z mrocznym głodem w oczach patrząc prosto w jej oczy, które wolno zasnuwały się mgłą. Składając palące pocałunki na ramionach i dekolcie, pozbawił ją resztek bielizny. I dotknął. Sprawiając, że sama nie wiedziała, czy czuję się bardziej zawstydzona, czy pragnie więcej.
- Jesteś idealna – wychrypiał do jej ucha, przygryzając je. Zacisnęła wargi, czując jak ciężar jego ciała przyciska ją do posłania. – A ja? Chcesz mnie? – spytał niskim, chrypiącym głosem, sunąc ustami po jej szczęce, jego dłonie muskały otaczające go uda. – Powiedz, czy mnie chcesz. Chcę to usłyszeć – ponaglił niecierpliwe, drażniąco muskając jej usta.
- Sasuke… - wyszeptała, czując, że nie może pozbierać myśli, nie da rady wyrazić tego, co czuje.
- Powiedz. Chcę wiedzieć, że mnie chcesz. Że mnie pragniesz. Tylko mnie – zassał jej dolną wargę, po czym oparł czoło o jej czoło.
- Powiedz, Sakura – wychrypiał, patrząc w jej oczy nieustępliwie. – Powiedz mi.
- Chcę – przywarła go jego ust. – Chcę cię – pocałowała go ponownie. – Czujesz, że cię pragnę, Sasuke…
Jego oddech stał się płytki, chrapliwy, plecy pod jej dłońmi napięły się gwałtownie.
- Moja – wymruczał jej do ucha. – Moja…
Zassał skórę za jej uchem. Tylko jego. Zawsze jego. Nikogo innego. Dopilnuje tego. Tylko i wyłącznie jego. Cała. Uczyni ją swoją. Będzie jego… Jest jego…
- Sasuke…
Zadrżała tak silnie, że udzieliło się to także jemu. Dygotał oddychając chrapliwie w jej ramię. Popchnął ją poza myśli i słowa, w inną przestrzeń, daleko stąd. I tam ją odnalazł. W niezdefiniowanym miejscu, gdzie łączą się ludzkie serca i dusze, gdzie osiąga się zespolenie absolutne.
Jęk.
Ruch.
Szelest pościeli.
Pot.
Westchnienia.
Pożądanie
Gdzie dwoje ludzi styka się ze sobą na gruncie pozazmysłowym…
Gorąc.
Pospieszny pocałunek.
Skrzyp łóżka.
Dotyk.
Rozkosz.
Gdzie są obnażeni z masek i przyziemności…
Niecierpliwe ruchy.
Pragnąć wciąż więcej i więcej.
Zagryzione wargi.
Zduszone jęki.
Paznokcie raniące plecy.
Pragnienie.
To tam, mogą zetknąć się serca. To tam, mogą dotknąć się same dusze. To tam, mogą zespolić się w jedno całkowite. Jedno niepodważalne. Jedno nierozerwalne.
Okrzyk.
Szelest.
Bicie serce.
Dum dum!
I spełnienie. Jak huk tysięcy wodospadów. Jak siła spadającej masy wody.
Jedność absolutna.
O tak, do piosenki RED(kocham ich) to pasuje fenomenalnie <3 Bodajże rok temu to czytałam, a dalej pamiętam tę niesamowitą jednopartówkę. Z chęcią do niej wracam. Po prostu to jest prawdziwy talent;)
OdpowiedzUsuńFenomen wśród opowiadań. Wspaniała! Genialna!
OdpowiedzUsuńFenomenalna, naprawdę.